Temat: Załamana studiami

Hej. Piszę do was, bo nie mam się komu wyżalić. Jest 2 miesiąc studiów, a ja nie daje sobie już rady. Nie wiem czy to ja jestem jakaś ułomna, czy początki zawsze są takie trudne, ale: Studiuję Międzynarodowe stosunki gospodarcze, zawsze byłam średnia z matmy, ale wykułam co dałam radę na tą maturę i napisałam na te 70%. Przy rekrutacji na ten kierunek matma nie była wymagana i w panie jest tylko semestr, wszyscy mówili, że spoko, że da się przeżyć nawet dla osób po podstawie. No i jestem. I nie daje rady. Uczę się ile daje rady, chodzę na korepetycje, ale prowadzący właśnie wrzucił przykładowe kolokwium i nie umiem się samodzielnie zabrać za ani 1 zadanie. Po prostu jestem załamana, to nie tak miało być. Dzisiaj zawaliłam przez jeden głupi błąd w dzieleniu całe kolokwium, do którego na prawdę byłam przygotowana. po prostu czuję, jakby wszystko mi się waliło, to miasto i te studia zawsze były moim marzeniem, a tymczasem nic nie jest takie jak powinno być. Ciągle chce mi się płakać i dostaje nerwobóli przed zajęciami z matematyki. Czuję się najgorsza i najbardziej tępa na zajęciach. Dodatkowo fakt, że jestem po technikum i i tak jestem rok do tyłu za innymi wpędza mnie w okropne poczucie mniejszości. Czy te początki zawsze tak wyglądają czy faktycznie ze mną jest coś nie tak? :(

NieMaToJakTak napisał(a):

Hej. Piszę do was, bo nie mam się komu wyżalić. Jest 2 miesiąc studiów, a ja nie daje sobie już rady. Nie wiem czy to ja jestem jakaś ułomna, czy początki zawsze są takie trudne, ale: Studiuję Międzynarodowe stosunki gospodarcze, zawsze byłam średnia z matmy, ale wykułam co dałam radę na tą maturę i napisałam na te 70%. Przy rekrutacji na ten kierunek matma nie była wymagana i w panie jest tylko semestr, wszyscy mówili, że spoko, że da się przeżyć nawet dla osób po podstawie. No i jestem. I nie daje rady. Uczę się ile daje rady, chodzę na korepetycje, ale prowadzący właśnie wrzucił przykładowe kolokwium i nie umiem się samodzielnie zabrać za ani 1 zadanie. Po prostu jestem załamana, to nie tak miało być. Dzisiaj zawaliłam przez jeden głupi błąd w dzieleniu całe kolokwium, do którego na prawdę byłam przygotowana. po prostu czuję, jakby wszystko mi się waliło, to miasto i te studia zawsze były moim marzeniem, a tymczasem nic nie jest takie jak powinno być. Ciągle chce mi się płakać i dostaje nerwobóli przed zajęciami z matematyki. Czuję się najgorsza i najbardziej tępa na zajęciach. Dodatkowo fakt, że jestem po technikum i i tak jestem rok do tyłu za innymi wpędza mnie w okropne poczucie mniejszości. Czy te początki zawsze tak wyglądają czy faktycznie ze mną jest coś nie tak? :(

Na początku zawsze jest ciężko

Pierwszy rok jest zawsze po to by odsiać tych, którzy nie muszą mieć wyższego wykształcenia.

Dokładnie 1 rok zawsze był po to, aby odsiać przynajmniej na dziennych, bo co do zaocznych lubili odsiewać troszkę dalej, żeby najpierw coś zarobić. 

Kolejna sprawa jak to jest pierwszy rok to kiedyś były takie zasady, że na 1 semestrze nie można było mieć warunku, bo był wylot z uczelni. Dwa terminy na każdy przedmiot i dziękuję. 

Jak masz problem z tą matmą to ułóż sobie troszkę sesję. Jak masz możliwość przynieść zwolnienie . U nas się tak robiło, bo  nie dało się zdać wszystkiego na raz, czyli jeden egzamin zdawało się na przedterminie zaraz po sylwestrze, drugi na początku sesji, trzeci na końcu sesji, a inne przenosiło się na sesję poprawkową, dając zwolnienie i zachowując 2 terminy. U nas sesja faktycznie trwała od grudnia/stycznia do marca. 

NieMaToJakTak napisał(a):

Wilena napisał(a):

Nie żebym chciała Cię obrazić, czy coś - ale te 70% z podstawy to marny wynik (zwłaszcza na kogoś kto był na ekonomicznym profilu i poszedł na ekonomiczne studia, gdzie wiadomo że matma, w mniejszym lub większym zakresie, ale będzie się przewijać). Przecież teraz poziom podstawy z matmy jest bardzo niski (no ochyba, że się coś zmieniło drastycznie w przeciągu ostatnich dwóch lat - bo ja ogarniam stan na dwa lata wstecz). To jeżeli nawet takich zupełnie podstawowych rzeczy nie miałaś w jednej trzeciej przyswojonych (tak liczę na okrągło, bo w teście wiadomo, że można strzelać i zgadywać) to nic dziwnego, że teraz jest rozpacz. Ja bym się na Twoim miejscu brała za książki z liceum - najpierw tak, żeby lepiej ogarnąć podstawowy poziom, potem to co było dodatkowo wymagane na rozszerzeniu, a dopiero jakbym nadrobiła tę bazę to bym się brała za naukę do kolokwium. Jeżeli masz jakiekolwiek dziury (a pewnie masz) to ciężko Ci będzie tak wyrywkowo ruszyć z materiałem do przodu. Umów się na korepetycje z kimś kto naprawdę rozumie te zagadnienia (nie tak, że ktoś ze starszych lat, komu się udało zdać i teraz dorabia na korkach), tylko serio ktoś doświadczony (też pod kątem metodyki nauczania) - niech Ci przede wszystkim powie z czego masz braki i z czym masz największy problem, żebyś wiedziała na czym się koncentrować. 
To się tak łatwo mówi, ale jak ja mam nadrobić tyle lat w 2 tyg przed kolokwium? Jak znaleźć kogoś "doświadczonego" kto rozumie zagadnienia i to za cene która pozwoli mi na więcej niz godzinke tygodniowo, biorac pod uwage ze mam 2 tyg?Co do moich braków i umiejętności to pewnie masz rację, ale taka chociażby logika nie wymaga praktycznie żsdnych zagadnień z wcześniej , a i tak jest masakra.Może po prostu zrobiłam błąd z tą uczelnią, nie spodziewałam się, że będzie aż tak ciężko i teraz mam

Wiem, że się łatwiej mówi, niż robi - no ale moim zdaniem taka smutna prawda, innej opcji niż nadrabianie materiału nie masz. No bo co zrobisz, wryjesz na pamięć sposób rozwiązania przykładowych zadań i będziesz się modliła, żeby się to powtórzyło na kolokwium/egzaminie? - marne szanse. Ja bym się nie nastawiała psychicznie na zdanie tego kolokwium, tylko na to że się uczę pod kątem egzaminu, a kolokwium możliwe że będzie trzeba poprawiać (albo kombinować na lewo ze zwolnieniem lekarskim - nie popieram, ale to też jest jakaś opcja). Jak znaleźć takiego kogoś to nie wiem, popytaj wśród ludzi ze starszych lat - z roku na rok sobie nie raz ludzie polecają ogarniętych korepetytorów. No i skoncentruj się nawet nie na tym, żeby Cię przygotowywał pod to kolokwium, tylko żeby wyłapał z czym masz największy problem i co musisz nadrobić. Materiał z Tobą przerobi (jak już wyeliminujesz dziury i braki z liceum) nawet ktoś ze starszych lat, ale żeby wyłapać z czym jest problem to już trzeba mieć trochę więcej doświadczenia. 

U mnie też ludzie płakali nad logiką, a jednak większość jakoś przez to przebrnęła. To nie była największa kosa, najwięcej osób padło na stricte pamięciowych przedmiotach, gdzie wykańczała ich po prostu ilość stron do wrycia. A logikę trzeba było zrozumieć i prędzej, albo później, ale większości się udawało załapać. Także nie wkręcaj sobie od razu, że zrobiłaś błąd - tylko próbuj nadrabiać to co możesz. 

Nie załamuj się. Czasem wystarczy dobrze opanować kilka schematów, tym bardziej, że matematyka na studiach ekonomicznych nie należy do najtrudniejszych. Podstawa to przerobienie odpowiedniej liczby zadań i uzyskanie biegłości rachunkowej. To się daje zrobić w miesiąc, tylko trzeba poświęcić godzinę, dwie dziennie.

Nie wychodzi? Trudno - jeszcze raz. Aż zrozumiesz gdzie popełniasz błąd. I zacznij od najłatwiejszych przykładów.

ANDY. napisał(a):

Nie załamuj się. Czasem wystarczy dobrze opanować kilka schematów, tym bardziej, że matematyka na studiach ekonomicznych nie należy do najtrudniejszych. Podstawa to przerobienie odpowiedniej liczby zadań i uzyskanie biegłości rachunkowej. To się daje zrobić w miesiąc, tylko trzeba poświęcić godzinę, dwie dziennie.Nie wychodzi? Trudno - jeszcze raz. Aż zrozumiesz gdzie popełniasz błąd. I zacznij od najłatwiejszych przykładów.

dokladnie tak. :)

wszystkiego mozna sie nauczyc, zrozumiec i zdac. Pod warunkiem, ze sie chce.

.

Raczej każdy na studiach miał chociaż jeden taki przedmiot,gdzie musiał zacisnąć zęby i jakoś zaliczyć..ja na drugim kierunku też najpierw myślałam,że to rachunkowość jest moim koszmarem... nie widziałam żadnych szans na egzaminie..na zajęciach wszyscy rozwiązywali samodzielnie,a jak osioł przepisywałam z tablicy nie wiedząc co jest czym...zaliczenie tego przedmiotu było cudem i kiedy już skończyłam pławić się w swoim szczęściu,pojawiła się statystyka i ekonometria,która kosztowała mnie i nerwy i zdrowie..zaliczenie tego przedmiotu uważam za jedno ze swoich największych osiągnięć życiowych..dodam,że matmę zdawałam na rozszerzeniu...Każdy ma taki przedmiot(a przynajmniej większość) i trzeba to przejść...na studiach są poprawki,więc nawet jakbys miała chodzić na poprawki i błagać prowadzącego o kolejna szansę,to warto...to tylko jeden przedmiot,chyba nie warto z tego powodu rezygnować z marzeń? Na swoim podstawowym kierunku prawie,na szczescie nic niezrozumiałego nie było,ale też były egzaminy ,,nie do zdania",gdzie czułam się słabo przygotowana,a trafiłam w pytania i za parę miesięcy bronię magistra;D Na spokojnie,przede wszystkim czasem trzeba sobie odpuścić,olać..nie ma co się stresować zajęciami czy egzaminami,zrozumiałam to niestety dopiero na 4-tym roku...

też myślałam że jestem tempa na swoim kierunku, byłam w szoku gdy ja się przygotowywałam, a na zajęciach nie potrafiłam odpowiedzieć na ani jedno pytanie, w ogóle nie wiedziałam o czym mowa i co sie wokół mnie dzieje. ryczałam w domu jak bóbr. potem się okazało, ze wszyscy są kozakami, bo kupili notatki od starszego rocznika :). wykładowcy zawsze co roku powtarzają te same tematy, dają takie same albo podobne zadania, zadają te same pytania i oczekują określonych odpowiedni, na które większość ludzi by nie wpadła. dlatego trzeba przygotować kilka ładnych karteczek ,,kupię notatki z zajęć dla 1 roku" podając swój nr kontaktowy - i rozwieszasz wokół wydziału. ogarnij czy twój wydział ma jakąś stronę na fb wszystkich roczników gdzie mogłabyś umieścić taką ofertę. ceny nigdy nie są wygórowane, 10-50zł. lepiej tyle zapłacić niż się stresować, przy okazji możesz podpytać osobę która sie do ciebie odezwie o rady co do zajęć.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.