- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
13 stycznia 2015, 13:10
Witam.
Materializm jest dość modnym słowem ostatnio. Często się przejawia na forum i w życiu codziennym również zdarza mi się go słyszeć. Wydaje mi się, że to określenie jest nadużywane. Często wydaje mi się, że osoby je wypowiadające kierują się zazdrością i próbują określeniem "materialista!" komuś dopiec, a siebie wnieść jakby na wyższy poziom (właśnie, czego?).
Stąd moje pytanie. Czym jest dla Was materializm i kim jest materialista? Dajcie jakieś przykłady materializmu. Zależy mi na dyskusji na wysokim poziomie, z kulturą i żebyśmy wszystkie doszły do jakichś ciekawych wniosków :)
Czy np. ta wypowiedź: "Mój narzeczony zarabia z 5-10 razy tyle co ja, w zależności od okresu. Dobrze mi
z tym ,jemu z tym dobrze. On ma bzika na punkcie bycia głową rodziny, a
mi to pasuje " świadczy o materializmie?
Zapraszam do dyskusji :)
Edit:A skąd można wiedzieć, że dla kogoś najważniejsze są pieniądze? Jeśli mówię, że ważne jest dla mnie, żeby mój przyszły facet zarabiał więcej ode mnie, to słyszę określenie "materialistka". Ale pieniądze w tym przypadku nie są najważniejsze, tylko ważne. Gdyż tylko ze względu na pieniądze bym się z nikim nie związała. Ale gdyby nie miał kasy - też nie. Więc gdzie w tym materializm, który widzi dużo vitalijek? Czy kobiety, które nie chcą być z facetami bez pracy są materialistkami? Mam wrażenie, że żeby nie być określonym jako materialista (co jednak w mojej ocenie jest negatywnym określeniem) nie można w ogóle zwracać uwagi na pieniądze. Ale kto tak robi?
Edytowany przez 47a0a6af0804991ad500fe8793a78bdb 13 stycznia 2015, 13:40
13 stycznia 2015, 16:39
Dla mnie to jest bardzo problematyczna kwestia. Wydaje mi się, że materialistką nie jestem - potrafię się cieszyć z na prawdę błahych rzeczy i nie przedkładam pieniędzy nad ludzi. Z drugiej strony, mimo że nie chcę nikomu zaglądać do portfela, to dla mnie często jednak zarobki są wyznacznikiem zaradności życiowej (i całego szeregu aspektów tej zaradności, jak chociażby inteligencja). Nie chciałabym być z kimś kto zarabia najniższą krajową siedząc na kasie. Nie przeszkadzałoby mi gdyby tak siedział przejściowo (np. studia i taka praca), ale jeżeli ktoś nie miałby wykształcenia i żadnych perspektyw na inną pracę to nie potrafiłabym. Niestety stereotyp, że z kimś takim raczej sobie nie pójdę do opery, nie porozmawiam o rosyjskiej literaturze i nie będę mogła snuć pseudo-filozoficznych dywagacji, by u mnie się przebijał na pierwszy plan. Spokojnie mogłabym być w związku z kimś kto zarabia grosze, ale widać, że na prawdę ma pasję i jest takiej pracy dlatego, że ją kocha, a nie z powodu bycia "niedorajdą". Oczywiście można kochać bycie lekarzem, prawnikiem, dyplomatą, etc. - bo raczej nie wyobrażam sobie że ktoś wykłada towar na półki w Biedronce z czystej pasji i miłości do tego zajęcia. Pokręciłam strasznie, ale cóż. Myślenie pokręcone :)
13 stycznia 2015, 16:58
pozwolę sobie na mały offtop, ale przykład z kominiarzem spodobał mi się... nie bardzo :)
wszak jest to zawód wymagający wiele wiedzy i doświadczenia, kominiarze byli zawsze społecznie poważani, wzbudzali zaufanie, towarzyszyl im miły gest łapania za guziki na szczęście, wiec jeśli ktoś jest po prostu skromny, nie lubi wyścigu szczurów i całej atmosfery wokól robienia kariery i pieniędzy, to nie trzeba mu od razu przypinać łatki niezaradnej bidy i zakładać że kultura wysoka jest mu obca :)
13 stycznia 2015, 17:04
Wilena, bardzo upraszczasz i nie znasz ludzi. Znam ludzi po zawodówce, którzy są oczytani, inteligentni i mający bardzo trzeźwe podejście do życia, z którymi można godzinami rozmawiać i konie kraść. Znam też doktorów, a nawet profesorów nudnych jak flaki z olejem, znających się tylko na swojej wąskiej działce. Różnie się ludziom życie układa, po prostu.
13 stycznia 2015, 17:09
Wilena, bardzo upraszczasz i nie znasz ludzi. Znam ludzi po zawodówce, którzy są oczytani, inteligentni i mający bardzo trzeźwe podejście do życia, z którymi można godzinami rozmawiać i konie kraść. Znam też doktorów, a nawet profesorów nudnych jak flaki z olejem, znających się tylko na swojej wąskiej działce. Różnie się ludziom życie układa, po prostu.
Wiem. Upraszczam prawdopodobnie dlatego, że nie znam ludzi po zawodówce, którzy są oczytani, inteligentni i zaradni. Znam doktorów i profesorów nudziarzy, którzy mogą rozmawiać tylko na jeden temat - ale tego drugiego przykładu właśnie nie. Ludzie po zawodówce, z którymi miałam styczność na prawdę mieli problemy ze sformułowaniem sensownego zdania, a ich życiowe aspiracje się ograniczały do możliwości nic nie robienia i narzekania na swoją sytuację. Chciałabym zmienić zdanie, ale po prostu nie było mi dane.
13 stycznia 2015, 17:11
A mnie owszem. Nie wielu, ale kilka osób z podstawowym wykształceniem, czego w życiu bym nie powiedziała po godzinach rozmów z nimi - poznałam.
13 stycznia 2015, 17:42
pozwolę sobie na mały offtop, ale przykład z kominiarzem spodobał mi się... nie bardzo :)wszak jest to zawód wymagający wiele wiedzy i doświadczenia, kominiarze byli zawsze społecznie poważani, wzbudzali zaufanie, towarzyszyl im miły gest łapania za guziki na szczęście, wiec jeśli ktoś jest po prostu skromny, nie lubi wyścigu szczurów i całej atmosfery wokól robienia kariery i pieniędzy, to nie trzeba mu od razu przypinać łatki niezaradnej bidy i zakładać że kultura wysoka jest mu obca :)
Jeśli ktoś wybiera sobię taką prostą pracę której wykonywania tak naprawdę można się nauczyć w kilka dni typu kominiarz kasjerka to z reguły w życiu też idzie po najniższej linii oporu i szuka łatwych rozrywek typu telewizorek, piwko.
W większości przypadków ludzie po zawodówkach mają po prostu małe ambicję a to jest widoczne na różnych polach życia.
13 stycznia 2015, 18:52
Jesli ktos, chce godnie zyc i pracuje na to zeby gdzies wyjechac, kupic nowy samochod albo wybudowac sobie basen bo np. lubi plywac i to jego marzenie to ok. Materialista kojarzy mi sie z kims kto pieniadze stawia na piedestale np. ma juz kase, jest ustawiony ale ciagle chce wiecej i pracuje, zaniedbuje rodzine bo wiecznie nie ma czasu (przy tym czesto zdarza sie, ze lubi sie porownywac z innymi). Jesli chodzi o to, ze kobieta jest na utrzymaniu mezczyzny to nie moge powiedziec, ze jest materialistka bo pewnie sa rozlozone jakies obowiazki typu "ty zajmij sie domem i dziecmi a ja bede pracowal", ale jesli jest to tak ze ksiezniczka siedzi w domu, misiaczek zarabia kupe kasy a ona go doi i jeszcze za plecami moze smieje sie jaki on glupi itp, a on jest jej "dupowłazem" bo jest dobra aktorka to jest to juz moim zdaniem w pewnym stopniu materializm. Albo zwiazek 20latki z 80letnim zombie , ktory jest nadziany to tez moim zdaniem materializm. Albo no nie wiem, np jakies generalizowanie, ze ktos jest gorzej ubrany a ja mam to i tamto i sie z niego nasmiewam to tez moim zdaniem materializm. Czyli ogolnie dla mnie to pieniadze na pierwszym miejscu, ocenianie ludzi po tym co maja a nie jacy sa, wykorzystywanie ludzi dla wlasnego zysku- tak mi sie kojarzy materializm.
Edytowany przez Angelofdeath 13 stycznia 2015, 18:53
13 stycznia 2015, 19:35
Materializm= kiedy pieniądze są ważniejsze niż człowiek, jego uczucia i inne "wyższe wartości".
Jeśli kobieta nie chce wiązać życia z leniem i obibokiem, który nie ma pracy i nawet takowej nie szuka to nie materializm, a zdrowy rozsądek
13 stycznia 2015, 19:47
Wiem. Upraszczam prawdopodobnie dlatego, że nie znam ludzi po zawodówce, którzy są oczytani, inteligentni i zaradni. Znam doktorów i profesorów nudziarzy, którzy mogą rozmawiać tylko na jeden temat - ale tego drugiego przykładu właśnie nie. Ludzie po zawodówce, z którymi miałam styczność na prawdę mieli problemy ze sformułowaniem sensownego zdania, a ich życiowe aspiracje się ograniczały do możliwości nic nie robienia i narzekania na swoją sytuację. Chciałabym zmienić zdanie, ale po prostu nie było mi dane.Wilena, bardzo upraszczasz i nie znasz ludzi. Znam ludzi po zawodówce, którzy są oczytani, inteligentni i mający bardzo trzeźwe podejście do życia, z którymi można godzinami rozmawiać i konie kraść. Znam też doktorów, a nawet profesorów nudnych jak flaki z olejem, znających się tylko na swojej wąskiej działce. Różnie się ludziom życie układa, po prostu.
A tu się nie zgodzę. Moja siostra skończyła zawodówkę. Jako 21 letnia dziewczyna otworzyła salon fryzjerski. Po 10 latach jest świetnym fachowcem i niedługo zatrudni drugą osobę. Ma aspiracje i jest oczytana. Wyraża się poprawnie. Teraz ma 32 lata i przymierza się do matury. Dlaczego nie wcześniej? Bo musiała rozkręcić i utrzymać biznes, a matura nie była jej wtedy do niczego potrzebna. Teraz zwyczajnie ma więcej czasu i pracujące dla niej zaufane osoby. Druga taka osoba to moja przyjaciółka- dziewczyna niesamowicie oczytana, mądra i jedna najbardziej prostolinijnych osób jakie znam. Dlaczego tylko zawodówka? Bo miała mamę alkoholiczkę, która ją wychowywała. Zwyczajnie szybko musiała zacząć pracować, bo na matkę liczyć nie mogła. Jest zaradna i pracowita. I nigdy nie słyszałam, żeby narzekała na brak pracy. Pracowała nawet w Tesco na ochronie Potrafiła oszczędzać. Teraz mieszka i pracuje w Anglii i nawet na macierzyńskim już nie może usiedzieć i chce wrócić do pracy.
13 stycznia 2015, 19:53
Dla mnie to jest bardzo problematyczna kwestia. Wydaje mi się, że materialistką nie jestem - potrafię się cieszyć z na prawdę błahych rzeczy i nie przedkładam pieniędzy nad ludzi. Z drugiej strony, mimo że nie chcę nikomu zaglądać do portfela, to dla mnie często jednak zarobki są wyznacznikiem zaradności życiowej (i całego szeregu aspektów tej zaradności, jak chociażby inteligencja). Nie chciałabym być z kimś kto zarabia najniższą krajową siedząc na kasie. Nie przeszkadzałoby mi gdyby tak siedział przejściowo (np. studia i taka praca), ale jeżeli ktoś nie miałby wykształcenia i żadnych perspektyw na inną pracę to nie potrafiłabym. Niestety stereotyp, że z kimś takim raczej sobie nie pójdę do opery, nie porozmawiam o rosyjskiej literaturze i nie będę mogła snuć pseudo-filozoficznych dywagacji, by u mnie się przebijał na pierwszy plan. Spokojnie mogłabym być w związku z kimś kto zarabia grosze, ale widać, że na prawdę ma pasję i jest takiej pracy dlatego, że ją kocha, a nie z powodu bycia "niedorajdą". Oczywiście można kochać bycie lekarzem, prawnikiem, dyplomatą, etc. - bo raczej nie wyobrażam sobie że ktoś wykłada towar na półki w Biedronce z czystej pasji i miłości do tego zajęcia. Pokręciłam strasznie, ale cóż. Myślenie pokręcone :)
Teraz Ciebie już rozumiem. Chodzi o pasję. Przez to rozstałam się z poprzednim facetem. Nie rozumiał, że mam pasje, że kocham biegać. Nie rozumiał po co po raz trzeci przymierzam sie do tak trudnego egzaminu i nawet powiedział mi żebym "mierzyła siły na zamiary", za co zaliczył u mnie potężna krechę( nigdy nie usłyszałam czegoś takiego, ani od rodziny, ani od przyjaciół). Dla niego było ważne, żebym jak najwięcej czasu spędzała z nim. Nie miał żadnych pasji. Niczym nie imponował. Niższe wykształcenie i gorsza praca by mi nie przeszkadzały gdyby miał pasje. Nie miał pasji i nie miał aspiracji. To nie był partner dla babki z jajami