Temat: karma

jak wyżej. Wierzycie w karmę? Że zło wyrządzone wraca? i dobro też? jakieś przyklady?

Cyrica napisał(a):

ja bym jednak proponowała trochę przeredagować zagadnienie, bo... ale...pojęcie karmy to zagadnienie filozoficzne, obejmujące to jak oddziałujemy na otoczenie i jak otoczenie oddziałuje na nas, związki przyczynowo-skutkowe, wnioski, które wyciągaja ludzie rozumni. Ludziom bliżej nie zainteresowanym, nierozumnym, bądz na tyle leniwym, że nie dostrzegają powiązań, pozostaje wiara. Znaczy bardziej pojmowanie w kategoriach wiary, ale jak sie juz zakłada wątek, to chyba jednak jest się zainteresowanym :D

Dokładnie. Nasze życie składa się z ciągów przyczynowo-skutkowych. Żyjemy w świecie, w którym akcja wywołuje reakcję, choć nie wszyscy są w stanie te reakcje przewidywać.  I można sobie to nazywać jak się chce: karmą (chociaż, już wcześniej ktoś wspomniał, że jest to pojęcie używane w złym znaczeniu), karą bożą, czy losem. Dla mnie to jest trzecia zasada dynamiki Newtona ;)

karma w rozumieniu ludzi z zachodu to jakieś zabobony, takie "na chłopski rozum" rozumienie bardzo skomplikowanego procesu. Spojrzcie na niemcy i kryzys imigracyjny - to jest właśnie to co dostaja po II wś, przykład tego że wytworzona zła energia zawsze wraca, nie zawsze w takiej samej formie i oczywistym czasie.

Pasek wagi

Czakii napisał(a):

minutka3 napisał(a):

Czakii napisał(a):

Po części tak. Znam przypadki osób, które zrobiły coś złego innym, źle życzyły komuś i spotkało je nieszczęście. Przykład: kobieta zdradzała swego męża- bardzo dobrego, uczciwego człowieka. Nie wiedział on o tym ale prawda prędzej czy później na jaw wychodzi. Zaszła w ciążę, urodziła dziecko rzekomo swojego męża. Po roku dziecko strasznie zachorowało, nie wiem dokładnie na co ale na śmiertelną chorobę, potrzebny był przeszczep szpiku, zrobiono badania DNA a tu niespodzianka - dziecko okazało się być dzieckiem kochanka. Za niedługi czas zmarło a mąż odszedł, z kochankiem też się nie powiodło. Myślę, że to kara dla tej kobiety za zdradę. Inny przykład - matka jednej z moich przyjaciółek. Zawsze była nieprzyjemna dla swoich dzieci mimo, że były grzeczne. Ciągle krzyczała, wielu rzeczy zabraniała a nawet była dla nich skąpa chociaż kasy mieli dość sporo. Strasznie jej nie lubiłam. Dziś los ją pokarał - dzieci wyprowadziły się z domu, tata mojej kumpeli jest sparaliżowany i musi się nim zajmować. Nieciekawe ma życie. Ale czy dobro wraca? Takich przypadków znam niewiele, często ci bardzo dobrzy ludzie mają niezbyt fajne życie.
To idąc tym tokiem rozumowania wszystkie matki chorych dzieci to suki i same na to zasłużyły? BO rozumiem, że dobrym ludziom się nie zdarza choroba w rodzinie. A nie, czekaj, może to po prostu przypadek? 
Naucz się czytać ze zrozumieniem

O to nie musisz się martwić. Chciałam zwrócić uwagę, że takie kategoryzowanie będzie krzywdzące, bo w sytuacji kiedy coś przykrego zdarzy się porządnym ludziom można by powiedzieć "a może oni jednak są źli skoro los ich pokarał". Szukanie przyczyn w sytuacjach losowych jest dla mnie po prostu niedorzeczne. A może to jest jeszcze inaczej? Kobietę spotkała choroba dziecka, bo była niewierna wobec partnera, więc jej się "należało", a jak to samo spotka tą która całe życie byla uczciwa to już po prostu miała pecha. Logiki w tym nie ma tak czy siak, no ale ludzie muszą sobie wszystko wytłumaczyć i znaleźć przyczynę, niekoniecznie tam gdzie ona rzeczywiście jest. 

nordic_berry napisał(a):

karma w rozumieniu ludzi z zachodu to jakieś zabobony, takie "na chłopski rozum" rozumienie bardzo skomplikowanego procesu. Spojrzcie na niemcy i kryzys imigracyjny - to jest właśnie to co dostaja po II wś, przykład tego że wytworzona zła energia zawsze wraca, nie zawsze w takiej samej formie i oczywistym czasie.

A dla mnie to nie karma i kara za grzechy, tylko ciąg przyczynowo-skutkowy. Z powodu II wojny światowej, Niemcy na arenie międzynarodowej, starają się być bardziej święci od Papieża. Dlatego Niemcy z otwartymi ramionami przyjmowali uchodźców (oczywiście było tez kilka innych kwestii, w tym ekonomiczne i demograficzne), bo jeśli by tego nie zrobili, to, z wiadomych powodów, każdy patrzyłby na nich jak na ostatnich nazioli. Czyli tak w skrócie:
Ich historia (plus starzenie się społeczeństwa, plus czynniki podyktowane względami ekonomicznymi i dyplomatycznymi) wywołały reakcje, czyli decyzję o przyjęciu uchodźców. Zderzenie kultur, napływ ludności, która jest często wrogo nastawiona do "zachodu", napływ ekstremistów spowodowały sytuację w Niemczech i ataki terrorystyczne. Czyli: AKCJA--> REAKCJA--> AKCJA--->REAKCJA. A nie  zła energia.

Niemcy to akurat maja ogromny kompleks po II wojnie i od dziesięcioleci chętniej rezygnują ze swojej narodowej tożsamości, niż na arenie międzynarodowej bąkną o narodzie w jego granicach, mają zatem to, co mają. 

Cyrica napisał(a):

Niemcy to akurat maja ogromny kompleks po II wojnie i od dziesięcioleci chętniej rezygnują ze swojej narodowej tożsamości, niż na arenie międzynarodowej bąkną o narodzie w jego granicach, mają zatem to, co mają. 

Myślę tez, że oni świetnie wiedzą co robią. Wyobraźmy sobie wystąpienie Merkel, w którym mówi o silnej tożsamości narodowej i dbałości o zachowanie niemieckiej kultury. Na drugi dzień na pierwszych stronach gazet pojawiłoby się jej zdjęcie z przyprawionym wąsem. U nich nawet patriotyzm (nie nacjonalizm) wywołuje podejrzenia. Więc mieli do wyboru albo przyjęcie uchodźców, albo osłabienie stosunków międzynarodowych i utratę pozycji w Europie.

nordic_berry napisał(a):

karma w rozumieniu ludzi z zachodu to jakieś zabobony, takie "na chłopski rozum" rozumienie bardzo skomplikowanego procesu. Spojrzcie na niemcy i kryzys imigracyjny - to jest właśnie to co dostaja po II wś, przykład tego że wytworzona zła energia zawsze wraca, nie zawsze w takiej samej formie i oczywistym czasie.

To co napisałaś to przecież też zabobon. Zgadzam się z opiniami wyżej - w przypadku Niemiec to po prostu wynik traumy po II wojnie - ale nie na zasadzie powracającej złej energii, a ich przesadnej poprawności politycznej i właśnie strachu o to, że ktoś ich patriotyzm i dbałość o własny interes narodowy odbierze jak faszyzm. 

ooo, Anielicy to jeszcze się pokojowy Alfred zamarzył, w najmniej odpowiednim momencie :D

ale właśnie o ten strach chodzi, sami go wywoływali a teraz do nich wrócił. Serio życie nie jest czarno białe i w każdej filozofii jest troche prawdy a troche kłamstw. Dla mnie takie racjonalne patrzenie na ciag przyczynowo skutkowy jest ok, ale trzeba być otwartym na inne spojrzenie na świat a nie zamykać się do swojego punktu widzenia. Dla poparcia jakiejś teorii można znaleźć wiele przykładów, ale nie znaczy to że jest ona jedyna i słuszna.

Pasek wagi

nordic_berry napisał(a):

ale właśnie o ten strach chodzi, sami go wywoływali a teraz do nich wrócił. Serio życie nie jest czarno białe i w każdej filozofii jest troche prawdy a troche kłamstw. Dla mnie takie racjonalne patrzenie na ciag przyczynowo skutkowy jest ok, ale trzeba być otwartym na inne spojrzenie na świat a nie zamykać się do swojego punktu widzenia. Dla poparcia jakiejś teorii można znaleźć wiele przykładów, ale nie znaczy to że jest ona jedyna i słuszna.

Ale to, że Niemcy się boją bycia posądzonym o faszyzm to nie jest żadna "powracająca karma" (czy strach, bo widzę że słowo karma zastępujesz teraz słowem strach, wypaczając zupełnie jego znaczenie), tylko właśnie ciąg przyczynowo-skutkowy. Jeżeli ktoś robił coś złego to odciska się na nim pewne piętno, z którym potem musi żyć. Ludzie nie zawdzięczają tego piętna karmie, losowi, sprawiedliwości społecznej, boskiej i tak dalej, tylko sami sobie. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.