Temat: Jedzenie w domu i w knajpie

Kiedyś w serialu "Świat według Bundych" Peggy powiedziała, że gdybyśmy gotowały w domu smacznie to faceci nie chcieliby nas zapraszać do knajp i lepiej w ogóle nie gotować jak chce się wychodzić. Zgadzacie się z tym?

Ja nie gotuję super na pewno, zwykle jedzenie jest mdłe albo niedoprawione, ale zawsze staram się żeby było świeżo - świeżo zrobiona surówka, własnoręcznie przygotowane mięso... w sumie nic wielkiego i mimo, że to często jest niedoprawione i niedosolone to zauważyłam, że mój facet woli jeść moje domowe obiady niż iść na pizzę, do chińczyka albo nawet zamówić kebaba. Jak proponuję żebyśmy zamówili to odpowiada: jak ci się nie chce gotować to zamów. Z resztą jak pójdziemy na taką pizzę to potem oboje żałujemy, bo nas zamula i mamy ochotę iść spać po tych wszystkich tłuszczach trans. To samo z chińczykiem - tak mnie po tym jedzeniu suszy, że nie umiem się napić nawet 5 litrami wody. Lubię tylko kuchnię indyjską, ale ta z kolei pali, a poza tym boję się tam za często chodzić żeby mi się nie znudziło. W sumie jak się na co dzień zdrowo je to człowiek jakiś taki bardziej wrażliwy?

Pasek wagi

adorotaa napisał(a):

Właśnie dziś o tym z mężem gadaliśmy wciągając moje gołąbki, ma szczęście że umiem gotować i nie musimy jeść fast foodów. Do knajpy chodzimy jak są jakieś urodziny i nie chce się gotować. A sztuki gotowania można nauczyć się z internetu, wiele dobrych przepisów tam znalazłam, odkryłam sposoby na doprawianie, na ciasto drożdżowe, pierogi ( których nigdy nie robiłam). Tylko trzeba mieć chęci do eksperymentowania.

nieumiejętność gotowania i chodzenie do knajp mnie oznacza jedzenia fastfoodow;)

Mi się zdarza jeść na mieście bo czasami nawet większe zakupy, pół dnia i nie ma czasu ugotować. Ale wole w domu, może dlatego że mogę policzyć kalorie i nie łamie mi to diety.

A facet i tak narzeka, chociaż moim zdaniem całkiem nieźle gotuje. Zawsze znajdzie jakieś ale 

Pasek wagi

wyjscie do restauracji albo zmowienie na wynos to urozmaicenie raczej niz przymus dla nas :-)

chlopak robi w weekendy super nalesniki na sniadanie a ja obiad. a jesli mamy ochote na wyjscie to idziemy do wloskiej restauracji. na wynos najbardziej lubie tajskie jedzenie albo kebab <3 

Pasek wagi

Ech, sama nie wiem jak czytam te komentarze, czy ludziom zazdrościć, że tak dobrze gotują, że nie widzą potrzeby jedzenia na mieście, czy współczuć, że nigdy nie byli w dobrej knajpie :D

Faktycznie fastfoody czy take away to prawie zawsze rozczarowanie, ale dobra restauracja bije na głowę jedzenie domowe. Nie ma w ogóle porównania.

jurysdykcja napisał(a):

Ech, sama nie wiem jak czytam te komentarze, czy ludziom zazdrościć, że tak dobrze gotują, że nie widzą potrzeby jedzenia na mieście, czy współczuć, że nigdy nie byli w dobrej knajpie :DFaktycznie fastfoody czy take away to prawie zawsze rozczarowanie, ale dobra restauracja bije na głowę jedzenie domowe. Nie ma w ogóle porównania.

Mnie się wydaje, że niektórzy ludzie jedzenie traktują po prostu jak sposób na wypełnienie żołądka i zaspokojenie głodu. I te osoby traktują fine dining czy gwiazdki Michelin jak przerost formy nad treścią, szaleństwo i totalną głupotę, że tyle kasy można wydać na kilka kęsów. A jedzenie może być sztuką jak wiele innych rzeczy. I tak, jak tylko jakiś niewielki procent (albo promil), chodzi do opery/filharmonii/wystawy czy na inne wydarzenia kulturalne, tak pewnie podobna liczba osób doceni dobrą restaurację i nie będzie narzekać, że drogo i mało. W Polsce jest coraz więcej fajnych miejsc z ciekawą ofertą kulinarną i moim zdaniem szkoda pozbawiać siebie takich doświadczeń.

jurysdykcja napisał(a):

Ech, sama nie wiem jak czytam te komentarze, czy ludziom zazdrościć, że tak dobrze gotują, że nie widzą potrzeby jedzenia na mieście, czy współczuć, że nigdy nie byli w dobrej knajpie :D

tu nie ma ani czego współczuć, ani zazdrościc. Chyba, ze ktoś pragnie świetnie gotować albo świetnie jadać, a jest na drugim biegunie mozliwości ;)

cyrica, problem jest taki, że można nie wiedzieć w ogóle co się traci - ja nie byłam nigdy fanką jedzenia, po knajpach nie chodziłam, kuchnia w ogóle nie była w kręgu moich zainteresowań - żyłam na kurze, ryżu i mrożonkach warzywnych i było mi z tym dobrze. A potem pojechałam do Paryża i chłop mnie zaczął ciągać po knajpach. Zmieniłam zdanie co do jedzenia w restauracjach o 180 stopni. Bo nagle się okazało, że dobre jedzenie jest serio MASAKRYCZNIE dobre i nie sposób przejść koło niego obojętnie. 

ale to jest akurat zupełnie normalne, jak się czegoś nie doswiadczyło to się za tym nie teskni. Ale tak można ze wszystkim. Mi jakies dwa lata temu troche odbiło na punkcie doznań olfaktorycznych, ale to dość drogie hobby więc się nie zapędzam, podczas kiedy przez wiekszość życia stał sobie na półce jeden-dwa flakony perfum, ot tak, bo przeciez kobiety uzywaja perfum ;)

nie no, pobudzanie zmysłów jest to jakieś wzbogacenie życia o doznania i emocje, ale nic takiego, czego każdy musi, po prostu musi spróbowac bo jak nie to nie zyje naprawde ;)

heh, ale nie trzeba od razu nie żyć na prawdę, żeby zasłużyć sobie na współczucie - nie jakieś ogromne, ale jednak. Ja na przykład doznań nosowych nie mam żadnych, bo mam najgorszy zmysł powonienia z osób, które znam - i trochę sobie z tego powodu współczuje. Współczuję też  ludziom, którzy nigdy nie mieli orgazmu czy to zwykłego, czy gastronomicznego :D Taka jestem empatyczna ;)

no bo w sumie strasznie przykre jak orgazmy musimy przezywać same, jakiekolwiek by one nie były ;)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.