Temat: Nie lubię ludzi.

Przejdę od razu do sedna: nie lubię ludzi. Źle się czuję w towarzystwie innych, najchętniej przebywam sama. Zawsze mam wrażenie, że ktoś chce wyciągnąć ode mnie jak najwięcej informacji (przy okazji nie mówiąc nic o sobie i nie chodzi tu tylko o obcych mi ludzi), żeby później obrócić wszystko przeciwko mnie. Wiele razy się na kimś zawiodłam i ogólnie zaufanie komuś jest dla mnie bardzo problematyczne. Baaaardzo rzadko chodzę na imprezy, chociaż mam dużo znajomych. Po prostu sama świadomość, że muszę gdzieś wyjść, wynurzyć się ze swojego mieszkania i z kimś się spotkać doprowadza mnie do szału. Nienawidzę tłumów, wariuję w komunikacji miejskiej (np. nie mogę znieść faktu, że ktoś siedzi obok mnie w autobusie czy pociągu, wściekam się słysząc jak ktoś głośno rozmawia albo dzieciaki wrzeszczą), unikam nawet sąsiadów. Po prostu jak wychodzę z mieszkania i słyszę, że ktoś jest na klatce to wracam i czekam aż ten ktoś sobie pójdzie. Nigdy nie śpię u znajomych, chociaż na większość imprez muszę dość daleko dojeżdżać. Nie potrafię dostosować się do pewnych norm; jeśli coś mi nie pasuje, mówię o tym prosto z mostu nie bacząc na konsekwencje. Ewentualnie kompletnie zamykam się w sobie i w środku aż się gotuję, co zresztą od razu po mnie widać. 

Wokół siebie toleruję tylko Najbliższych i swojego chłopaka. Jestem w szczęśliwym związku i bardzo go kocham, ale często potrzebuję dla siebie dużo przestrzeni. Najlepiej czuję się sama ze sobą. Kocham ciszę i najchętniej mieszkałabym na bezludnej wyspie, autentycznie. Przeszkadza mi dosłownie wszystko - stukot zamykanych na klatce drzwi, grający u sąsiadów telewizor, ludzie rozmawiający na ulicy pod moimi oknami... Śpię tylko z zatyczkami, a po domu często chodzę ze słuchawkami na uszach.

Czy ze mną jest coś nie tak?

EDIT: mojej niechęci do ludzi nie widać. Nikomu nie robię krzywdy i źle nie życzę, żeby było jasne :) Po prostu zastanawia mnie, czy jestem jedyną osobą, która odczuwa tak wielką awersję do ludzi. Nie proszę natomiast o ocenę.

jeśli jest tak, że aż "szalejesz" w komunikacji miejskiej bo tak ci przeszkadzają inni, a po domu chodzisz z zatyczkami w uszach to wg mnie normalne to nie jest. NIe chodzi mi o to, co ci przeszkadza, bo masz do tego prawo, ale nie podoba mi się twoja postawa. Opisałaś siebie w taki sposób, że wydajesz się odpychająca. Mam nadzieję, że to tylko poza na potrzeby tego postu.

Nie prosiłam o ocenę mojej postawy, chodziło mi bardziej o to, czy ktoś poza mną czuje się podobnie. Bardzo mi miło, że jestem dla Ciebie "odpychająca", dzięki takim opiniom od razu zmieniam swoje patrzenie na świat na lepsze -_-. Poza tym muszę Cię rozczarować - jestem bardzo lubiana, napisałam zresztą na górze, że mam wielu znajomych. Problem nie polega na tym, że ludzie mnie nie lubią tylko na tym, że ja nie lubię ich. I nie wiem, co miałaś na myśli z "pozą". Piszę jak jest, jeśli Ci się to nie podoba lub uważasz, że kłamię - nie czytaj.

powinnaś z tym walczyć, bo jednak jakoś trzeba będzie pracować.. ;]

Póki co pracuję na szczęście jako wolny strzelec :) Ale masz rację, to również jest problem... Nie wyobrażam sobie być gdzieś zatrudniona, w firmie, z innymi ludźmi. Próbowałam i niestety nic z tego nigdy nie wychodziło. Praca w grupie jest dla mnie nie do przyjęcia, po prostu nie potrafię. Przebywanie 5 dni w tygodniu po kilka godzin w jednym pomieszczeniu z obcymi ludźmi to też katorga :(

no widzisz, napisałaś że że lubisz ludzi a oni lubią Ciebie. Jeśli w tych kategoriach patrzeć, to odpowiedź na Twoje pytanie brzmi tak. Coś z Tobą nie tak. Kilka sytuacji z nieżyczliwymi osobami sprawiło, że swoja niechęć kierujesz na wszystkich. Nie złość się na Anabel, ona też jest człowiekiem :)

KrolowaPrzekletych napisał(a):

Przejdę od razu do sedna: nie lubię ludzi. Źle się czuję w towarzystwie innych, najchętniej przebywam sama. Zawsze mam wrażenie, że ktoś chce wyciągnąć ode mnie jak najwięcej informacji (przy okazji nie mówiąc nic o sobie i nie chodzi tu tylko o obcych mi ludzi), żeby później obrócić wszystko przeciwko mnie. Wiele razy się na kimś zawiodłam i ogólnie zaufanie komuś jest dla mnie bardzo problematyczne. Baaaardzo rzadko chodzę na imprezy, chociaż mam dużo znajomych. Po prostu sama świadomość, że muszę gdzieś wyjść, wynurzyć się ze swojego mieszkania i z kimś się spotkać doprowadza mnie do szału. Nienawidzę tłumów, szaleję w komunikacji miejskiej (np. nie mogę znieść faktu, że ktoś siedzi obok mnie w autobusie czy pociągu, wściekam się słysząc jak ktoś głośno rozmawia albo dzieciaki wrzeszczą), unikam nawet sąsiadów. Po prostu jak wychodzę z mieszkania i słyszę, że ktoś jest na klatce to wracam i czekam aż ten ktoś sobie pójdzie. Nigdy nie śpię u znajomych, chociaż na większość imprez muszę dość daleko dojeżdżać. Nie potrafię dostosować się do pewnych norm; jeśli coś mi nie pasuje, mówię o tym prosto z mostu nie bacząc na konsekwencje. Ewentualnie kompletnie zamykam się w sobie i w środku aż się gotuję, co zresztą od razu po mnie widać. Wokół siebie toleruję tylko Najbliższych i swojego chłopaka. Jestem w szczęśliwym związku i bardzo go kocham, ale często potrzebuję dla siebie dużo przestrzeni. Najlepiej czuję się sama ze sobą. Kocham ciszę i najchętniej mieszkałabym na bezludnej wyspie, autentycznie. Przeszkadza mi dosłownie wszystko - stukot zamykanych na klatce drzwi, grający u sąsiadów telewizor, ludzie rozmawiający na ulicy pod moimi oknami... Śpię tylko z zatyczkami, a po domu często chodzę ze słuchawkami na uszach.Czy ze mną jest coś nie tak?

Moim zdaniem tak, coś z Tobą jest nie tak. Zachowujesz się jak Adaś Miauczyński. Introwertyzm jest czymś normalnym, potrzeba przebywania czasami samemu również. Nie każdy musi dobrze się czuć w tłumie, nie każdy musi mieć ochotę na imprezowanie, czy bliższe znajomości z sąsiadami, ale to co opisujesz nie jest normalne. Reagujesz bardzo agresywnie (podkreślone fragmenty) i przejawiasz reakcje, które nie są typowe dla osób w pełni zdrowych psychicznie. Chowanie się w domu żeby nie spotkać sąsiadów? Szał, bo ktoś zajął miejsce obok Ciebie w pociągu? Jasne, hałas może działać na nerwy, nikt nie lubi jak sąsiedzi się tłuką - ale zwracanie uwagi na każde zamknięcie drzwi, czy każdy głos za oknem? I co by się stało jakbyś nie miała jednej nocy zatyczek, a w ciągu dnia słuchawek? - znowu "nienawiść, szał, gotowanie się od środka"? 

Właśnie: póki co. Mam podobnie jak Ty i być może również jestem odpychająca, ale nie jest to dla mnie wielkim problemem. Znajomych mam tylu ilu mi potrzeba, a co reszta o mnie sądzi to dla mnie rzecz absolutnie nieistotna. Niestety, ja w przeciwieństwie do Ciebie, nie pracuję jako wolny strzelec, więc kontakt z ludźmi muszę mieć, ale na szczęście mam biurko w dosyć ustronnym miejscu, ludzie nie odzywają się do mnie jeśli nie muszą i na odwrót, także żyję jakoś. Ale cóż - tak, też mnie drażnią i w sumie mogę śmiało powiedzieć, że większością ludzi gardzę. W środkach komunikacji miejskiej, na masowych imprezach większość zachowuje się jak bezmyślne bydło, co doprowadza mnie do szewskiej pasji. Nie mam jednak problemu z ciszą - lubię ją, ale sen mam mocny, także gdy śpię to ludzi toleruję, bo kontaktu z nimi nie mam. Praca w grupie - dla mnie odpada, bo znowuż: ludzie są bezmyślni. Pracując w grupie trzeba się liczyć z tym, że ktoś zawali, za kogoś trzeba robotę odwalić itd. - nie do przyjęcia. Także w znacznej mierze Cię rozumiem. Czy coś jest z Tobą nie tak? Nie wiem, mi się wydaje, że tak jak są ekstrawertycy, dusze towarzystwa, ludzie którzy bez innych żyć nie umieją, tak zdarzają się i tacy, którzy są w stopniu maksymalnym samowystarczalni i tyle.

a mnie wkurza ze w autobusie masa wolnych miejsc a ktoś i tak usiądzie obok mnie :) 

Pasek wagi

wybuduj sobie lepianke w lesie i tam mieszkaj, nikt tu takich dzikusow nie potrzebuje

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.