Temat: Czy ktoś z was był bezstresowo wychowywanym dzieckiem?

Jak patrzycie teraz na to z perspektywy dorosłej osoby? Ciekawi mnie to, gdyż bezstresowe wychowanie jest obecnie często krytykowane. Wiadomo, każdy ma jakieś swoje pojęcie bezstresowego wychowania, dlatego poniżej kilka przykładów.

Ja jestem bardzo wdzięczna rodzicom za to, że traktowali mnie w ten sposób. Ale warto zaznaczyć, że zawsze byłam dość odpowiedzialna, grzeczna i dobrze się uczyłam. Poniżej kilka przykładów tego co mam na myśli.

- rodzice mnie nie bili (czasem zdarzał się zwykły klaps, ale symboliczny, a nie po to żeby bolało);

- nigdy nie miałam szlabanów (na telefon, internet czy wyjścia);

- mogłam wracać do domu o której chciałam, najważniejsze bym nie wracała sama;

- jak się czasem nie zdążyłam nauczyć na sprawdzian to nie szłam do szkoły i nie było z tym problemu, tak samo gdy po prostu miałam ochotę zostać w domu (ale wiadomo - bez przesady);

- nie wmuszano we mnie jedzenia ("nie chcesz - nie jedz, to ty będziesz głodna");

- nie zmuszano mnie do chodzenia z rodzicami na wesela i inne tego typu imprezy;

- szanowano moją prywatność (miałam zamek w pokoju i czasem z niego korzystałam);

- mimo, że uczyłam się dobrze (pasek do końca gimnazjum) to oceny nigdy nie były najważniejsze i nie było żadnego halo gdy dostałam 1 czy 2. Moja mama uważa, że zdrowie psychiczne jest ważniejsze niż oceny. Objawy nerwicy w wieku szkolnym zdecydowanie nie są tego warte.

Minusy, które przychodzą mi teraz na myśl to nieograniczony dostęp do słodyczy (byłam szczupłym dzieckiem, jadłam ile chciałam) i zbyt mały nacisk na języki obce (w teorii zawsze miałam 4 i 5, gorzej z komunikatywnością).

powiem tak.. ja byłam surowo wychowywana. wręcz dręczona, bita itd. większość rzeczy było złych, ale jednak wiem, że na dobre mi wyszło, że byłam trzymana "krótko";) nie było nocowania chłopaków u mnie, zawsze dawali mi do zrozumienia, że nie ma co się cieszyć z tzw. "trójki" w szkole, że powinnam zawsze walczyć o więcej. w jakimś tam stopniu jestem teraz perfekcjonistką. natomiast mój brat był wychowywany zupełnie inaczej.. pełen luz, przyprowadzał do domu na noc dziewczynę to nikt mu nic nie mówił. on żył sobie ogółem dosyć beztrosko. teraz ma 20 lat i już sporo problemów w życiu, więc ja swojego dziecka bezstresowo wychowywać nie zamierzam, ale na pewno bez przemocy.

chyba żadnego pojęcia tak nie wypaczono jak "bezstresowego wychowania". Nie chodzi w nim o brak dyscypliny, nie chodzi o rozpieszczanie, o pozwalanie na wszystko, chodzi o to, by nie dostarczać dziecku stresów dodatkowych, abstrakcyjnych dla jego poziomu rozwoju np. nie karać pięciolatka za problemy z nauka literek czy nieodczuwanie konieczności posprzątania po zabawie. Chodziło o to żeby wychowywać, a nie tresować, nauczać, a nie wbijać do łba młotkiem. A to każdy zinterpretował jak chciał. 

Cyrica napisał(a):

chyba żadnego pojęcia tak nie wypaczono jak "bezstresowego wychowania". Nie chodzi w nim o brak dyscypliny, nie chodzi o rozpieszczanie, o pozwalanie na wszystko, chodzi o to, by nie dostarczać dziecku stresów dodatkowych, abstrakcyjnych dla jego poziomu rozwoju np. nie karać pięciolatka za problemy z nauka literek czy nieodczuwanie konieczności posprzątania po zabawie. Chodziło o to żeby wychowywać, a nie tresować, nauczać, a nie wbijać do łba młotkiem. A to każdy zinterpretował jak chciał. 

Bo często "bezstresowe wychowanie" oznacza właśnie brak dyscypliny. Jadę sobie pociągiem dwójka dzieci rzuca się bagietką i kabanosami, a tatuś tylko "X proszę przestań" po cichutku, bez konsekwencji i tak sobie gadał 30 min, a dzieci robiły to samo.
Ja bym już po 2 upomnieniu dostała klapsa..

Moje wychowanie to pół na pół.  Nie miałam jakiejś wielkiej dyscypliny, ale rodzice mnie pilnowali. Nie poszłam na dwór w klasach 1-3 dopóki po szkole nie napisałam działań, dyktand itp. Czasami dostałam w tyłek ale to był klaps nie jakieś lanie pasem. Czasami nie mogłam iść do koleżanek "bo nie" i tyle bez wyjaśnienia.

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Matyliano napisał(a):

no właśnie szlaczki są bardzo ważne w 0-1 :) ćwiczenie motoryki.  no ale tak myślałam, że cecha osobnicza.  ja niestety nie jestem luzakiem ;p o tyle, że kolory nie muszą idealnie ze sobą grać, to długość już tak i "gazeta" nie ma wystawać ;) ale staram się wypośrodkować :)co do mojego męża - on ma utopijne wyobrażenie o dzieciach. skoro on był bezproblemowy i nie trzeba go było nakłaniać do nauki, czy czytania, to wszystkie dzieci takie są - najstarsza córka, codziennie, weryfikuje jego światopogląd ;p i codziennie jest tak samo zdziwiony ;)
Oj tam, oj tam. Ja odwalałam, dziecku też dawałam odwalać. Ja dziś piszę tylko na klawiaturze, a dziecko na razie uwielbia pisać - dziś w pół godziny machnęło 2 strony wypracowania. No mnie się trafił egzemplarz kropka w kropkę po mnie. Nic mnie nie zaskakuje. Problemy te same i zalety te same  Co do ubrania - byle ubrane było  Wiem, dziwna jestem. Mama ze mną miała ciężko.

mi też się trafił taki egzemplarz ;) tylko walczę, bo wiem w czym mogłam być lepsza. no i właśnie przez te szlaczki moja najstarsza źle pisała takie literki jak O,T (od dołu),A (pisane) 8, 6,9 i wiele innych. całą 3 klasę siedziałam przy niej i poprawiałam. udało się, chociaż nadzieja była mała. 

Pasek wagi

Generalnie bezstresowo, chociaż rodzice wmuszali we mnie jedzenie. Jak miałam 2 lata zaczęłam wymiotować jedzeniem i przestałam jeść. Wtedy nikt nie badał dzieci, moja mama była ze mną u wielu lekarzy i każdy specjalista dawał jej syropek na apetyt i tyle. Zaburzenia mam po dziś dzień, jem jakiś 10-15 stałych produktów i to wszystko. Moi rodzice czasem kazali mi siedzieć kilka godzin przy stole aż nie zjem. Efekt taki, że zablokowałam się jeszcze bardziej. No nie bili mnie nigdy, nie krzyczeli, ale jednak czułam tę presję. Ale nie mam pretensji, bo zanim do tego doszło to też próbowali wiele lat. Całe życie miałam osobny obiad jak wszyscy, osobne dania na święta. 

Poza tym - jak się zapisałam do harcerstwa to mogłam wszystko. Szłam pod koniec podstawówki do taty i mówiłam, że jadę na weekend w góry i nikt tego nie sprawdzał. W gimnazjum robiłam co chciałam, każdy weekend praktycznie spędzałam na jakiś wyjazdach a do liceum się wyprowadziłam od rodziców. Rodzice dzwonili do mnie może raz na tydzień wtedy i tyle było ich kontroli rodzicielskiej. Teraz jest gorzej, codziennie dzwonią i wypytują :P Nie musieli mnie pilnować z nauką, bo się zawsze bardzo dobrze uczyłam. No ale ja też miałam tyle zajęć dodatkowych, że nie miałam kiedy wymyślać. Chodziłam na fotografię, na zajęcia w teatrze, na basen, do harcerstwa, na rysunek, na kosza, na kółko chemiczne to wszystko miałam z zajęć dodatkowych w jednym tygodniu. No i właściwie nie pamiętam już, w podstawówce siedzieliśmy u babci w centrum miasta do 18, a w gimnazjum to wracałam już sama do domu jak chciałam po szkole. 

Fakt, że moje liceum to był jeden, wielki melanż...:P Ale swój rozum też miałam (jakiś tam).

Jednak pamiętam tylko raz, jak mój tato powiedział, że coś mi kupi co sobie wybiorę. Tak samo pamiętam, że zawsze szłam z nim do sklepu i kupował mi dobre buty. Natomiast nigdy nie było, że coś dostałam za nic czy mogłam sobie w sklepie wybrać co tylko chciałam i tato mówił - tak tak kochanie, kupię ci. Jak chciałam swój pierwszy komputer to zrobiłam puszkę, cennik :D i wykonywałam różne domowe prace a rodziców a oni wrzucali tam pieniążki, albo jak ktoś przyszedł w gości zawsze jakiegoś zeta dorzucił :P

Matyliano napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Matyliano napisał(a):

no właśnie szlaczki są bardzo ważne w 0-1 :) ćwiczenie motoryki.  no ale tak myślałam, że cecha osobnicza.  ja niestety nie jestem luzakiem ;p o tyle, że kolory nie muszą idealnie ze sobą grać, to długość już tak i "gazeta" nie ma wystawać ;) ale staram się wypośrodkować :)co do mojego męża - on ma utopijne wyobrażenie o dzieciach. skoro on był bezproblemowy i nie trzeba go było nakłaniać do nauki, czy czytania, to wszystkie dzieci takie są - najstarsza córka, codziennie, weryfikuje jego światopogląd ;p i codziennie jest tak samo zdziwiony ;)
Oj tam, oj tam. Ja odwalałam, dziecku też dawałam odwalać. Ja dziś piszę tylko na klawiaturze, a dziecko na razie uwielbia pisać - dziś w pół godziny machnęło 2 strony wypracowania. No mnie się trafił egzemplarz kropka w kropkę po mnie. Nic mnie nie zaskakuje. Problemy te same i zalety te same  Co do ubrania - byle ubrane było  Wiem, dziwna jestem. Mama ze mną miała ciężko.
mi też się trafił taki egzemplarz ;) tylko walczę, bo wiem w czym mogłam być lepsza. no i właśnie przez te szlaczki moja najstarsza źle pisała takie literki jak O,T (od dołu),A (pisane) 8, 6,9 i wiele innych. całą 3 klasę siedziałam przy niej i poprawiałam. udało się, chociaż nadzieja była mała. 

To już duży offtop, ale mimo wszystko zapytam: myślisz, że to ma jakiekolwiek znaczenie? Moja córka chyba źle pisze te litery, ale mówi, że tak pani uczyła, a ja się nie znam. Ale co to zmienia? Pisze w piorunującym tempie, do rozczytania, małymi literami co kratkę (bardzo wcześnie pani pozwalała), nie łączy liter, jak i ja nie łączyłam. Jakie znaczenie ma, że od dołu? 

U mnie natomiast było tak, że mieliśmy dużo obowiązków. Rodzice mają gospodarstwo i w czasach mojego dzieciństwa pracy w nim było sporo. Wiosna to plewinie truskawek, sadzenie buraków ogarnięcie wielkiego ogrodu, lato- zrywsnie truskawek porzeczek, praca przy żniwach, plewienie buraków, pomoc mamie przy przetworach i ogólnie ogarnięcie wszystkiego co w ogrodzie. Jesień to wykopki, wyrywanie buraków. Zima była spokojniejsza, ale każdego dnia szliśmy do takiej zimnej piwnicy i przebieraliśmy ziemniaki dla świń. Czasem trzebabyło wyprowadzić krowy na pastwisko, nakarmić  świnie, urwać pokrzywy dla kaczek, umieszać  jedzenie dla drobiu. Teraz jak to pisze to wydaje sie że to był jakiś hardkor, ale my jako dzieci większość tych prac wykonywaliśmy chętnie. Chcielismy troche odciążyc zapracowanych rodziców. 

Natomiast jesli chodzi o wychodzenie z domu to nigdy z tym nie było problemu. Wykopałam swoje buraki to mogłam iść na dyskoteke. Nikt nie pytał o której wróce i z kim. Wiadomo było ze te 4 kilometry wróce na pieszo w środku nocy ze znajomymi :-)

Jeśli chodzi o naukę to tu mam troche żal. Nigdy nie byliśmy gonieni do nauki, sprawdzani, motywowani. Ja w podstawówce uczyłam sie dobrze tak sama z siebie, ale liceum odpuściłam totalnie. Taki bunt miałam, a rodzice mieli to w nosie. Nie potrafili mnie zachęciç,zmotywowac... na studiach już sie ogarnęłam i chyba zmądrzałam. Z tym ze teraz jak mam komuś pokazać moje świadectwo z liceum to jestem potwornie zażenowana. Średnia 2.5  nie robi zbyt dobrego wrażenia na przyszłych pracodawcach haha. 

Nigdy mnie nie bili, moze jakiś klaps był ale ja tego nie pamiętam

Pasek wagi

lucyna23prr napisał(a):

na studiach już sie ogarnęłam i chyba zmądrzałam. Z tym ze teraz jak mam komuś pokazać moje świadectwo z liceum to jestem potwornie zażenowana. Średnia 2.5  nie robi zbyt dobrego wrażenia na przyszłych pracodawcach haha.
pierwsze słyszę o pokazywaniu pracodawcy świadectw z liceum. szczerze wątpię, by to kogoś obchodziło, szczególnie u 34latki po studiach... śmierdzi to.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.