Temat: głupia rozterka

Mam takie głupie myśli odnośnie odchudzania i swojego ciała. Bo 3/4 życia byłam taka powiedzmy przy kości, nie typowa grubaska ale ciałka luźnego miałam sporo. Od około 3 lat trzymam się w ryzach i ważę prawie tyle co zawsze marzyłam. Ale tak się czuję jakbym wciąż się musiała pilnować, ciągle karcę siebie w duchu, ciągle czuję taką niewidzialną presję aby utrzymać tą wagę. Coraz częściej czuję, że pękam, że coraz częściej sobie odpuszczam i już przytyłam 3 kg, a czuję na plecach oddech porażki i tego że dłużej nie wytrzymam i puszczą mi hamulce i przytyję. Bardzo się tego boję bo zawsze podobały mi się bardzo szczupłe sylwetki i marzę aby właśnie jeszcze schudnąć, ale czuję z drugiej strony że walka z tą moją częścią osobowości która jest żarłokiem powoli mnie męczy. Co o tym sądzicie? Czasem myślę że nawet poczułabym ulgę z jednej strony że już znów mogę być "sobą". Ale to tylko jedna część mnie. Bo druga uwielbia szczupłe ciało i pragnie go. Ktoś też tak miał? Jedyny plus jest taki że przez te lata pokochałam aktywność fizyczną i nie łączę jej z tematem odchudzania także to wiem że ćwiczyć i tak na pewno będę. Z jednej strony tak mi miło gdy dostaję komplementy jaką mam super figurę a z drugiej to mnie wpędza w jakąś dziwną presję i strach że to stracę. Czasem myślę że wolałabym wrócić do starej wagi i jakby "mieć spokój". Gdy widzę dziewczyny takie jak ja kiedyś czyli pogranicze wagi w normie i lekkiej nadwagi lub z lekka nadwaga to im jakoś poskornie zazdroszczę tego, ze mogą takie być bo kojarzy mi się to z jakimś luzem. Głupie prawda?

Dodam że jem dosyć zdrowo ale po prostu dużo i często i od zawsze moje myśli w dużej części kręcą się wokół jedzenia, niektórzy zjedzą i nie myślą o jedzeniu do następnego posiłku a ja zjem pożywne sniadanie np. omlet z białym serem jakeiś owoce orzechy a i tak zaraz myślę co by tu skubnąć, czym sobie dogodzić. Zawsze tak miałam, zawsze jarało mnie jedzenie. 

Trochę Cię rozumiem. Są w Tobie dwa wilki xD skoro polubilaś aktywność, to moze pozwól sobie jeść tak jak lubisz, ale za to zwiększ intensywnosc treningów? 

Pasek wagi

To nie jest głupia rozterka. Opisujesz rzeczywistość większosci kobiet. Twoje upodobanie do bardzo szczupłych sylwetek wynika ze społecznego programowania. Albo będziesz mieć rybki albo akwarium.

Co wybierasz?

Obstawiam że będzie to jednak kontynuacja walki o szczupłość. Pamiętaj przy tym żeby nie przeginać, bo ciało przejmi stery i wpakujesz sie w zaburzenia odżywiania. 

asdfer napisał(a):

Dodam że jem dosyć zdrowo ale po prostu dużo i często i od zawsze moje myśli w dużej części kręcą się wokół jedzenia, niektórzy zjedzą i nie myślą o jedzeniu do następnego posiłku a ja zjem pożywne sniadanie np. omlet z białym serem jakeiś owoce orzechy a i tak zaraz myślę co by tu skubnąć, czym sobie dogodzić. Zawsze tak miałam, zawsze jarało mnie jedzenie. 

Dorobisz się IO , żarcie niestety uzależnia.

Pasek wagi

No niestety duża część mojego życia kręci się w okół jedzenia i myśleniu o nim. Jak byłam (i teraz jestem) gruba, to non stop myślałam jak/ile jeść żeby schudnąć. Jak byłam szczupła, to jak/ile jeść żeby nie przytyć. Też się uzależniłam od komplementów w tamtym czasie i też czułam presję żeby tak zostało. Presję sama w swojej głowie. Teraz w sumie mam wrażenie, że jest trochę inaczej. Nie wiem czy to kwestia wieku/dojrzałości czy czego, ale generalnie choć staram się schudnąć to nie spędza mi to snu z powiek. Nie mam poczucia, że coś muszę. Przerzuciłam się na jedzenie pod IF i własciwie nie myślę o tym jedzeniu. Wstaję rano, pokręcę się, zjem śniadanie i tyle. Nie musze myśleć że za 2-3 godziny coś trzeba bedzie jeść znowu no i własnie co? Wczoraj jadłam o 9.00 a o 15.oo się kapnęłam, że nie jadłam nic więcej. Zjadłam więc a potem lekką kolację. Trochę się mój organizm przyzwyczaił do większych przerw między posiłkami, przez co nie ssie mnie co chwilę i też nie muszę o tym myśleć. Jak jadłam częsciej, to cały czas chciało mi się jeść. Ledwo skończyłam posiłek, już trzeba było kombinować co będę jadła za niedługo i jak to zrobić, żeby nie przekroczyć dziennej kaloryczności. Tu jakoś tak automatycznie jem rzadziej, nie mam rozepchanego żołądka, więc też nie zjem na raz nie wiadomo ile i w sumie przestałam w ogóle myśleć o jedzeniu pod kątem cyferek. Waga sobie spada - pomału bo pomału, ale konsekwentnie a ja kurde pierwszy raz nie czuję żadnej spiny, nic nie muszę, nie muszę liczyć, nie muszę kombinować. Myślę, że po prostu znalazłam swój sposób i przychodzi mi to po prostu naturalnie. Im bardziej musiałam się dopasowywać, tym bardziej musiałam o tym myśleć i własnie czułam taką presję. Nie mam też tego wewnętrznego: "Ale bym się nawpierniczała, ale nie mogę" Po prostu nie mam ochoty na obżarstwo. A jak mam (na jakiejś imprezie czy coś) to jem. Waga pójdzie w górę na 2 dni i spadnie. 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.