Temat: Czy powinnam być sama/ co zrobić ze sobą?

Leczę się u psychiatry, biorę leki, chodzę na terapię. Robię postępy i lekarz twierdzi, że radzę sobie całkiem dobrze. Chodzi o to, że jestem w związku, który już dawno się wypalił. Chłopak mnie nie pociąga, nie mogę się przy nim podniecić, nawet mi się nie podoba. Zaczęłam tak odczuwać, gdy zaczęłam terapie. Z rodziną nie utrzymuję kontaktów, znajomych od dość długo nie mam-zerwałam nagle znajomość, bo były trochę toksyczne. Mój chłopak sie stara, ma dobry charakter, ale co z tego jak już dawno przestał mi się podobać. Od początku troche się od niego uzależniłam, być moze bałam się, ze go stracę, zawaliłam studia, dosłownie olałam. On mnie akceptuje/wspiera, ale ja nie umie w tym związku się ogarnąć, rozwinąć skrzydeł. Niby zależy mi na nim, ale chyba bardziej jak na przyjacielu, bo seksu dawno temu nie było z mojej strony. On jest dla mnie aseksualny. Ogólnie sporo przeszliśmy, on mnie nie zawiódł. Czuję się winna , że nie umiem z nim uprawiać seksu, że zniszczyłam ten związek. Nie wiem czy spotkam jeszcze kiedyś kogoś takiego. Często mam do niego o wszystko pretensje, kłócę się z nim. NIe umiem zaakceptować swojej obecnej sytuacji i boję się samodzielności/wyprowadzki, bo będę sama, bez nikogo, zdana tylko na siebie.Ta sytuacja mnie po prostu frustruje. To wszystko zrobiło się bardzo toksyczne. Czuję się jak w pułapce, bo myślałam,że to będzie to i będę szczesliwa.  Mam pracę, której się wstydzę, bo sprzątam, nie wierzę w siebie. Mam całkiem dobrą na chwilę obecną sytuację finansową, bo dostaję rentę z tytułu niepełnosprawności. To jest dla mnie wsparcie nie tylko finansowe, ale psychiczne, że mam dodatkowe zabezpieczenie tym bardziej, że jestem zdana tylko na siebie. Nie mogę liczyć na nikogo innego oprócz partnera. Przez tą nieudaną relacje nie szanuje siebie, chłopaka, czuję się jak zły człowiek. Bo jak można odrzucić kochającą osobę? On mówi, że jest już mną zmęczony, ale raczej chce ze mną być, bo mnie kocha. Mam gdzieś z tyłu głowy, że on może nagle powiedzieć, że mnie zdradza, albo spotkał inna i mam się nagle wyprowadzić. To nie jest związek tylko wspólne mieszkanie. Być może nie jestem gotowa na związek, bo sama siebie nie kocham, nie akceptuje, boję się odrzucenia z powodu choroby i ciężkiego dziecinstwa. Tylko mój teraputa wie o mnie wszystko, wam piszę tylko o jakimś procencie z mojego życia/przeżyć. Terapeuta mówi, żeby nie podejmować pochopnych decyzji, bo powrotu już nie będzie, odchodziłam już 2 razy jak miałam pogorszenie przez zmiany w lekach z decyzji lekarza. Ja sama zawsze chciałam i brałam leki jak trzeba. Chciałabym pokochać swoje towarzystwo, czerpać radość z tego co robie, bycia samej, wolnej. Chcę być samodzielna i czuć, że sama dam sobie radę. Mój terapeuta mówi, że poradzę sobie sama, ale to zależy tylko i wyłącznie ode mnie.Ja się dosyć bardzo boję samotności, że będę bez rodziny, chłopaka. Sama ze swoimi problemami. Czy mam szansę jeszcze na normalny, szczęśliwy związek w mojej sytuacji? Czy dam sobie radę sama, chodząc na terapię? Nad czym powinnam pracować? Jak być lepszym, ciekawszym człowiekiem? Poza tym bardzo często usprawiedliwiam się chorobą, co jest bardzo zle. Co mam robić poza rozstaniem lub już po nim o ile do niego dojdzie?

dzem_ze_swini napisał(a):

Wez sie przestań użalać nad soba. Najlepiej biadolic jak to jest zle i robić caly czas z siebie ofiare... To ty decydujesz jak zyjesz. Jesteś nieszczęśliwa w związku, wiec zostaw chlopaka i jakos sobie ogarnij życie, aby bylo lepsze


Lepiej milczeć niż pisać takie komenarze. Porażka.

Dla mnie to raczej regula niz wyjatek, ze jak wychodzisz z dolka, to nie chcesz miec przed soba na cale zycie twarzy, ktora bedzie ci ten dolek przypominac za kazdym razem jak na te osobe spojrzysz. 

Znalam kiedys pare,  kiedy to kobieta utrzymywala faceta, przez jakis czas (pomine szczegoly), jak sie wypalilo, nie umial od niej odejsc i mial podobne dylematy jak ty. To sa bardzo trudne sytuacje, kiedy z jednej strony czujesz wdziecznosc, a z drugiej juz nie milosc. Tutaj nie ma super wyjscia i chyba musisz sie pogodzic z faktem, ze wybierasz mniejsze zlo. Mniejsze zlo, to Twoj kac moralny i oskarzanie sie o rozwalanie zwiazku i skrzywdzenie czyichs uczuc. Ale wiesz, twoj parner zasluguje na kogos, kto bedzie go kochal i chcial z nim spedzic zycie - a teraz swoja obecnoscia nie pozwalasz mu na znalezienie takiej osoby.

Co do lekow, to na 100% zmniejszaja libido, ale jak wolisz sie sama podniecac, to juz nie nazywa sie zerowe libido.

Pasek wagi

Berchen napisał(a):

ILoveSpring napisał(a):

Rissika napisał(a):

ILoveSpring napisał(a):

Rissika napisał(a):

Może leki na to wpływają, że jest dla Ciebie aseksualny. A w ogóle masz ochotę na seks? Czujesz do kogoś pociąg? W ogóle to... chodzisz na terapię. Pogadaj o tym z terapeutą. On Ci nie powie czy zostać, czy nie, ale Ci się rozjaśni co tak naprawdę myślisz i czujesz. Jakoś poukłada. Leczysz się to z tego korzystaj. 
Czasami mam ochotę, fantazje, ale nie z nim. Leki też mogą robić swoje, ale skoro jestem w stanie zrobić to sama niż z chłopakiem, to raczej coś tu nie gra. Poza tym nawet jak kiedyś miałam większe libido, to go nie czułam w pełni, trochę mnie to frustrowało. To też mnie zniechęca i nie umiem się przełamać. Rozmawiałam o tym z lekarzem, ale dalej trudno mi się określić. Lekarz twierdzi, że im bardziej poukładam sobie relację ze samą sobą, pokocham się, to będę mieć mniej wątpliwości. 
No to raczej nie wina leków, bo one ?wyłączałyby? Cię całkowicie, a nie tylko na Twojego chłopaka. Lekarz ma rację, wiem po sobie. To może skoro on Cię nie krzywdzi i jest szczęśliwy nie podejmuj żadnych pochopnych decyzji w tak trudnym dla Ciebie momencie? Mogłabyś później żałować. 
Dokładnie to samo mówi mój terapeuta. I tak zrobię. Dziękuję bardzo wszystkim za pomoc! 
szczerze - nie chcialabym na miejscu tego chlopaka byc oklamywana - bo bycie razem mimo takich uczuc jest da mnie klamstwem, wrecz mozna to nazwac wyzyskiem, bo on cos tam inwestuje we wspolne zycie, a moglby zyc inaczej. Skoro dlugo chorujesz to w jakims stopniu czuje sie tez za ciebie odpowiedzialny, skoro ciecie kocha, badz kochal - nie wykluczone jest ze skoro od dawna traktujesz go bardziej jak wspollokatora, to i jego uczucia bardziej oparte sa na odpowiedzialnosci, przyzwyczajeniu, badz niewiadomo jeszcze czym, nie koniecznie na faktycznym uczuciu. Znam osobiscie faceta, ktory zmarnowal sobie w ten sposob 30 lat zycia - ona byla chora, zdradzala go - on to tylko podejrzewal, a ze byl na poczatku bardzo zakochany to wypieral taka mozliwosc i tak tkwili w malzenstwie - na zewnatrz szczesliwym. Bez sensu. Moim zdaniem rozmawiaj z nim, skoro czujesz sie na silach byc sama to badz, skup sie na sobie i niech zycie zacznie sie od nowa.

Nie okłamuje go. Mówię mu o swoich dylematach co do naszego związku. Mówiłam mu, ze nie umiem się przy nim podniecić. Leki, moja nadwaga(brak pewności siebie)  plus to, ze on nie bardzo dba o siebie oraz zmiany ( podczas terapii) we mnie tez wypływają na ta sytuacje. Najbardziej przybija fakt, ze nie mam do kogo zwrócić się o radę lub pomoc oprócz niego. A w mojej sytuacji jest to trudne. Jedynie terapeuta pomaga mi w jakiś sposób. To jest dla mnie bardzo trudna decyzja. Słucham sie terapeuty, bo wie o mnie najwiecej. 

wroc do chlopaka z podstawowki:)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.