Temat: jedzenie - naturalna potrzeba czy chora konieczność?

Co jakiś czas (nie ukrywam, że przez wzgląd na moje chore podejście do jedzenia) zastanawiam się nad stereotypowym postrzeganiem wartości posiłków.
Nie pytam dlaczego ludzie, zamiast instynktownie jeść z powodu uczucia fizycznego głodu, aby przeżyć, zrobili z niedzielnych obiadków i popołudniowych podwieczorków rodzaj rytuału - bo takie przykłady (jak również przegryzanie popcornu w kinie, ciasteczko do kawy czy młode mamusie dojadające za swoje pociechy, mimo że same dopiero zjadły pełny posiłek) będą zapewne argumentowane problemem głodu na świecie (jedzenie nie może się marnować!), rozwojem cywilizacji i komercjalizacją wszystkiego co nas otacza (pojawienie się kultowych marek etc. produkujących żywność) albo przekonaniem, że posiłek to jedyna okazja, żeby spotkać się z całą rodziną.

No właśnie! ale dlaczego? Czemu nie potrafimy po prostu usiąść na chwilę i pogadać, tylko naszym tradycyjnym (polskim nawet, mogłabym rzec, chociaż nie chciałabym poruszać kwestii kulturowych) zajęciem jest .. jedzenie. Ja wiem, że są narody bardziej tłuste i.. (określeń znaleźć można wiele).., ale przeświadczenie, że z wnusią jest coś nie tak, bo nie zjadła ciasteczka, kuzyn jest chory, bo będąc w gościach nie pożera smażonego uda o pierwszej w nocy, a jedzenie sałatki zamiast schaba jest jakieś dziwne, nie tylko jest przestarzałe, ale niestety (mimo, że świat niby idzie do przodu) wydaje mi się, że coraz częstsze i spotykane w każdej (?) rodzinie. Widzę przecież jak wiele z was obwinia rodziców, dziadków, ciocie za słowa typu "No zjedz jeszcze troszeczkę.." (bo umrzesz z głodu, przecież kilka ziemniaków, mimo, że polanych tłuszczem i obsypanych skwarkami, to nie obiad!).
Jak znieść fakt, że dorosły facet, gdy ma ochotę na coś słodkiego (i nie mam na myśli innych"słodyczy", jak tylko te prawdziwe), przemienia się w żałosnego berbecia wołającego piskliwym głosem "ja chcę ciuciu!".

Czy w waszych domach też występują takie "rytuały" (wewnętrzny przymus jedzenia słodkiego np. z przyzwyczajenia, a nie poczęstunek wynikający z gościnności).

Mimo że może to brzmieć inaczej, w tym co piszę nie ma ironii. Jeżeli takową wyczuwanie, to tylko ze względu na charakterystyczny dla mnie taki właśnie styl pisania - być może zbyt sarkastyczny.
Mam poczucie (a nawet pewność), że nie do końca udało mi się poruszyć temat w taki sposób, w jaki bym chciała. Ale i tak liczę, że odzew jakiś będzie.
PS. No i wybacznie tandenty tytuł. Miałam tylko nadzieję , że będzie bardziej chwytliwy, pomińcie fakt, że brzmi "kiczowato" ;)

doskonale zdaję sobie sprawę, że wygląda to tak jakby irytowali mnie ludzie, którzy jedzą ile chcą i nic sobie z tego nie robią.
czy chciałabym tak? no pewnie !
ale przyglądanie i przysłuchiwanie się temu, jak ludzie narzekają na wsytające boczki, albo mówią "Alee się najadłam/em..!", a za chwilę trzaskają lodówką (sprawdzają czy światło działa?) nie jest wkurzające.. jest smutne.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.