- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
20 stycznia 2017, 11:14
Czy sa tu dziewczyny ktore wychowaly sie w miejscowosci (miasteczko lub wies) pod duzym miastem? Jak wam sie zyje/zylo tam? Czy w czasach gdy bylyscie (chyba ze nadal jestescie :) nastolatkami mialyscie z tym jakis problem? Jak radzilyscie sobie z dojazdami do szkoly i spowrotem. Czy tracilyscie na to duzo czasu. Jak wygladalo wasze zycie towarzyskie? Mialyscie znajomych w miescie czy raczej tych "na wsi"? Chodzilyscie na jakies imprezy? Kto was wtedy odbieral?
Mialyscie rodzicom za zle, ze mieszkaja tak daleko od duzego miasta i mazylyscie zeby jak najszybciej stamtad uciec czy raczej wolicie spokojne zycie?
Edytowany przez KotkaPsotka 20 stycznia 2017, 11:21
20 stycznia 2017, 11:28
Mój dom rodzinny jest na totalny zadupiu, wieś totalna, do Radomia (najbliższe większe miasto) - 60 km, więc nie bywałam tam za często. Dojazd zajmował mi pół h autobusem szkolnym w jedną stronę albo rowerem ze 45 min (10km). Mieszkałam tam do 18 r.ż, wyprowadziłam się na studia do miasta. Nie mogłam mieć rodzicom tego za złe bo i jak? za co? Generalnie życia towarzyskiego nie było, w szkole było super, ale po szkole już nie bo nie było żadnych autobusów, busow, a nie śmiałam prosić rodziców o wożenie do koleżanek... więc chyba, że latem, wtedy na rowerach i po 20-40km robiłam, bo to była jedyna forma transportu dla mnie :) Na imprezach byłam z 5 razy w 2-3 liceum dopiero, wtedy koledzy mieli już prawko i jeden z nich prowadził. Ewentualnie jak w 3 gm/1 liceum coś się trafiło z raz w roku to mama po mnie przyjechala samochodem jak zadzwoniłam. Miasta wtedy nie znalalam wcale. Wtedy chciałam stamtąd uciec, z perspektywy czasu widzę, że WSZYSTKO ma swoje plusy i minusy i generalnie ciesze się, że skończyłam szkołę w tej pipidówie, a nie w dużym mieście (prócz tego, że teraz czuję braki w angielskim, ale nie powiedziane ze w miescie bym się bardziej do tego przykładala)
20 stycznia 2017, 12:02
20 km do duzego miasta. do szkoly jezdzilam autobusem, 30 min to zajmowalo. nie mam tego rodzicom za zle, fajnie mi sie zylo. :) znajomych mam i na wsi i w miescie. duzo imprezowalam, jezdzilam zawsze czy to z kolezankami czy kolegami, ktorzy mieli prawko (zawsze ktos byl kierowca, bo znajomych mam oczywiscie i mlodszych i starszych). a jak zaczelam chodzic na randki, to zawsze wychodzilo tak, ze chlopak mial prawko i przyjezdzal po mnie. zrzucalam sie na paliwo i nikt nigdy nie mial problemu. ja to lubie bardzo ludzi i zawsze sie gdzies wkecalam. cale liceum rozrywkowe spedzilam w miescie. ktos, kto jest niesmialy moze miec problem. i mieszkanie na wsi moze oznaczac odciecie sie od cywilozacji :)
20 stycznia 2017, 12:15
Ja mieszkałam za miastem aż do 2 roku studiów. Do szkoły miałam jakies 6 km, jak byłam mała to rodzice mnie odprowadzali, potem chodziłam sama. Do liceum poszłam do miasta, nie narzekałam, cieszyłam się, ze mieszkam za miastem. Znajomych miałam u siebie po sąsiedzku, z sąsiedniego osiedla (tam gdzie była moja szkoła) i z liceum. Bardzo często gdzieś wychodziłam ze znajomymi i nie na miasto (a mieliśmy do centrum jakieś 10 przystanków autobusem) a na jakieś ogniska, spacery po lesie, odwiedzaliśmy się w domach itd. Bardzo miło i ciepło wspominam tamte czasy.
W zasadzie ta odległość zaczęła mi przeszkadzać dopiero jak zaczęłam studia. Ostatni autobus jechał do mnie o 23, więc częste imprezy na mieście nie za bardzo wchodziły w grę. Dlatego wynajęłam sobie pokój w mieście i już byłam happy.
Teraz mieszkam w mieście w bloku i tęsknie niemiłosiernie za mieszkaniem w domu z ogrodem za miastem. Mam wszędzie blisko, mieszkam w samym centrum, ale może przez te moje przyzwyczajenia wolę jednak spokój mieszkania za miastem.
20 stycznia 2017, 12:15
Ja z miejscowości rodzinnej miałam 30 km do dużego miasta. 19 lat mieszkałam na wsi, ale nie była to dziura zabita dechami, a miejscowość, gdzie wszystkie podstawowe potrzeby i sprawy dało się załatwić, była bardzo dobrze skomunikowana ze światem (pks, pkp). Do szkoły średniej dojeżdżałam do innej nieco większej miejscowości, mimo, że było to raczej średnie lo, udało mi się skończyc bardzo dobrze i po maturze zdanej na 5, zdałam od razu na studia do jednej z warszawskich uczelni. Ot, taka dziewczyna z prowincji, skończyła przeciętną szkołę, a jednak...a znajomi, którzy poszli do elitarnych szkół w tym dużym mieście, zostali niestety z tyłu. Do szkoły dojeżdżałam ok 15 minut pociągiem. Miło to wspominam, zwłaszcza sytuacje, gdy spóźnialiśmy się na chemię, bo pociąg sie opóźnił :P Generalnie było ok. Znajomi różnie- miałam ich na miejscu, potem z miejscowości większych i mniejszych, poznawałam głównie w szkole średniej. Na imprezy zdarzało się jeździć i albo wracać jak coś jeszcze jeździło czyli o 23 ( gorsza opcja), albo jak po kogos ktoś przyjechał autem (lepsza opcja). Mam na myśli imprezy w cywilizowanych miejscach, gdzie można było dojechać środkiem komunikacji, raczej disco-masówki w wyremontowanych kurnikach gdzieś między polami nigdy mnie nie interesowały.
Nigdy nie miałam pretensji do rodziców, że mieszkamy na zadupiu. oni mieli gospodarstwo i raczej inny scenariusz nie wchodził w grę. Jestem im wdzięczna, że nauczyli mnie takiego spojrzenia na świat, jakie mam do dziś, a także szacunku do pracy i innych ludzi. Do tej pory jest to moje ukochane miejsce na ziemi i wcale się nie dziwię, że ludzie z wielkich miast uciekaja na wieś.
Po studiach znalazłam pracę w dużym mieście, mieszkałam tam przez chwilę, potem inną w stolicy i tez tam mieszkałam, ale w końcu z obecnym partnerem życiowym wyprowadziliśmy się pod Warszawę i jesteśmy szczęśliwi, że nie musimy przebywać w tym tłoku, korkach, wśród bezimiennych, pędzących ludzi i smogu. Mieszkamy i pracujemy ok 25 km od miasta.
Edytowany przez f60ea310fa8307fc04fb57379c674afd 20 stycznia 2017, 12:21
20 stycznia 2017, 12:24
BEEBIAN ale tez musisz stac w korkach i smogu jak wjezdzasz do miast czyz nie? No i do tego to wlasnie tacy dojezdzajacy ludzie robia wlasnie ten caly smog i korki ;)
20 stycznia 2017, 12:29
Ja mieszkam na wsi, może nie totalnej pipidówie, ale nie ma tu co robić, a autobus jeździ jeden co godzinę. Jako nastolatka nie miałam z tym większych problemów, w gimnazjum miałam znajomych tylko tutaj, a w technikum praktycznie tylko w mieście. Nie miałam raczej problemu z życiem towarzyskim i imprezami, zawsze można było się u kogoś przespać albo ktoś ze mną czekał do pierwszego autobusu. Centrum miasta mam jakieś 20 km od domu, więc nie jest tak źle. Zastanawiam się nad wyprowadzką do centrum, bo jednak np dojazdy na treningi trochę mnie kosztują, tym bardziej, że moje auto mało nie pali.. Na pewno byłoby mi wygodniej, ale brakowałoby mi tej ciszy, spokoju, zieleni.
20 stycznia 2017, 12:35
KotkaPsotka, mam wrażenie, że jesteś kompletnie uprzedzona do ludzi spoza wielkich miast.. Stwierdzenie, że cały smog to wina ludzi dojeżdzających do miasta jest co najmniej śmieszne i naiwne. Ciekawe czy ludzie z miasta nie używają samochodów wcale tylko dla dobra ekologii jeżdżą rowerem albo transportem zbiorowym.
20 stycznia 2017, 12:46
Nie jestem uprzedzona. Sama zastanawiam sie nad wyrpowadzka wlasnie, zawsze mi sie to marzylo. Jednak fakt jest taki, ze wlasnie wszystkie dojezdzajace odoby spoza duzych miast robia duzy problem. Niestety. Takie rodziny maja czesto nawet dwa samochody bo mama i tata jada w rozne miejsca do pracy. W miescie wiele osob jezdzi do pracy albo autobusem/tramwajem albo rowerem. Niestety to jest urbanistyczny problem-rozbudowa miast na zewnatrz (czyli przedmiesiac i miasteczka satelity) bo tam zwykle komunikacja miejska slabo dociera i wtedy tlumy wsiadaja w auta.....Wiem jak to wyglada na przyklad pod Wroclawiem...korki korki korki na drogach wyjazdowych.
Edytowany przez KotkaPsotka 20 stycznia 2017, 12:47