Temat: Adwokat moze kłamać ?

chodzi mi o sytuacje, ze np. Ktos kogoś zabił ... I jesli sie przyzna adwokatowi to adwokat moze w sadzie kłamać ? I taka osoba moze byc uniewinniona ?

Wilena napisał(a):

zdrowszystylzyciaa napisał(a):

Wilena napisał(a):

A jak inaczej? Klient przychodzi, mówi, że zabił kogoś, ale nie zamierza się w sądzie do tego przyznać, a adwokat potem po odczytaniu aktu oskarżenia sobie wstaje z tekstem "panie prokuratorze, pan się nie wysila, bo mój klient mi się już przyznał, pan go weźmie i wsadzi"? Przecież obowiązuje tajemnica zawodowa, to po pierwsze. Po drugie adwokat ma bronić przede wszystkim interesów swojego klienta, nawet jeżeli wie, że linia obrony się mija z prawdą - dlatego właśnie to się nazywa linia obrony, a nie linia prawdy. Po trzecie, miałaby straszne problemy z radą adwokacką gdyby się z tych swoich obowiązków nie wywiązał. Po czwarte, jaki adwokat miałby interes w tym, żeby bronić kogoś stojącego po drugiej stronie sali rozpraw - jak ktoś nie potrafi się bronić sam to niech przyjdzie z adwokatem, przecież ktoś kto przegrywa sprawę, bo nagle go ogarnęła litość się do pracy w tym zawodzie nie nadaje. No i czy ja wiem czy głupia robota? - ja uważam, że od stawiania zarzutów jest prokurator, od wydawania wyroku jest sędzia, od obrony jest adwokat - każdy musi robić swoje. Konstytucyjnie jest zagwarantowane prawo do obrony, obrońca nie może nagle stać się katem. Większość spraw gdzie uniewinniają winnego to swoją drogą "zasługa" głównie błędów prokuratury, nie kłamstw adwokatów. 
W sumie to myślałam, że adwokat przemilcza kwestię winy swojego klienta i po prostu stara się znaleźć jak najwięcej dowodów na to, ze to jednak nie on jest winny. Niby kłamie, ale bardziej zataja prawdę, bo nie mówi wprost, że jest winny, albo niewinny. Chyba, że klient się przyznaje od razu, to wtedy adwokat szuka jak najwięcej okoliczności łagodzących. Tak mi się wydawało. :P
W idealnym świcie, gdzie każdy miałby złotymi zgłoskami wyryty kodeks etyki zawodowej, to adwokat w ogóle nie powinien wiedzieć czy jego klient jest winny czy nie - założyć, że nie i go bronić. Tylko w rzeczywistości klient po prostu niekiedy sam mówi, nawet nie zapytany - albo adwokat woli wiedzieć, żeby potem się linia obrony nie posypała w trakcie rozprawy. I nie widzę różnicy między "niby kłamie" a "bardziej zataja prawdę". Ktoś stwierdza "o 18 okradałem sąsiada, ale proszę powiedzieć na rozprawie, że byłem wtedy w kinie z siostrą" - czy jeżeli adwokat powie potem "mój klient nie mógł o 18 okraść sąsiada, był wtedy w kinie z siostrą" to jest to kłamstwo czy zatajanie prawdy? Według mnie kłamstwo - a jednocześnie to jest właśnie szukanie dowodów na "niewinność". Bo jak inaczej szukać komuś kto jest winny dowodów na niewinność? 

A w ten sposób, myślałam, że adwokat właśnie nie może powiedzieć, że ktoś  gdzieś tam był, gdy wie, że nie był. :P

Swoją drogą zastanawiam się czy serio adwokata nic nie rusza, tzn. np. gdy klient nie mówi mu, że jest winny, a na rozprawie okazuje isę, że zabił w okrutny sposób 5. dzieci....

I w sumie myślę, że kłamanie w sądzie jest takie... niemoralne, nie wiem, jak dla mnie wszyscy powinni się przyznać do winy, pokazać, że żałują i tyle, ale wtedy to wszystko byłoby bez sensu. :D

zdrowszystylzyciaa napisał(a):

Wilena napisał(a):

zdrowszystylzyciaa napisał(a):

Wilena napisał(a):

A jak inaczej? Klient przychodzi, mówi, że zabił kogoś, ale nie zamierza się w sądzie do tego przyznać, a adwokat potem po odczytaniu aktu oskarżenia sobie wstaje z tekstem "panie prokuratorze, pan się nie wysila, bo mój klient mi się już przyznał, pan go weźmie i wsadzi"? Przecież obowiązuje tajemnica zawodowa, to po pierwsze. Po drugie adwokat ma bronić przede wszystkim interesów swojego klienta, nawet jeżeli wie, że linia obrony się mija z prawdą - dlatego właśnie to się nazywa linia obrony, a nie linia prawdy. Po trzecie, miałaby straszne problemy z radą adwokacką gdyby się z tych swoich obowiązków nie wywiązał. Po czwarte, jaki adwokat miałby interes w tym, żeby bronić kogoś stojącego po drugiej stronie sali rozpraw - jak ktoś nie potrafi się bronić sam to niech przyjdzie z adwokatem, przecież ktoś kto przegrywa sprawę, bo nagle go ogarnęła litość się do pracy w tym zawodzie nie nadaje. No i czy ja wiem czy głupia robota? - ja uważam, że od stawiania zarzutów jest prokurator, od wydawania wyroku jest sędzia, od obrony jest adwokat - każdy musi robić swoje. Konstytucyjnie jest zagwarantowane prawo do obrony, obrońca nie może nagle stać się katem. Większość spraw gdzie uniewinniają winnego to swoją drogą "zasługa" głównie błędów prokuratury, nie kłamstw adwokatów. 
W sumie to myślałam, że adwokat przemilcza kwestię winy swojego klienta i po prostu stara się znaleźć jak najwięcej dowodów na to, ze to jednak nie on jest winny. Niby kłamie, ale bardziej zataja prawdę, bo nie mówi wprost, że jest winny, albo niewinny. Chyba, że klient się przyznaje od razu, to wtedy adwokat szuka jak najwięcej okoliczności łagodzących. Tak mi się wydawało. :P
W idealnym świcie, gdzie każdy miałby złotymi zgłoskami wyryty kodeks etyki zawodowej, to adwokat w ogóle nie powinien wiedzieć czy jego klient jest winny czy nie - założyć, że nie i go bronić. Tylko w rzeczywistości klient po prostu niekiedy sam mówi, nawet nie zapytany - albo adwokat woli wiedzieć, żeby potem się linia obrony nie posypała w trakcie rozprawy. I nie widzę różnicy między "niby kłamie" a "bardziej zataja prawdę". Ktoś stwierdza "o 18 okradałem sąsiada, ale proszę powiedzieć na rozprawie, że byłem wtedy w kinie z siostrą" - czy jeżeli adwokat powie potem "mój klient nie mógł o 18 okraść sąsiada, był wtedy w kinie z siostrą" to jest to kłamstwo czy zatajanie prawdy? Według mnie kłamstwo - a jednocześnie to jest właśnie szukanie dowodów na "niewinność". Bo jak inaczej szukać komuś kto jest winny dowodów na niewinność? 
A w ten sposób, myślałam, że adwokat właśnie nie może powiedzieć, że ktoś  gdzieś tam był, gdy wie, że nie był. :PSwoją drogą zastanawiam się czy serio adwokata nic nie rusza, tzn. np. gdy klient nie mówi mu, że jest winny, a na rozprawie okazuje isę, że zabił w okrutny sposób 5. dzieci.... I w sumie myślę, że kłamanie w sądzie jest takie... niemoralne, nie wiem, jak dla mnie wszyscy powinni się przyznać do winy, pokazać, że żałują i tyle, ale wtedy to wszystko byłoby bez sensu.

Ale co ma zrobić? Człowiek, którego ma bronić mu podaje alibi - ma się z nim kłócić, bo "przecież pan kłamie i jak tak nie powiem"? Postaw się z tej drugiej strony, to ty złamałaś prawo, chciałabyś żeby adwokat starał się uchronić Cię od więzienia jak tylko może, czy kwestionował Twoją linię obrony i stwierdzał, że tego i tego nie powie, bo on kłamał nie będzie. Zresztą nie widzę różnicy między skłamaniem i milczeniem kiedy ktoś kłamie, a ja znam prawdę - przecież skutek jest identyczny. Jeżeli ktoś twierdzi inaczej to po prostu szuka sobie usprawiedliwienia, żeby go sumienie nie gryzło.

Ile masz takich spraw, gdzie na rozprawie okazuje się, że klient zabił w okrutny sposób pięcioro dzieci? Zero? Jedną na parę lat - to mówię w skali kraju? Spraw o zabójstwo jest wbrew pozorom mało, większość spraw w wydziałach karnych to jakieś uszkodzenie ciała (pijany pan x dał pijanemu panu y po buzi), albo kradzież (i to raczej na niewielki kwoty, nie napady na bank). Przy czym większość ludzi się okazuje winna, więc jak wiesz, że statystycznie +/- 90% osób okazuje się winnych to nie doznajesz potem szoku. Tak czysto abstrakcyjnie, ruszyłoby mnie pewnie - pedofilia, to by było dla mnie nie do przejścia i mam nadzieję, że nigdy przenigdy takiej sprawy nie dostanę jeżeli kiedyś tam adwokatem mi się uda zostać. Nie wiem dlaczego, ale odrzuca mnie to bardziej niż zabójstwo. Myślę, że każdy ma jakąś własną granicę.

No i znowu, każdy ma prawo do obrony, to świadek ma obowiązek mówić prawdę, nie oskarżony i jego obrońca, oni nie zeznają pod przysięgą, jakkolwiek niemoralne to się wydaje to faktycznie - inaczej się tego rozwiązać nie da. 

Wilena napisał(a):

zdrowszystylzyciaa napisał(a):

Wilena napisał(a):

zdrowszystylzyciaa napisał(a):

Wilena napisał(a):

A jak inaczej? Klient przychodzi, mówi, że zabił kogoś, ale nie zamierza się w sądzie do tego przyznać, a adwokat potem po odczytaniu aktu oskarżenia sobie wstaje z tekstem "panie prokuratorze, pan się nie wysila, bo mój klient mi się już przyznał, pan go weźmie i wsadzi"? Przecież obowiązuje tajemnica zawodowa, to po pierwsze. Po drugie adwokat ma bronić przede wszystkim interesów swojego klienta, nawet jeżeli wie, że linia obrony się mija z prawdą - dlatego właśnie to się nazywa linia obrony, a nie linia prawdy. Po trzecie, miałaby straszne problemy z radą adwokacką gdyby się z tych swoich obowiązków nie wywiązał. Po czwarte, jaki adwokat miałby interes w tym, żeby bronić kogoś stojącego po drugiej stronie sali rozpraw - jak ktoś nie potrafi się bronić sam to niech przyjdzie z adwokatem, przecież ktoś kto przegrywa sprawę, bo nagle go ogarnęła litość się do pracy w tym zawodzie nie nadaje. No i czy ja wiem czy głupia robota? - ja uważam, że od stawiania zarzutów jest prokurator, od wydawania wyroku jest sędzia, od obrony jest adwokat - każdy musi robić swoje. Konstytucyjnie jest zagwarantowane prawo do obrony, obrońca nie może nagle stać się katem. Większość spraw gdzie uniewinniają winnego to swoją drogą "zasługa" głównie błędów prokuratury, nie kłamstw adwokatów. 
W sumie to myślałam, że adwokat przemilcza kwestię winy swojego klienta i po prostu stara się znaleźć jak najwięcej dowodów na to, ze to jednak nie on jest winny. Niby kłamie, ale bardziej zataja prawdę, bo nie mówi wprost, że jest winny, albo niewinny. Chyba, że klient się przyznaje od razu, to wtedy adwokat szuka jak najwięcej okoliczności łagodzących. Tak mi się wydawało. :P
W idealnym świcie, gdzie każdy miałby złotymi zgłoskami wyryty kodeks etyki zawodowej, to adwokat w ogóle nie powinien wiedzieć czy jego klient jest winny czy nie - założyć, że nie i go bronić. Tylko w rzeczywistości klient po prostu niekiedy sam mówi, nawet nie zapytany - albo adwokat woli wiedzieć, żeby potem się linia obrony nie posypała w trakcie rozprawy. I nie widzę różnicy między "niby kłamie" a "bardziej zataja prawdę". Ktoś stwierdza "o 18 okradałem sąsiada, ale proszę powiedzieć na rozprawie, że byłem wtedy w kinie z siostrą" - czy jeżeli adwokat powie potem "mój klient nie mógł o 18 okraść sąsiada, był wtedy w kinie z siostrą" to jest to kłamstwo czy zatajanie prawdy? Według mnie kłamstwo - a jednocześnie to jest właśnie szukanie dowodów na "niewinność". Bo jak inaczej szukać komuś kto jest winny dowodów na niewinność? 
A w ten sposób, myślałam, że adwokat właśnie nie może powiedzieć, że ktoś  gdzieś tam był, gdy wie, że nie był. :PSwoją drogą zastanawiam się czy serio adwokata nic nie rusza, tzn. np. gdy klient nie mówi mu, że jest winny, a na rozprawie okazuje isę, że zabił w okrutny sposób 5. dzieci.... I w sumie myślę, że kłamanie w sądzie jest takie... niemoralne, nie wiem, jak dla mnie wszyscy powinni się przyznać do winy, pokazać, że żałują i tyle, ale wtedy to wszystko byłoby bez sensu.
Ale co ma zrobić? Człowiek, którego ma bronić mu podaje alibi - ma się z nim kłócić, bo "przecież pan kłamie i jak tak nie powiem"? Postaw się z tej drugiej strony, to ty złamałaś prawo, chciałabyś żeby adwokat starał się uchronić Cię od więzienia jak tylko może, czy kwestionował Twoją linię obrony i stwierdzał, że tego i tego nie powie, bo on kłamał nie będzie. Zresztą nie widzę różnicy między skłamaniem i milczeniem kiedy ktoś kłamie, a ja znam prawdę - przecież skutek jest identyczny. Jeżeli ktoś twierdzi inaczej to po prostu szuka sobie usprawiedliwienia, żeby go sumienie nie gryzło.Ile masz takich spraw, gdzie na rozprawie okazuje się, że klient zabił w okrutny sposób pięcioro dzieci? Zero? Jedną na parę lat - to mówię w skali kraju? Spraw o zabójstwo jest wbrew pozorom mało, większość spraw w wydziałach karnych to jakieś uszkodzenie ciała (pijany pan x dał pijanemu panu y po buzi), albo kradzież (i to raczej na niewielki kwoty, nie napady na bank). Przy czym większość ludzi się okazuje winna, więc jak wiesz, że statystycznie +/- 90% osób okazuje się winnych to nie doznajesz potem szoku. Tak czysto abstrakcyjnie, ruszyłoby mnie pewnie - pedofilia, to by było dla mnie nie do przejścia i mam nadzieję, że nigdy przenigdy takiej sprawy nie dostanę jeżeli kiedyś tam adwokatem mi się uda zostać. Nie wiem dlaczego, ale odrzuca mnie to bardziej niż zabójstwo. Myślę, że każdy ma jakąś własną granicę.No i znowu, każdy ma prawo do obrony, to świadek ma obowiązek mówić prawdę, nie oskarżony i jego obrońca, oni nie zeznają pod przysięgą, jakkolwiek niemoralne to się wydaje to faktycznie - inaczej się tego rozwiązać nie da. 

Chodzi mi bardziej o moralność oskarżonych niż adwokatów. Ci oskarżeni często kłamią, zwalają winę na innych,a w sumie to takie... nie w porządku. Wiem, że w takiej chwili się chwyta wszystkiego, ale kurcze, słabe to jest gdy swoją winę zwala się na kogoś niewinnego, a może nawet biednego, który nie ma pieniędzy na adwokata. Nie wiem czy jestem wrażliwa czy to już naiwność. :D

Pisałam Ci w prywatnej o pewnej sprawie, w związku z która mam pewne wyrzuty sumienia. Fakt, wniosek nie był napisany przeze mnie, ale co by nie było, wina idzie na biednego wychowawcę....

Pewnie, że może. Śmiejemy się u mnie na wydziale, że ludzie myślą, iż "prawnik to osoba o nieskazitelnym charakterze". A tak czasem nie jest, zresztą należałoby sprecyzować co poszczególne osoby mają konkretnie na myśli przez "nieskazitelny charakter". Jak już ktoś wyżej wspomniał, adwokaci muszą bronić swojego klienta. Takie jest ich zadanie. A że niekoniecznie zawsze jest to moralne, no cóż. Taka praca. Myślę, że osoby, które chcą zostać adwokatami zdają sobie sprawę z tego, że czasem może wyjść tak, iż jednak ich klient nie jest takim aniołkiem. Ale sama będąc w liceum miałam pewne dylematy moralne, No bo co ja biedna zrobię, gdy np.: zostanę prokuratorem i przeze mnie osoba, która jest niewinna będzie uznana jednak za winną? 

Szczerze mówiąc - środowisko prawnicze jest bardzo brudne. Sama znam osoby będące po konkretnej aplikacji i dążące do celu po trupach, i w celu zarobienia jak największych pieniędzy. Zresztą już taka rywalizacja i wypaczenie moralności? jest na studiach. Musisz być po prostu dobry. I jeżeli jesteś adwokatem - to bronić swojego klienta, tak żeby wygrać sprawę w sądzie. Bez względu na okoliczności. Smutne, ale prawdziwe.

Mam wrażenie, że i adwokat i prokurator trochę manipulują sędzią......

Ale dlaczego manipulują? Manipulacją byłoby gdyby albo prokuratorowi, albo adwokatowi zabroniono wstępu na salę rozpraw i sędzia opierał swój wyrok tylko i wyłącznie na jednostronnej relacji. Tak to przedstawiają dwie strony medalu, sędzia ma za zadanie rozstrzygnąć, która jest tą prawdziwą. Ja bym na przykład nie mogła być sędzią, bardziej by mnie moralnie obciążała świadomość tego, że mogę popełnić błąd i skazać niewinnego, niż konieczność bronienia winnego. A co w takim razie z systemem ławy przysięgłych w Stanach? Tam to dopiero czasami bywa teatr, u nas mowy końcowe praktycznie są bez znaczenia, ale tam to często spektakl jednego aktora i granie na ludzkich emocjach. Czy to jest manipulacja? Jak dla mnie wciąż i nadal po prostu wypełnianie swoich obowiązków. Ktoś kto musi robić - jeżeli się nie jest w stanie, to po prostu nie warto się pchać do tego zawodu chyba. 

Praca, jak każda inna. Jeśli ktoś lubi kasę, to etykę zawodową chowa głęboko do kieszeni. Zresztą, ciężko mówić o etyce w przypadku kancelarii dbających o interesy np. wielkich korporacji. Nawet nie wspominam o podejrzanych o morderstwa itd. Przykłady - ktoś bronił O.J. Simpsona, czy koncernów tytoniowych. Ktoś bronił Charlesa Mansona...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.