Temat: Mąż czy dziecko - kto ważniejszy?

Kto jest dla was ważniejszy, dziecko czy mąż/partner? 

Przed chwilą wyczytałam w pewnym wątku, że dziecko jest najważniejsze dla matki, ale czy to poprawne? Jak jest u was? 

Ewelia2016 napisał(a):

nataliaas napisał(a):

Ewelia2016 napisał(a):

Pytanie do wszystkich stawiajacych meza ns miejscu 1;Maz karze dziecko klapsem bo uwaza to za dobra metode. Wam przykro bo nie uznajecie przemocy. I co? Zero sprzecieu zeby nie klocic sie z mezem kosztem dziecka?Ja bym chyba walizki wystawila za drzwi.Na szczescie mam fajnego, dobrego meza, ale dziecko i Jego dobro to moj protytet.
Ani ja, ani mój mąż nigdy nie podnieśliśmy ręki na dziecko. Wiem, że mąż nie skrzywdziłby naszej córki i nigdy bym nawet o tym nie pomyślała, jeśli ty myślisz w taki sposób to u ciebie musi być coś nie w porządku. Ja napisałam, że stawiam męża na pierwszym miejscu, bo dziecko jest owocem naszej miłość. Bez męża nie miałabym dziecka. Beze mnie mąż nie miałby dziecka. Bardzo się kochamy i dziecko jest członkiem rodziny, którą tworzymy. Dla mnie w rodzinie,w której dziecko jest na pierwszym miejscu jest coś nie tak i jest zaburzona podstawowa hierarchia. To nie może mieć dobrego wpływu na związek. Później jest lament i płacz, że mąż odszedł... W moim odczuciu w kochającym się małżeństwie to partnerzy są dla siebie najważniejsi.
U nas wsztstko w porzadkuPo prostu znam takie hisorie, gdzie maz to nr 1 i zona rzadko sie sprzeciwia by sielanki nie psuc, nawet czasem kosztem dziecka;/

A dla mnie rodzina, gdzie dziecko jest za mezem to zaburzona hierarchia i nie zamierzam o tym dyskutowac.

Ewelia2016 napisał(a):

Daenneryss napisał(a):

A jeśli chodzi o wybór kogo ratować, również ratowałabym męża. I nie dla tego, że dziecko nie ważne. Bardzo ważne! Jednak to z mężem buduje relację, to jego wybrałam i z nim mam zamiar się zestarzeć. Strata dziecka byłaby traumą, ale po jakimś czasie można dać życie innemu.
Masakra!!! Piszesz jak o stracie psa;/Meza mozesz miec nowego, dziecka nie zastapisz sobie kolejnym.

A w sumie.... Kasuję to, co napisałam. Nie będę odpisywać na takie zaczepki. To bez sensu.

Daenneryss napisał(a):

Ewelia2016 napisał(a):

Daenneryss napisał(a):

A jeśli chodzi o wybór kogo ratować, również ratowałabym męża. I nie dla tego, że dziecko nie ważne. Bardzo ważne! Jednak to z mężem buduje relację, to jego wybrałam i z nim mam zamiar się zestarzeć. Strata dziecka byłaby traumą, ale po jakimś czasie można dać życie innemu.
Masakra!!! Piszesz jak o stracie psa;/Meza mozesz miec nowego, dziecka nie zastapisz sobie kolejnym.
Naprawdę po tym jak opisałam swoje podejście, jakich słów i ilu użyłam, będziesz oceniać jak bolesna byłaby dla mnie strata dziecka? No proszę Cię...
To chyba taki gatunek matki, z którą dyskusja nie ma sensu. Niezbyt lotna, a do tego cierpi na popularne w dzisiejszych czasach PZM (Pieluszkowe Zapalenie Mózgu). Ja również jestem matką, ale gdy wyczuwam takich osobniów odpuszczam. 

Pasek wagi

Daenneryss napisał(a):

A jeśli chodzi o wybór kogo ratować, również ratowałabym męża. I nie dla tego, że dziecko nie ważne. Bardzo ważne! Jednak to z mężem buduje relację, to jego wybrałam i z nim mam zamiar się zestarzeć. Strata dziecka byłaby traumą, ale po jakimś czasie można dać życie innemu.

Nie masz dzieci, prawda? :) Nie bierzecie pod uwagę jednej kluczowej rzeczy: instynktu i hormonów. Wierzcie mi, cokolwiek będziecie myślały rozumowo, po urodzeniu się dziecka najprawdopodobniej zrobicie zupełnie inaczej. Zwłaszcza w momencie, gdy na decyzję macie ułamki sekund.

A co do głównego tematu, to uważam, że jeśli małżonkowie są dla siebie na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu. To mąż daje mi poczucie bezpieczeństwa i oparcie. A ja jemu. I wspólnie jesteśmy w stanie dać dziecku więcej niż mogłoby każde z nas osobna bez wzajemnego wsparcia. Ponadto stawianie dziecka na pierwszym miejscu, zwłaszcza przez jedno z rodziców, prowadzi też często do niespójnego przekazu wychowawczego.

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Daenneryss napisał(a):

A jeśli chodzi o wybór kogo ratować, również ratowałabym męża. I nie dla tego, że dziecko nie ważne. Bardzo ważne! Jednak to z mężem buduje relację, to jego wybrałam i z nim mam zamiar się zestarzeć. Strata dziecka byłaby traumą, ale po jakimś czasie można dać życie innemu.
Nie masz dzieci, prawda?  Nie bierzecie pod uwagę jednej kluczowej rzeczy: instynktu i hormonów. Wierzcie mi, cokolwiek będziecie myślały rozumowo, po urodzeniu się dziecka najprawdopodobniej zrobicie zupełnie inaczej. Zwłaszcza w momencie, gdy na decyzję macie ułamki sekund. A co do głównego tematu, to uważam, że jeśli małżonkowie są dla siebie na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu. To mąż daje mi poczucie bezpieczeństwa i oparcie. A ja jemu. I wspólnie jesteśmy w stanie dać dziecku więcej niż mogłoby każde z nas osobna bez wzajemnego wsparcia. Ponadto stawianie dziecka na pierwszym miejscu, zwłaszcza przez jedno z rodziców, prowadzi też często do niespójnego przekazu wychowawczego.

Jeśli przeczytasz temat dalej to zobaczysz, że sparafrazowałaś jedną z moich wypowiedzi :)

Nie, jeszcze nie mam dzieci. Może jak będę je miała, a taki mam zamiar, zmienię zdanie. Piszę, jak uważam tu i teraz. Choć naprawdę ciężko mi uwierzyć, że mogłabym zmienić zdanie, ale tego nie wykluczam.

Mój wykładowca kiedyś mówił o takim badaniu: Wyobraź sobie, że płyniesz statkiem z partnerem, dzieckiem, matką. I nagle katastrofa jesteś w szalupie i jest jedno wolne miejsce. Kogo ratujesz (Ty musisz się uratować). Osoby z szeroko rozumianej kultury zachodniej uratowałyby dziecko – partner i dziadek automatycznie poświęcają się dla najmłodszego i „najważniejszego” członka rodziny. Z kontynentu Afrykańskiego ratowaliby partnera bo możemy mieć z nim inne dzieci. A Azjaci mamę. Partnera możesz zmienić, dzieci mieć ile chcesz, a mama jest tylko jedna. I ja też wybrałabym dziecko.

masakryczne są niektóre odpowiedzi.  np. moja mama straciła dziecko, ja miałam 6 lat, on 22. i weźcie się takiej osoby zapytajcie, co by wybrała?  bo takie pierdu śmierdu, jak się nie ma dzieci, męża, ani jakiegokolwiek pojęcia o stracie, to nie ma sensu. a wyobrażać to sobie można.. 

Pasek wagi

Daenneryss napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Daenneryss napisał(a):

A jeśli chodzi o wybór kogo ratować, również ratowałabym męża. I nie dla tego, że dziecko nie ważne. Bardzo ważne! Jednak to z mężem buduje relację, to jego wybrałam i z nim mam zamiar się zestarzeć. Strata dziecka byłaby traumą, ale po jakimś czasie można dać życie innemu.
Nie masz dzieci, prawda?  Nie bierzecie pod uwagę jednej kluczowej rzeczy: instynktu i hormonów. Wierzcie mi, cokolwiek będziecie myślały rozumowo, po urodzeniu się dziecka najprawdopodobniej zrobicie zupełnie inaczej. Zwłaszcza w momencie, gdy na decyzję macie ułamki sekund. A co do głównego tematu, to uważam, że jeśli małżonkowie są dla siebie na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu. To mąż daje mi poczucie bezpieczeństwa i oparcie. A ja jemu. I wspólnie jesteśmy w stanie dać dziecku więcej niż mogłoby każde z nas osobna bez wzajemnego wsparcia. Ponadto stawianie dziecka na pierwszym miejscu, zwłaszcza przez jedno z rodziców, prowadzi też często do niespójnego przekazu wychowawczego.
Jeśli przeczytasz temat dalej to zobaczysz, że sparafrazowałaś jedną z moich wypowiedzi :)Nie, jeszcze nie mam dzieci. Może jak będę je miała, a taki mam zamiar, zmienię zdanie. Piszę, jak uważam tu i teraz. Choć naprawdę ciężko mi uwierzyć, że mogłabym zmienić zdanie, ale tego nie wykluczam.

Ja sparafrazowałam coś, co przeczytałam dawno temu w mądrej książce. I wzięłam to zdanie do siebie, bo uważam za jedno z mądrzejszych. 2 + 2 = 5. Synergia. Żadne z nas bez siebie wzajemnie nigdy nie dalibyśmy dziecku tyle, ile możemy dać razem.

Kwestia ratowania czyjegoś życia to kwestia impulsu, instynktu i emocji. W tym nie ma miejsca na zdanie i rozum. Teoretyczne rozważania w tej kwestii są niewiele warte, a budzą tylko zdziwienie i kontrowersje.

Matyliano napisał(a):

masakryczne są niektóre odpowiedzi.  np. moja mama straciła dziecko, ja miałam 6 lat, on 22. i weźcie się takiej osoby zapytajcie, co by wybrała?  bo takie pierdu śmierdu, jak się nie ma dzieci, męża, ani jakiegokolwiek pojęcia o stracie, to nie ma sensu. a wyobrażać to sobie można.. 

No ale ja Ciebie proszę... Obie straty są ciężkie! Z kolei jak ja czytam niektóre z was mam wrażenie, że dziecko się rodzi a mąż to już tylko przeszkadza... takie gadanie... Strata jest okropna w obu wariantach. 

AgnieszkaHiacynta - może czytałyśmy tę samą mądrą książkę/artykuł. I masz dużo racji odnośnie tego ratowania i emocji. Nie ma sensu chyba dyskutować o tym, bo i tak żadna ze stron nie przegada.

nataliaas napisał(a):

Daenneryss napisał(a):

Ewelia2016 napisał(a):

Daenneryss napisał(a):

A jeśli chodzi o wybór kogo ratować, również ratowałabym męża. I nie dla tego, że dziecko nie ważne. Bardzo ważne! Jednak to z mężem buduje relację, to jego wybrałam i z nim mam zamiar się zestarzeć. Strata dziecka byłaby traumą, ale po jakimś czasie można dać życie innemu.
Masakra!!! Piszesz jak o stracie psa;/Meza mozesz miec nowego, dziecka nie zastapisz sobie kolejnym.
Naprawdę po tym jak opisałam swoje podejście, jakich słów i ilu użyłam, będziesz oceniać jak bolesna byłaby dla mnie strata dziecka? No proszę Cię...
To chyba taki gatunek matki, z którą dyskusja nie ma sensu. Niezbyt lotna, a do tego cierpi na popularne w dzisiejszych czasach PZM (Pieluszkowe Zapalenie Mózgu). Ja również jestem matką, ale gdy wyczuwam takich osobniów odpuszczam. 

Wypraszam sobie.

Ja Was nie obrazam

Z tym niezbyt lotna to pudlo, na moim stanowisku w pracy byloby to niemozliwe.

Dziwni ludzie na tym forum...dobranoc.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.