- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
3 października 2014, 12:06
Dziewczyny, kto Waszym zdaniem powinien zapłacić rachunek na randce (w kinie, knajpie, kawiarni)? :)
Czy uzależniacie to od tego, która to randka? :)
Zapraszam do dyskusji :)
4 października 2014, 07:20
Kupujemy na zmianę, bo często mój chłopak nie ma kasy ;)Chciałabym żebyśmy oboje byli bogaci żeby nikt z nas nie musiał się zastanawiać czy aby nie jest kupiony za randkowy obiad czy prezencik. Nie chciałabym by chłopak był dużo bogatszy ode mnie i mi wszystko dawał i stawiał bo bym miała ciągłe obawy, że muszę spełniać jego zachcianki jako dług wdzięczności. Pieniądze to manipulacja i bardziej się frajerzy ten kto ciągnie do bogatego, bo bogaty może cię zostawić i znaleźć kolejną osobę
Pieniądze to manipulacja tylko wtedy, gdy ich nie masz i jesteś osobą bardzo słabą psychicznie. "Długi wdzięczności", jak rany, to się idzie na randki z kimś, kto nie będzie chciał w ramach odwdzięczania się cię przelecieć. Co to za przykre i smutne ekonomiczne podejście, ja tobie kebaba to będziesz winny, to ty mi potem minetę...
Czytam ten temat i zaczynam rozumieć, czemu ludzie mają problemy z randkowaniem, zapoznawaniem nowych ludzi, utrzymywaniem związków dopiero zaczętych... to bez odrobiny teatru, flirtu i gry nie pojedzie, a tu ekonomia "kebaba i minety" zdusza wszystko.
Fuffa, raz jeszcze, powodzenia od starego gada kopalnego
4 października 2014, 08:06
Kupujemy na zmianę, bo często mój chłopak nie ma kasy ;)Chciałabym żebyśmy oboje byli bogaci żeby nikt z nas nie musiał się zastanawiać czy aby nie jest kupiony za randkowy obiad czy prezencik. Nie chciałabym by chłopak był dużo bogatszy ode mnie i mi wszystko dawał i stawiał bo bym miała ciągłe obawy, że muszę spełniać jego zachcianki jako dług wdzięczności. Pieniądze to manipulacja i bardziej się frajerzy ten kto ciągnie do bogatego, bo bogaty może cię zostawić i znaleźć kolejną osobę
aż nie wiem, co napisać.. przeraża mnie twoje podejście.. nie wyobrażam sobie sytuacji, w której czuję się zobowiązana spełniać czyjeś "zachcianki". Nigdy nikt nie dał mi tego odczuć.. co prawda nigdy nie spotykałam się z bogatymi, zazwyczaj z przeciętniakami lub nawet z niezbyt zamożnymi..
Mój facet do bogatych nie należy, ba .. nawet miał drobne problemy finansowe, gdy się spotykaliśmy, ale kilka razy w ciągu randkowania, początków związku jak i teraz zrobił mi niespodzianki, płacił za mnie przy jakiś okazjach.. kiedyś np. wpadł do mnie i bez żadnego powodu, okazji wręczył mi kolczyki, bo je zobaczył i chciał, żebym je miała :) Ale nigdy nie pomyślałam, że jestem mu coś winna.. nigdy.. oczywiście, że działałam tez w drugą stronę, ja organizowałam wieczór dla nas i to na mój koszt, kupowałam jakieś drobiazgi i dawałam mu w prezencie.. ale robiłam to wszystko z przyjemnością, nie bo czułam się kupiona za prezencik.
W ogóle skąd się wzięła ta moda, że od faceta się niczego nie oczekuje, bo wtedy leci się na kasę, bo wtedy on mnie kupuje, bo wtedy muszę być zobowiązana... dlaczego wy tak wszystko kalkulujecie? To ma przyjemność, dla obojga, obdarowywanego jak i tego, kto coś daje..
I właśnie dlatego, że wiedziałam, ze lekko w życiu nie ma, że pomaga w rodzinie a mimo wszystko potrafi wyciułać parę groszy, żeby zrobić mi jakąś niespodziankę doceniałam 2 razy bardziej, bo wiedziałam, że kosztuje go to więcej, że musiał pomyśleć, zastanowić się, może zrezygnować z czegoś dla siebie, bo chciał sprawić przyjemność mi :) To było po prostu słodkie i łapało mnie zawsze za serce :) Widać było, że mu zależy, moja przyjemność, mój uśmiech na ustach był ważniejszy niż jakaś jego zachcianka.
Bogaty jak i biedny.. każdy może zostawić dla innej.
Nie wiem.. może takie podejście zależy od wieku w jakim są randkowicze? w moim wieku, gdyby facet nie miał kasy, nie miał pracy i tak ciągnęłoby się to miesiącami.. i nie poczuwałby się do tego, żeby też czasem coś postawić, żeby coś zmienić w swoim życiu.. zaczęłabym się grubo zastanawiać nad tym związkiem, bo kryzys to można mieć chwilowy a owy kandydat, co sobie rady w życiu nie daje, to raczej nie kandydat na męża a w moim wieku już raczej poważnie się myśli o spotykanych mężczyznach :)
Edit: dodam jeszcze, że nie trzeba być zaraz bogatym, żeby sprawić komuś przyjemność drobiazgiem. Można zarabiać najniższą krajową albo pracować na umowę zlecenie i zamiast wydać na pierdoły pomyśleć o tej bliskiej osobie.
Ja jak chwilowo byłam bez pracy, pamiętam jak dorobiłam sobie w weekend pomagając koleżance w sklepie, miałam też inne wydatki, a mimo wszystko znalazłam te 10 zł i kupiłam mojemu dezodorant, bo pamiętałam, jak mówił "kurcze na wypłatę muszę kupić, bo mi się kończy", był niesamowicie zaskoczony, powtarzał, że nie trzeba było, bo przecież nie mam stałej pracy ale widziałam jak wiele to dla niego znaczyło, że pomyślałam o nim, że chcialam coś dla niego zrobić.. jego uśmiech, buziak i przytulenie zapłaciło mi 5 krotnie za te 10 zł. I takie właśnie trzeba mieć podejście w zdrowym związku.
Innym razem już mieszkaliśmy razem, on wydał oszczędności na prawko i mieliśmy kilka innych wydatków, ciągle marudził, że nie ma porządnego t-shirtu , wszystkie jakieś sprane itp itd. dostałam pieniądze na urodziny, wcale nie tak wiele ale poszliśmy do sklepu i w sklepie powiedziałam mu "ty jedną rzecz- ja jedną rzecz", na początku nie chciał, bo to moje pieniądze urodzinowe ale przekonałam go i kupił sobie koszulkę, która tak strasznie mu się podobała. I powiem Ci, sprawiło mi to większość radość, niż zakup jakiegoś ciucha sobie- bo jak się kocha, radość tej drugiej osoby jest ważniejsza niż nasza :)
Gdybym teraz mu powiedziała, że czułam się zobowiązana za jakieś jego pomysły i za to, że czasem coś kupił.. myślę, że poczułby się dogłębnie urażony, byłoby mu zwyczajnie przykro- naprawdę. Już słyszę jakby powiedział "Robiłem/Robię to, bo mi zależy, jak mogłaś pomyśleć, że jestem tak zimnym dupkiem? Naprawdę masz mnie za dupka?" jestem pewna, że by tak powiedział.
Edytowany przez Raijaa 4 października 2014, 08:20
4 października 2014, 10:17
Na moje to na początku płaci ten, kto zaprasza. Ale w życiu bywa różnie... Ja wychodzę z założenia, że jak mężczyzna mnie zaprasza, bo chce poznać, to on płaci. Stąd też na pierwsze dwa spotkania staram się umówić na kawę, żeby było tanio. Ale zawsze wyciągam portfel i proponuję, że za siebie ureguluję. Jak facet ma klasę, to bez szemrania mówi, że on zapraszał i płaci. Bardzo to doceniam. Jak płacę za siebie, to od razu ma wielkiego minusa (i nie mówcie mi, że niehonorowe jest to, że ktoś mnie zaprasza, bo jest zainteresowany i nie może 6 zł za moją kawę zapłacić - dla mnie żenujące jest to, że każe mi za coś takiego zapłacić zapraszający). Jak słyszę jego cichy głos: "Może ja zapłacę?", to też za siebie płacę, bo mnie wnerwia taka postawa "zapytam, żeby nie wyjść na buraka, ale boziu proszę, żeby na mnie nie sępiła". Na 3 spotkaniu staram się zrewanżować za pierwsze 2, bo uważam, że tego wymaga kultura. A jak z kimś dłużej się spotykam, to staram się mniej więcej dzielić koszty - raz ja, raz on. Jak nie zgadza się na płacenie, to w inny sposób. Zaproszenie do mnie, obiad, zamówienie czegoś itp.
Jako że pojawił się wątek wykorzystywania bogatych, to wtrącę 3 grosze. Sama zawsze byłam średnio zamożna, a obracałam się w bogatym środowisku i tylko z takimi chłopakami umawiałam (bo tak wychodziło, nie szukałam sponsora). Obserwacje mam takie, że z nich wszystkich tylko 1 lubił na mnie tracić kasę, cała reszta zachowywała się jak statystyczny Kowalski, albo i gorzej. Więc dla mnie to mit, że nie wiadomo jak się wykosztowują. I mam tu na myśli spotkania, że podobamy się sobie, a nie że on traci, bo mam mu potem w sypialni odrobić itp.
Po studiach umówiłam się z 5 mężczyznami, którzy z bogatych domów nie byli i mieli różny status materialny. Najbardziej "ambitny" był ten, który najmniej zarabiał (tak mi się wydaje, bo nie wiem dokładnie). 1 zarabiał pewnie nieźle, ale bez wielkiego szału (bo polibudzie konkretny zawód, ale nie stanowisko kierownicze) i od początku do końca zachował się z klasą. Mimo że nie umówił się na 2 spotkanie (i podczas spotkania czułam, że to ostatnie), to żachnął się, gdy chciałam zapłacić i powiedział, że skoro zaprasza, to płaci. Pytał w trakcie, czy mam ochotę na coś jeszcze. I było 2 kierowników, którzy na pewno powyżej 5-6 tys. na rękę zarabiali od lat. Pierwszy słabnącym głosem zapytał: "Może ja zapłacę", drugi na spotkanie, gdzie była samoobsługa przyszedł przede mną, żeby nie musieć mi nic postawić. Dopiero, gdy szedł po 2 piwo i wiedział, że mu się podobam, to zapytał, czy coś mi kupić. I moja ocena jest taka, że pierwszy kierownik wyszedł z biedy i był centusiem (może da się naprawić), a drugi był zwykłą sknerą. Sobie nie żałował, a partnerce owszem. Znałam się z nim dłużej, więc mam porównanie.
Dlatego ja jestem zdania, że jak na początku mężczyzna żałuje drobnej kasy, to jest to jakiś znak i trzeba zwrócić uwagę. Dzisiaj żałuje 6 zł na kawę dla dziewczyny, na której chce zrobić wrażenie, jutro nie kupi mleka dziecku... I po to się sępi tą kawę, żeby wiedzieć z kim się ma do czynienia. Takie rzeczy właśnie tak się sprawdza. Skoro teraz stroszy pawie piórka i skąpi, to gdy zwierzyna będzie w klatce, to lepiej się zachowa? Wątpię.
4 października 2014, 10:24
Ja za siebie zawsze placilam. Nigdy nie lubilam, jak ktos za mnie placil, chociaz mam kumpla, ktoremu na to pozwalalam, bo az kipial :P Z moim zawsze bylo tak, ze on placil w restauracji, ale ja kupowalam cos gdzies tam potem. On twierdzi, ze facet placi, no nie wypada zeby babka wyciagala portfel w restauracji. Ze wzgledu na jego honor mu na to pozwalam, ale ja np. oplacam samochod, dojazdy, wiec sie wyrownuje wszystko zawsze jakos w miare. A on ma poczucie, ze za mnie placi :P
Nie wiem jakbym reagowala teraz na randkach, bo z moim jestem od 18 roku zycia a wczesniej wiadomo, te randki z chlopakami to byly w plenerze, czy jakis gofr na miescie :D:D:D Mysle, ze jakby teraz mnie ktos zaprosil na kolacje do wystawnej restauracji, to jednak wypada, aby to mezczyzna zaplacil, jesli byloby to w formie inicjatywy z jego strony. Jak dwustronna, to kazdy sobie.
Edytowany przez cancri 4 października 2014, 10:26
4 października 2014, 11:42
PS: niektórzy piszą o feminizmie. Ja np. po prostu źle się czuję w takich sytuacjach. Nie angażuję w to jakiś feministycznych myśli czy idei.
4 października 2014, 12:03
Najbardziej lubię płacenie na zmianę, powiedzmy w kinie - on kupuję bilety, więc ja kupię popcorn i colę.
Jakby to była jedna z pierwszych randek i poszlibyśmy tylko do kawiarni to nie spierałabym, gdyby facet chciał za mnie zapłacić. Jeżeli chodzi o związek to u nas wychodzi to bardzo naturalnie i raz ja zapłacę, raz on, nigdy nie rozliczamy się. Generalnie chciałabym żeby ktoś ciągle za mnie płacił.
4 października 2014, 13:07
PS: niektórzy piszą o feminizmie. Ja np. po prostu źle się czuję w takich sytuacjach. Nie angażuję w to jakiś feministycznych myśli czy idei.
Sporo ludzi po prostu nie odróżnia feminizmu od braku kultury i dobrego wychowania. Wychodzę z założenia (może naiwnie, ale mam nadzieję, że nie), że jak facet mi otworzy drzwi, to robi to bo po prostu wie że tak wypada, a nie chce okazać tym wyższość. Jest w stanie zdjąć płaszcz jak mi zimno, bo się martwi żebym się nie przeziębiła i nie robi mi tego w ramach okazywania mi jaka to ze mnie słaba płeć. Płaci za kawę (przynajmniej na tych kilku pierwszych randkach) bo to on zapraszał i trzyma się reguły, że zapraszający płaci, a nie uważa że pójdę z nim do łóżka bo on wyciągnął pierwszy portfel. Nie wiem czy jestem antyfeministyczna jak mam takie podejście? Jak facet niesie stertę siatek i ma zajęte ręce to mu drzwi otworzę, jak wsiada z wózkiem do tramwaju to się odsunę i poczekam, jak widzę że ma katar a mi ciepło to mu mogę pożyczyć szalik (bo wątpię żeby facet się wcisnął w damski płaszcz - nawet jeśli to wątpię że chciałby chodzić w damskim płaszczu), za kawę też mogę zapłacić, nie mam z tym problemu. Dla mnie feminizm to są konkretne działania i konkretne czyny. Feministka to kobieta, która siedzi po nocy nad papierami żeby opracować nowy projekt ustawy poprawiający równość w pracy, kręci film o prawach kobiet, udowadnia że kobieta też może polecieć w kosmos czy przepłynąć Atlantyk, albo taka o której świat nigdy na szerszą skalę nie usłyszał, bo pracowała jak setki innych i wychowywała syna, ale wychowała go tak że nauczył się szanować kobiety. I nie idzie na randki, kupuje dziewczynie wyżej wspomnianego kebaba i czeka chyba aż ona wpełznie pod stół. No brak słów.
I tak się zastanawiam w sumie. Jak niektórzy odróżniają randkę od wyjścia z kolegą na kawę? Skoro w tym nie ma żadnej magii? W sensie wiem, że pojęcie magia brzmi lekko szmirowato w tym kontekście, ale jednak zawsze mi się wydawało, że jak randka to ja powinnam ubrać jakąś ładną sukienkę, facet koszulę a nie sprany t-shirt, on otwiera drzwi i pomaga mi zdjąć płaszcz - ja się w odpowiedzi uśmiecham (a nie wygłaszam komentarz, że Olimpia de Gouges się w grobie przewraca), etc. Inaczej to się na serio nie bardzo różni od kawy z kolegą.
4 października 2014, 14:16
Fuffa, raz jeszcze, powodzenia od starego gada kopalnego
dziękować! :) łapię za ogon pozytywne wibracje ;)
I tak się zastanawiam w sumie. Jak niektórzy odróżniają randkę od wyjścia z kolegą na kawę? Skoro w tym nie ma żadnej magii? W sensie wiem, że pojęcie magia brzmi lekko szmirowato w tym kontekście, ale jednak zawsze mi się wydawało, że jak randka to ja powinnam ubrać jakąś ładną sukienkę, facet koszulę a nie sprany t-shirt, on otwiera drzwi i pomaga mi zdjąć płaszcz - ja się w odpowiedzi uśmiecham (a nie wygłaszam komentarz, że Olimpia de Gouges się w grobie przewraca), etc. Inaczej to się na serio nie bardzo różni od kawy z kolegą.
no jak dla mnie to dokładnie tak wyglądają randki ;) to jest to, o czym pisała datuna kilka postów wyżej- kwestia pewnego kodu zachowań ;)
4 października 2014, 14:27
Pieniądze to manipulacja tylko wtedy, gdy ich nie masz i jesteś osobą bardzo słabą psychicznie. "Długi wdzięczności", jak rany, to się idzie na randki z kimś, kto nie będzie chciał w ramach odwdzięczania się cię przelecieć. Co to za przykre i smutne ekonomiczne podejście, ja tobie kebaba to będziesz winny, to ty mi potem minetę... Czytam ten temat i zaczynam rozumieć, czemu ludzie mają problemy z randkowaniem, zapoznawaniem nowych ludzi, utrzymywaniem związków dopiero zaczętych... to bez odrobiny teatru, flirtu i gry nie pojedzie, a tu ekonomia "kebaba i minety" zdusza wszystko.
4 października 2014, 20:21
Jestem w tych kwestiach trochę staroświecka i lubię, gdy mężczyzna proponuje, że za mnie zapłaci. Nie oponuję wtedy.
Zawsze wychodziłam z założenia, że ten, który chce mieć mnie i moją urodę, tego powinno na mnie być stać. W przeciwnym razie niech zwiąże się z jakąś poczwarką lub przeciętną dziwoją.