Temat: klasa maturalna stres

Witajcie jestem w klasie maturalnej i mam dość. Nauka do rozszerzeń, do podstawowej matmy i jeszcze robienie prawka, jutro studniówka. Tak bym chciała, aby ten rok szkolny juz sie skonczyl. Boje sie, ze nie zdam matury z matmy i nie dostane sie na moje wymarzone prawo i nie zostane prokuratorem. Ucze sie ile moge, ale mam juz dosyc, a czas tylko mi sie strasznie dluzy. Jak wy przygotowywałyscie się do matury z matmy i historii?

skup się na bieżących celach, a nie myśl.co będzie, a zwłaszcza co będzie gdy....... Realizuj po kolei i celami i nie myśl za dużo.  Grudzień i styczeń są najbardziej depresyjnym miesiącami, zrobi się ciepłej, będzie lepiej :) Pewnie jesteś po prostu przemęczona.

Zdać to napewno zdasz, jeśli masz takie aspiracje to rozumiem,że się dobrze uczysz, więc nie ma bata żeby matury nie zdać. Problem to tylko zdać tak żeby wystarczyło na te studia wymarzone, ale to też nie jest tak,że jak raz się nie uda to jest koniec, dużo osób poprawia maturę, jak się jednego roku nie uda. Nie mówię,że będziesz musiała poprawiać, ale uważam,że taka możliwość to już trochę mniej stresu. 

Pasek wagi

Nie chce być pesymistką ale jeśli 4 miesiące przed maturą już nie masz siły to szanse na dostanie się na prawo (mam na myśli jakąś porządną uczelnię a nie “wyższą szkołę przesuwania fajerek”) masz małe szanse. 
połowa miejsc na studia dzienne jest z góry zajęta przez olimpijczyków. Żeby się dostać na dzienne studia trzeba mieć rozszerzona maturę zdaną ze wszystkiego na ponad 95%. Moja córka w ub roku miała ponad 90% i na dzienne się nie dostała. Jest na zaocznych i uczy się tyle że prawie jej nie widać w domu. 

Pasek wagi

A ja powiem tak: wolałabym zdawać jeszcze raz wszystkie sesje na studiach (też prawo studiowałam), niż maturę. Nie wiem dlaczego, ale strasznie dużo mnie to nerwów i stresu kosztowało. Na studiach jakoś się w to wchodziło stopniowo, człowiek się przyzwyczajał. W pierwszej zimowej sesji było niewiele przedmiotów, często jak się chodziło na ćwiczenia i pozaliczało wszystkie kolokwia to się miało dodatkowe punkty do egzaminów. W letniej potem trochę więcej przedmiotów, ale też w miarę spokojnie. Dalej się zaczynały schody, ale też nie było takiej presji jak w liceum. Były poprawki, często nawet jak się nie zdało jednego przedmiotu, można było zacząć kolejny rok i tylko powtarzać ten jeden przedmiot. Nawet jakby ktoś już zawalił rok, to dało się to potem nadgonić. Ludzie też byli dojrzalsi, nikt nikomu w indeks nie zaglądał, każdy się przejmował sobą. W liceum "gra o wszystko" i ciągle dramy. Bo jakby się człowiek nie dostał na te wymarzone studia, to już był rok w plecy. Z perspektywy takiego 18-19 latka, rok to cała wieczność. Ludzie w klasie się nakręcali, ciągle się ze sobą porównywali, też porównywali się między klasami, między szkołami. Pamiętam te wydruki z rankingów, to porównywanie jakie były progi, ile osób się od "nas" dostało w zeszłym roku, jak rodzice dokładali mniej lub bardziej świadomie do pieca. Potem dochodziło do patologicznej sytuacji, kiedy nawet będąc już olimpijczykiem i mając zagwarantowamy indeks, nie dało się zaznać spokoju, bo człowiek się wkręcał w jakąś chorą rywalizację o to kto będzie wyżej na liście. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie potem na studiach (uwaga spoiler: nie miało). Pamiętam, że co roku nauczyciele zapraszali absolwentów z poprzednich lat, żeby nam coś opowiedzieli o samych studiach, dali jakieś rady odnośnie nauki do matury. Śmiać mi się z perspektywy czasu chce, bo wtedy się do tego podchodziło z nabożną czcią, jakby jacyś celebryci przyjechali. Po czym pół roku później i się z tymi ludźmi siedziało w ławce na zajęciach, albo piło piwo w piątkowy wieczór. Na studiach człowiek też uczył się planować jakoś swój czas. Raz nabrał sobie w sesji za dużo przedmiotów, to potem już tego błędu nie popełnił i starał się równomiernie to sobie rozkładać. W klasie maturalnej się było raz, bez możliwości skorygowania swoich błędów i bez czasu na refleksję, że życie się dopiero zaczyna, nie trzeba sobie brać na głowę na raz wszystkiego co się tylko da. 



chcesz iść na prawo, szczerze radzę wybrać studia zaoczne i od razu pracę w zawodzie lub jakoś związana z zawodem  , inaczej te studia przez cały okres ich trwania nie mają sensu 

przy studiach zaocznych żadne progi nie są konieczne wystarczy po prostu zdana matura , jeśli chodzi o uczelnie znam mnóstwo ludzi którzy pokończyli byle jakie prywatne uczelnie , zdobyli tytuł mgr prawa np w 3 lata i świetnie sobie radzą

Wilena napisał(a):

A ja powiem tak: wolałabym zdawać jeszcze raz wszystkie sesje na studiach (też prawo studiowałam), niż maturę. Nie wiem dlaczego, ale strasznie dużo mnie to nerwów i stresu kosztowało. Na studiach jakoś się w to wchodziło stopniowo, człowiek się przyzwyczajał. W pierwszej zimowej sesji było niewiele przedmiotów, często jak się chodziło na ćwiczenia i pozaliczało wszystkie kolokwia to się miało dodatkowe punkty do egzaminów. W letniej potem trochę więcej przedmiotów, ale też w miarę spokojnie. Dalej się zaczynały schody, ale też nie było takiej presji jak w liceum. Były poprawki, często nawet jak się nie zdało jednego przedmiotu, można było zacząć kolejny rok i tylko powtarzać ten jeden przedmiot. Nawet jakby ktoś już zawalił rok, to dało się to potem nadgonić. Ludzie też byli dojrzalsi, nikt nikomu w indeks nie zaglądał, każdy się przejmował sobą. W liceum "gra o wszystko" i ciągle dramy. Bo jakby się człowiek nie dostał na te wymarzone studia, to już był rok w plecy. Z perspektywy takiego 18-19 latka, rok to cała wieczność. Ludzie w klasie się nakręcali, ciągle się ze sobą porównywali, też porównywali się między klasami, między szkołami. Pamiętam te wydruki z rankingów, to porównywanie jakie były progi, ile osób się od "nas" dostało w zeszłym roku, jak rodzice dokładali mniej lub bardziej świadomie do pieca. Potem dochodziło do patologicznej sytuacji, kiedy nawet będąc już olimpijczykiem i mając zagwarantowamy indeks, nie dało się zaznać spokoju, bo człowiek się wkręcał w jakąś chorą rywalizację o to kto będzie wyżej na liście. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie potem na studiach (uwaga spoiler: nie miało). Pamiętam, że co roku nauczyciele zapraszali absolwentów z poprzednich lat, żeby nam coś opowiedzieli o samych studiach, dali jakieś rady odnośnie nauki do matury. Śmiać mi się z perspektywy czasu chce, bo wtedy się do tego podchodziło z nabożną czcią, jakby jacyś celebryci przyjechali. Po czym pół roku później i się z tymi ludźmi siedziało w ławce na zajęciach, albo piło piwo w piątkowy wieczór. Na studiach człowiek też uczył się planować jakoś swój czas. Raz nabrał sobie w sesji za dużo przedmiotów, to potem już tego błędu nie popełnił i starał się równomiernie to sobie rozkładać. W klasie maturalnej się było raz, bez możliwości skorygowania swoich błędów i bez czasu na refleksję, że życie się dopiero zaczyna, nie trzeba sobie brać na głowę na raz wszystkiego co się tylko da. 

o to, to właśnie

ci prawda nie studiowałam prawa, ale każdy egzamin z chęcią przeszlabym raz jeszcze zamiast tej jednej matury

do dzisiaj mi się śni jako koszmar

nie wszystkie te egzaminy,zaliczenia, nawet z logiki! nie obrona pracy magisterskiej, tylko właśnie głupia matura... 

duzo ludzi moiw, ze zeby byc na prawie to trzeba byc odpornym na stres, jako prokurator tym bardziej. I ja sie boje ze nie podolam. Ale nie ma zbytnio innych kierunkow oplacalnych dla humanistów.Myslalam nad dziennikarstwem, moze filologią szwedzką. Nie wiem juz co robic :(

insearchingofpeace napisał(a):

duzo ludzi moiw, ze zeby byc na prawie to trzeba byc odpornym na stres, jako prokurator tym bardziej. I ja sie boje ze nie podolam. Ale nie ma zbytnio innych kierunkow oplacalnych dla humanistów.Myslalam nad dziennikarstwem, moze filologią szwedzką. Nie wiem juz co robic :(

Złożyć papiery możesz w kilka miejsc. Skoro nie masz jakiegoś wymarzonego i kilka Ci podchodzi, to może los zadecyduje. Ja chciałam się dostać na dwa różne kierunki na dwóch różnych uczelniach. Na jeden się nie dostałam, za to dostałam się na ten drugi (akurat ten co był moim pierwszym wyborem). Po roku i tak przeniosłam się na jeszcze coś innego (o czym nigdy wcześniej nie myślałam) i to jest moim zawodem wyuczonym i jedynym w jakim pracowałam, także życie pisze różne scenariusze. Ja na etapie matury nie do końca miałam sprecyzowane co chcę w życiu robić. Byłam dobra z matmy więc wybrałam dwa kierunki matematyczne (matematyka i informatyka matematyczna (na nią się dostałam, ale po roku wiedziałam, że to nie jest to co chcę robić) i w końcu skończyłam budownictwo :P więc zupełnie inna bajka).

Pasek wagi

Karolka_83 napisał(a):

insearchingofpeace napisał(a):

duzo ludzi moiw, ze zeby byc na prawie to trzeba byc odpornym na stres, jako prokurator tym bardziej. I ja sie boje ze nie podolam. Ale nie ma zbytnio innych kierunkow oplacalnych dla humanistów.Myslalam nad dziennikarstwem, moze filologią szwedzką. Nie wiem juz co robic :(

Złożyć papiery możesz w kilka miejsc. Skoro nie masz jakiegoś wymarzonego i kilka Ci podchodzi, to może los zadecyduje. Ja chciałam się dostać na dwa różne kierunki na dwóch różnych uczelniach. Na jeden się nie dostałam, za to dostałam się na ten drugi (akurat ten co był moim pierwszym wyborem). Po roku i tak przeniosłam się na jeszcze coś innego (o czym nigdy wcześniej nie myślałam) i to jest moim zawodem wyuczonym i jedynym w jakim pracowałam, także życie pisze różne scenariusze. Ja na etapie matury nie do końca miałam sprecyzowane co chcę w życiu robić. Byłam dobra z matmy więc wybrałam dwa kierunki matematyczne (matematyka i informatyka matematyczna (na nią się dostałam, ale po roku wiedziałam, że to nie jest to co chcę robić) i w końcu skończyłam budownictwo :P więc zupełnie inna bajka).

wie Pani, ja rok temu wygralam taki konkurs historyczny i mam indeks na wszystkie kierunki na wydziale humanistycznym i spolecznym na UMK W Toruniu. Problem taki, że Toruń jest bardzo daleko :(

insearchingofpeace napisał(a):

duzo ludzi moiw, ze zeby byc na prawie to trzeba byc odpornym na stres, jako prokurator tym bardziej. I ja sie boje ze nie podolam. Ale nie ma zbytnio innych kierunkow oplacalnych dla humanistów.Myslalam nad dziennikarstwem, moze filologią szwedzką. Nie wiem juz co robic :(

prawo nie jest dla humanistów 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.