Temat: Czy są tu inne panie, które mają zerowe powodzenie...

... w dodatku w mniej więcej przeciętnym rozmiarze będąc (czyli nie za bardzo na to mogąc zwalić sprawę)? Nie pytam ku użalaniu się nad sobą, nie pytam dla porad (nie sądzę, żeby z tym dało się coś zrobić, odkąd zejście do 60 kg na 167 nic nie pomogło... nie uwierzę, że kolejne parę kg załatwiłoby sprawę). Pytam z czystej ciekawości. 

Uściślając: zerowe w świecie realnym (na takiej sympatii itp, to jasne, że zaraz zwalają się tabuny, bo desperaci piszą jak leci ;))

Moze jestes szara myszka, odpychasz postawa, brakiem pewnosci siebie. Albo sa tacy, ktorzy patrza, a ty nie zauwazasz.

Ja tak miałam - głównie kwestia wysyłania podprogowo bardzo negatywnych wibracji. Spędziłam lata szukając przyczyny w wyglądzie - był to kompletnie nietrafiony kierunek.

To dziwna sprawa jest, wiecie. Dziwna nawet dla mnie, że pierwszą myślą damsko męską jako w ogóle miałam w życiu, było - krótko po siedemnastych urodzinach*, na weselu koleżanki - "patrz, czego nigdy nie dostaniesz". Okej, było 72 na 167, ale to wyzywanie się przez następne 2 lata od starych panien (... serio, serio... XD) i tak było cudaczne. Potem jeszcze dwa lata wścieku na tą kwestię. No ale teraz patrzę z dystansu. 

Umiem wyobrazić sobie, że kończę 2 trudne kierunki, których się podjęłam. Że mam dobrą pracę, itepe. Ale... hm, jakoś tak wyczuwam, że jestem, byłam i będę poza kwestią damsko-męską, może to cecha wrodzona. Nie, nie mam skrajnie niskiej samooceny. Uważam to tylko za niezłe kuriozum i obserwuję je "z zewnątrz" - dla zwykłego człowieka jest to przecież oczywiste jak.. powiedzmy, jedzenie i spanie, że pcja "związki" odpala się w pewnym wieku na automacie i tyle.

* wcześniej ten temat mnie tylko strasznie nudził; jak tłumaczyłam sobie później, "bo podświadomie wiedziałam, że mnie nie dotyczy".

Odpala się, ale nie zawsze przed 20ką ;) No i czasem trzeba w to odpalenie trochę pracy włożyć, a nie tylko czekać. Bo z wiekiem do wrodzonej socjopatii dochodzą jeszcze kompleksy związane z brakiem doświadczenia z mężczyznami i już totalnie się człowiek zamyka w sobie. Pocieszę cię, że jak się trafi fajny facet, to nagle wszystko przychodzi tak mega naturalnie, że się człowiek zaczyna zastanawiać po co mu było całe to analizowanie i roztrząsanie.

Jeżeli do 17rż nie interesowałaś się tą sferą, to jest coś nie tak w Twoim nastawieniu i pewnie sięga głębiej, niż kwestia samooceny.

Możesz pogrzebać sobie w temacie totalnej biologii, temat tylko z pozoru bardzo odległy. I psychogenealogii.

Mnie też nie interesowały związki mniej więcej do okolic końca liceum. A jeśli już, to raczej na zasadzie "czemu inni tak, a ja nie", a nie dlatego, że miałam jakieś większe emocjonalne potrzeby. Trochę nienormalna jestem/byłam, ale terapii to raczej nie wymagało. Później w związkach odnajdywałam się zupełnie ok.

jurysdykcja napisał(a):

Pocieszę cię, że jak się trafi fajny facet, to nagle wszystko przychodzi tak mega naturalnie, że się człowiek zaczyna zastanawiać po co mu było całe to analizowanie i roztrząsanie.

Podpisuje sie pod tym. 

Pasek wagi

bez przesady, ja zauważyłam istnienie facetów, gdy miałam 18 lat i zorientowałam się, ze wszystkie moje koleżanki maja chłopaków 

Wiec nie wmawiajmy autorce, ze coś z nią nie tak

jurysdykcja napisał(a):

Pocieszę cię, że jak się trafi fajny facet, to nagle wszystko przychodzi tak mega naturalnie, że się człowiek zaczyna zastanawiać po co mu było całe to analizowanie i roztrząsanie.

(puchar)

Ja też do tej pory jakoś nie przywiązywałam uwagi do związków. Zawsze miałam do tego luźne, racjonalne podejście - nie rozumiałam koleżanek, które wiązały się z kimś na siłę, byle tylko mieć przy sobie chłopa - dla mnie po prostu taka postawa była (i wciąż jest) nie do pomyślenia. Nigdy nie korzystałam z portali randkowych (ok, założyłam raz za namową przyjaciółki, ale usunęłam po czterech dniach), nie szukałam specjalnie "tego jedynego". Ot, znajdzie się jakiś fajny facet, który będzie mi pasował pod każdym względem - super, bardzo chętnie spróbuję, jak to jest nie być singielką. Jeśli nie, nie będę robiła z tego życiowej tragedii, bo wchodzić w związek z pierwszym lepszym nigdy nie zamierzałam. Ktoś może powiedzieć, że byłam wybredna, ale ja po prostu od razu wiedziałam, czego chcę. Jeśli od początku nie iskrzyło, po co miałam się męczyć i zwodzić chłopaka? Szkoda jego wysiłków i naszego czasu. Zwykle, jak ktoś pasował mi z zewnątrz, to miał nieciekawy charakter albo po prostu nie było wspólnych tematów; a gdy trafił się taki, z którym mogłam pogadać na każdy temat, wtedy nie pociągał mnie fizycznie i lądował we friendzonie... Na szczęście niedawno trafiłam na swój ideał i tego życzę wszystkim samotnym Vitalijkom :)

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.