Temat: Mam żal do mojej rodziny...

Hej kochani, proszę Was o radę. Mam spory żal do mojej rodziny i nie wiem co robić.. 

Historia jest taka, że miałam bogatą ciocię, która w testamencie oddała połowę majątku rodzicom. Jeździłam do niej na wakacje i bardzo się zżyłyśmy.
Z racji tego, że zawsze lubiłam ogrodnictwo to namawiała mnie do założenia szkółki leśnej. Dzieliłyśmy pasje i razem planowałyśmy przyszłość. 
Rodzice byli z tego faktu zadowoleni i z perspektywy czasu oraz już osoby dorosłej widzę jak bardzo ją wykorzystywali.
Ciągle odsyłali nas do niej, wyłudzali zakupy dla nas, czasami nawet pieniądze..  Ciocia zawsze powtarzała im, że jak dorośniemy to mają nam połowę tego majątku odpisać i połowę zostawić dla siebie. 
Ja otwarcie mówiłam, że chcę tylko tę małą działkę w lesie i resztę niech sobie zatrzymają. Rodzice zadowoleni, obiecali że tak będzie. Ciocia zadowolona, je szczęśliwa. Poszłam do szkoły leśnej i zaczęłam robić kursy związane z ogrodnictwem. Jeździłam na tą działkę i dbałam o nią.
Lata mijały, ciocia odeszła, rodzice trochę gruntów posprzedawali.  

W końcu brat z siostrą wymusili na nich te obiecane przepisy. Tutaj muszę zaznaczyć, że ja byłam od początku bierna. Miałam podejście na zasadzie 
"Jak rodzice coś dadzą, to będę wdzięczna, jak nie to uszanuje ich wybór". Jak się pewnie domyślacie działki leśnej nie dostałam. Tylko połowę jej wartości. Jednak zabolało. Zacisnęłam zęby i tłumaczyłam sobie, że mogłam nic nie dostać i trudno.. Jakoś to przeżyję. 
Nawet nie kręciłam afery, że brat z siostrą dostali więcej ode mnie. No i na tym ta historia mogłaby się skończyć... Ale niestety nie. 

Najgorsze działo się w trakcie tych przepisów... Oni zamienili się w potwory. Pomimo mojej bierności i totalnej zgodny na wszystko, byłam atakowana. 
Dosłownie na siłę... To było bardzo dziwne. Typu dzwoni siostra i pyta o notariusza takim tonem jakbym zrobiła jej krzywdę, po czym krzyczy na mnie i kręci aferę o to, że za długo odpowiadam na pytanie (?!). Brat nagle przestał się do mnie odzywać, a jak pytałam o co chodzi to zachowywał się jak dziecko. Nie odzywał się lub krzyczał "o nic, domyśl się, Boże przestań". Nie poznawałam ich.
Ojciec to wcale się nie odzywał, a matka zaczęła uprawiać jakieś manipulacje. Próbowała ogólnie mnie z tych zapisów wykręcić. Jak powiedziałam "okej, wasza decyzja, nie musicie przecież nic mi przepisywać" to próbowała na siłę się ze mną pokłócić. Mega dziwne.. 
Potem dowiedziałam się, że oni robili jakieś narady bez mojego udziału. Jakieś spotkania z swoimi rodzinami (rodzeństwo) na których robili ze mnie wroga numer jeden. Jak pojechałam się z nimi spotkać, to każdy był do mnie zle nastawiony. Dosłownie na siłę próbowali się ze mną pokłócić.
A gdy mnie nie było, to kłócili się między sobą. 
Największym przegięciem był dla mnie w tym wszystkim brak szacunku dla cioci oraz pretensje do mnie na każdym kroku o absurdy. Np jak poradziłam się znajomej notariuszki to dostałam opieprz, że mieszam w to obce osoby.. (?) 

Dodam tutaj, że wcześniej takie sytuacje nie miały miejsca. Mieliśmy normalne kontakty. No i teraz najlepsze... 

Jak te przepisy dobiegły końca, to oni wszyscy zaczęli zachowywać się normalnie. Tak jak przed tym wszystkim. Nagle byłam znowu fajna, dobra. 
Rodzice i rodzeństwo normalnie ze mną rozmawiało. Każdy udawał, że nic wcześniej się nie stało i jest wszystko cacy. 
Do tej pory nie mogę się po tym pozbierać.. Stracili w moich oczach i mam do nich żal. 
Jednak gdy próbuję ten temat poruszyć, zapytać o cokolwiek - to mówią że nic takiego się nie stało. Ja przesadzam, ja się czepiam. Po co rozgrzebuje przeszłość itp. 

Serio czy ja oszalałam i rzeczywiście się czepiam, czy to jest normalne? Od tego momentu mam do nich mega dystans, a to przecież moja rodzina... 
No i nie wiem jak pozbyć się tego żalu.  

Pasek wagi

Niestety majątek dzieli nawet najbardziej kochające się rodzeństwo. 

U Nas może nie było kłótni ale podobne fochy. 

Rodzenstwo męża rozjechało się po świecie a on jako najstarszy został na domu z rodzicami bo na tłukli mu do głowy że jest dziedzicem i odziedziczy ten dom. Ja bylam do tego sceptycznie nastawiona. Moi rodzice namawiali nas na budowę małego domku. Mieliśmy dzięki moim rodzicom taką możliwość wybudować bez kredytu systemem gospodarczym ale mój nie chciał bo co mama powie... Dodatkowo teściowie mieli 2 nieruchomość obok ale w fatalnym stanie. Mąż chciał od rodziców kupić ten dom nic za darmo. Wyremontowali byśmy i mieszkaliśmy obok. Ale nie chcieli go ani sprzedać ani oddać. 

Nadszedł czas przepisania. Rodzeństwo się zrzeklo na rzecz brata. Jak już mój mąż został właścicielem to teściowie sprzedali starą nieruchomość i podzielili resztę dzieci. Jak przyjechali po pieniądze to Naraz przestali z nami gadać. Udawali że nas nie znają. Zamykali się w pokojach z kalkulatorem w ręku i liczyli ile im się należy. A przecież mój mąż nie miał do nich pretensji że zostali spłaceni. Oni generalnie mają i tak focha że jakby już nie mają domu rodzinnego. Przyjeżdżają jako goście a nie do swojego domu. Pokoje które kiedyś zajmowali są zaadaptowane dla naszych dzieci. To im nie pasuje.. Ale nie można jednocześnie mieć ciastko i zjeść ciastko... 

Pasek wagi

Trisa napisał(a):

Hej kochani, proszę Was o radę. Mam spory żal do mojej rodziny i nie wiem co robić.. Historia jest taka, że miałam bogatą ciocię, która w testamencie oddała połowę majątku rodzicom. Jeździłam do niej na wakacje i bardzo się zżyłyśmy.Z racji tego, że zawsze lubiłam ogrodnictwo to namawiała mnie do założenia szkółki leśnej. Dzieliłyśmy pasje i razem planowałyśmy przyszłość. Rodzice byli z tego faktu zadowoleni i z perspektywy czasu oraz już osoby dorosłej widzę jak bardzo ją wykorzystywali.Ciągle odsyłali nas do niej, wyłudzali zakupy dla nas, czasami nawet pieniądze..  Ciocia zawsze powtarzała im, że jak dorośniemy to mają nam połowę tego majątku odpisać i połowę zostawić dla siebie. Ja otwarcie mówiłam, że chcę tylko tę małą działkę w lesie i resztę niech sobie zatrzymają. Rodzice zadowoleni, obiecali że tak będzie. Ciocia zadowolona, je szczęśliwa. Poszłam do szkoły leśnej i zaczęłam robić kursy związane z ogrodnictwem. Jeździłam na tą działkę i dbałam o nią.Lata mijały, ciocia odeszła, rodzice trochę gruntów posprzedawali.  W końcu brat z siostrą wymusili na nich te obiecane przepisy. Tutaj muszę zaznaczyć, że ja byłam od początku bierna. Miałam podejście na zasadzie "Jak rodzice coś dadzą, to będę wdzięczna, jak nie to uszanuje ich wybór". Jak się pewnie domyślacie działki leśnej nie dostałam. Tylko połowę jej wartości. Jednak zabolało. Zacisnęłam zęby i tłumaczyłam sobie, że mogłam nic nie dostać i trudno.. Jakoś to przeżyję. Nawet nie kręciłam afery, że brat z siostrą dostali więcej ode mnie. No i na tym ta historia mogłaby się skończyć... Ale niestety nie. Najgorsze działo się w trakcie tych przepisów... Oni zamienili się w potwory. Pomimo mojej bierności i totalnej zgodny na wszystko, byłam atakowana. Dosłownie na siłę... To było bardzo dziwne. Typu dzwoni siostra i pyta o notariusza takim tonem jakbym zrobiła jej krzywdę, po czym krzyczy na mnie i kręci aferę o to, że za długo odpowiadam na pytanie (?!). Brat nagle przestał się do mnie odzywać, a jak pytałam o co chodzi to zachowywał się jak dziecko. Nie odzywał się lub krzyczał "o nic, domyśl się, Boże przestań". Nie poznawałam ich.Ojciec to wcale się nie odzywał, a matka zaczęła uprawiać jakieś manipulacje. Próbowała ogólnie mnie z tych zapisów wykręcić. Jak powiedziałam "okej, wasza decyzja, nie musicie przecież nic mi przepisywać" to próbowała na siłę się ze mną pokłócić. Mega dziwne.. Potem dowiedziałam się, że oni robili jakieś narady bez mojego udziału. Jakieś spotkania z swoimi rodzinami (rodzeństwo) na których robili ze mnie wroga numer jeden. Jak pojechałam się z nimi spotkać, to każdy był do mnie zle nastawiony. Dosłownie na siłę próbowali się ze mną pokłócić. A gdy mnie nie było, to kłócili się między sobą. Największym przegięciem był dla mnie w tym wszystkim brak szacunku dla cioci oraz pretensje do mnie na każdym kroku o absurdy. Np jak poradziłam się znajomej notariuszki to dostałam opieprz, że mieszam w to obce osoby.. (?) Dodam tutaj, że wcześniej takie sytuacje nie miały miejsca. Mieliśmy normalne kontakty. No i teraz najlepsze... Jak te przepisy dobiegły końca, to oni wszyscy zaczęli zachowywać się normalnie. Tak jak przed tym wszystkim. Nagle byłam znowu fajna, dobra. Rodzice i rodzeństwo normalnie ze mną rozmawiało. Każdy udawał, że nic wcześniej się nie stało i jest wszystko cacy. Do tej pory nie mogę się po tym pozbierać.. Stracili w moich oczach i mam do nich żal. Jednak gdy próbuję ten temat poruszyć, zapytać o cokolwiek - to mówią że nic takiego się nie stało. Ja przesadzam, ja się czepiam. Po co rozgrzebuje przeszłość itp. Serio czy ja oszalałam i rzeczywiście się czepiam, czy to jest normalne? Od tego momentu mam do nich mega dystans, a to przecież moja rodzina... No i nie wiem jak pozbyć się tego żalu.  

przykre, wlasnie przechodze taka fochomanie z moja siostra, trudno, najsmiesniejsze w tym jest ze ja sie zrzeklam wszystkiega a ona i tak sie zafochala jakby miala mnie splacac, nei wiem skad jej to sie wzielo. W twoim przypadku szkoda ze ciocia sama o to nie do konca zadbala, trudno, zyj dalej, zapomnij.

U nas wszystko dzielimy po równo jak tylko się da. 

Przykro, ze tak Cię potraktowali. Dla pieniędzy niszczyć stosunki rodzinne. 

Szkoda, ze ciocia na Ciebie od razu nie przepisała.

Jeśli komunikujesz się z rodziną w sposób podobny do tej pisemnej wypowiedzi, to nie dziwię się sytuacji. Jestem bierna i nie robię nic (poza pielęgnowaniem w sobie żalu i poczucia krzywdy, bo przecież oni powinni się domyślić, że mówię co innego niż myślę), a oni robią to i tamto - i zamiast uczestniczyć w uregulowaniu spraw spadkowych i właścicielskich na równi z resztą zainteresowanych członków rodziny, to wycofuję się, bo "ok, nie musicie mi niczego dawać" (ale w zasadzie wcale tak nie myślę, bo czuję się pokrzywdzona obrotem sprawy). I jeszcze wszyscy wokół na siłę próbują się ze mną pokłócić...

Jeśli zachowujesz się jak niepotrzebny mebel w pomieszczeniu, to nie dziw się, że jesteś tak traktowana. Jeśli brat/siostra/mama słyszą od ciebie, że nic nie chcesz i niech zrobią, co zechcą, to skąd pretensje, że we własnym gronie omawiają swoje sprawy i urządzają narady?

Zoe23 napisał(a):

Jeśli komunikujesz się z rodziną w sposób podobny do tej pisemnej wypowiedzi, to nie dziwię się sytuacji. Jestem bierna i nie robię nic (poza pielęgnowaniem w sobie żalu i poczucia krzywdy, bo przecież oni powinni się domyślić, że mówię co innego niż myślę), a oni robią to i tamto - i zamiast uczestniczyć w uregulowaniu spraw spadkowych i właścicielskich na równi z resztą zainteresowanych członków rodziny, to wycofuję się, bo "ok, nie musicie mi niczego dawać" (ale w zasadzie wcale tak nie myślę, bo czuję się pokrzywdzona obrotem sprawy). I jeszcze wszyscy wokół na siłę próbują się ze mną pokłócić...

Jeśli zachowujesz się jak niepotrzebny mebel w pomieszczeniu, to nie dziw się, że jesteś tak traktowana. Jeśli brat/siostra/mama słyszą od ciebie, że nic nie chcesz i niech zrobią, co zechcą, to skąd pretensje, że we własnym gronie omawiają swoje sprawy i urządzają narady?

Jest w tym trochę racji choć ja bym tak ostro tego nie wyraziła. 

Bo w sumie to winna jest ciocia- skoro miała określone wyobrazenie jak chce podzielić majątek i i tak spisywała w tym celu testament to powinna go adekwatnie podzielić. 

Dalej- warto się zastanowić jak rodzina widzi twoje zachowanie- niby mówisz że nic nie chcesz ale jednak czuć że masz pretensje, rozmawiasz z notariuszem itd....a na koniec wyrażasz żal jak proces przebiegł....Tak też można to widzieć. 

W pełni rozumiem twój niesmak. U mnie w rodzinie brak majątku większego więc nie było kwasów o kasę większych ale u tesciowa z bratem pokazali mi jak to może wyglądać . No i od znajomych też swoje słyszałam. Generalnie kasa (spadek/zapisy)jest częstym zarzewiem rodzinnych konfliktów.

Mysle że te przyczyną jest w tym że nie rozmawiamy otwarcie o kasie. Z jednej strony wszystkim na niej zależy (np Tobie na tej działce) ale z drugiej tak wprost o tym mówić to się nie chce bo przecież nie chce się wyjść na pazerna, bo to nie wypada... No i reszta twojej rodziny zagarnęła dla siebie i przecież ma tego swiadomosc- więc tym bardziej nie chce o tym gadać . A ty nie zareagowałas i masz poczucie krzywdy/niesmaku.

A trzeba było wprost mówić jak jest. 

Mysle że nic nie zrobisz - musisz to przetrawić i żyć dalej. 

To co możesz zrobic- wyciągnąć naukę na przyszłość. Inaczej traktować finanse w związku /w swojej rodzinie, nauczyć się o nich mówić. No i jak się komuś coś chce dać to się daje sensownie (testamentem) - a nie ja wam dam ale dajcie połowę dzieciom etc

Pasek wagi

Niestety w najlepszych rodzinach zdarza się kłótnia o majątek. Dlatego każde odstępstwo od dziedziczenia ustawowego powinno być jasno załatwione u notariusza przed śmiercią. Nic na gębę, bo jak widać różnie to bywa, nawet jeśli wydaje się, że przy umawianiu się wszyscy są zgodni. A teraz niby wszystko ok a jednak niesmak pozostał. Szkoda.

Pasek wagi

chyba o wszystkim tutaj nie piszesz, bo totalnie nic się nie odzywałaś, byłaś bierna a jednak kontaktowałaś się za plecami rodziny ze znajomym notariuszem, więc coś tam musiałaś z rodziną jednak rozmawiać o tym spadku, no i pewnie gdzieś tutaj nastąpiły zgrzyty, ale to wypierasz, nie masz świadomości, że coś zrobiłaś. Czemu brat mówił, że już skończ? O czymś musiałaś z nim rozmawiać skoro on już miał dość. Możliwe,że jesteś pokrzywdzona podziałem, ale zastanawiające jest to,że ukrywasz to jak wyglądały rozmowy z rodziną, bo chyba ten twój żal się jednak wylał na nich, co?

Pasek wagi

Nauczka na całe życie. Nie liczyć na sprawiedliwość losu, bo ta nie istnieje. A jak się coś chce, to trzeba o tym mówić, a nawet o to walczyć. 

Moj brat przestał się do mnie odzywać 2 lata temu, kiedy ustalaliśmy zrzekanie się majątku po tacie. O co chodziło dokładnie? Nie wiem. Wiem tylko, że ludziom odbija palma, kiedy przychodzi do spadków. 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.