- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
22 marca 2017, 18:53
Mój 5-latek jest bardzo wybredny, staramy się z tym walczyć, ale nie ruszy żadnych warzyw, wędliny, sera żóltego. Dziś spojrzałam w jadłospis, stwierdziłam, że zupy nie jadł na pewno, ale przynajmniej zjadł drugie danie, bo ryż je. Dowiaduję się, że nie dostał jednak 2-ego dania. Zapytałam nauczycielki o co chodzi, to ona mi powiedziała, że postanowili go przetrzymać, nie chciał spróbować zupy, więc nie dostał drugiego dnia. I podwieczorek też skromny. Czy wy drogie mamy na to? Mi ta sytuacja się nie podoba.
23 marca 2017, 13:20
Jest problem i trzeba z przedszkolem wypracowac wspolna strategie dzialania. O ile dziecko moze nie lubic kilku konkretnych, pojedynczych produktow, o tyle odrzucanie wiekszosci (w tym warzyw!), a jedzenie tylko kilku wybranych, jest dla mnie sytuacja, ktora na dluzsza mete nie jest dobra dla samego dziecka. Acz pozbawienie dziecka obiadu wogole nie wydaje mi sie dobrym rozwiazaniem tego problemu.
W naszy przedszkolu jest zasada, ze jak dzieciom nie smakuje zupa, to jedza jej tyle lyzek ile maja lat. Nie mysle, zeby sie komus od 4-5 lyzek szpinakowje zupy stala krzywda. Byly badania, ktore udowodnily, ze jesli bedziemy probowac dania, za ktorymi nie przepadamy, istnieje wysokie prawdopodobienstwo, ze sie w koncu z nimi polubimy. My ta zasade stosujemy tez w domu. Cora lubi pomidory, wiec dostaje je codziennie. Nie przepada natomiast za papryka, wiec od czasu do czasu (tak z raz w miesiacu), dostaje jej cieniutni paseczek. W ten sposob polubila sie juz ze spora liczba warzyw i potraw. Nie wiem, jak jest w przypadku innych dzieci. U nas sie to sprawdza.
Dodam, ze sama jestem tak nauczona z domu, ze jem wszystko. Jak cos smakuje wezme dokladke, jak nie smakuje zjem skromna lyzeczke. Nie wyobrazam sobie sytuacji, ze ja, dorosla kobieta, jestem w goscinie, gospodarze czestuja obiadem, a ja zjadam pol ziemniaka i reszte oddaje, bo sorowka nie tak doprawiona i kotlet wieprzowy, a ja jem tylko wolowine.
Edytowany przez Grubbbcia 23 marca 2017, 13:29
23 marca 2017, 14:04
Nie mam dzieci, nie znam się na przedszkolach, ale zastanawia mnie czemu jak dzieci nie zjedzą opłaconego obiadu w przedszkolu to nie jest on pakowany do domu?
Pamiętam,że młodszy brat wracał czasami z obiadem ze szkoły.
Nie zdziwiłabym się, gdyby nauczycielki się stołowały :P
23 marca 2017, 14:24
po pierwsze - płacisz za te obiady,po drugie co ta za kara, że dziecko nie dostanie drugiego, bo nie chciało zjeśc zupy?? to jakieś przewinienie, że zup nie lubi??
23 marca 2017, 15:06
tak jak w poprzednim wpisie juz pisalam te metody to metody dawne, wynikajace moze z dobrych checi ale jest to metoda niedopuszczalna. Tydzien temu bylam na szkoleniu dla pedagogow specjalnych pracujacych w przedszkolach i tematem bylo wlasnie jak nalezy i jak nie nalezy traktowac dziecka. Pracujac w grupach wypracowane byly trzy grupy zachowan przydzielone do kolorow czerwony , zolty zielony - w sensie czerwone - zachowanie ktore powinno byc karane, zolty na granicy -czyli nieodpowiednie ale nie ma zazwyczaj na to sankcji i zielony -jak powinno byc. Powiem ci ze zmuszanie do jedzenia, probowania bylo we wszystkich grupach zapisane na kolorze czerwonym - dorosle kobiety opowiadaly traume z dziecinstwa zwiazana ze zmuszaniem przez wychowawczynie do jedzenia. Ja akurat wczesniej tak drastycznie tego nie widzialam i nie widzialam w tym nic zlego jesli sie zaproponuje dziecku by sprobowalo , ale zaproponuje a zmuszanie by zjadlo np. 6 lyzek - szesciolatka to dwie rozne rzeczy. W efekcie szkolenia byloby to nazwane znecaniem sie psychicznym i fizycznym. Moja corka jako male dziecko nie znosila masla, wyczuwala je w jakis sposob juz nawet jak dodalam lyzke masla do zupy, wkurzalo mnie to wtedy, teraz jest dorosla i nie je masla bo od zawsze smak masla powoduje u niej odruch wymiotny-po szesciu lyzkach czegos z dodatkiem masla byloby duzo do sprzatania. Ja nie znosze sledzi , na sam widok robi mi sie niedobrze -gdyby ktos mial zamiar mnie zmuszac do sprobowania, wstalabym i wyszla, napewno nie zjadlabym sledzie bo w gosciach tak wypada.Radzilabym przemyslec wasza metode, to ze ty z jedzeniem nie masz problemu to nie znaczy ze wszyscy tak maja.
Nie podawalabym dziecku produktow na ktore ma allergie albo ktore powoduja odruch wymiotny.
Ja wciaz nie bardzo widze, co to ma wspolnego ze znecaniem. Mamy w domu/przedszkolu pewne zasady, na ktore sie godzimy i ktorych sie trzymamy. Myjemy rece po przyjsciu z dworu, myjemy zeby po posilku, sprzatamy pokoj po skonczonej zabawie, jemy 5 lyzek zupy, chyba ze mamy ochote na wiecej. Corka wiedzac, ze ma do zjedzenia 5 lyzek, a nie cala miske, zasiada do jedzenia z entuzjazmem, a czesto zjada duzo wiecej. O wyzej wspomniana papryke sama sie potrafi upomniec, jak widzi ze jemy i mowi, ze "jej mozg musi sie nauczyc tego smaku". Ogolnie lubimy celebrowac posilki, cora chetnie uczestniczy w ich przygotowaniu. Naprawde ciezko mi w tym dostrzec cos zlego.
Jestem natomiast ciekawa, co na tym szkoleniu bylo zalecane w przypadku dzieci, ktore np. wogole nie jedza warzyw? Bo jak dziecko lubi marchewke, ale nie je buraka, to problemu nie ma. Ale jechanie na samych bulkach z dzemem/miodem (a sa takie dzieci), na dluzsza mete moze sie przyczynic do niegoborow witamin.
23 marca 2017, 15:58
mając pieniądze na prawnika - pozwałabym do sądu taką kobietę, by straciła możliwość bycia przedszkolanką
nie mając - zrobiłabym jej taką awanturę, że na widok szpinaku miałaby od razu odruch wymiotny do końca życia
23 marca 2017, 16:36
Jest problem i trzeba z przedszkolem wypracowac wspolna strategie dzialania. O ile dziecko moze nie lubic kilku konkretnych, pojedynczych produktow, o tyle odrzucanie wiekszosci (w tym warzyw!), a jedzenie tylko kilku wybranych, jest dla mnie sytuacja, ktora na dluzsza mete nie jest dobra dla samego dziecka. Acz pozbawienie dziecka obiadu wogole nie wydaje mi sie dobrym rozwiazaniem tego problemu.W naszy przedszkolu jest zasada, ze jak dzieciom nie smakuje zupa, to jedza jej tyle lyzek ile maja lat. Nie mysle, zeby sie komus od 4-5 lyzek szpinakowje zupy stala krzywda. Byly badania, ktore udowodnily, ze jesli bedziemy probowac dania, za ktorymi nie przepadamy, istnieje wysokie prawdopodobienstwo, ze sie w koncu z nimi polubimy. My ta zasade stosujemy tez w domu. Cora lubi pomidory, wiec dostaje je codziennie. Nie przepada natomiast za papryka, wiec od czasu do czasu (tak z raz w miesiacu), dostaje jej cieniutni paseczek. W ten sposob polubila sie juz ze spora liczba warzyw i potraw. Nie wiem, jak jest w przypadku innych dzieci. U nas sie to sprawdza.Dodam, ze sama jestem tak nauczona z domu, ze jem wszystko. Jak cos smakuje wezme dokladke, jak nie smakuje zjem skromna lyzeczke. Nie wyobrazam sobie sytuacji, ze ja, dorosla kobieta, jestem w goscinie, gospodarze czestuja obiadem, a ja zjadam pol ziemniaka i reszte oddaje, bo sorowka nie tak doprawiona i kotlet wieprzowy, a ja jem tylko wolowine.
Ja tez to potwierdzam - dowodem moje dzieci:) Jako 2 latki nie jadly doslownie nic - oprocz wody i sychego chleba! wszystko inne bylo bleee i fuuujjjj!!!
Teraz maja 8 i 6 lat i jedza doslownie wszystko!:) uwielbiaja wszelkie owoce i warzywa, uwielbiaja ogorki kiszone, kapuste kiszona, zajadaja sie buraczkami, kalafiorem, uwielbiaja rzezuche i kielki, ktore zreszta sami sadza:) nabial, mieso; oprocz dan typu bigos, sledzie czy flaki skosztuja wszystkiego:)
A u mojej córki w przedszkolu jest chłopczyk (6 latek), ktory nie je nic oprocz suchego chleba i wafelkow proncess!!! dla mnie to jest nie do pomyslenia, ale jego matka twierdzi, ze nie bedzie go zmuszac do jedzenia innych rzeczy - jak podrosnie to bedzie jadl - mowi. Ja sie z tym nie zgadzam, no ale coz, to nie moje dziecko, wiec sie nie wtracam.
23 marca 2017, 17:46
Nie mam dzieci, nie znam się na przedszkolach, ale zastanawia mnie czemu jak dzieci nie zjedzą opłaconego obiadu w przedszkolu to nie jest on pakowany do domu?Pamiętam,że młodszy brat wracał czasami z obiadem ze szkoły.Nie zdziwiłabym się, gdyby nauczycielki się stołowały :P
Obiady nie mogą być pakowane do domu, ponieważ przez tych kilka godzin od podania posiłku, do wyjścia dziecka z przedszkola rozwiną się w nich tysiące bakterii. Jeżeli jakimś cudem po takim obiadku na wynos dziecko by się pochorowało, winę poniesie placówka, która ten obiad wydała. Podejrzewam, że w przeszłości były takie przypadki wydawania obiadu do domu, dzieci się struły, a potem rodzice skarżyli stołówki, że jedzenie było nieświeże, żądali odszkodowań itd. i skończyło się pakowanie na wynos, tak na wszelki wypadek.
A co do tematu głównego... Pracuję w przedszkolu, wiem jak różne bywają problemy z dziećmi przy stole. Niejadki prócz tego, że nie chcą jeść, potrafią krzyczeć, że nie zjedzą, bo jedzenie śmierdzi kupą i tym podobne teksty, które zniechęcają resztę grupy, już nie mówiąc, że i bez tego inne widząc, że przysłowiowy Jaś może nie jeść, to one też nie będą... Nie wiem, jak jest w przypadku Twojego dziecka, pewnie pani przedszkolanka zrobiła to z desperacji, bo szczerze mówiąc nie przyszłoby mi do głowy nie dać dziecku drugiego dania za karę, że nie chciało zupy. Nie mniej jednak nie robiłabym awantury, tylko porozmawiała z wychowawczynią, że to niepedagogiczne i nie życzysz sobie, aby to się powtórzyło. Dziwi mnie, że tyle osób byłoby zdolnych prawdopodobnie pozbawić kobietę pracy wzywając kuratorium, a nawet prasę, każdy może mieć gorszy dzień, nauczyciel też człowiek. Ostatecznie dziecko z głodu nie padło. Podejrzewam, że po obiedzie zjadło podwieczorek (w moim przedszkolu są nawet dwa posiłki po obiedzie). Trochę wyrozumiałości.
Edytowany przez Hedone 23 marca 2017, 17:55
23 marca 2017, 17:56
Obiady nie mogą być pakowane do domu, ponieważ przez tych kilka godzin od podania posiłku, do wyjścia dziecka z przedszkola rozwiną się w nich tysiące bakterii. Jeżeli jakimś cudem po takim obiadku na wynos dziecko by się pochorowało, winę poniesie placówka, która ten obiad wydała. Podejrzewam, że w przeszłości były takie przypadki wydawania obiadu do domu, dzieci się struły, a potem rodzice skarżyli stołówki, że jedzenie było nieświeże, żądali odszkodowań itd. i skończyło się pakowanie na wynos, tak na wszelki wypadek.A co do tematu głównego... Pracuję w przedszkolu, wiem jak różne bywają problemy z dziećmi przy stole. Niejadki prócz tego, że nie chcą jeść, potrafią krzyczeć, że nie zjedzą, bo jedzenie śmierdzi kupą i tym podobne teksty, które zniechęcają resztę grupy, już nie mówiąc, że i bez tego inne widząc, że przysłowiowy Jaś może nie jeść, to one też nie będą... Nie wiem, jak jest w przypadku Twojego dziecka, pewnie pani przedszkolanka zrobiła to z desperacji, bo szczerze mówiąc nie przyszłoby mi do głowy nie dać dziecku drugiego dania za karę, że nie chciało zupy. Nie mniej jednak nie robiłabym awantury, tylko porozmawiała z wychowawczynią, że to niepedagogiczne i nie życzysz sobie, aby to się powtórzyło. Dziwi mnie, że tyle osób byłoby zdolnych prawdopodobnie pozbawić kobietę pracy wzywając kuratorium, a nawet prasę, każdy może mieć gorszy dzień, nauczyciel też człowiek. Ostatecznie dziecko z głodu nie padło. Podejrzewam, że po obiedzie zjadło podwieczorek (w moim przedszkolu są nawet dwa posiłki po obiedzie). Trochę wyrozumiałości.Nie mam dzieci, nie znam się na przedszkolach, ale zastanawia mnie czemu jak dzieci nie zjedzą opłaconego obiadu w przedszkolu to nie jest on pakowany do domu?Pamiętam,że młodszy brat wracał czasami z obiadem ze szkoły.Nie zdziwiłabym się, gdyby nauczycielki się stołowały :P
jesteś pewna? są na to jakieś przepisy? nie czepiam się, tylko w poprzedniej szkole mojej córki niezjedzone obiady normalnie był pakowane i dawane do domu. dla mnie super, bo mogłam pojeść ;)
23 marca 2017, 18:00
.
Edytowany przez Noma_ 23 kwietnia 2017, 17:03