Temat: Przeprowadzka do mniejszego miasta - rozterka

Cześć wszystkim! 

Chciałabym opisać Wam swój obecny problem, liczę że ktoś z Was może podzielić się opinią lub też podobną historią ze swojego życia.
Będę bardzo wdzięczna :)

Mam 25 lat, skończyłam w tym roku medycynę wet. Mój partner, lat 28, pracuje w IT, praca 100% zdalna. Obecnie mieszkamy (od 7 lat) w jednym z największych miast w Polsce. Wynajmujemy po znajomości bardzo tanio pokój w dużym mieszkaniu, prawie w centrum miasta. Naszym współlokatorem jest przyjaciel mojego partnera i jest on totaltnie bezproblemowy. Pracuje w innym mieście i więcej go nie widzimy, niż widzimy. Szukam pracy od kilku miesięcy i niestety oferowane stawki w klinikach (miasto uniwesryteckie, co roku 200 absolwentów) to najniższa krajowa (przy czym praca kliniczna jest stresująca i często są to nadgodziny). Chciałabym spróbować pracowac jako klinicysta i rozwiązanie jakie znalazłam to wyjazd do UK - tam bardzo szukają lekarzy, ogarniają całe papiery związane z visą itd. Mój chłopak także jest zaintersowany takim wyjazdem, ponieważ w jego dziedzienie łatwo powinien szybko znaleźć pracę, plus ma angielski perfect. Teraz dochodzę do meritum. Ze względu na b.dobry kontrakt mojego chłopaka, musimy zostać w Polsce do końca listopada. Drugim powodem dlaczego musimy zostać jeszcze na ten rok, jest mój angielski - mam poziom B2/C1,a muszę dobić do solidnego C1. Rozmawiałam wstępnie z rukrterami z UK i oni mówią, że jak najbardziej nie będzie problemu żeby przyjechac i za ten niecały rok - najszybciej w styczniu, ponieważ w grudniu kliniki nie zajmują się naborami nowych opsób (święta, urlopy itd). A więc - muszę zrobić coś ze sobą do stycznia (zaaogrąglając - do pierwszych miesięcy 2025). Martwi mnie wizja stresującej pracy za bardzo niskie zarobki (alternatywą jest staż z urzędu pracu - pełen etat za 1,8zł xD), plus przy tej opcji boję się że miałabym mało czasu na angielski, bo wiem z doświadczenia, że z klinik często trudno jest wyjść. Opcja jaka mi się pojawiła w zeszłym tygodniu , to praca w placówce państwowej (praca niekliniczna, ale dakej stricte w moim zawodzie) polegająca na kontroli dobrostanu zwierząt. Zarobki na początek to 8tys/ miesiąc brutto, dodatkowo wiem że atmosfera tam panująca jest świetna i koleżanka nie chce już wogóle zmieniać tej pracy. Minusem jest to, że ta placówka jest oddalona ode mnie o 1h w jedną stronę samochodem ... W związku z tym jedynym rozwiązaniem byłaby przeprowadzka do tego miasteczka 15tys mieszkańców, aby mieć 15min do tej pracy. Jest to możliwe, chłopak i tak pracuje zdalnie. Plusem dodatkowym jest, to że w owym miasteczku moglibyśmy wynając za o niewiele większe pieniadze mieszkanie w najnowszysch osiedlach i w końcu partner mógłby pracować w osobnym pomieszczeniu (teraz wszystko mamy w 1 pokoju). Problemem jest to, że jesteśmy bardzo przyzwyczajeni do życia w wielkim mieście i często z niego korzystaliśmy (knajpy, zajęcia, spotkania, sporty) i sama nie wiem .. niby to byłby max rok, więc teoretycznie powinniśmy wytrzymać . Czy ktoś z Was miał może podobną sytuację i przeprowadzka do małego miasteczka nie okazała się wielkim fiaskiem ?

Zalezy jak male to mniejsze miasteczko - tak jak w okolicach np Warszawy, to zycie tu zamiera (Minsk Mazowiecki), o 21 wyjsc z psem mozna co najwyzej. Podczas gdy w Warszawie wszedzie pelno ludzi o tej porze. Z drugiej strony jesli to miasteczko jest dobrze skomunikowane z duzym miastem, to jaki to problem pojechac do knajpy czy do kina? 

Kazda lokalizacja ma jak to sie mowi plusy dodatnie i plusy ujemne - mam np blisko do lasu, gdzie jezdzic rowerem, duzy ogrod. 

Pasek wagi

My się przeprowadziliśmy z dużego miasta na małą wieś. Taka totalnie mała. Martwiłam się na początku, bo jednak w mieście miałam wszystko pod ręką - sklepy, apteki, lekarza, szkołę, przedszkole - wszędzie, wszystko dało się ogarnąć z buta. Na wiosce to już wyprawy autem. Ale przyzwyczailiśmy się do tego. Praca nas w tym dużym mieście nie trzymała, więc odpadł problem dojazdów. Plusem jest spokój, dzieciaki całe dnie na dworze biegają latem, dużo większy kontakt z sąsiadami niż w mieście, las za oknem, świeże powietrze, wychodząc na taras do ogrodu mam ciszę i spokój dookoła. Jesteśmy zadowoleni bardzo. ALE. Różnica jest taka, że my się przeprowadzaliśmy mając już po te 37/38 lat, rodzinę i ustatkowany tryb życia. Nie korzystaliśmy z rzeczy o których piszesz - nam nie przeszkadzał brak lokali z jedzeniem, knajp i tego typu rzeczy, bo mało co korzystaliśmy, więc nie odczuliśmy braku tego. Za to zamiana takiego tętniącego, hałaśliwego, zasmogowanego miasta, w którym wszyscy się gdzieś spieszą, wszystko jest robione na szybko, na wiochę, bardzo nam odpowiadało. Wręcz jak teraz jade do miasta na zakupy jakieś ciuchowe do galerii, to mnie denerwuje ten pośpiech na drodze, korki, tłumy. Ciężko stwierdzić czy Wam podpasują takie małomiasteczkowe klimaty. Jesteście młodzi, z tego co mogę wywnioskować, to korzystacie z uroków młodości w wielkim mieście, więc na pewno na początku będzie dziwnie. Z drugiej strony to wyprowadzka na rok a nie na 10 lat, więc też inaczej. Zajmiesz się pracą, to też dnie będą uciekały szybko. Na jakiś wypad można wyskoczyć w weekend do większego miasta i sobie "odbić".

Pasek wagi

Ja pochodzę z małego miasta (40 tys) i powrotu do takiego sobie nie wyobrażam. Tzn wyobrażam bo wiem jak to jest, ale za nic nie chce. 

Za to celowo na parę miesięcy -do roku nie widzę większego problemu. Zajmiesz się nowa praca, angielskim- nie będzie cię za wiele rozpraszać. A może odkryjesz że ci to odpowiada? 

Faktem jest że to trochę inna rzeczywistosc- ludzie mają swoje układy towarzyskie i nowym nie tak łatwo w nie wejść, starzy znajomi będą mieć "daleko", trochę będziecie zdani na siebie. 

Btw w moim rodzinnym miasteczku jest parę niezłych restauracji, coś tam się nawet czasem dzieje. Chwilę też wam zajmie zwiedzenie okolicy pewnie. 

Ale jak się przeszłam pustymi ulicami w niedzielne popołudnie i dosłownie nikogo nigdzie to przyznaje że marzyłam o powrocie do gwaru i świata możliwości osiągalnych "z buta". 

No ale Karolka ma odmienne doswiadczenia- co świadczy o jednym- każdy jest inny i trudno doradzać;)

Pasek wagi

Godzina autem to nie tak dużo , jeśli to praca i tak na niecały rok. Ja bym się przemeczyla

Pasek wagi

Tak szczerze to zazdroszcze zycia i perspektyw :) Normalnie zyc nie umierac. 


Godzina drogi autem to wcale nie jest duzo. Piszesz jakbys miala sie wyprowadzic do zabitej dziury dechami, gdzie jedyna atrkacja jest sklep z piwem. 


Ja sama wolalabym mieszkac w mniejszym miescie(nawet na wiosce), we dwoje (bez wspolokaltora).  Zaoszczedzony czas na dojazdach poswiecic na doszkolenie jezyka(zwlaszcza na fachowa terminologie) i troche sie zainteresowac okolica. 


Chyba juz sie namieszkalas w miescie, a to czasami fajnie jest zmienic otoczenie.  W UK tez lepiej zaczac od malego miasta/wioski aby wlasnie nie robic sobie drogiego kosztu mieszkania. Byl czas, ze mieszkalam w malym miasteczku w UK, kolezanka w Londynie. Zarobki mialysmy podobne, ale co z tego jak ona polowe wydawala na pokoj i komunikacje miejska. 

I co takiego robisz w miescie w tygodniu/codziennie? Czy to faktycznie ma sens siedziec w miescie? Na jakies wydarzenie mozna tyle dojechac raz na jakis czas.

A jak chlopak to widzi? Jemu odpowiada mniejsze miasto?

Kaliaaaaa napisał(a):

Ja pochodzę z małego miasta (40 tys) i powrotu do takiego sobie nie wyobrażam. Tzn wyobrażam bo wiem jak to jest, ale za nic nie chce. 

Za to celowo na parę miesięcy -do roku nie widzę większego problemu. Zajmiesz się nowa praca, angielskim- nie będzie cię za wiele rozpraszać. A może odkryjesz że ci to odpowiada? 

Faktem jest że to trochę inna rzeczywistosc- ludzie mają swoje układy towarzyskie i nowym nie tak łatwo w nie wejść, starzy znajomi będą mieć "daleko", trochę będziecie zdani na siebie. 

Btw w moim rodzinnym miasteczku jest parę niezłych restauracji, coś tam się nawet czasem dzieje. Chwilę też wam zajmie zwiedzenie okolicy pewnie. 

Ale jak się przeszłam pustymi ulicami w niedzielne popołudnie i dosłownie nikogo nigdzie to przyznaje że marzyłam o powrocie do gwaru i świata możliwości osiągalnych "z buta". 

No ale Karolka ma odmienne doswiadczenia- co świadczy o jednym- każdy jest inny i trudno doradzać;)

No dokładnie. Dużo zależy od naszych codziennych nawyków - co robimy, bez czego możemy się obejść a co jest takim "must have". Dużo zależy na jakim jesteśmy etapie w życiu, czy lubimy wyjścia czy raczej domatorzy itp. Inne miałam "potrzeby" będąc w wieku studenckim a inne mając 40stkę. Ja urodziłam się i mieszkałam przez 26 lat też w miasteczku około 50k mieszkańców. Potem przez 11 lat we Wrocławiu, więc moja rodzinna mieścina to jak większe Wrocławskie osiedle :P Teraz moja wiocha to ma max 1200 mieszkańców, więc totalny wygwizdów. Oczywiście brakuje mi takiej dostępności do jakichś większych sklepów, gdzie można kupić ciuchy, ale też podróż te parę razy w roku do miasta nie jest dla mnie jakimś wyzwaniem. W sumie moja wiocha jest 7 km do granic Wrocka, więc też żadna odległość. Te 10-15 minut autem to mam wszystko co potrzebuję - od pepco, po rossmany, piekanie, żabki, sklepy mięsne ldle, aldiki i biedronki. U siebie na wiosce mam biedrę, więc na co dzień wystarczy. Jak coś trzeba innego to jadę te 10-15 minut i też daleko nie jest. Jedynie do jakiejś galerii muszę jechać dalej w głąb miasta, ale od siebie ze starego mieszkania też musiałam kawałek jechać, więc powiedzmy że da się to przełożyć, szczególnie że takie wypady nie są co chwilę tylko w miarę potrzeb kilka razy w roku. Inna sprawa, że póki dzieciaki chodzą do podstawówki, to ogarniamy szkołę jak nie autem to autobusem szkolnym, ale już szkoła średnia to na bank na Wrocław, więc albo wożenie albo PKP - też będzie pewnie bardziej wyzwanie niż mając na miejscu. Choć realnie pewnie mało kto we wrocku ma szkołę średnią pod domem, bo to już się zazwyczaj wybiera jaką się chce a nie tą najbliżej domu i i tak się tłucze tramwajem, więc może i żadna różnica bedzie? Wyjdzie w praniu. Ja nie narzekam po przeprowadzce, bo i tak te plusy dla nas przeważają nad minusami, ale wiem, że nie jeden na moim miejscu by świra dostał :D Moja mama jak do mnie przyjeżdża, to mówi że kota idzie do głowy dostać z nudów 🤪 No od wiosny do jesieni to może nie, bo i w ogródku się pogrzebie, czy posiedzi na tarasie, czy grille porobi ze znajomymi, na spacery można wyjść i od razu jesteś w lesie i na rower pójść pojeździć normalnie a nie po asfalcie czekając co chwilę na światłach, ale zimą faktycznie nie ma co za bardzo robić. Znaczy ja mam. Laptop na wsi tak samo śmiga jak w mieście 😂 Ale jakbyśmy byli bardziej rozrywkowi i złaknieni takich wielkomiejskich rozrywek, to pewnie byłoby ciężko. Tak samo na stare lata różnie może być, zważywszy że tu bez auta jak bez ręki a nie wiadomo do kiedy zdrowie pozwoli śmigać wszędzie samemu autem.

Pasek wagi

Po studiach w dużym mieście wróciłam do miasta poniżej 50 k mieszkańców i gdy kilka razy w roku odwiedzamy moje miasto studenckie myślę sobie, że nie dałabym rady już do niego wrócić - wieczne korki, pośpiech, hałas. Z tym że piszę to z perspektywy rodziny 2+1, gdy się nie ma dzieci jednak więcej korzysta się z zalet i atrakcji dużego miasta, więc pod tym względem możecie odczuć zmianę na minus, ale chyba możecie spokojnie nadrabiać jakimiś wyjazdami weekendowymi. Dużo zależy od Waszych charakterów i przyzwyczajeń. 

Czy znasz sie na pieskach ? Mogłabyś mi coś przy okazji podpowiedzieć ?

Pasek wagi

Nie bardzo rozumiem. Masz 25 lat, nie masz doświadczenia , skończyłaś  dopiero studia, więc nie wiem czego oczekujesz. Bierz te prace na prowincji, bo to świetna oferta jak dla tak młodej osoby ,popracuj trochę i poszukaj za rok, dwa czegoś innego. Masz fajny zawód tylko mniej roszczeniowości i więcej cierpliwości. 

Przeskok z ogromnego miasta do 15 tys miescinki będzie dla ciebie za duży i chociaż nie jestem za dojazdami z uwagi na stratę czasu i pieniędzy to w twoim wypadku nie widzę innej opcji. 

Poza tym jak chłopak ma bardzo dobry kontrakt to odzalowalabys sobie i mogłabyś nawet na tej minimalnej popracować jakiś czas, żeby się czegoś nauczyć, mieć cos w CV i robić to co chcesz. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.