Temat: wesele - dojazd - osoba towarzysząca

Zaznaczam ,że jest to luźny temat ale chciałabym poznać Wasze zdanie.  Nie mówię o przypadkach kiedy idzie się z chłopakiem/dziewczyną/przyjacielem/przyjaciółką ( bo zakładam ,że wtedy wychodzi to jakoś bardziej naturalnie) tylko o przypadkach kiedy bierzemy na wesele kogoś kogo mało znamy. 

Według Was jak to jest wtedy z dojazdem do kościoła i z wesela? Z kościoła na wesele jest autobus przykładowo. Czy ja jako osoba zapraszająca powinnam zapewnić transport osobie towarzyszącej również do kościoła? Co jeśli kościół jest blisko? Czy oczywiste jest,że w takiej sytuacji ja płacę za taksówkę powrotną? Proszę o wyrażenie swojej opinii. Jak postępowałyście kiedy zapraszałyście i jak postępowano z Wami kiedy byłyście zapraszane. Jestem bardzo ciekawa.

Pasek wagi

Klaudia, nietaktowne zachowanie wcale nie musi wynikać z chamstwa stosowanego z premedytacją, a po prostu z braku swiadomości. I naprawdę wierzę, że to jest znacznie cześciej wystepujące. 

Annne17 napisał(a):

Klaudia, wyrwany z kontekstu fragment nie spełnia podstawowych cech chamstwa. Gdyby tak na to spojrzeć,  osoba domagająca się czegoś od innych też jest jest chamem, bo myśli tylko o sobie :)

No pewnie ,ze osoba domagająca się czegoś jest chamem. My się niczego nie domagałyśmy tylko oczekiwałyśmy stosownego zachowania w taki sam sposób jak my traktujemy swoich gości. Fragment nie jest wyrwany z kontekstu...A jak ktoś się schleje i zaśnie w zupie to nie jest chamem?Albo jak przyjdzie ubrany jak wieśniak na wesele? bo podany przez Ciebie fragment o tym nie świadczy. Miał tak blisko a się spóźnił , dla mnie zwykłe chamstwo,żeby dziewczyna musiała czekać na faceta. Interptetuj to jak chcesz,dla mnie można być chamem i prostakiem nie będąc agresywnym i wulgarnym.

Pasek wagi

Tak to sobie interpretuję: 

Jest chłopak 28 lat i zaprasza znajomą 30 lat z tej samej miejscowości na wesele. Z kościoła jest dowóz na wesele autobusem, więc chłopak  swojego auta  nie rusza bo po weselu nikt rozsądny "pod wpływem" za kierownicę nie siądzie. Oboje mają do kościoła "rzut beretem". Dziewczyna pójdzie się wybawić całą noc - wypije, zje, potańczy " za friko" bo została zaproszona. Ale tego to trochę mało, bo jeszcze jej się transport należy. Z wdzięczności za samo zaproszenie, bez transportu, dostaje etykietkę chama.

Wilena napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Wilena napisał(a):

Gdybym nie była w stanie przejść 20 minut w szpilkach to bym ich nie zakładała i jednak wybrałabym albo płaskie buty, albo coś na minimalnym obcasie (alternatywnie zabrałabym po prostu większą torebkę i buty na przebranie). Moim zdaniem nie ma nic gorszego (na poziomie problemów pierwszego świata) niż kobieta, która chciała się pokazać i wystroić, a potem jęczy po kwadransie spaceru że ją nogi bolą, albo kuśtyka. A facetowi się nie dziwię - zaproponował, że przyjdzie po dziewczynę - czyli zachował się jak najbardziej miło. A że nie wpadł na to, że dziewczyna z tych jęczących? - chyba nie jego wina. 
Ja sobie nie wyobrażam śmigać w weselnym stroju na pieszo. Można się spocic, zwłaszcza przy tej pogodzie, uhrudzic, zakurzyc buty, czy nawet nogi jak ktoś jest w sandalkach. Moim zdaniem zapraszając kogoś na wesele, należy zapewnić transport zarówno do kościoła jak i na salę. 
Przeglądając ten temat stwierdzam, że powinnam być super wdzięczna losowi. Potrafię przejść kawałek w szpilkach. Nie mam problemów z nadmierną potliwością. Udało mi się na tyle dobrze dobrać sobie kosmetyki i na tyle przyzwoicie wykonywać makijaż, że nie spływa mi on po kwadransie spaceru. I mieszkam w mieście, które chociaż najczystsze nie jest to pozwala na to, żeby po dwudziestu minutach spaceru nie wyglądać jak ofiara burzy piaskowej. A tak poważnie i bez złośliwości - ja rozumiem, że gorąco, parno, duszno i tak dalej. Ale bez przesady. Jeżeli po dwudziestu minutach jesteście przepocone na tyle, że powoduje to dyskomfort to może warto przebadać hormony i zastanowić się czy zdrowotnie wszystko ok? Bo nie wiem - do pracy podjeżdżacie pod same drzwi? Pytam, bo u mnie mało kto tak robi (praca w ścisłym centrum, samochód trzeba często zostawić parę ulic dalej i przejść - gdzie większość kobiet ma buty na obcasie, a facetów marynarkę na grzbiecie) - a nikt nie przychodzi upocony, nieświeży, zakurzony, ani ze spływającym makijażem, więc jakoś sobie jednak ludzie dają radę w życiu? 

Ja nigdy nie miałam problemów z potliwoscia i nie rozumiałam jak to jest ze człowiek jest mokry aż nie zaszlam w ciążę. Teraz poce się od wszystkiego, nawet od nic nierobienia i modlę się, aby po porodzie mi to przeszło. Natomiast zawsze miałam problem z potliwoscia twarzy, czy to w makijażu, czy też bez makijażu, a hormony miałam w normie. Poza tym, pomijając już wszystko, niezależnie od tego, gdzie kogoś zapraszam, staram się zadbać o komfort tej osoby, a dla mnie nie jest komfortowe paradowanie w stroju weselnym do Kościoła, może trzymanie kiecki, bo wiatr podwiewa. I tu nie ma nic do rzeczy, czy lubię czy też nie lubię chodzić. Jeśli komuś to nie przeszkadza, to spoko. Ale ja bym nie poszła na miejscu tej dziewczyny, skoro "gospodarz" nie chce o mnie zadbać. 

KlaudiaGriffin napisał(a):

roogirl napisał(a):

Moim zdaniem powinno się pokryć koszty dojazdu, zwłaszcza jeśli kościół jest daleko. Jeśli kościół jest blisko to chyba nie problem dojść?
W zasadzie to wygląda tak ,że chłopak ma kościół 10minut drogi od niego, dziewczyna 20minut. Chłopak zaprasza dziewczyne, a dziewczyna jest na szpilkach :D Wesele natomiast jest daleko, i powrót to już koniecznie autem/taksówką

Nie raz bylam.w takiej sytuacji i zawsze dany chlopak podjezdzal po mnie ze swoim kierowca -kolega i pozniej (po calej imprezie) po nas przyjezdzal.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.