Temat: nauczyciele ang

Jakie macie doswidczenia z nauczycielami jezyka angielskiego? Umieja/ umieli was nauczyc czy tylko kazali wkuwac?

tiennka napisał(a):

ewuka111 napisał(a):

fatalna. dzięki korepetycją z inną zdałam maturę 
Szkoda, że z polskiego nie brałaś korepetycji :P

(smiech)(puchar)

Ja tam swoich dobrze wspominam, nigdzie nie miałam wiedźmy ani nikogo niedouczonego, na studiach w ogóle miałam fajną, do tego miałyśmy urodziny tego samego dnia :) Młoda nauczycielka po studiach w ogólniaku była moją ulubioną, ale przyznam, że całe życie lubiłam język angielski i uczyłam się go sama za dzieciaka, nie mając żadnych lekcji ang. w podstawówce w ogólniaku byłam już zaawansowana. Mnie tam nauczyli, to ja byłam trochę za leniwa, żeby osiągnęli ze mną jakieś sukcesy pedagogiczne. 

Pasek wagi

ja w liceum miałam świetną babkę. lubiłam ją jeszcze bardziej, bo była jednakowo surowa dla wszystkich i nikomu nie dawała sobie włazić w tyłek. no i bardzo dobrze uczyła :) za to nauczycielki języka niemieckiego to była tragedia - 6 lat nauki, a ja potrafię tylko się przedstawić, powiedzieć gdzie mieszkam i policzyć do 100. 

Pasek wagi

w gimnazjum miałam nauczycielkę idealną, dzięki niej mam taką wiedzę jaką mam (całkiem nie najgorszą :D), później za to (liceum, studia) to już była masakra.. takie lenistwo ze strony tych pań.. jedna to np. podawała nazwę rozdziału i robiła sprawdzian ze wszystkich słówek z danego rozdziału (a było ich tam powiedzmy 800) .. kosy się sypały, ale ona była niewzruszona.. "wymagający" nauczyciel..

tiennka napisał(a):

ewuka111 napisał(a):

fatalna. dzięki korepetycją z inną zdałam maturę 
Szkoda, że z polskiego nie brałaś korepetycji :P

Ha, ha! Dokładnie. Swoją drogą, co ta matura teraz warta, skoro absolwentka sadzi takie kwiatki.

Pasek wagi

Niczego nie nauczyli, samo śpiewanie i jakieś słówka, których i tak nie używaliśmy.

Generalnie nie byli najlepsi. Tyle ze ja zawsze bylam najlepsza z angielskiego i nie wynosilam z lekcji w szkole nic nowego. Ale patrzac na poziom klasy- nie uczyli najlepiej. Przez 2 lata pod koniec podstawowki mielismy dosyc dobra nauczycielke. To co umialam, umialam z kursow i prywatnych lekcji.

Matyliano napisał(a):

ja w liceum miałam świetną babkę. lubiłam ją jeszcze bardziej, bo była jednakowo surowa dla wszystkich i nikomu nie dawała sobie włazić w tyłek. no i bardzo dobrze uczyła :) za to nauczycielki języka niemieckiego to była tragedia - 6 lat nauki, a ja potrafię tylko się przedstawić, powiedzieć gdzie mieszkam i policzyć do 100. 

To i tak nieźle, bo ja po trzech latach niemca wiem tylko, że "die Wurst" to kiełbasa.

Ja najlepszych nauczycieli angielskiego miałam w gimnazjum. Tam faktycznie zrobiłam jakieś postępy - ogarnęłam gramatykę, nauczyłam się w miarę swobodnie wypowiadać, poszerzyłam zakres słownictwa. Natomiast w podstawówce był dramat. W liceum też babeczka  jakoś nieszczególnie potrafiła podzielić się z nami swoją wiedzą. A na studiach to już w ogóle miałam wrażenie, że się cofam w rozwoju:|

zalezy na jakim etapie edukacji .. (tajemnica) w podstawowce i gimnazjum jezyk byl traktowany bardziej z przymrozeniem oka, a jego nauka byla poniekad forma zabawy. nie wymagano od nas zbyt wiele, a to co wynieslismy z lekcji i czego sie nauczylismy zalezalo od naszej dobrej woli. w liceum trafilam na swietna babke. bylam w klasie o profilu angielski-geografia i ten jezyk rzeczywiscie byl przedmiotem wiodacym. nauczycielka byla wymgajaca, ale nie byla tez jakims surowym katem. dzieki niej zdalam mature z jezyka na 100%. pozniej skonczylam filologie angielska. ;) na studiach, wiadomo, wykladowcy nie byli juz przypadkowi i byly to same kompetentne osoby na wlasciwych stanowiskach, od ktorych wiele sie nauczylam.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.