Temat: Wierzycie w horoskopy?

Czy wierzycie, że położenie ciał niebieskich w dniu naszych narodzin determinuje nasz charakter, skłonności, zdolności w życiu? Chodzi mi oczywiście o takie profesjonalne horoskopy - kosmogramy, czy inaczej "horoskopy natalne",  a nie jakieś tam z gazet ;) Pytam, bo wcześniej nad tym nie myślałam, aż do czasu, kiedy  poznałam dziewczynę bardzo oczytaną w tej kwestii (zna chyba wszystkie dostępne pozycje o astrologii i interpretacji horoskopów) i zrobiła mi takie cudo z interpretacją, zajęło jej to z tydzień i muszę przyznać, że jestem zdziwiona. Wszystko się zgadza, nawet takie cechy,  których się wstydzę i próbuję je w normalnym życiu ukrywać. Zawsze byłam racjonalistką, ale jak dostałam wypracowanie o sobie na 17 stron i wszystko się zgadza, to trochę mnie zamurowało... A może to przypadek, że się zgadza?



Mnie również szalenie interesuje charakterystyka astrologiczna! Taka na 17 stron... ojej, chciałabym! :)

Dodam, że kiedyś -może to się mieści niejako w temacie "gwiazd"- poznałam osobę urodzoną tego samego dnia, miesiąca i roku co ja, w dodatku w tym samym mieście. W szkole zdarzyło nam się parę dziesiąt razy ubrać tak samo w te same dni (prawie identyczne bluzki), nawet kupiliśmy sobie niechcący ten sam model plecaka ;P. Obydwoje mamy zdolności w tej samej dziedzinie sztuki i obydwoje, jak się następnego dnia okazywało [nie umawiając się wcześniej] mieliśmy "dzień lenia" w tym samym terminie. Może czepiam się przypadków, ale... jestem otwarta na nową wiedzę zawsze. :) Nie dam się zamknąć kościołowi i wystraszyć nowych zjawisk :).
Nie wierzę.
Ale być może, z tego biorą się młode, wykształcone osoby, które wierzą w boga? Nie z naiwności, tylko z potrzeby życia duchowego (nie każdy ma rozbudzoną tę potrzebę, niektórzy są tzw. "szarymi zjadaczami chleba").

I znowu osoby niewierzące (niereligijne!) uważane są za "szaraków" czyli za... prostaki i pustaki, tak? :/ 
Pięknie. Ja jestem agnostykiem i nieskromnie mówiąc jestem bardziej rozwinięta duchowo niż niektóre [podkreślam: "niektóre"!, żeby nikogo nie urazić] katolickie "klepidełka". 

dona.perfecta napisał(a):

Ale być może, z tego biorą się młode, wykształcone osoby, które wierzą w boga? Nie z naiwności, tylko z potrzeby życia duchowego (nie każdy ma rozbudzoną tę potrzebę, niektórzy są tzw. "szarymi zjadaczami chleba").
I znowu osoby niewierzące (niereligijne!) uważane są za "szaraków" czyli za... prostaki i pustaki, tak? :/ Pięknie. Ja jestem agnostykiem i nieskromnie mówiąc jestem bardziej rozwinięta duchowo niż niektóre [podkreślam: "niektóre"!, żeby nikogo nie urazić] katolickie "klepidełka". 


Nie, absolutnie nie! Źle mnie zrozumiałaś, na końcu przecież napisałam, że ja jestem uduchowiona, ale realizuję to w inny sposób niż człowiek religijny. Większość ludzi uduchowionych pewnie rzuca się w wir gorliwej wiary, ale bycie wierzącym absolutnie nie jest w moim mniemaniu wyznacznikiem tego, jak bardzo uduchowieni jesteśmy. Są ludzie wierzący - z przekonania, głęboko, z potrzeby ducha, są ci którzy chodzą do kościółka i klepią modlitwy nie zastanawiając się nad ich sensem, ale uważają się za wierzących. Są też bardzo uduchowieni niewierzący, ale są i niewierzący i nieuduchowieni, którzy nigdy nie postawili przed sobą pytania o sens istnienia itp. P.S. Ja jestem z tych niewierzących, ale wrażliwych, uduchowionych.

Najkiplus napisał(a):

NastyGal napisał(a):

cod3d napisał(a):

Przecież mamy juz XXI wiek -__-
iii...? co w związku z tym?
Trochę prowokacyjne te Twoje pytanie - ale może serio pytasz, no więc mamy XXI wiek, latamy turystycznie w kosmos, inteligencja ludzkości poszło znacznie do przodu i nie wierzymy już w Smerfy, krasnoludki, jednorożce, wróżki, horoskopy, w płaską ziemię, zaćmienie księżyca też na nas nie robi wrażenia, pioruny też nas nie martwią, w voodoo, klątwy, chodzenie po wodzie itd.
Nie? :D

NastyGal napisał(a):

dona.perfecta napisał(a):

Ale być może, z tego biorą się młode, wykształcone osoby, które wierzą w boga? Nie z naiwności, tylko z potrzeby życia duchowego (nie każdy ma rozbudzoną tę potrzebę, niektórzy są tzw. "szarymi zjadaczami chleba").
I znowu osoby niewierzące (niereligijne!) uważane są za "szaraków" czyli za... prostaki i pustaki, tak? :/ Pięknie. Ja jestem agnostykiem i nieskromnie mówiąc jestem bardziej rozwinięta duchowo niż niektóre [podkreślam: "niektóre"!, żeby nikogo nie urazić] katolickie "klepidełka". 
Nie, absolutnie nie! Źle mnie zrozumiałaś, na końcu przecież napisałam, że ja jestem uduchowiona, ale realizuję to w inny sposób niż człowiek religijny. Większość ludzi uduchowionych pewnie rzuca się w wir gorliwej wiary, ale bycie wierzącym absolutnie nie jest w moim mniemaniu wyznacznikiem tego, jak bardzo uduchowieni jesteśmy. Są ludzie wierzący - z przekonania, głęboko, z potrzeby ducha, są ci którzy chodzą do kościółka i klepią modlitwy nie zastanawiając się nad ich sensem, ale uważają się za wierzących. Są też bardzo uduchowieni niewierzący, ale są i niewierzący i nieuduchowieni, którzy nigdy nie postawili przed sobą pytania o sens istnienia itp. P.S. Ja jestem z tych niewierzących, ale wrażliwych, uduchowionych.
A może po prostu nie ma sensu istnienia?
(I nie ma to nic wspólnego z szarym pożeraniem chleba? :D)
Pasek wagi

Taritt napisał(a):

Najkiplus napisał(a):

NastyGal napisał(a):

cod3d napisał(a):

Przecież mamy juz XXI wiek -__-
iii...? co w związku z tym?
Trochę prowokacyjne te Twoje pytanie - ale może serio pytasz, no więc mamy XXI wiek, latamy turystycznie w kosmos, inteligencja ludzkości poszło znacznie do przodu i nie wierzymy już w Smerfy, krasnoludki, jednorożce, wróżki, horoskopy, w płaską ziemię, zaćmienie księżyca też na nas nie robi wrażenia, pioruny też nas nie martwią, w voodoo, klątwy, chodzenie po wodzie itd.
Nie? :D

NastyGal napisał(a):

dona.perfecta napisał(a):

Ale być może, z tego biorą się młode, wykształcone osoby, które wierzą w boga? Nie z naiwności, tylko z potrzeby życia duchowego (nie każdy ma rozbudzoną tę potrzebę, niektórzy są tzw. "szarymi zjadaczami chleba").
I znowu osoby niewierzące (niereligijne!) uważane są za "szaraków" czyli za... prostaki i pustaki, tak? :/ Pięknie. Ja jestem agnostykiem i nieskromnie mówiąc jestem bardziej rozwinięta duchowo niż niektóre [podkreślam: "niektóre"!, żeby nikogo nie urazić] katolickie "klepidełka". 
Nie, absolutnie nie! Źle mnie zrozumiałaś, na końcu przecież napisałam, że ja jestem uduchowiona, ale realizuję to w inny sposób niż człowiek religijny. Większość ludzi uduchowionych pewnie rzuca się w wir gorliwej wiary, ale bycie wierzącym absolutnie nie jest w moim mniemaniu wyznacznikiem tego, jak bardzo uduchowieni jesteśmy. Są ludzie wierzący - z przekonania, głęboko, z potrzeby ducha, są ci którzy chodzą do kościółka i klepią modlitwy nie zastanawiając się nad ich sensem, ale uważają się za wierzących. Są też bardzo uduchowieni niewierzący, ale są i niewierzący i nieuduchowieni, którzy nigdy nie postawili przed sobą pytania o sens istnienia itp. P.S. Ja jestem z tych niewierzących, ale wrażliwych, uduchowionych.
A może po prostu nie ma sensu istnienia?(I nie ma to nic wspólnego z szarym pożeraniem chleba? :D)


Może i nie ma, może jest, niektórzy mają potrzebę dociekania, inni nie ;) Jedni potrafią i lubią rozmyślać na tematy abstrakcyjne, inni nie.
Och, ta metafizyka! :D
"Powstanie czegoś tak szalenie praktycznego wyłącznie przez przypadek wymaga nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności, stąd kilku myślicieli postanowiło uznać, że ryba Babel jest ostatecznym i decydującym dowodem na nieistnienie Boga. Argumentacja przebiega mniej więcej tak: Odmawiam udowadniania, że istnieję – mówi Bóg – gdyż dowody są nie do pogodzenia z pojęciem wiary, a bez wiary jestem niczym. Ale – mówi człowiek – ryba Babel jest oczywistym objawieniem, nieprawdaż? Nie mogłaby się wykształcić przypadkowo. Ryba Babel udowadnia, że istniejesz, i dlatego – zgodnie z Twoją argumentacją – nie istniejesz. Quod erat demonstrandum. O Boże! Zupełnie o tym nie pomyślałem – mówi Bóg i natychmiast znika jak chmura logiki. No, to było proste – stwierdza człowiek, udowadnia na bis, że czarne jest białe, i ginie na pierwszych pasach." (D. Adams, "Autostopem przez galaktykę"). Jeden z moich ulubionych cytatów. 
Pasek wagi

Taritt napisał(a):

Och, ta metafizyka! :D"Powstanie czegoś tak szalenie praktycznego wyłącznie przez przypadek wymaga nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności, stąd kilku myślicieli postanowiło uznać, że ryba Babel jest ostatecznym i decydującym dowodem na nieistnienie Boga. Argumentacja przebiega mniej więcej tak: Odmawiam udowadniania, że istnieję ? mówi Bóg ? gdyż dowody są nie do pogodzenia z pojęciem wiary, a bez wiary jestem niczym. Ale ? mówi człowiek ? ryba Babel jest oczywistym objawieniem, nieprawdaż? Nie mogłaby się wykształcić przypadkowo. Ryba Babel udowadnia, że istniejesz, i dlatego ? zgodnie z Twoją argumentacją ? nie istniejesz. Quod erat demonstrandum. O Boże! Zupełnie o tym nie pomyślałem ? mówi Bóg i natychmiast znika jak chmura logiki. No, to było proste ? stwierdza człowiek, udowadnia na bis, że czarne jest białe, i ginie na pierwszych pasach." (D. Adams, "Autostopem przez galaktykę"). Jeden z moich ulubionych cytatów. 


dobry cytat :D

Taritt napisał(a):

Och, ta metafizyka! :D"Powstanie czegoś tak szalenie praktycznego wyłącznie przez przypadek wymaga nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności, stąd kilku myślicieli postanowiło uznać, że ryba Babel jest ostatecznym i decydującym dowodem na nieistnienie Boga. Argumentacja przebiega mniej więcej tak: Odmawiam udowadniania, że istnieję ? mówi Bóg ? gdyż dowody są nie do pogodzenia z pojęciem wiary, a bez wiary jestem niczym. Ale ? mówi człowiek ? ryba Babel jest oczywistym objawieniem, nieprawdaż? Nie mogłaby się wykształcić przypadkowo. Ryba Babel udowadnia, że istniejesz, i dlatego ? zgodnie z Twoją argumentacją ? nie istniejesz. Quod erat demonstrandum. O Boże! Zupełnie o tym nie pomyślałem ? mówi Bóg i natychmiast znika jak chmura logiki. No, to było proste ? stwierdza człowiek, udowadnia na bis, że czarne jest białe, i ginie na pierwszych pasach." (D. Adams, "Autostopem przez galaktykę"). Jeden z moich ulubionych cytatów. 


Cytat "ni przypiął, ni przyłatał", ale fakt, ładny ;) A teraz malutka dygresja - moim zdaniem ateizm jest zupełnie nielogiczny, religie, swoją drogą wymyślone historie, ale my na prawdę za mało wiemy, żeby cokolwiek brać za pewnik. Jeśli świat powstał przez przypadek, to dla mnie ten przypadek jest "bogiem", jakakolwiek energia, czy siła sprawcza, jednakże nie wierzę, że "to coś" pomoże mi np. nie zawalić egzaminu jak o to poproszę (a może czegoś nie wiem? może zostaliśmy tak przystosowani, że wiara ma być naturalnym pokrzepieniem serc, czymś na kształt mechanizmu samonaprawczego wykształconego w drodze ewolucji?) ;) ale myślę, że  i tak ten "bóg" bardziej chce naszego rozmnażania się i po odchowaniu potomstwa jak najszybszej śmierci. A to jest bardzo smutne, dlatego niektórzy wolą wierzyć w sędziwego pana, który zaplanował los każdej istoty, żeby przypadkiem nie pomyślała, że jej życie nie ma celu i sensu. Z drugiej strony nie poznaliśmy nawet  możliwości naszych mózgów, dlatego śmiali są ci racjonaliści (już nie mówię o tym, jak śmiali są ci, którzy uważają, że PŚ objawia jedyną prawdę), którzy wykluczają istnienie istoty-energii (nie bozi katolickiej) poza czasem, poza skończonością i nieskończonością, która w innym wymiarze mogłaby dokonać autokreacji... Pojęcie nieskończoności nie mieści nam się w głowie. Tak samo, jak to, że coś wpada do zapadniętej gwiazdy i już z niej nigdy nie wypada, albo dylatacja czasu też jest nie do ogarnięcia dla ogółu.   Fajnie byłoby się obudzić za milion lat, może dysponowalibyśmy większą wiedzą.  A mówienie o istnieniu lub nie istnieniu boga z zamysłem "tego boga z Biblii czy Koranu", jest dla mnie jakieś takie infantylne. Jak rozmawiam z kimś o istnieniu boga (siły sprawczej), a ktoś od razu wyjeżdża "bo Maryja, na pewno nie była dziewicą, a w PŚ jest pełno sprzeczności, poza tym kto stworzył boga? a czy bóg stworzy tak ciężki kamień...bla bal bla", to jakoś już wiem, że ta rozmowa będzie raczej przyziemna i wnioski z niej oczywiste = po co drążyć wydrążony temat?
 
Z drugiej strony nie poznaliśmy nawet  możliwości naszych mózgów, dlatego śmiali są ci racjonaliści (już nie mówię o tym, jak śmiali są ci, którzy uważają, że PŚ objawia jedyną prawdę), którzy wykluczają istnienie istoty-energii (nie bozi katolickiej) poza czasem, poza skończonością i nieskończonością, która w innym wymiarze mogłaby dokonać autokreacji... 

Tak, zarówno wierzący jak i ateiści są śmiali, a wręcz zuchwali. Ateiści jednak bardziej. Pamiętam jak kiedyś na fejsbukowej grupie "Świeckie Państwo" założyłam temat o lewitacji. Bardzo mnie zwyzywał pewien nadęty gbur, dumny "racjonalista". Śmieszne jest to, że ten prostak zapewne wyśmiewa np. podróże w czasie. A wielki fizyk - Hawking- nie wyśmiewa, lecz dopuszcza. Wniosek: strasznie są zapamiętali w tej swojej ignoranckiej "wierze". Oni wierzą w to co poznane. A poza Maryjami-Dziewicami wyśmiewają także to co... niezbadane. XXI wiek to jest synonim postępu, ale jeszcze dużo do odkrycia. A tym pyszałkom przydałoby się trochę pokory.

Ostatnio jak patrzyłam w gwiazdy przypomniały mi się słowa: "jak w gwiazdach które widzimy na niebie, których już nie ma, może być zapisane nasze życie?" --- i tak sobie pomyślałam: może właśnie dlatego, że ich już nie ma, to nasze teraźniejszość i PRZYSZŁOŚĆ z perspektywy tych gwiazd już była. Ale ja też nie ogarniam nieskończoności ani zagadnień kosmosu i parapsychologii. Nie wątpię jednak, że one istnieją, że te wszystkie telepatie, telekinezy, jasnowidzenie, aury, podróże astralne rządzą się swoimi prawami, a mi po prostu ich jeszcze nie odkryliśmy "OFICJALNIE" i dokładnie poprzez badania jakiegoś cenionego fizyka. Teoria, że jest więcej wymiarów bardzo mi się podoba :). 


© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.