Temat: Zachowanie 2 letniej córki

Hej, złapałam trochę doła j chyba potrzebuje opinii osoby z zewnątrz. Moja córka ma niecałe 2 lata (w maju 2). Ogólnie nasza relacja ostatnio nie jest łatwa, ja wyznaję taki spokojny styl wychowania, nie podnoszę głosu, załatwiam sprawy pokojowo, dużo tłumaczę, służę zawsze czułością i trzymam emocje na wodzy. Staram się zapewniać jej kształcące rozrywki, bajek prawie nie ogląda. Przy tym jestem stanowcza i gdy czegoś jej nie pozwolę to nie zmieniam zdania. Mam wrażenie, ze córka mnie „pozbadła”, weszła mi na głowę. Czesto robi „cyrki”, szczególnie gdy trzeba wrócić z dworu do domu. Urządza wtedy płacz, nie każe się rozebrać ani dotknąć.  Mówi dość ładnie i często padają słowa typu „mama nie może czytać” (gdy chwile chce poczytać zamiast ciagle się z nią bawic), mama nie może sikać, mama nie musi sprzątać. Czuje czasem jakby mnie terroryzowała. Ciagle chce abym się z nią bawiła ale czuje nade mną taka władze ze nawet mi mówi np ze nie mogę mieć kitki, nie mogę mieć okularów. Śpi w swoim łóżeczku ale gdy tylko się przebudzi od razu strasznie płacze i krzyczy „mama nie może spać, wstajemy”. Mimo ze jest duża często domaga się noszenia na rękach, wiesza się na mnie, nie chce iść do nikogo innego tylko ciagle „do mamy”, „z mama”. Nie jest zbyt czuła w tym wszystkim i odczuwam jakby brak szacunku, nie przytuli się itp, gdy pytam czy mnie kocha mówi „nie”. Zastanawiam się czy to normalne zachowanie i jakiś kryzys mamowy czy ja popełniłam jakiś błąd. Jestem dla niej cierpliwa bo rozumiem jej uczucia ale nie podoba mi się w jaka stronę to idzie. Tłumacze ze czegoś nie może robić a ona robi to z premedytacja patrząc mi w oczy. Lub gdy spuszczę na chwile wzrok to zakazana rzecz robi. Niszczy książeczki, choć tlumacze, ze zle robi. Gdy włączę jej piosenki co chwile jęczy ze chce inną. Te jęki i stękanie bardzo obniżają moje samopoczucie i wysysają energię. Ona jest naprawdę mądra jak na swój wiek, mówi pełnymi zdaniami, ma święta pamięć i wszystko rozumie co się do niej mówi. A mimo to tak trudno z nią współpracować. Czy to wszystko normalne zachowanie? Jak sobie z tym poradzić? 

Pasek wagi

to ok, jak jesteś pewna, że tu jest spoko. Bo wiesz, czasami ludzie do dziecka zwracaja sie po prostu tym samym uprzejmym tonem niezaleznie czy mówią "nie wkładaj palca do kontaktu", czy "chodź sie przytuluimy i poczytamy bajkę", czy "pieska boli jak mu wkładasz palec... ". I jeszcze nie daj boże wszystko z uśmiechem zony ze stepford... ;)

wyolbrzymiam, ale wiesz o co mi chodzi. 

Po pierwsze, to Ty jesteś kapitanem tego statku, nie Twoja córka. Chcesz coś robić- robisz, nie chcesz czegoś robić - nie robisz. Mam wrażenie, że to Twój problem z egzekwowaniem, stawianiem granic, odwracaniem uwagi, ogólnie podporządkowaniem się dziecku.

Co to znaczy, ze mama nie może? Od kiedy to słuchamy rozkazów dwulatki?

I co to znaczy "z premedytacją" w przypadku dwulatki? Robi coś, bo sprawdza granice, to chyba normalne. A Ty jesteś od tego, żeby jej wskazać, gdzie ta granica jest. Nie możesz, nie robimy, odkładamy, idziemy, wracamy, whatever. Czasem trzeba odwrócić uwagę, czasem trzeba zaproponować inną aktywność, a czasem trzeba wziąć na klatę histeryjkę o niemożliwość zjedzenia surowego ziemniaka. To Ty wychowujesz, nie Ciebie wychowują.

Poza wszystkim, chyba warto socjalizować dziecko i sobie też zorganizować pomoc, żebyś mogła odpocząć i nabrać dystansu.

krolowamargot napisał(a):

Po pierwsze, to Ty jesteś kapitanem tego statku, nie Twoja córka. Chcesz coś robić- robisz, nie chcesz czegoś robić - nie robisz. Mam wrażenie, że to Twój problem z egzekwowaniem, stawianiem granic, odwracaniem uwagi, ogólnie podporządkowaniem się dziecku.

Co to znaczy, ze mama nie może? Od kiedy to słuchamy rozkazów dwulatki?

I co to znaczy "z premedytacją" w przypadku dwulatki? Robi coś, bo sprawdza granice, to chyba normalne. A Ty jesteś od tego, żeby jej wskazać, gdzie ta granica jest. Nie możesz, nie robimy, odkładamy, idziemy, wracamy, whatever. Czasem trzeba odwrócić uwagę, czasem trzeba zaproponować inną aktywność, a czasem trzeba wziąć na klatę histeryjkę o niemożliwość zjedzenia surowego ziemniaka. To Ty wychowujesz, nie Ciebie wychowują.

Poza wszystkim, chyba warto socjalizować dziecko i sobie też zorganizować pomoc, żebyś mogła odpocząć i nabrać dystansu.

fakt, w swoim wychowaniu jej bardzo się staram aby była szczęśliwa i nie chcę jej zrobić jakiejś traumy, mam wyrzuty sumienia gdy nawet pomyśle ze mogła poczuć się przeze mnie źle. Przez to to ona rządzi i panuje u nas dzieciocentryzm. Niemal zawsze tez jest w centrum sytuacji gdy jesteśmy wszyscy razem, przez co ja tez czuję ze jestem jej podporządkowana, na jej usługach a nie odrębna osoba, ale jak zaczynam robić coś swojego a ona woła mnie aby się pobawić bo to się martwię, ze jej robię przykrość, że ją odrzucam… Mam wyrzuty ze sprzątanie jest ważniejsze niż dziecko, albo moje zajęcia jak czytanie (bo tv wcale przy niej nie oglądam bo zaraz by chciała bajki wiec i tak się nie da oglądać). Jak zabawi sie chwile sama to i tak zaraz przynosi mi te zabawki do salonu, chce żeby jej przeczytać książkę. Moja mi zabiera i odkłada. Jak siedzę w tel to mi zabiera i mówi „to jest Lili zabawka” :D staram się reagować adekwatnie do sytuacji i być stanowcza ale ona i tak się tak zachowuje mimo tłumaczenia. Ale dziękuje za komentarz <3 chyba muszę pozbyć się tego strachu o „skrzywdzenie jej” i być bardziej twarda …

Pasek wagi

63kgmojemarzenie napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

Po pierwsze, to Ty jesteś kapitanem tego statku, nie Twoja córka. Chcesz coś robić- robisz, nie chcesz czegoś robić - nie robisz. Mam wrażenie, że to Twój problem z egzekwowaniem, stawianiem granic, odwracaniem uwagi, ogólnie podporządkowaniem się dziecku.

Co to znaczy, ze mama nie może? Od kiedy to słuchamy rozkazów dwulatki?

I co to znaczy "z premedytacją" w przypadku dwulatki? Robi coś, bo sprawdza granice, to chyba normalne. A Ty jesteś od tego, żeby jej wskazać, gdzie ta granica jest. Nie możesz, nie robimy, odkładamy, idziemy, wracamy, whatever. Czasem trzeba odwrócić uwagę, czasem trzeba zaproponować inną aktywność, a czasem trzeba wziąć na klatę histeryjkę o niemożliwość zjedzenia surowego ziemniaka. To Ty wychowujesz, nie Ciebie wychowują.

Poza wszystkim, chyba warto socjalizować dziecko i sobie też zorganizować pomoc, żebyś mogła odpocząć i nabrać dystansu.

fakt, w swoim wychowaniu jej bardzo się staram aby była szczęśliwa i nie chcę jej zrobić jakiejś traumy, mam wyrzuty sumienia gdy nawet pomyśle ze mogła poczuć się przeze mnie źle. Przez to to ona rządzi i panuje u nas dzieciocentryzm. Niemal zawsze tez jest w centrum sytuacji gdy jesteśmy wszyscy razem, przez co ja tez czuję ze jestem jej podporządkowana, na jej usługach a nie odrębna osoba, ale jak zaczynam robić coś swojego a ona woła mnie aby się pobawić bo to się martwię, ze jej robię przykrość, że ją odrzucam? Mam wyrzuty ze sprzątanie jest ważniejsze niż dziecko, albo moje zajęcia jak czytanie (bo tv wcale przy niej nie oglądam bo zaraz by chciała bajki wiec i tak się nie da oglądać). Jak zabawi sie chwile sama to i tak zaraz przynosi mi te zabawki do salonu, chce żeby jej przeczytać książkę. Moja mi zabiera i odkłada. Jak siedzę w tel to mi zabiera i mówi ?to jest Lili zabawka? :D staram się reagować adekwatnie do sytuacji i być stanowcza ale ona i tak się tak zachowuje mimo tłumaczenia. Ale dziękuje za komentarz <3 chyba muszę pozbyć się tego strachu o ?skrzywdzenie jej? i być bardziej twarda ?

Wg mnie, nauka akceptowania tego, że ludzie, z którymi przebywa dziecko, nie funkcjonują tylko po to, by je zabawiać, to jest podstawa funkcjonowania w społeczeństwie. Kiedy młoda pójdzie do przedszkola, to nikt nie będzie 24/7 spełniać jej zachcianek. I nie mam na myśli nauczycieli, ale też inne dzieci. Będzie się zdarzać, że ktoś nie będzie chciał się  z nią bawić, że spędzi dzień sama, bo jej koleżanka akurat wybierze kogoś innego - tak wyglądają relacje między małymi dziećmi. I jeśli w miarę wcześnie zaczniesz ją uczyć, jak zajmować się sobą samemu, jak akceptować niezależność innych i jak generalnie nie być męczydupą, to będzie jej serio łatwiej. I tobie też. 

Już trochę zapomniałam co dokładnie było negocjowane w wieku 2 lat, pewnie nie za dużo, bo to nadal maluch, ale już jakieś podstawy typu nie budzimy mamy jak śpi w sobotę dłużej czy nie przeszkadzamy mamie jak czyta książkę przez pół godziny można próbować wprowadzać.

63kgmojemarzenie napisał(a):

Właśnie mam dużo wyrozumiałości i wydawało mi się ze to dobra droga ale czuję pomału ze to prowadzi nas w kozi róg 

no i chyba to jest podsumowaniem, tak jak menot napisala, zrozumienie i milosc to jedno ale stawianie granicy, wyraznej dla dziecka to podstawa. Ten wiek jest trudna faza, tu w niemczech nazywaja to Trotzphase - dziecko uczy sie ze ma swoja wole, chce cos osiagnac i wyprobowuje na ile otoczenie mu pozwoli. Brak wyraznej granicy prowadzi do tego o czym piszesz. Wspolczuje ci tego i zycze duzo sily woli, konsekwencji w stawianiu granic.

63kgmojemarzenie napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

Po pierwsze, to Ty jesteś kapitanem tego statku, nie Twoja córka. Chcesz coś robić- robisz, nie chcesz czegoś robić - nie robisz. Mam wrażenie, że to Twój problem z egzekwowaniem, stawianiem granic, odwracaniem uwagi, ogólnie podporządkowaniem się dziecku.

Co to znaczy, ze mama nie może? Od kiedy to słuchamy rozkazów dwulatki?

I co to znaczy "z premedytacją" w przypadku dwulatki? Robi coś, bo sprawdza granice, to chyba normalne. A Ty jesteś od tego, żeby jej wskazać, gdzie ta granica jest. Nie możesz, nie robimy, odkładamy, idziemy, wracamy, whatever. Czasem trzeba odwrócić uwagę, czasem trzeba zaproponować inną aktywność, a czasem trzeba wziąć na klatę histeryjkę o niemożliwość zjedzenia surowego ziemniaka. To Ty wychowujesz, nie Ciebie wychowują.

Poza wszystkim, chyba warto socjalizować dziecko i sobie też zorganizować pomoc, żebyś mogła odpocząć i nabrać dystansu.

fakt, w swoim wychowaniu jej bardzo się staram aby była szczęśliwa i nie chcę jej zrobić jakiejś traumy, mam wyrzuty sumienia gdy nawet pomyśle ze mogła poczuć się przeze mnie źle. Przez to to ona rządzi i panuje u nas dzieciocentryzm. Niemal zawsze tez jest w centrum sytuacji gdy jesteśmy wszyscy razem, przez co ja tez czuję ze jestem jej podporządkowana, na jej usługach a nie odrębna osoba, ale jak zaczynam robić coś swojego a ona woła mnie aby się pobawić bo to się martwię, ze jej robię przykrość, że ją odrzucam? Mam wyrzuty ze sprzątanie jest ważniejsze niż dziecko, albo moje zajęcia jak czytanie (bo tv wcale przy niej nie oglądam bo zaraz by chciała bajki wiec i tak się nie da oglądać). Jak zabawi sie chwile sama to i tak zaraz przynosi mi te zabawki do salonu, chce żeby jej przeczytać książkę. Moja mi zabiera i odkłada. Jak siedzę w tel to mi zabiera i mówi ?to jest Lili zabawka? :D staram się reagować adekwatnie do sytuacji i być stanowcza ale ona i tak się tak zachowuje mimo tłumaczenia. Ale dziękuje za komentarz <3 chyba muszę pozbyć się tego strachu o ?skrzywdzenie jej? i być bardziej twarda ?

Robiąc z niej centrum świata właśnie ją krzywdzisz. Bo dla całego świata będzie po prostu dzieckiem, jednym z wielu. Weź to pod uwagę. Jesteście autonomicznymi ludźmi, każda z was. Tylko, ona jest małym człowiekiem, który całkowicie na Tobie polega. Nie chodzi o to, żeby cały czas było tak, jak ona chce, bo to nierealne, a Ty nie jesteś jej służącą, tylko przewodniczką. Zastanów się nad tym, co chcesz jej przekazać, czego nauczyć i z czym zderzy się za chwilę idąc między innych ludzi. Nie chodzi o to, żebyś była niewiadomo, jak twarda, tylko, żebyś nauczyła ją, że istnieją granice, rzeczy które się robi i takie, które nie. Że jest czas i miejsce na zabawę, na spanie, na czytanie, na jedzenie, że może czegoś nie chcieć, ale Ty też możesz czegoś nie chcieć. I że to Ty przewodzisz, a nie podążasz za jej pragnieniami, bo to Ty znasz świat, a nie dwulatka.

menot napisał(a):

63kgmojemarzenie napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

Po pierwsze, to Ty jesteś kapitanem tego statku, nie Twoja córka. Chcesz coś robić- robisz, nie chcesz czegoś robić - nie robisz. Mam wrażenie, że to Twój problem z egzekwowaniem, stawianiem granic, odwracaniem uwagi, ogólnie podporządkowaniem się dziecku.

Co to znaczy, ze mama nie może? Od kiedy to słuchamy rozkazów dwulatki?

I co to znaczy "z premedytacją" w przypadku dwulatki? Robi coś, bo sprawdza granice, to chyba normalne. A Ty jesteś od tego, żeby jej wskazać, gdzie ta granica jest. Nie możesz, nie robimy, odkładamy, idziemy, wracamy, whatever. Czasem trzeba odwrócić uwagę, czasem trzeba zaproponować inną aktywność, a czasem trzeba wziąć na klatę histeryjkę o niemożliwość zjedzenia surowego ziemniaka. To Ty wychowujesz, nie Ciebie wychowują.

Poza wszystkim, chyba warto socjalizować dziecko i sobie też zorganizować pomoc, żebyś mogła odpocząć i nabrać dystansu.

fakt, w swoim wychowaniu jej bardzo się staram aby była szczęśliwa i nie chcę jej zrobić jakiejś traumy, mam wyrzuty sumienia gdy nawet pomyśle ze mogła poczuć się przeze mnie źle. Przez to to ona rządzi i panuje u nas dzieciocentryzm. Niemal zawsze tez jest w centrum sytuacji gdy jesteśmy wszyscy razem, przez co ja tez czuję ze jestem jej podporządkowana, na jej usługach a nie odrębna osoba, ale jak zaczynam robić coś swojego a ona woła mnie aby się pobawić bo to się martwię, ze jej robię przykrość, że ją odrzucam? Mam wyrzuty ze sprzątanie jest ważniejsze niż dziecko, albo moje zajęcia jak czytanie (bo tv wcale przy niej nie oglądam bo zaraz by chciała bajki wiec i tak się nie da oglądać). Jak zabawi sie chwile sama to i tak zaraz przynosi mi te zabawki do salonu, chce żeby jej przeczytać książkę. Moja mi zabiera i odkłada. Jak siedzę w tel to mi zabiera i mówi ?to jest Lili zabawka? :D staram się reagować adekwatnie do sytuacji i być stanowcza ale ona i tak się tak zachowuje mimo tłumaczenia. Ale dziękuje za komentarz <3 chyba muszę pozbyć się tego strachu o ?skrzywdzenie jej? i być bardziej twarda ?

Wg mnie, nauka akceptowania tego, że ludzie, z którymi przebywa dziecko, nie funkcjonują tylko po to, by je zabawiać, to jest podstawa funkcjonowania w społeczeństwie. Kiedy młoda pójdzie do przedszkola, to nikt nie będzie 24/7 spełniać jej zachcianek. I nie mam na myśli nauczycieli, ale też inne dzieci. Będzie się zdarzać, że ktoś nie będzie chciał się  z nią bawić, że spędzi dzień sama, bo jej koleżanka akurat wybierze kogoś innego - tak wyglądają relacje między małymi dziećmi. I jeśli w miarę wcześnie zaczniesz ją uczyć, jak zajmować się sobą samemu, jak akceptować niezależność innych i jak generalnie nie być męczydupą, to będzie jej serio łatwiej. I tobie też. Już trochę zapomniałam co dokładnie było negocjowane w wieku 2 lat, pewnie nie za dużo, bo to nadal maluch, ale już jakieś podstawy typu nie budzimy mamy jak śpi w sobotę dłużej czy nie przeszkadzamy mamie jak czyta książkę przez pół godziny można próbować wprowadzać.

Wlasnie tak pomyślałam- paradoksalnie to nie odmawiając jej niczego /ucząc że ludzie nie będą na jej zawołanie budujesz przyszła w traumę w przedszkolu jak zetknie się z zasadami. Lepiej takie rzeczy ogarnąć w domu niż wśród obcych. 

Ja z tego okresu pamiętam parę dram o bzdury (typu nie pójdę dalej, siądę na chodniku i będę wyć). Nauczyła się że to na mnie nie działa i przestała. Owszem było mi przykro jej odmawiać ale trzeba sobie powtarzać że właśnie dla jej dobra jej odmawiasz. 

Poza tym ona też się musi gdzieś /od kogoś nauczyć że nie znaczy nie. 

Przyznam że czytając opis poczułam zaniepokojenie...

Ach i jeszcze jedno- warto żeby ona uczyła się trochę bawić sama... Nie godzinami, i na pewno z przerwami .. ale nie ma w tym nic złego że sama sobie obok coś robi. Nie miej wyrzutów sumienia, poświęcanie dziecku stroprocent czasu też nie jest dobre. Ani dla niego ani dla niej. 


Pasek wagi

Zwykły rozwojowy bunt. Z twojej strony wymaga postawienia granic a ona będzie je sprawdzać tak jak umie = terror dzieciaka. Co to znaczy, że mama nie może spać czy sikać? Chyba masz jeszcze na tyle zdrowego rozsądku, żeby nie podlegać, bo na tym to polega - teraz ustalasz zasady na kolejne 5-7 lat. Kominikat krótki, jasny, nienegocjowalny wypowiedziany spokojnie. Ja powtarzałam kiedyś konkretne swoje zachowanie i słowa przez ponad miesiąc - dzień w dzień, po wielokroć, szło oszaleć ale trzeba się trzymać konsekwentnie. 

Nie mam za bardzo praktyki w temacie maluchow, dziewczyny dużo mądrego napisały, a ja tylko podsunę książki Jaspera Juula o tym wszystkim co padło wyżej. Spójrz sobie może np. na " 'Nie' z miłości", "Twoje kompetentne dziecko", "Rodzic jako przywódca stada" czy "O granicach". Generalnie ma mnóstwo pozycji. Siegnelam z polecenia koleżanki bardziej w temacie nastolatkow i facet naprawdę fajnie pisze:)

A nawet bez zaznajamiania się z literaturą można się po prostu wkurzyć i powiedzieć: nie! Teraz nie! Teraz mama chce poleżeć, poczytać czy cokolwiek. Prosze dać mi spokój! Albo: idziemy teraz, ja teraz nie będę dyskutować! Jasne komunikaty i brak miejsca na sprzeciw. Nie wyrządzasz tym absolutnie żadnej krzywdy dziecku, wręcz przeciwnie. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.