- Dołączył: 2005-09-14
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 172
12 lutego 2012, 22:04
Przed dobranocką...
Nie wiem jak Wy ale ja potrzebuję. Potrzebuję ciepłej kafffki na dzień dobry, miłego słówka żeby chcieć do Was lecieć z rana przed wyjściem do pracy, dopisać miłe słówko między prackowymi pilnymi sprawkami.
Tak jak Wy potrzebuję żeby nam się udało. I dlatego chciałabym baaardzo żeby Ryczące Czterdziestki płci dowolnej wpadały tu czasem, z całym swoim bagażem życiowym na plecach, mniej czy bardziej nadgryzione zębem czasu ale zawsze z łepetyną pełną nadziei.
Pozdrawiam Ewa
- Dołączył: 2009-09-14
- Miasto: Tam Gdzies
- Liczba postów: 801
13 lutego 2012, 10:04
No faworki to juz inna bajka. Jakos tak dziwnym trafem zgubilam przepis na faworki i nie szukam. One sa jak orzeszki, jem i jem i jem i jem. Nie smaze faworkow bo sa niebezpieczne. A ze mieszkam w Norwegi to nie ma ich w sklepach i nie kusza. A jak sa to nie takie jak ja lubie. Ale faworki sa pyszne. Mniam.
- Dołączył: 2005-09-14
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 172
13 lutego 2012, 14:32
Cześć dziewczyny :) A ja pączki z różą muszę omijać szerokim łukiem... A faworki... Tylko mojej babci albo... albo moje ;D
Ale już ich nie robię bo, jak powiedziała przedmówczyni, są jak orzeszki...
Siedzę w pracy, pupa mnie zaczyna boleć od nieruszania się... Czwartek będzie niebezpiecznyyyyyyy!!!
- Dołączył: 2009-03-27
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 658
13 lutego 2012, 15:30
U mnie pączki i ogólnie słodycze nie są szczególnie niebezpieczne. Ja wolę mięcho i kluski, więc tłusty czwartek będzie spoko. Chociaż.... umówiłam się z kumpelką na ploty i piwo, i to piwo będzie dla mnie pączkiem.
- Dołączył: 2005-09-14
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 172
13 lutego 2012, 18:30
Zobaczę jutro co dla mnie na czwartek "wysmażą" w diecie i spróbuję sobie jakoś uprzyjemnić dzień... Zwłaszcza że w pracy będą czekały na nas na biureczkach pyszne ciepłe pączusie, zawsze ktoś (lub kilku ktosiów) dowiezie cudne babeczki czy inne frykasy... Zatyczka na nos, klapki na oczy... Jak czwartek przeżyję to nic mnie nie pokona ;D
ps. ze słodyczy preferuję szyneczkę i śledzie ale jak tak paaaaachnie wokół...
- Dołączył: 2009-09-14
- Miasto: Tam Gdzies
- Liczba postów: 801
13 lutego 2012, 18:45
Musimy przestac rozmawiac o tych paczkach i faworkach, a zaczac cwiczyc. I tak wezcie ze mnie przyklad i ruszcie pupy i cwiczcie. Ja wychodze wlasnie do fitnessclub i bede tam cwiczyc 1,5 godziny. Spoce sie porzadnie i zmecze sie porzadnie i spale kilka kalori przy okazji. Polecam goraco. Lepsze od niejdnego paczka.
- Dołączył: 2009-03-27
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 658
13 lutego 2012, 21:20
No i zleciało dzisiaj jak psu za bydłem. Wreszcie człowiek może spokojnie przysiąść z wiaderkiem wody i przed snem spokojnie poforować
- Dołączył: 2009-09-14
- Miasto: Tam Gdzies
- Liczba postów: 801
13 lutego 2012, 21:40
Wlasnie wrocilam z fitnessclub. Jestem zmeczona i bardzo zadowolona. Teraz szybki prysznic i do lozeczka. Lubie takie wieczory. Stanowczo lepsze od siedzenia w fotelu, co do niedawna bylo moja domena.
- Dołączył: 2005-09-14
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 172
13 lutego 2012, 22:28
Ja chyba spaliłam jakieś 200 kalorii bo z pracy jadę godzinę z przesiadkami a pod domem czekał małż i godzinne zakupy z doniesieniem (bo auta z parkingu się nie rusza o tej porze - zajmą miejsce hehe)... Przytaskaliśmy i wodę i owoce...
Po kolacyjce zabawiłam się w żonglowanie mikserem co skończyło się oczywiście śróbokrętową interwencją mojego Pana ;D
Ale ze zakończoną sukcesem to był deser: 2 pomarańcze, grejfrut, 2 małe bananki (pastewne chyba), 2 kiwi i trochę syroku z czarnego bzu... Bżżżżżżżżżżżżżżżżżżż... I deserek gotowy :D
A na poważnie: nie jestem gotowa na siłownię. Nigdy tam nie byłam po osiemdziesiątce... Mówię o wadze.
Ankaper (Ania?) mów tak do mnie jeszcze, czuję że mnie mobilizujesz ;D
Elikprezes (Ela?) - Złota Kobieto! Przypomniałaś mi... Po to tą cholerę taszczyliśmy (zgrzewkę wody) żebym jej nie piła?!
(zturlała pupę z hokera i nalała sobie do pełna...)
Łazap!
- Dołączył: 2005-09-14
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 172
13 lutego 2012, 23:46
Takie tak przemyślenia... Małż ogląda jakiś japoński film a ja żłopię tą jedyną szklanicę wody i myślę sobie... Że jakby to było fajnie za 10 kilo pojechać do SPA na łykend... Nic przesadnego. Bilet do Nałęczowa, mamy kwaterkę... Wiemy gdzie na maseczki i takie tam... Wyszłoby nawet i ekonomicznie i wystarczająco luksusowo :) I te spacerrrrrrrry ;D Ach...
(żłop żłop żłop...) I jeszcze z przyjaciółką, małżem i psem (bo jak tu kluseczkę słodką zostawić samą w domku... I co z tego ze to prawie 7-letnia dobermanka 30 kilo żywej wagi... Maleńka kluseczka ;D)
(żłop i żłop...)... Już się widzę... Mniejsza w obwodach, znowu chodzę jak gumeczka, krok sprężysty bo kolanom ulżyło, przestaję zatrzymywać wodę w różnych miejscach (żłop żłop) także pod oczami...
(żłoooop złooooop). Woda się skończyła... <idzie dolać>
W maju pojedziemy na działkę... Mogłabym kawałek (10-11 km) dojeżdzać rowerem :) Potem autobus oczywiście bo tam niebezpieczna trasa jest ale tą dyszkę w jedną i drugą stronę by się czasem łyknęło ;D
(żłop żłop żłop). Mam żaby w brzuchu <konsternacja>
Dobranoc...
- Dołączył: 2009-03-27
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 658
14 lutego 2012, 00:37
Właśnie skończyłam butelkę żywca (niestety w postaci H2O) i weszłam powiedzieć Dobranoc. Łomatko, jak późno. Zaczytałam się na blogu porzuconej kobiety - Inewadi, tak niesamowicie pisze. No to pa.
Ela.