DarkCherryMocha - hehe, rozumiem, że moje wzmianki mogły zabrzmieć zabawnie, ale tak ot co- jest i już
![]()
bo często się zastanawiałam, czy ze mną wszystko w porządku.
AnabelLee - więc ze mną było to tak... Wychodziłam z gim- ważyłam 67kg. Nadwaga, okropna, a ze mnie wielka kula. Potem, zmieniło diametralnie wszystko. Schudłam ot co- w ciągu 2lat 10kg- ale to za sprawą 'zdrowego przypadku', zapewne po tym, że nikt po gim mojego dupska do szkoły nie dowoził, a ja dziennie musiałam pokonywać km pieszo
![]()
Zaczęło się od 'szczenięcego zauroczenia'. Byłam z 'gówniarzem', który był za mną, ale oczy pociągały go nie w tą stronę, gdzie trzeba, czyli spódniczki innych dziewcząt, dekolty, etc. Widziałam, że cholernie tego szczeniaka jarały strony www z szczupłymi lalusiami wywijającymi dupami ledwo zakrytymi szmatą, a wiadomo- w tym okresie moja sylwetka nie była idealna, zaczęłam się siebie wstydzić. I to na masę. Znienawidziłam siebie, własne ciało, które jeszcze wtedy do niedawna akceptowałam takim, jakie było. Lustro stało się moją obsesją. Rzuciłam partacza, znienawidziłam typków takich jak on, zyskałam obrzydzenia. Następnie LO [koleje losu działy się w tym samym czasie]... , rygorystyczne zachowania nauczycieli. Elitarna szkoła- wykańczała psychicznie. 'Elitarna', w sumie max 300-350uczniów, każdy siebie znał. Mnie gnębili za 'inny wygląd', tzn za liczny piercing, ubrania wg nich niczym z horroru, niczym 'menel', satanista, diabeł -____-", moje fryzury. Tym samym chcieli mnie po prostu 'zgnieść jak robaka'. TYLKO i wyłącznie przez wygląd, a powodem oficjalnym 'gniecenia' mnie było NIBY -wagarowanie, co dziwne kumpele miały więcej opuszczonych godzin- wszystko im na gładko uchodziło. Mi niestety nie. Ale pomijając ten wątek. Cholernie mi się te sprawy odbiły na psychice... Zaczęło się głowodanie- odmawianie sobie pod wpływem stresu śniadań w szkole, a potem rzucanie się z głodu na domowe obiady mamy, które słyną z zawiesistych sosów, ziemiaków, pieczonego mięsa, tłustych zup. Żarłam to na masę, aż do wypełnienia, kiedy to mój żołądek pękał w szwach, dochodziło do kompulsów. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, jak TO się nazywa. Wymiotowałam. Pierwej od czasu do czasu- potem codziennie. Tak to się zaczęło- stałam się bulimiczką z typu przeczyszczającego. Nie mówiłam o tym nikomu, tylko ja + kibel. Wtedy to było wg mnie najlepsze rozwiązanie. Żarcie na masę, potem 'randka' z klozetem... Potem, po jakimś długim X czasie zapoznałam mojego teraźniejszego Partnera. Zanim o moim problemie mu powiedziałam , minęło sporo czasu. Ale nie zawiodłam się, pomógł mi. Cholernie mi pomógł oraz pomaga. To Najważniejsze
![]()
Zatem- bulimia wykończyła mnie nie tylko fizycznie [mam teraz refluxy, zgagę, trudne zaparcia...], ale także psychicznie. Od tego czasu- zdązyłam zmienić szkołę, wtopić się w inne tłumy. Jest w porządku
![]()
Za sprawą Partnera mam siły na każdy kolejny dzień, to jest wręcz wspaniałe. Oczywiście, każdy ma chwile załamania, także je mam. Czasami czuję, że nie wytrzymam, że nawrót choroby jest bliski [mam świadomośc, że bulimia zawsze będzie ze mną...], ale wtedy szukam rozwiązań. taka 'krótka' opowieść z mojej strony ^^" wyczerpujące i nudzące.