Temat: Pierwsza randka - stres związany z płaceniem

Hej ;)

Chciałam Was zapytać o wspomnienia z pierwszej randki. Zakładając, że zaprosił Was na kawę/ kolację czy np pizzę. Czy nie była to dla Was stresująca sytuacja? Chodzi mi o moment zapłaty. Czekałyście, aż za Was zapłaci czy np od razu poprosiłyście o podanie kwoty i płaciliście np na pół?

Powiem szczerze, że myślenie o tym spędza mi sen z powiek. Z jednej strony wolałabym od razu powiedzieć kelnerowi, żeby rozdzielił rachunki to sprawa byłaby czysta. Z drugiej strony, nie wiadomo jak zareaguje na to facet : jeden poczuje się urażony, bo np powie, że on zaprasza, to on stawia. Drugi może sie oburzyć, że wymagamy od niego, by za nas zapłacił.

Co myślicie o tym, żeby przed sama randką zaznaczyć, że zgadzacie się na kolację, ale płacicie za siebie?

Jak to było u Was?

Mnie to nigdy nie stresowało. Zawsze, ale to zawsze zakładałam że zapłacę. Jeśli mnie facet powstrzyma - OK, nie będę się kłóciła (żaden nie czuł się nigdy urażony tym, że chciałam płacić za siebie) jeśli płacimy na pół też OK

jak przychodzi kelner z rachunkiem to zabieram się za płacenie- wyciągam portfel, chcę zoaczyc rachunek. Facet ma w tym czasie jakieś 10 sekund żeby powiedzieć ze to on płaci - wtedy uśmiecham się i dziękuje za kawę/ obiad. Jak nie to sama płace za siebie (!!) i obserwuję co się dzieje przy innych okazjach. 

Pasek wagi

Dla mnie dziwna rozkmina... Jesli zaprosił, to powinien zapłacić. I to nie chodzi o to, że facet. Jeśli kogoś zapraszam do siebie do domu na obiad, kolacje, kawę, to podaję to gościom nie oczekując że ktoś mi za to zapłaci czy przyniesie kawał karkowy ze sobą. Tak samo jeśli zapraszam koleżankę, kolegę czy kogokolwiek do knajpy, to również ja płacę bo ja zaprosiłam. Co innego gdyby to nie było zaproszenie, tylko na zasadzie "może coś zjemy". 

Owszem, ale na tej samej zasadzie kiedy do kogoś przychodzisz, to może nie przynosisz karkówki, ale wino czy ciastko. Zapraszający zaprasza i płaci, a ty oferujesz udział w kosztach, to taki taniec, który sprawia, że obdarowujący czuje się zauważony i doceniony (a nie na zasadzie kobiecie się obiad należy i już), a obdarowana może pokazać, że nie jest pasożytem. Win-win.

Za mnie zawsze płacili, a gdy wyrażałam jakikolwiek sprzeciw, to się oburzali. W każdym razie najlepiej zamówić coś niedrogiego na wszelki wypadek, żeby nie pomyślał, że przyszłaś się nażreć za jego pieniądze, a jak będzie koniecznie chciał zapłacić, to mu pozwól i tyle.

Zawsze starałam się płacić za siebie. Na to jak potem układała się relacja nie  miało wpływu poczucie wdzięczności bo nie musiałam się do niej poczuwać.

Czas randkowania mam za sobą. Od lat tylko z mężem. Ale dla mnie normą było, ze facet zaprosil to on płaci. Choć mialam dwie sytuacje beznadziejne. Jeden chłopak strasznie długo mnie na randke zapraszał. Zgodzilam sie serio z litosci. Zaprosil do kina na konkretny film. Czekal tam juz na mnie z kwiatkiem. Wzielam, podziekowalam i pytam która sala. A on, ze trzeba bilety kupic. I byl przygotowany doslownie na jeden bilet! Stalam jak wryta jak zaczął po kieszeniach monet szukac. Żenada. W koncu wyciagnelam pamietam 10zl i pytam czy teraz starczy. Od poczatku randki wiedzialam ze kolejnej nie bedzie. 

Jeszcze innym razem chlopak namawial mnie tez na spotkanie. Wymyslal cuda ale ze wszystkich propozycji zgodzilam sie wyjsc na piwo. I co? Ja zamowilam piwo, a on nic!! Potem za nie zaplacilam bo dla niego to oczywiste. Przecież on nie pil. Myślał,  ze pojdziemy do klubu na piwo bez zamówienia czegokolwiek... kto takie ciapy potem bierze... 

W Twojej sytuacji oczekiwalabym ze zaplaci skoro zaprosil. Chyba ze wydajesz ze to nie randka tylko spotkanie to przy rachunku mozess zaproponować, ze sie dorzucisz

Pasek wagi

Ja na pierwszą randkę preferowalam jakąś kawę i bez wyrzutów sumienia dawalam facetowi zapłacić te 10-15 zł. Jeśli chodzi o obiad to bym pewnie zaproponowała ale bez przepychanek

Każda z Was ma racje, i chyba wszystko zależy też od kontrektnej sytuacji.

Annne17 - tez mi sie to podoba, i chyba wlasnie o to mi chodzi, zeby ani ja, ani on nie czul sie zobowiazany, bo zaplacil. 

Randki randkami, ale wlasne poczucie komfortu jest wazniejsze. Czulabym wtedy, ze sie w ten sposob do czegos zobowiazuje. Nie tam od razu do seksu, tylko tak po prostu. A takto kilka kolezenskich randek, bez zobowiazan, a pozniej czas pokaze ;)

polihymnia napisał(a):

Ja na pierwszą randkę preferowalam jakąś kawę i bez wyrzutów sumienia dawalam facetowi zapłacić te 10-15 zł. Jeśli chodzi o obiad to bym pewnie zaproponowała ale bez przepychanek

A w tym wypadku to prawda, troche az sie dziwnie narzucac o dyche :p

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.