Temat: Czy coś straciłam?(studia) Szczerze!

Często czytam o tym, że studia to najpiękniejszy czas w życiu. Zastanawiam się, czy jestem inna, czy może dziwna, ale dla mnie nie było nic w tym pięknego.
Jestem już po licencjacie, obecnie jestem w trakcie szukania pracy i studiów uzupełniających zaocznych. Cały licencjat dojeżdżałam do z miasta, więc największym problemem było:
a) zdążyć na busa
b) wejść w busa (nie zawsze brali)
c) zdążyć na zajęcia.

Studia kojarzą mi się z marznięciem na przystankach, ze spóźnianiem się na zajęcia, z wymownym spojrzeniem ćwiczeniowców "dlaczego Pani się spóźniła, przecież na 10 to łatwo dotrzeć". Na imprezy nie chodziłam, bo najfajniejsze się zaczynały o 20, kiedy miałam ostatni bus do domu. U koleżanek nie mogłam spać, bo większość mieszkała "z babciami", które nikogo oprócz lokatorki nie wpuszczały. Po zabawie, o 2 w nocy nikt by po mnie nie przyjechał (nie mamy auta).

Chyba nie wiem co to studia. Nie mogłam mieszkać w tym mieście, gdzie uczelnia, bo nie było stać rodziców na takie wydatki. Dojazd stanowił (po rozmowach z koleżankami) 1/4 tego, co one wydawały na stancję i jedzenie.

Myślicie, że coś straciłam? Wciąż czytam o cudownym studenckim życiu, ale ja niczego takiego nie czułam i nie czuję.
No troche stracilas.
Z tym slynnym "zyciem studenckim" chodzi glownie o to, ze jest sie juz doroslym, jeszcze mlodym i w miare bez zobowiazan, czesto rodzice zapewniaja kase, zajecia nie mecza tak jak praca non stop (chociaz ja studiowalam dziennie i pracowalam, ale jeszcze miala poklady niespozytej energii na WSZYSTKO)

Dla mnie byl to piekny czas, tymbardziej, ze w wakacje po maturze zakonczylam swoj prawie 4letni zwiazek i wszystko zaczynalam od nowa, na wlasny rachunek.
Też mi się nie podoba na studiach, tyle że dopiero co zaczęłam i studiuje zaocznie, ale nic w nich nie widzę, tak jak to wszyscy opisują:) mało tego, żałuję, że się wybrałam. :)
Straciłaś tym dojeżdzaniem. Całe życie towarzyskie.

Ja uważam studia za najlepszy czas mojego życia, jestem I roku magisterki. 
ja miałam tak jak ty i za ni w świecie nie chciała bym tego przeżywać raz jeszcze . do tego stracone weekendy ( zaocznie)
Pasek wagi
jestem w podobnej sytuacji. dojezdzam na uczelnie poltora godziny w jedna strone, przy czym autobus mam rzadko. ale jestem osoba bardzo kontaktowa, wiec nigdy nie mialam problemu z przenocowaniem u kogos. czesto imprezuje, spedzam okienka u kolezanek i uwazam, ze czerpie ze studenckiego zycia ile moge ;)
Moje studia były fantastyczne, jak przeżyłam to sama nie wiem.najbardziej mnie zastanawia: skąd miałam tyle energi?
Studiowałam, pracowałam, imprezowalam. I wszystko praktycznie dzień w dzień. Wesoło, radośnie i beztrosko.
Mieszkałam w centrum miasta, blisko uczelni. Wiec na dojazdy nic nie tracilam czasu, wracałam kiedy i o której chciałam bo mieszkałam sama. Pracowałam zdalnie przez większość czasu studiów: mogłam pracować w dowolnych godzinach, byle by praca była wykonana. Dawało to dużo luzu przy chodzeniu na imprezy i na zajęcia. Zarabialam sporo jak na studenta więc problemów finansowych nie miałam. 
Studia skończyłam ze świetną średnią, pracę mam bardzo dobrą. Zabawa w niczym mi nie przeszkodziła, 

LadyShirley napisał(a):

Straciłaś tym dojeżdzaniem. Całe życie towarzyskie.Ja uważam studia za najlepszy czas mojego życia, jestem I roku magisterki. 


Z perspektywy czasu tak uważam. No ale "nie ma tego złego..." i tak dalej:) Przynajmniej (o ile będę w stanie), nie popełnię tego błędu mając kiedyś własne dziecko - nawet jak będzie miało dojazdu 5km to postaram się mu opłacić stancję w uczelnianym mieście.
A nie dostalas akademika?
Pasek wagi

KotkaPsotka napisał(a):

A nie dostalas akademika?


Nie. Rozpisywać się nie będę, ale pewnie znasz to, że kilka złotych w te i nie ma nic, a kogoś rodzice prywatnie pracują i "dochód: 0zł" a ma wszelkie stypendium ;)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.