Temat: człowiek wyjdzie ze wsi a wieś z człowieka nigdy?

Pewnie znacie to określenie. Często mówi się tak o charakterze, osobowości, obyczajów ludzi ze wsi. A ja z innej strony chcę ugryźć to powiedzenie. Mam wrażenie, że ze mnie wieś nie potrafi wyjść i chyba nie wyjdzie. Potrafię się zachować w mieście, znam dobre maniery, łatwo mi się odnaleźć w nowym miejscu itd. ale... nie podoba mi się tu. Od 2 lat jestem w Krakowie na studiach. Wcześniej mieszkałam na wsi zabitej dechami (gwarantuje wam, że inaczej tego się ująć nie da, każdy kto u mnie był tak mówi o tej wsi;)). I jak byłam tam do 18 r.ż to mi się nie podobało, przede wszystkim dlatego, że nudno, daleko wszędzie, żadnej komunikacji, autobusów, tragedia. Jak poszłam na studia, oczywiście szał. Mieszkanie w bloku (takie fajne, jak całe życie mieszka się w domu), blisko wszędzie, tramwaje co 5 min (wiem, żenada, ale jak u mnie nie było ani jednego to tutaj było to fascynujące), masę galerii, kin, restauracji itd. 

A teraz? Zaczęło mnie miasto drażnić, ostatnio do takiego stopnia, że jak zawsze jeździłam co 4 tyg do domu mniej więcej to teraz mam ochotę jeździć co tydzień (220km). Mieszkanie w bloku drażni mnie niemiłosiernie, rynku w Krakowie którym każdy się zachwyca - ja nie znoszę (a wiecznie moi znajomi chcą tam chodzić i wychodzę na dzikusa jak nie chcę na rynek wyjść), ale już najbardziej to to, że mam wrażenie, że się tu duszę... jak byłam w ten weekend to cały dzień spędzałam na dworze. Poszłam do piesków, nakarmić zwierzynę, pochodziłam po ogródku, coś porobiłam, a jak nie to chociaż posiedziałam pod czereśnią, a tu? Miasto strasznie ogranicza w tej kwestii. Chciałabym mieć już swój dom, z dużym ogrodem, gdzieś na wsi niedaleko miasta (taka lokalizacja chyba najlepsza. Niby wieś, a jednak niedaleko do pracy). Mój chłopak ma to samo zdanie co ja w kwestii domu, ale cóż, młoda jestem, bez kasy więc dom pozostaje marzeniem. 

Wiadomo, że jak pojadę na wieś na trochę to jest super, a jakbym miała tam być non stop to bym zwariowała, dlatego chyba dom na wsi pod miastem byłby najlepszy, ale teraz to już nie wiem co robić. Męczy mnie to miejsce strasznie.

Czy wy też tak macie? Osoby ze wsi? Że po dłuższym pobycie w mieście macie ochotę być na wsi? Mi najbardziej brakuje ciszy, spokoju, czystego powietrza, grilla na podwórku i ogólnie całego podwórka, wyjścia i spacerowania u siebie. Jak wy sobie z tym radzicie?

Jestem z przedmieścia i tez mam dość. Kiedyś moi rodzice kupili dom na wsi w górach i wtedy sie we wsi zakochałam. Byle była taka na uboczu. Najchętniej Podlasie lub pogórze Bieszczadzkie. Miasto mnie męczy i go nie znoszę. Mój mąż natomiast do 16 roku życia wychowywał si ena wsi, a później żył w blokach w małym meście. Na wieś by nigdy nie wrócił, chyba, że na swoją rodzinną. Marzy o blokach... :)

Pasek wagi

Do 22 roku życia mieszkałam w mieście, w bloku i twierdziłam, że tylko w mieście (dużym) mogę żyć. I wtedy przeprowadziłam się na wieś. Teraz jak pobędę dosłownie 1 dzień w mieście, to pęka mi głowa. Mamy jeszcze mieszkanie w bloku i czasami tam muszę spać, tragedia, rano słychać jak sąsiad z góry sika albo kaszle. Ostatnio byłam tydzień w Warszawie :/ Straszne, wszędzie beton. Prosiłam znajomych żeby mnie wywiezli gdzieś na otwartą przestrzeń, bo nie mogłam wytrzymać tego smrodu i tłoku. Tak jak piszesz, dom pod miastem, to chyba jedyne rozsądne wyjście. Mam nadzieję, ze nie przyjdzie mi znów mieszkać na stałe w blokowisku.

Pasek wagi

ja mieszkałam w malutkim mieście przez 15 lat później przeprowadziłam się pod Łódź na wieś zabitą dechami, bez internetu, 5 km od autobusu który jeździ co 4 h do Łodzi.. Kombinowałam jak koń pod górkę by żyć w mieście, brakowało mi kontaktu z ludźmi, jakiś wyjść... teraz mieszkam w samej Łodzi a może na jej obrzeżu i jestem mega zadowolona.. niby odcięta od zgiełku, przy lesie.. ale dosłownie 10 min od autobusu na retkinie (jedna z dzielnic w Łodzi). Nie zamienię tego na żadną wieś..

Pasek wagi

właśnie dlatego spakowaliśmy manatki ( z mężem) i wróciliśmy na wieś. Miasto jest ok jak chcesz się wyszumieć, potem faktycznie zaczyna brakować przestrzeni. Nie mieszkamy pod miastem ale samochód jest właśnie po to żeby się przemieszczać :)

Pasek wagi

Ja jestem w takiej samej sytuacji jak Twoja i mam takie same odczucia. Na pierwszym roku studiów było super, nie myślałam o tym co mnie irytuje, widziałam tylko plusy : że nie muszę się martwić idąc na imprezę, czy mam jak wrócić, bo zawsze są nocne, jak nie ma to taksówka; że jak mi się zachce pizzy o 3 w nocy to po nią dzwonię (zdrowe to nie było, ale sam fakt, że mogłam skoro chciałam); do wszystkich znajomych mam dobry dojazd, itp.
Teraz wiele bym dała, żeby móc już wreszcie wrócić na wieś - a na pewno wrócę :)

Ja mieszkałam w małym miasteczku. Ale był i dom z ogrodem, komunikacja z większym miastem tragiczna (a dojeżdżałam do szkoły), las 5 min od domu, rzut beretem w góry. 
Ale ja stamtąd wiecznie się wyrywałam choćby do tego większego miasta. I na studia zwiałam do Wrocławia, już nie wróciłam. Lubię czasem pojechać, iść w góry, odetchnąć... ale jednak miasto tętni życiem. Codziennie coś się dzieje, codziennie spotykam się z ludźmi. Jest mnóstwo teatrów, muzeów czy nawet do kina można iść prawie o dowolnej godzinie.
Grille z rodzicami uwielbiam w ogródku ale te nad Odrą ze znajomymi też są super ;)

To chyba zależy od osoby, mnie małe miejscowości na dłuższą metę męczą (po 2 tygodniach chodzę po ścianach). Ja chciałabym mieć kiedyś dom ale w tzw dzielnicy willowej żeby to jednak miasto było ;) Ale na razie moja kamienica daje radę - duże mieszkanie, w samym centrum, grube ściany i fajni sąsiedzi ;) No i mam blisko największy park w mieście, który uwielbiam. Rzut beretem nad Odrę... :) 

Zgłoś się do "Rolnik szuka żony" ! :)

Mieszkałam 18 lat w małym miasteczku, później w wielkim mieście (Wrocław) i mniejszych miastach (Legnica) teraz mieszkam pod Wrocławiem i tak jest najlepiej. Miasto zaczyna mnie męczyć po pewnym czasie, może za stara jestem :D Najlepiej mieszka mi się w mniejszych miastach jak np. Legnica.

A ja jestem miastowa ale idealem dla mnie bylony mieszkanie w otoczeniu przyrody z latwym dojazdem do miasta. Obecnie mieszkamy ma obzezach Londynu - to miasto nigdy nie spi - tlok I korki to norma nawet o 2 w nocy.  Na szczescie w naszwj dzielnicy jest zielono, mnostwo ptakow I malych zwierzatek sie kreci. A najblizsze pole oddalone jest o niecale 2km. Na prawdziwa wies sie niestety nie przeprowadzimy bo dojazdy do pracy bylyby kosmiczne :S

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.