Temat: Czy ktoś z was był bezstresowo wychowywanym dzieckiem?

Jak patrzycie teraz na to z perspektywy dorosłej osoby? Ciekawi mnie to, gdyż bezstresowe wychowanie jest obecnie często krytykowane. Wiadomo, każdy ma jakieś swoje pojęcie bezstresowego wychowania, dlatego poniżej kilka przykładów.

Ja jestem bardzo wdzięczna rodzicom za to, że traktowali mnie w ten sposób. Ale warto zaznaczyć, że zawsze byłam dość odpowiedzialna, grzeczna i dobrze się uczyłam. Poniżej kilka przykładów tego co mam na myśli.

- rodzice mnie nie bili (czasem zdarzał się zwykły klaps, ale symboliczny, a nie po to żeby bolało);

- nigdy nie miałam szlabanów (na telefon, internet czy wyjścia);

- mogłam wracać do domu o której chciałam, najważniejsze bym nie wracała sama;

- jak się czasem nie zdążyłam nauczyć na sprawdzian to nie szłam do szkoły i nie było z tym problemu, tak samo gdy po prostu miałam ochotę zostać w domu (ale wiadomo - bez przesady);

- nie wmuszano we mnie jedzenia ("nie chcesz - nie jedz, to ty będziesz głodna");

- nie zmuszano mnie do chodzenia z rodzicami na wesela i inne tego typu imprezy;

- szanowano moją prywatność (miałam zamek w pokoju i czasem z niego korzystałam);

- mimo, że uczyłam się dobrze (pasek do końca gimnazjum) to oceny nigdy nie były najważniejsze i nie było żadnego halo gdy dostałam 1 czy 2. Moja mama uważa, że zdrowie psychiczne jest ważniejsze niż oceny. Objawy nerwicy w wieku szkolnym zdecydowanie nie są tego warte.

Minusy, które przychodzą mi teraz na myśl to nieograniczony dostęp do słodyczy (byłam szczupłym dzieckiem, jadłam ile chciałam) i zbyt mały nacisk na języki obce (w teorii zawsze miałam 4 i 5, gorzej z komunikatywnością).

alicja9678 napisał(a):

Tak czytam o dziecinstwie was wszystkich to az plakac sie chce, ja mialam zupelnie inne dziecinstwo. Nie kochana, bita i sponiewierana. Nie raz policja w domu bo zostalam pobita i w mlodym wieku musialam sie usamodzielnić i wydorośleć. Nikomu tego nie zycze co ja przeżyłam cale moje dziecinstwo a to nie tak dawno bo mam dopiero 20 lat. Czekam tylko zeby skonczyc studia i wyprowadzic sie. Nie chce miec kontaktu z rodzicami do konca moich dni i wychowam moje dzieci tak zeby mialy to czego ja nigdy nie mialam, czyli milosc i bezpieczenstwo. 
u mnie niestety tez nie było kolorowo i serce mi się kraje jak czytam ile dziewczyny dostały wsparcia i miłości od rodziców. byłam wyjątkowo okrutnie maltretowana, psychicznie i fizycznie. nie było ze mną żadnych problemów, świadectwa zawsze z paskiem, po szkole pracowałam codziennie do 22:00, potem gotowałam. nikogo nie obchodziło ze mam 6-10-12-15 lat. niemniej policji u nas nigdy nie było, moi rodzice to ci którym nigdy nikt nie podskakiwał, hajsu jak lodu, wykształceni, do tego eksperci w kłamaniu i manipulowaniu. zeby się nie wydało to nigdy mnie do szpitala nie zawieźli; chyba tylko trupa by zawieźli i wmawiali, ze ze schodów spadłam, bo taką gapą jestem. została mi tylko skrzywiona psychika i zle zrośnięte kości. ogółem patologia pełna para. strasznie wam zazdroszczę i moje dzieci na pewno będę wychowywać bezstresowo, choć wiadomo ze jakiegos małego szajbusa bez zasad nie będę dopingować.

A ja jestem po środku. Nie było patologii, łamania kości, poniewierania. Było bicie pasem - jasne zasady. Nie czułam się z tego powodu poniżana. Bo po prostu takie były czasy i modele wychowawcze. Wiem, że rodzice mnie kochali, wspierali na każdym kroku, bronili i doceniali. Nie wymagali ode mnie Bóg wie czego, miałam mieć posprzatany pokój i przejść do kolejnej klasy.  Pozwalali na dużo, ale też wiedzieli wszystko. Bez nadmiernej kontroli. Po prostu się interesowali.

Le-Poisson-Architecte napisał(a):

no tak, tatuś wiele rzeczy zalatwil, hehe....i wszystko jasne.wspolczuje takiego awanturujacego się ojca, mi by bylo wstyd. Fakt, normalne to nie jest, bo normalni ludzie najpierw rozmawiają o szczebel wyżej. Pewnie miał parcie na szkło...wie uderzam.co za ludzie...mi nikt niczego nie zalatwial i przedszkole skończyłam bez koneksji po dwa kierunki studiów. Załatwiałam uczciwie, swoja wiedza i pracowitością, a nie biciem piany awanturujacego sie ojca. 


No ale o co Ci tak właściwie chodzi? Dziewczyna miała zainteresowania i wsparcie ze strony rodzica, osobiście zazdroszczę, bo mnie patuski z blokowiska mogły gnębić w gimnazjum i bałam sie do budynku czasem wchodzić, a moja mama dużo i ciężko pracowała i nie miała dla mnie tyle czasu ile trzeba, a ja sama sobie poradzić z takimi sytuacjami nie potrafiłam, w końcu trafiło na córkę adwokata w szkole jej dokuczały,a raz w praku  rzuciły jej w głowe kasztanem albo kamieniem jak przechodziła, miały potem spore problemy, wiem że było to zgłoszone gdzieś wyżej już. W średniej szkole miałam tą samą nauczycielkę co w gimnazjum z angielskiego tzw. ciepły stołek czy jak to się mówi, jej lekcje przygotowawcze do matury tto były słówka świąteczne, z hallowen, z walentynek  no dramat i co? Któś powinien z nią porządek zrobić, pisaliśmy petycje do dyrekcji i skutek był taki że była na nas obrażona na lekcja i  pały nam wstawiała :O  Trror na lekcjach praktycznych z zawodu, nauczycielka nas gnębiła, a rzydałby się taki rodzic co by porządek zrobił z takimi ludźmi.

Nie byłam nigdy bita, szlaban dostałam może ze dwa razy w życiu, jak nadeszły czasy wychodzenia na wieczór, też mogłam wracać o której chciałam (musiałam tylko ppowiedzieć orientacyjnie o której i czym wrócę), natomiast do jakiegoś 14-15 roku życia często słyszałam, że do niczego się nie nadaję, że nic nie osiągnę, że mam się nie odzywać jak dorośli rozmawiają, nie zapisywali mnie na zajęcia z rysunku, muzyki "bo przecież się nie nadajesz" itp. NIGDY nie było ze mną problemów, słuchałam rodziców w 100%, uważam, że dobrze mnie wychowali, na człowieka z wartościami, szanującego innych, kulturalnego, natomiast bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z tego, jaką krzywdę mi zrobili tymi słowami - jestem okrtunie nieśmiała, boję się odzywać w towarzystwie ludzi, którzy nie są moimi naprawdę dobrymi znajomymi. Wiem też, że gdy sama będę miala dzieci, nigdy nie powiem, ze do niczego się nie nadają, przeciwnie - będę je zappewniać o tym jakie są mądre, zdolne i będę zachęcać je do wyrażania własnego zdania w każdej sytuacji. Z drugiej strony nie jestem zwolennikiem bezstresowego wychowania i zbyt partnerskich relacji dzieci z rodzicami, moim zdaniem granice muszą być wytyczone, przynajmniej do pewnego wieku. 

Jak czasem mama opowiada, jak to ją rodzice bili kablem albo wieszakiem bo się spóźniła 5 minut ze szkoły, albo, że wstyd było przebrać się na WF bo była cała posiniaczona, to mnie skręca. Podziwiam ją że teraz się swoimi rodzicami opiekuje na starość, bo ja nie wiem czy bym mogła zapomnieć o takim maltretowaniu. Wiadomo, były inne czasy, to było 30 lat temu. Przez to mam czasem dziwne odczucia w stosunku do dziadków... Oczywiście mamy brata nigdy nie bito (wiadomo, jedyny syn) i na wszystko mu pozwalano i mama też to często wypomina, bo teraz wyszedł na 40-letniego nieroba, który uważa, że wszystko mu się należy bez pracy, a dziadków traktuje jak śmieci.  Także są dwie strony tego medalu.  

Dominika47 napisał(a):

Jak czasem mama opowiada, jak to ją rodzice bili kablem albo wieszakiem bo się spóźniła 5 minut ze szkoły, albo, że wstyd było przebrać się na WF bo była cała posiniaczona, to mnie skręca. Podziwiam ją że teraz się swoimi rodzicami opiekuje na starość, bo ja nie wiem czy bym mogła zapomnieć o takim maltretowaniu. Wiadomo, były inne czasy, to było 30 lat temu. Przez to mam czasem dziwne odczucia w stosunku do dziadków... Oczywiście mamy brata nigdy nie bito (wiadomo, jedyny syn) i na wszystko mu pozwalano i mama też to często wypomina, bo teraz wyszedł na 40-letniego nieroba, który uważa, że wszystko mu się należy bez pracy, a dziadków traktuje jak śmieci.  Także są dwie strony tego medalu.  

Też podziwiam, jakby mi rodzice zafundowali traumatyczne dzieciństwo to pewnie nie miałabym problemu oddać ich w przyszłości do domu starców. Dlatego warto pamiętać, że kiedyś my możemy być uzależnieni od swoich dzieci, ew. wnuków.

Ja byłam podobnie wychowywana. Mogłam wszystko rodzicom powiedzieć. Jak im się coś nie podobało to dostawałam rozmowę i sensowne argumenty, a nie szlaban. Mogłam mieć swoje zdanie, ubierać się jak chcę, właściwie robić co chcę wedle swojego rozsądku (obejmowało to szkołę również- opuszczanie, odpuszczanie niektórych przedmiotów na rzecz innych). Skutek jest taki, że rodzice są od kiedy pamiętam przede wszystkim moimi przyjaciółmi. Jako dorosła osoba to już szczególnie mogę tak powiedzieć. Także chyba skuteczna metoda wychowawcza ;)

Pasek wagi

Niestety nie. Mnie bili czasami (trochę zasłużenie), brata często za pierdoły typu, że coś zapomniał. Wszystko musiało być tak jak oni chcieli, musiałam jeść co mi dawali inaczej mnie zamykali w kuchni, aż zjadłam, mama rzucała się z pięściami np. za to że o 1 zł kupiłam droższe jajka. 100 % frekwencji w szkole, zero pochwał, tylko czepianie się o byle co. Próbowałam zasłużyć na ich miłość, narzucałam sama z siebie obowiązki, ale i tak byłam tą złą, a to że są problemy z ojcem wina tego, że się urodziłam wg mojej mamy... Najbardziej żałosne to to, że się stawiała w miejscu Boga, wypowiadała swoje zdanie mówiąc, że Bóg tak myśli. Musiałam z wszystkiego się tłumaczyć, gdzie byłam itp. Uważam, że bezstresowe wychowanie jest lepsze dla samooceny dziecka od tego stresowego, a bicie uczy agresji - znajomi co byli bezstresowo wychowywani mają chyba tendencję do lepszych relacji z rodzicami. Ja np. często stawiam innych wyżej ode mnie, nie buntuje się, nie umiem się bronić jak ktoś mi krzywdę robi, wyładowuję agresję na przedmiotach. Aczkolwiek walczę z moją samooceną teraz i chodzę do psychologa. Sorry musiałam się wyżalić. 

Le-Poisson-Architecte napisał(a):

no tak, tatuś wiele rzeczy zalatwil, hehe....i wszystko jasne.wspolczuje takiego awanturujacego się ojca, mi by bylo wstyd. Fakt, normalne to nie jest, bo normalni ludzie najpierw rozmawiają o szczebel wyżej. Pewnie miał parcie na szkło...wie uderzam.co za ludzie...mi nikt niczego nie zalatwial i przedszkole skończyłam bez koneksji po dwa kierunki studiów. Załatwiałam uczciwie, swoja wiedza i pracowitością, a nie biciem piany awanturujacego sie ojca. 
taka jestes pracowita, ze odkad powilas swoje dzieciuchy jedyne co robisz to siedzisz w domu i wyzywasz sie na nich za swoje nieudane zycie, czym dumnie chwalisz sie na Vitalii piszac jak je bijez, drzesz sie na nie, jakie sa opoznione w rozwoju etc. xD chyba jednak wolalabym rodzica, ktory walczy o moje dobro a nie takie cos jak ty...

ja nigdy nie bylam bita, ale kary (na telefon, komputer, wyjscia) mialam czesto, wiec nie powiem ze to bylo bezstresowe wychowanie. Jako dziecko bylam bardzo grzeczna, jako nastolatka bylo juz gorzej:p

mysle, ze tez zalezy od otoczenia, wychowywalam sie w latach 90tych, w blokowisku,  gdyby nie pewne zakazy (wracanie pozno, imprezy, nacisk na nauke - mowie to o wieku do 18lat, a przeslam bunt w wieku 15-17lat) to pewnie bym dzis byla tym, kim bym nie chciala byc :) 

Nigdy nie bylam bita czy maltretowana psychicznie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.