Temat: Nie lubię ludzi.

Przejdę od razu do sedna: nie lubię ludzi. Źle się czuję w towarzystwie innych, najchętniej przebywam sama. Zawsze mam wrażenie, że ktoś chce wyciągnąć ode mnie jak najwięcej informacji (przy okazji nie mówiąc nic o sobie i nie chodzi tu tylko o obcych mi ludzi), żeby później obrócić wszystko przeciwko mnie. Wiele razy się na kimś zawiodłam i ogólnie zaufanie komuś jest dla mnie bardzo problematyczne. Baaaardzo rzadko chodzę na imprezy, chociaż mam dużo znajomych. Po prostu sama świadomość, że muszę gdzieś wyjść, wynurzyć się ze swojego mieszkania i z kimś się spotkać doprowadza mnie do szału. Nienawidzę tłumów, wariuję w komunikacji miejskiej (np. nie mogę znieść faktu, że ktoś siedzi obok mnie w autobusie czy pociągu, wściekam się słysząc jak ktoś głośno rozmawia albo dzieciaki wrzeszczą), unikam nawet sąsiadów. Po prostu jak wychodzę z mieszkania i słyszę, że ktoś jest na klatce to wracam i czekam aż ten ktoś sobie pójdzie. Nigdy nie śpię u znajomych, chociaż na większość imprez muszę dość daleko dojeżdżać. Nie potrafię dostosować się do pewnych norm; jeśli coś mi nie pasuje, mówię o tym prosto z mostu nie bacząc na konsekwencje. Ewentualnie kompletnie zamykam się w sobie i w środku aż się gotuję, co zresztą od razu po mnie widać. 

Wokół siebie toleruję tylko Najbliższych i swojego chłopaka. Jestem w szczęśliwym związku i bardzo go kocham, ale często potrzebuję dla siebie dużo przestrzeni. Najlepiej czuję się sama ze sobą. Kocham ciszę i najchętniej mieszkałabym na bezludnej wyspie, autentycznie. Przeszkadza mi dosłownie wszystko - stukot zamykanych na klatce drzwi, grający u sąsiadów telewizor, ludzie rozmawiający na ulicy pod moimi oknami... Śpię tylko z zatyczkami, a po domu często chodzę ze słuchawkami na uszach.

Czy ze mną jest coś nie tak?

EDIT: mojej niechęci do ludzi nie widać. Nikomu nie robię krzywdy i źle nie życzę, żeby było jasne :) Po prostu zastanawia mnie, czy jestem jedyną osobą, która odczuwa tak wielką awersję do ludzi. Nie proszę natomiast o ocenę.

ANULA51 napisał(a):

a mnie wkurza ze w autobusie masa wolnych miejsc a ktoś i tak usiądzie obok mnie :) 

Mnie wkurza jak ktoś wchodzi w pojedynkę i zajmuje miejsca podwójne, bo jak potem wejdzie inna osoba np. z mamą, babcią, dzieckiem, koleżanką to muszą siadać na drugim końcu pojazdu tylko dlatego, że jakaś "gwiazda" musiała siedzieć sama :D (a mogli sobie siąść obok siebie). Chociaż najgorzej jest, gdy ktoś zajmie drugie miejsce swoimi tobołami i nie ustąpi, nawet gdy jest to jedyne teoretycznie wolne siedzenie.

monikaborkowska12 napisał(a):

wybuduj sobie lepianke w lesie i tam mieszkaj, nikt tu takich dzikusow nie potrzebuje

Lepianki zostawmy osobom niekulturalnym Twojego pokroju :) 

Wilena napisał(a):

KrolowaPrzekletych napisał(a):

Przejdę od razu do sedna: nie lubię ludzi. Źle się czuję w towarzystwie innych, najchętniej przebywam sama. Zawsze mam wrażenie, że ktoś chce wyciągnąć ode mnie jak najwięcej informacji (przy okazji nie mówiąc nic o sobie i nie chodzi tu tylko o obcych mi ludzi), żeby później obrócić wszystko przeciwko mnie. Wiele razy się na kimś zawiodłam i ogólnie zaufanie komuś jest dla mnie bardzo problematyczne. Baaaardzo rzadko chodzę na imprezy, chociaż mam dużo znajomych. Po prostu sama świadomość, że muszę gdzieś wyjść, wynurzyć się ze swojego mieszkania i z kimś się spotkać doprowadza mnie do szału. Nienawidzę tłumów, szaleję w komunikacji miejskiej (np. nie mogę znieść faktu, że ktoś siedzi obok mnie w autobusie czy pociągu, wściekam się słysząc jak ktoś głośno rozmawia albo dzieciaki wrzeszczą), unikam nawet sąsiadów. Po prostu jak wychodzę z mieszkania i słyszę, że ktoś jest na klatce to wracam i czekam aż ten ktoś sobie pójdzie. Nigdy nie śpię u znajomych, chociaż na większość imprez muszę dość daleko dojeżdżać. Nie potrafię dostosować się do pewnych norm; jeśli coś mi nie pasuje, mówię o tym prosto z mostu nie bacząc na konsekwencje. Ewentualnie kompletnie zamykam się w sobie i w środku aż się gotuję, co zresztą od razu po mnie widać. Wokół siebie toleruję tylko Najbliższych i swojego chłopaka. Jestem w szczęśliwym związku i bardzo go kocham, ale często potrzebuję dla siebie dużo przestrzeni. Najlepiej czuję się sama ze sobą. Kocham ciszę i najchętniej mieszkałabym na bezludnej wyspie, autentycznie. Przeszkadza mi dosłownie wszystko - stukot zamykanych na klatce drzwi, grający u sąsiadów telewizor, ludzie rozmawiający na ulicy pod moimi oknami... Śpię tylko z zatyczkami, a po domu często chodzę ze słuchawkami na uszach.Czy ze mną jest coś nie tak?
Moim zdaniem tak, coś z Tobą jest nie tak. Zachowujesz się jak Adaś Miauczyński. Introwertyzm jest czymś normalnym, potrzeba przebywania czasami samemu również. Nie każdy musi dobrze się czuć w tłumie, nie każdy musi mieć ochotę na imprezowanie, czy bliższe znajomości z sąsiadami, ale to co opisujesz nie jest normalne. Reagujesz bardzo agresywnie (podkreślone fragmenty) i przejawiasz reakcje, które nie są typowe dla osób w pełni zdrowych psychicznie. Chowanie się w domu żeby nie spotkać sąsiadów? Szał, bo ktoś zajął miejsce obok Ciebie w pociągu? Jasne, hałas może działać na nerwy, nikt nie lubi jak sąsiedzi się tłuką - ale zwracanie uwagi na każde zamknięcie drzwi, czy każdy głos za oknem? I co by się stało jakbyś nie miała jednej nocy zatyczek, a w ciągu dnia słuchawek? - znowu "nienawiść, szał, gotowanie się od środka"? 

Wilena, to nie jest tak, że jak zawsze reaguję agresją. Ale zdarza mi się często, nie powiem. Tylko że ja nikomu nie robię tym krzywdy, w sensie - duszę to w sobie i ktoś, kto zna mnie choćby i 10 lat niczego nie zauważy. Jestem postrzegana jako zupełnie normalna osoba, zapraszana na imprezy (a jak już na jakiejś się pojawię słyszę zawsze chóralne "Królowaaaaa!!!!" i widzę radość w oczach tych ludzi), pracuję. Ale tak jak napisała Vivixen - ludzie najczęściej zachowują się jak bydło. Siada ktoś obok Ciebie w autobusie/pociągu i rozpieprza się na całe siedzenie tak, że dosłownie wbija Cię w ścianę. Albo siada obok z jakimś kebabem czy innym gównem w łapie (bo nie da się tego zjeść przed wejściem do pojazdu...), chlapie na wszystkie strony i tylko patrzysz, żeby Ci nie uwalił spodni. Naprzeciwko Ciebie siada matka z małym dzieciakiem, który cały czas Cię kopie. Zwracasz uwagę i słyszysz, że "przecież to tylko dziecko!". To nic, że Twoje świeżo wyprane spodnie wyglądają, jakbyś cały dzień spędziła na kolanach...

Co do zamykania drzwi. To też kwestia norm obyczajowych. Ja swoje zamykam po cichu, a moi sąsiedzi jak bydło - jebut! i to tak, że dosłownie mi podłoga drży. Moje reakcje nie były takie od zawsze. Kiedyś pewnie sama wyśmiałabym kogoś, kto by się tak zachowywał, ale teraz nie mogę zrozumieć, dlaczego ci ludzie nie szanują siebie nawzajem. Moja sąsiadka łazi na strych w szpilkach DZIEŃ W DZIEŃ , a że mieszkam na ostatnim piętrze, doskonale ją słyszę. Do tego wiecznie przestawia jakieś graty, coś wyciąga, coś tam nosi... Tego się nie da zignorować po pewnym czasie. Jej dzieciaki znalazły tam sobie miejsce do zabawy i ganiają mi się nad głową. Na płytach z dykty i bóg wie czego jeszcze, w każdym razie hałas jest nie do zniesienia. Na zwróconą uwagę co prawda reagują, ale za kilka dni jest to samo. 

Wszyscy sąsiedzi obrabiają wszystkim dupę. Moje zachowanie nie pochodzi znikąd. Kiedyś nawet wdawałam się w sąsiedzkie pogawędki, ale kiedy sąsiadka A nadawała na sąsiadkę B, wymyślając przy tym jakieś niestworzone historie, a na drugi dzień były najlepszymi przyjaciółkami..? Potem spotykam sąsiadkę B, a ta nadaje na sąsiadkę A? Nie chcę brać w czymś takim udziału, nie interesuje mnie życie innych i nie chcę, żeby ktoś plotkował o moim życiu.

Opis na górze być może jest ciut za mocny, ale chodziło mi o to, żeby ktoś nie zignorował problemu myśląc, że przecież nikt nie lubi hałasu. Bo u mnie to coś więcej.

A co do zatyczek, to masz rację. Kilka miesięcy temu prawie nie sypiałam.

Vivixen napisał(a):

Właśnie: póki co. Mam podobnie jak Ty i być może również jestem odpychająca, ale nie jest to dla mnie wielkim problemem. Znajomych mam tylu ilu mi potrzeba, a co reszta o mnie sądzi to dla mnie rzecz absolutnie nieistotna. Niestety, ja w przeciwieństwie do Ciebie, nie pracuję jako wolny strzelec, więc kontakt z ludźmi muszę mieć, ale na szczęście mam biurko w dosyć ustronnym miejscu, ludzie nie odzywają się do mnie jeśli nie muszą i na odwrót, także żyję jakoś. Ale cóż - tak, też mnie drażnią i w sumie mogę śmiało powiedzieć, że większością ludzi gardzę. W środkach komunikacji miejskiej, na masowych imprezach większość zachowuje się jak bezmyślne bydło, co doprowadza mnie do szewskiej pasji. Nie mam jednak problemu z ciszą - lubię ją, ale sen mam mocny, także gdy śpię to ludzi toleruję, bo kontaktu z nimi nie mam. Praca w grupie - dla mnie odpada, bo znowuż: ludzie są bezmyślni. Pracując w grupie trzeba się liczyć z tym, że ktoś zawali, za kogoś trzeba robotę odwalić itd. - nie do przyjęcia. Także w znacznej mierze Cię rozumiem. Czy coś jest z Tobą nie tak? Nie wiem, mi się wydaje, że tak jak są ekstrawertycy, dusze towarzystwa, ludzie którzy bez innych żyć nie umieją, tak zdarzają się i tacy, którzy są w stopniu maksymalnym samowystarczalni i tyle.

Ufff, już myślałam, że to tylko ja :) Sen niestety mam bardzo płytki, budzi mnie dosłownie wszystko, no ale na to nie mam już wpływu, tak jest od dzieciństwa :)

Vivixen napisał(a):

ANULA51 napisał(a):

a mnie wkurza ze w autobusie masa wolnych miejsc a ktoś i tak usiądzie obok mnie :) 
Mnie wkurza jak ktoś wchodzi w pojedynkę i zajmuje miejsca podwójne, bo jak potem wejdzie inna osoba np. z mamą, babcią, dzieckiem, koleżanką to muszą siadać na drugim końcu pojazdu tylko dlatego, że jakaś "gwiazda" musiała siedzieć sama :D (a mogli sobie siąść obok siebie). Chociaż najgorzej jest, gdy ktoś zajmie drugie miejsce swoimi tobołami i nie ustąpi, nawet gdy jest to jedyne teoretycznie wolne siedzenie.

Nie bardzo kojarzę takie środki komunikacji, w których są pojedyncze miejsca :) U nas są tylko podwójne, niestety...

dubel

KrolowaPrzekletych napisał(a):

Vivixen napisał(a):

Właśnie: póki co. Mam podobnie jak Ty i być może również jestem odpychająca, ale nie jest to dla mnie wielkim problemem. Znajomych mam tylu ilu mi potrzeba, a co reszta o mnie sądzi to dla mnie rzecz absolutnie nieistotna. Niestety, ja w przeciwieństwie do Ciebie, nie pracuję jako wolny strzelec, więc kontakt z ludźmi muszę mieć, ale na szczęście mam biurko w dosyć ustronnym miejscu, ludzie nie odzywają się do mnie jeśli nie muszą i na odwrót, także żyję jakoś. Ale cóż - tak, też mnie drażnią i w sumie mogę śmiało powiedzieć, że większością ludzi gardzę. W środkach komunikacji miejskiej, na masowych imprezach większość zachowuje się jak bezmyślne bydło, co doprowadza mnie do szewskiej pasji. Nie mam jednak problemu z ciszą - lubię ją, ale sen mam mocny, także gdy śpię to ludzi toleruję, bo kontaktu z nimi nie mam. Praca w grupie - dla mnie odpada, bo znowuż: ludzie są bezmyślni. Pracując w grupie trzeba się liczyć z tym, że ktoś zawali, za kogoś trzeba robotę odwalić itd. - nie do przyjęcia. Także w znacznej mierze Cię rozumiem. Czy coś jest z Tobą nie tak? Nie wiem, mi się wydaje, że tak jak są ekstrawertycy, dusze towarzystwa, ludzie którzy bez innych żyć nie umieją, tak zdarzają się i tacy, którzy są w stopniu maksymalnym samowystarczalni i tyle.
Ufff, już myślałam, że to tylko ja :) Sen niestety mam bardzo płytki, budzi mnie dosłownie wszystko, no ale na to nie mam już wpływu, tak jest od dzieciństwa :)

Vivixen napisał(a):

ANULA51 napisał(a):

a mnie wkurza ze w autobusie masa wolnych miejsc a ktoś i tak usiądzie obok mnie :) 
Mnie wkurza jak ktoś wchodzi w pojedynkę i zajmuje miejsca podwójne, bo jak potem wejdzie inna osoba np. z mamą, babcią, dzieckiem, koleżanką to muszą siadać na drugim końcu pojazdu tylko dlatego, że jakaś "gwiazda" musiała siedzieć sama :D (a mogli sobie siąść obok siebie). Chociaż najgorzej jest, gdy ktoś zajmie drugie miejsce swoimi tobołami i nie ustąpi, nawet gdy jest to jedyne teoretycznie wolne siedzenie.
Nie bardzo kojarzę takie środki komunikacji, w których są pojedyncze miejsca :) U nas są tylko podwójne, niestety...

U nas w autobusach i tramwajach są miejsca podwójne, ale również pojedyncze. Tak czy owak z tych przykładów, które podałaś, wnioskuję że to nie kwestia niechęci do ludzi ogólnie, ale do określonych ich zachowań, które pewnie większość osób tutaj denerwują. Sęk jednak w tym, że sporo osób umie się odnaleźć w takim tłumie, umie ignorować podobne zachowania i jakoś funkcjonować obok, inni mają z tym problem. Ja nie mogę normalnie funkcjonować koło osób jedzących, palących, krzyczących. Masowe imprezy są dla mnie katorgą, bo nawet gdy sobie wyobrażam, że idę na koncert ulubionego zespołu i świetnie się bawię, to koncert okazuje się fiaskiem. Dlaczego? Przez ludzi. Bo zamiast słuchać muzyki pchają się jak najbliżej sceny, oblewają Cię swoim piwem, rzucają resztki żarcia na podłogę, nierzadko na podłogę plują (obrzydliwe do kwadratu), robią zdjęcia telefonem tak, że niższym osobom zasłonią wszystko itd. itd. Przytoczone przykłady zachowań sąsiadów również wskazują na konkretny typ człowieka - pozbawionego kultury, może też empatii. Bo właśnie - trzaskać drzwiami nie muszą, ale robią to "bo mogą", nie myśląc że komuś to może przeszkadzać. Balują do rana, bo oni śpią do południa, nie myśląc o tym, że sąsiad ma do pracy na 6 rano. Obgadują się, bo szukają taniej rozrywki. Tak, te zachowania mnie również denerwują, śmiem sądzić, że denerwują sporą część osób tutaj, ale jak napisałam: to raczej niechęć do określonych zachowań ludzkich, co jest naturalne. 

Jak dla mnie to masz troche cech introwertycznych. Ale jeśli Ci to nie przeszkadza to nic nie zmieniaj. Ja tez nie lubie ludzi - tak ogólnie. Nie lubie tłumów itp. W autobusach czytam książki i wtedy się "wyłączam". 

Wilena, to nie jest tak, że jak zawsze reaguję agresją. Ale zdarza mi się często, nie powiem. Tylko że ja nikomu nie robię tym krzywdy, w sensie - duszę to w sobie i ktoś, kto zna mnie choćby i 10 lat niczego nie zauważy. Jestem postrzegana jako zupełnie normalna osoba, zapraszana na imprezy (a jak już na jakiejś się pojawię słyszę zawsze chóralne "Królowaaaaa!!!!" i widzę radość w oczach tych ludzi), pracuję. Ale tak jak napisała Vivixen - ludzie najczęściej zachowują się jak bydło. Siada ktoś obok Ciebie w autobusie/pociągu i rozpieprza się na całe siedzenie tak, że dosłownie wbija Cię w ścianę. Albo siada obok z jakimś kebabem czy innym gównem w łapie (bo nie da się tego zjeść przed wejściem do pojazdu...), chlapie na wszystkie strony i tylko patrzysz, żeby Ci nie uwalił spodni. Naprzeciwko Ciebie siada matka z małym dzieciakiem, który cały czas Cię kopie. Zwracasz uwagę i słyszysz, że "przecież to tylko dziecko!". To nic, że Twoje świeżo wyprane spodnie wyglądają, jakbyś cały dzień spędziła na kolanach...Co do zamykania drzwi. To też kwestia norm obyczajowych. Ja swoje zamykam po cichu, a moi sąsiedzi jak bydło - jebut! i to tak, że dosłownie mi podłoga drży. Moje reakcje nie były takie od zawsze. Kiedyś pewnie sama wyśmiałabym kogoś, kto by się tak zachowywał, ale teraz nie mogę zrozumieć, dlaczego ci ludzie nie szanują siebie nawzajem. Moja sąsiadka łazi na strych w szpilkach DZIEŃ W DZIEŃ , a że mieszkam na ostatnim piętrze, doskonale ją słyszę. Do tego wiecznie przestawia jakieś graty, coś wyciąga, coś tam nosi... Tego się nie da zignorować po pewnym czasie. Jej dzieciaki znalazły tam sobie miejsce do zabawy i ganiają mi się nad głową. Na płytach z dykty i bóg wie czego jeszcze, w każdym razie hałas jest nie do zniesienia. Na zwróconą uwagę co prawda reagują, ale za kilka dni jest to samo. Wszyscy sąsiedzi obrabiają wszystkim dupę. Moje zachowanie nie pochodzi znikąd. Kiedyś nawet wdawałam się w sąsiedzkie pogawędki, ale kiedy sąsiadka A nadawała na sąsiadkę B, wymyślając przy tym jakieś niestworzone historie, a na drugi dzień były najlepszymi przyjaciółkami..? Potem spotykam sąsiadkę B, a ta nadaje na sąsiadkę A? Nie chcę brać w czymś takim udziału, nie interesuje mnie życie innych i nie chcę, żeby ktoś plotkował o moim życiu.Opis na górze być może jest ciut za mocny, ale chodziło mi o to, żeby ktoś nie zignorował problemu myśląc, że przecież nikt nie lubi hałasu. Bo u mnie to coś więcej.A co do zatyczek, to masz rację. Kilka miesięcy temu prawie nie sypiałam.

To zacznij ludziom zwracać uwagę, oczywiście kiedy sytuacja tego wymaga. Jest zakaz jedzenia w komunikacji miejskiej? - jest, to poproś kogoś z kebabem żeby nad Twoimi spodniami nie jadł. Wolno kopać innych ludzi? - nie, to powiedz mamie takiego dziecka, że Cię nie interesuje kto Cię kopie, boli i tak, więc prosić żeby swoje własne dziecko pilnowała. Ktoś Cię przygniata? - to zapytaj czy mógłby się posunąć. Sąsiedzi się obgadują - to nie bierz w tym udziału, ale też nie uciekaj - powiedź po prostu dzień dobry i idź dalej, jak ktoś Cię zaczepi to powiedz, że przepraszasz, ale się spieszysz i tyle, nie musisz dawać wciągać w ploteczki. 

Co do hałasów to nie rozumiem problemu. Jasne, jak ktoś gra na perkusji, albo się kłóci i wrzeszczy, czy ogląda bardzo głośno telewizor to można się zdenerwować - ale odgłos butów? To co? - ta kobieta po własnym strychu nie może chodzić w butach, która sama sobie wybierze? Tylko sąsiadka jej będzie wybierała obuwie? - tym bardziej, że chyba nie drepcze tam godzinami, tylko wejdzie, weźmie coś i zejdzie. Porozmawiaj z nią jeszcze raz na temat zabaw dzieci, jeżeli to nie pomoże to nie wiem, zgłoś się do administracji i zapytaj w jakim zakresie można korzystać ze strychu. Jak się okaże, że dzieci się tam mogą bawić to zostaw dzieci w spokoju, jak się okaże że nie mogą to poproś o interwencję. 

No i nie obraź się, ale Anabel ma rację. Wydajesz się bardzo odpychająca - nie mówię tego złośliwie, tylko zastanów się po prostu czy to przypadkiem nie jest tak, że Ty widzisz coś innego, a ludzie coś innego. Rozumiem, że w komunikacji miejskiej zdarzają się niewychowani ludzie - ale chyba nie codziennie ktoś nad Tobą je, kopie, przygniata Cię? Tak samo pisałaś, że nikomu krzywdy nie robisz? - na pewno, może po prostu tego nie zauważasz, a ludzie (z różnych względów) nie zwracają Ci uwagi? Złą energię i taką nienawiść do świata wbrew pozorom bardzo łatwo się wyczuwa. Tak samo ta sytuacja z imprezy, jesteś pewna że "królooowa to coś pozytywnego"? - ja bym tak o kimś powiedziała jakbym chciała go wyśmiać, na zasadzie "o popatrz, zrobiła nam łaskę i przyszła". 

Wilena, to nie jest tak, że jak zawsze reaguję agresją. Ale zdarza mi się często, nie powiem. Tylko że ja nikomu nie robię tym krzywdy, w sensie - duszę to w sobie i ktoś, kto zna mnie choćby i 10 lat niczego nie zauważy. Jestem postrzegana jako zupełnie normalna osoba, zapraszana na imprezy (a jak już na jakiejś się pojawię słyszę zawsze chóralne "Królowaaaaa!!!!" i widzę radość w oczach tych ludzi), pracuję. Ale tak jak napisała Vivixen - ludzie najczęściej zachowują się jak bydło. Siada ktoś obok Ciebie w autobusie/pociągu i rozpieprza się na całe siedzenie tak, że dosłownie wbija Cię w ścianę. Albo siada obok z jakimś kebabem czy innym gównem w łapie (bo nie da się tego zjeść przed wejściem do pojazdu...), chlapie na wszystkie strony i tylko patrzysz, żeby Ci nie uwalił spodni. Naprzeciwko Ciebie siada matka z małym dzieciakiem, który cały czas Cię kopie. Zwracasz uwagę i słyszysz, że "przecież to tylko dziecko!". To nic, że Twoje świeżo wyprane spodnie wyglądają, jakbyś cały dzień spędziła na kolanach...Co do zamykania drzwi. To też kwestia norm obyczajowych. Ja swoje zamykam po cichu, a moi sąsiedzi jak bydło - jebut! i to tak, że dosłownie mi podłoga drży. Moje reakcje nie były takie od zawsze. Kiedyś pewnie sama wyśmiałabym kogoś, kto by się tak zachowywał, ale teraz nie mogę zrozumieć, dlaczego ci ludzie nie szanują siebie nawzajem. Moja sąsiadka łazi na strych w szpilkach DZIEŃ W DZIEŃ , a że mieszkam na ostatnim piętrze, doskonale ją słyszę. Do tego wiecznie przestawia jakieś graty, coś wyciąga, coś tam nosi... Tego się nie da zignorować po pewnym czasie. Jej dzieciaki znalazły tam sobie miejsce do zabawy i ganiają mi się nad głową. Na płytach z dykty i bóg wie czego jeszcze, w każdym razie hałas jest nie do zniesienia. Na zwróconą uwagę co prawda reagują, ale za kilka dni jest to samo. Wszyscy sąsiedzi obrabiają wszystkim dupę. Moje zachowanie nie pochodzi znikąd. Kiedyś nawet wdawałam się w sąsiedzkie pogawędki, ale kiedy sąsiadka A nadawała na sąsiadkę B, wymyślając przy tym jakieś niestworzone historie, a na drugi dzień były najlepszymi przyjaciółkami..? Potem spotykam sąsiadkę B, a ta nadaje na sąsiadkę A? Nie chcę brać w czymś takim udziału, nie interesuje mnie życie innych i nie chcę, żeby ktoś plotkował o moim życiu.Opis na górze być może jest ciut za mocny, ale chodziło mi o to, żeby ktoś nie zignorował problemu myśląc, że przecież nikt nie lubi hałasu. Bo u mnie to coś więcej.A co do zatyczek, to masz rację. Kilka miesięcy temu prawie nie sypiałam.

To zacznij ludziom zwracać uwagę, oczywiście kiedy sytuacja tego wymaga. Jest zakaz jedzenia w komunikacji miejskiej? - jest, to poproś kogoś z kebabem żeby nad Twoimi spodniami nie jadł. Wolno kopać innych ludzi? - nie, to powiedz mamie takiego dziecka, że Cię nie interesuje kto Cię kopie, boli i tak, więc prosić żeby swoje własne dziecko pilnowała. Ktoś Cię przygniata? - to zapytaj czy mógłby się posunąć. Sąsiedzi się obgadują - to nie bierz w tym udziału, ale też nie uciekaj - powiedź po prostu dzień dobry i idź dalej, jak ktoś Cię zaczepi to powiedz, że przepraszasz, ale się spieszysz i tyle, nie musisz dawać wciągać w ploteczki. 

Co do hałasów to nie rozumiem problemu. Jasne, jak ktoś gra na perkusji, albo się kłóci i wrzeszczy, czy ogląda bardzo głośno telewizor to można się zdenerwować - ale odgłos butów? To co? - ta kobieta po własnym strychu nie może chodzić w butach, która sama sobie wybierze? Tylko sąsiadka jej będzie wybierała obuwie? - tym bardziej, że chyba nie drepcze tam godzinami, tylko wejdzie, weźmie coś i zejdzie. Porozmawiaj z nią jeszcze raz na temat zabaw dzieci, jeżeli to nie pomoże to nie wiem, zgłoś się do administracji i zapytaj w jakim zakresie można korzystać ze strychu. Jak się okaże, że dzieci się tam mogą bawić to zostaw dzieci w spokoju, jak się okaże że nie mogą to poproś o interwencję. 

No i nie obraź się, ale Anabel ma rację. Wydajesz się bardzo odpychająca - nie mówię tego złośliwie, tylko zastanów się po prostu czy to przypadkiem nie jest tak, że Ty widzisz coś innego, a ludzie coś innego. Rozumiem, że w komunikacji miejskiej zdarzają się niewychowani ludzie - ale chyba nie codziennie ktoś nad Tobą je, kopie, przygniata Cię? Tak samo pisałaś, że nikomu krzywdy nie robisz? - na pewno, może po prostu tego nie zauważasz, a ludzie (z różnych względów) nie zwracają Ci uwagi? Złą energię i taką nienawiść do świata wbrew pozorom bardzo łatwo się wyczuwa. Tak samo ta sytuacja z imprezy, jesteś pewna że "królooowa to coś pozytywnego"? - ja bym tak o kimś powiedziała jakbym chciała go wyśmiać, na zasadzie "o popatrz, zrobiła nam łaskę i przyszła". 

no dobra, zachowujesz się jak dzikus, ale jaki jest problem? to, że nie chcesz być dzikusem? czy świadomość, że takich dzikusów jest więcej w jakiś sposób ci pomoże?

oczywiście, że takich jest więcej, ale większość z nich się raczej leczy. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.