Temat: Prawo jazdy - czy zrezygnować?

Wyjeździłam już 40 h i chyba nie znam żadnej osoby, która jeździłaby gorzej ode mnie :( Mój kurs to porażka, pierwszy instruktor niczego mnie nie nauczył, w dodatku zboczeniec, a co gorsze nie mogłam go zmienić na kogoś innego. Za jakiś czas dokupiłam 10 godzin w innej szkole i od razu była poprawa, dużo rzeczy nauczyłam się już na pierwszej jeździe. Niestety jazdy mogłam najpóźniej zaczynać o 12:30-13 i wyjeżdzenie tych 10 h zajęło mi ze 4 miesiące. Ostatnio znowu mi nie wychodziło, do tego zaczęłam wymiotować przed jazdami, nie mogłam w ogóle jeść. Jeszcze instruktor stwierdził, że sama jestem sobie winna, że mi nie wychodzi. Przez tyle godzin nawet nie mogłam doprosić się parkowania skośnego ani równoległego. Miałam podchodzić do egzaminu, ale przesuwałam go kilkakrotnie, bo nie miałam kiedy przed nim jeździć. Po tym wymiotowaniu wszystko odwołałam i nareszcie zaczęłam normalnie jeść. Nie wiem czy dać sobie spokój z tym kursem, po prostu czuje, że to nie dla mnie :(

Skoro to aż taki stres dla Ciebie, może nauka jazdy z kimś przyjaznym, kto wytłumaczy Ci o co chodzi pomoże. Mnie tata nauczył jeździć iks lat temu, nauczył też mamę i jakieś 20 innych osób w rodzinie. Na polnej drodze, na pustym parkingu. Nie święci garnki lepią, nauczysz się i Ty. 

_Insulinka napisał(a):

Wilena napisał(a):

_Insulinka napisał(a):

Jak ze wszystkim, czasem jakiś kurs/szkoła/studia powinny zająć X lat, a innym zajmuje X + 3. :) Najgorsze to się poddać, ja zaczęłam przed 18-stką, po przerwie zdałam prawko jak miałam skończone 21. Daj sobie czas i nie wywieraj na sobie presji, ale ja bym nie odpuściła. Nie zatrudniłabym kogoś, kto nie ma w CV prawka, nie musi mieć auta, ważne żeby w razie czego mógł być kierowcą. :)

Matko, Kuchenne Rewolucje mi się przypominają. Gdzie przyjeżdża Gesslerowa, pyta każdego kto pracuje w knajpie "U Janusza i Grażyny" co on właściwie tutaj robi, i dowiaduje się że kotlety klepie, kible sprząta, a jak trzeba to i z pizzą pojedzie :D Straszne jest takie podejście. Jak może być prawo jazdy w pracy potrzebne, to jasne ze się szuka kogoś kto je ma. Ale jest masa zawodów gdzie się nie jeździ nigdzie i po dotarciu do pracy czymkolwiek, zostaje się w obrębie jednego budynku. 

A juz bardziej na temat - ja się bardzo bałam jeździc na początku, myślałam że się nie przełamię, ale zdałam, i sobie radzę. Mistrzem kierownicy nie jestem, ale też mierzę siły na zamiary i po prostu sobie jeżdżę spokojnie, przepisowo i się nie przejmuję tym, że ktoś za mną by sobie pojechał o 30 więcej niż można. Myślę, że jakbyś trafił na jakiegoś normalnego instruktora to by to może inaczej wyglądało. Popytaj wśród znajomych, poszukaj na forach z twojej okolicy kogo ludzie polecają, może by Ci się udało pójść do kogoś kto ma inne podejście. Jakaś przerwę sobie możesz zrobić, żeby psychicznie odpocząć, ale nie odkładałabym tego w nieskończoność, bo stres będzie taki sam, albo jeszcze większy (że tyle czasu już "zmarnowałaś"). 

A dla mnie z kolei ?straszne? jest to, że nie dopuszczasz myśli, że ktoś może mieć inne podejście niż Ty. :D Napisałam o sobie, o swoim punkcie widzenia. Nie twierdzę, że w każdej pracy niezbędne jest prawo jazdy, ale nie twierdzę również że w żadnej nie jest. ;) Dla mnie po prostu dzisiaj prawko to oczywistość, ?must have?, coś jak matura. I nie odpisuj mi, że szufladkuję ludzi i mam wybiórcze spojrzenie na życie. :)

Dopuszczam, tylko to nie zmienia faktu, że jak ktoś ma podejście jak z najgorszego januszexu, to jest to zwyczajnie śmieszne, straszne i żenujące jednocześnie. Cieszę się, że nie każdy tak myśli, bo nie chciałabym żeby kryterium decydującym o tym kto mnie będzie operował na przykład było to czy posiada prawo jazdy :D Naprawdę w takiej sytuacji byłoby mi wszystko jedno czy do pracy przyjechał samochodem, tramwajem, czy hulajnogą. No ale jak dla Ciebie to takie must have, to spoko. Logiczne :D

agazur57 napisał(a):

Użytkownik4710178 napisał(a):

W mojej rodzinie, to mojej babci po iluś lekcjach instruktor powiedział wprost, że nie nadaje się na kierowcę (była wtedy po 50-tce). Na początku babcia protestowała, ale po refleksji stwierdziła, że on ma rację. Znając jej zamiłowanie do perfekcjonizmu i przesadą ostrożność, to oszczędził i sobie i jej niepotrzebnego stresu. U mnie pierwszy kurs w wieku 18 lat, to był falstart. Miałam beznadziejnego instruktora i zrezygnowałam po pierwszej racie z dwóch, czyli w połowie kursu. Parę lat później w innej szkole spróbowałam. Miałam kilku instruktorów, bo tam było na zasadzie, który ma zmianę, ale każdy mnie czegoś nauczył. Na egzaminach nie wymiotowałam i też nie słyszałam, by ktoś reagował aż tak, choć zestrachanych było sporo. Ja miałam strasznego stracha, a to były czasy parkowania pod linijkę i bez jaj, egzaminator wyciągał linijkę, byle usadzić. Oglądali się do tego za łapówką i jak na 1. egzaminie powiedziałam na głos, że żadnej łapówki nie będzie, to nieoficjalnie się dowiedziałam, że będę mieć tylko trudniej... Ręce trzęsły się mi, jak pijakowi i nie zdałam ani za pierwszym, ani za drugim, ale byłam bardzo zdeterminowana. Pomogło mi, że na ostatni egzamin mój ówczesny wziął wolne, zawiózł mnie na egzamin i trzymał za mnie kciuki. Prawo jazdy lepiej mieć, niż nie mieć. W pracy i prywatnie przydało się mi nie raz na zasadzie, że bez niego nie miałabym danej pracy, albo nie w takim zakresie byłabym samodzielna.

może instruktor był beznadziejny. Ciekawe czy instruktorzy to samo mówią facetom. A kobiety zawsze są tak naiwne, że wierzą w takie rzeczy. Po zrobieniu prawa jazdy jeżdziłąm głównie w nocy. Dopiero jak wyjechałam w dzień, pomimo ruchu,, komfort jazdy był nieporówywalny. Gdy kupiłam sobie samochód, to miałam przez pierwszy miesiąc rozwolnienie i jeżdziłą z zawrotną prędkością 40 km na h, co w warszawie jest wielkim przestępstwem. Jazdy wymusiły na mnie dzieci- mąż zaczął podyplomowe studia, więc żeby mieć niezależnosć ruchową przełamałam się.

Babci instruktor był z polecenia. Uczył wcześniej jej koleżanki z biura, choć babcia była tam faktycznie najstarsza. Z nauką języka obcego było to samo. Uczyła się od młodości i wciąż była początkująca. Zero predyspozycji. Prawdziwa droga przez mękę w trakcie, kiedy żyła na emigracji. Pewnie robiąc to prawko ileś lat, to by kiedyś może dała radę... Jednak wszystko wymaga czasu, kosztuje nie mało, a zniechęcić też się można. W swojej pracy za to była świetna i miała inne talenty. Ja na kursie poznałam dwóch facetów, którym instruktorzy nie pozostawiali złudzeń, że wydadzą jeszcze dużo kasy, nim będzie można liczyć u nich na zdanie egzaminu. Ja bez dodatkowych jazd bym sobie nie poradziła, ale na szczęście nie trwało to latami. Ty miałaś świetną motywację. 😁 U mnie konieczność wynikała z przejścia z etatu na własną działalność, a i auto już było pod blokiem, bo załatwianie na linii fabryka/kredytodawca poszło szybciej, niż mi zapowiadano.


Super jest program do wirtualnej nauki jazdy. Ja po przerwie w jeżdżeniu sobie odświeżyłam umiejętności, a wrażenie było praktycznie identyczne. Tylko trzeba mieć PC kierownicę. 

Pasek wagi

Nie poddawaj się. Walcz. 

JAK masz fundusze to tym bardziej  .

Dasz radę tak jak wszyscy mówią nabierz trochę dystansu i ... to nie jest angdota ani ciekawostka ale moja teściowa w maju po 4 podejściu zdała jazdę w wieku 72 lat. Zaklinała się że nigdy nie zrobi ze to nie dla niej. A jednak z 2 czy 3 innymi sąsiadkami gdzie ona byla najstarsza, wzięły się w garść i po nie wiem ilu dodatkowych godzinach, osiągnęła cel. 

Więc ty też dasz radę. 

Wilena napisał(a):

_Insulinka napisał(a):

Wilena napisał(a):

_Insulinka napisał(a):

Jak ze wszystkim, czasem jakiś kurs/szkoła/studia powinny zająć X lat, a innym zajmuje X + 3. :) Najgorsze to się poddać, ja zaczęłam przed 18-stką, po przerwie zdałam prawko jak miałam skończone 21. Daj sobie czas i nie wywieraj na sobie presji, ale ja bym nie odpuściła. Nie zatrudniłabym kogoś, kto nie ma w CV prawka, nie musi mieć auta, ważne żeby w razie czego mógł być kierowcą. :)

Matko, Kuchenne Rewolucje mi się przypominają. Gdzie przyjeżdża Gesslerowa, pyta każdego kto pracuje w knajpie "U Janusza i Grażyny" co on właściwie tutaj robi, i dowiaduje się że kotlety klepie, kible sprząta, a jak trzeba to i z pizzą pojedzie :D Straszne jest takie podejście. Jak może być prawo jazdy w pracy potrzebne, to jasne ze się szuka kogoś kto je ma. Ale jest masa zawodów gdzie się nie jeździ nigdzie i po dotarciu do pracy czymkolwiek, zostaje się w obrębie jednego budynku. 

A juz bardziej na temat - ja się bardzo bałam jeździc na początku, myślałam że się nie przełamię, ale zdałam, i sobie radzę. Mistrzem kierownicy nie jestem, ale też mierzę siły na zamiary i po prostu sobie jeżdżę spokojnie, przepisowo i się nie przejmuję tym, że ktoś za mną by sobie pojechał o 30 więcej niż można. Myślę, że jakbyś trafił na jakiegoś normalnego instruktora to by to może inaczej wyglądało. Popytaj wśród znajomych, poszukaj na forach z twojej okolicy kogo ludzie polecają, może by Ci się udało pójść do kogoś kto ma inne podejście. Jakaś przerwę sobie możesz zrobić, żeby psychicznie odpocząć, ale nie odkładałabym tego w nieskończoność, bo stres będzie taki sam, albo jeszcze większy (że tyle czasu już "zmarnowałaś"). 

A dla mnie z kolei ?straszne? jest to, że nie dopuszczasz myśli, że ktoś może mieć inne podejście niż Ty. :D Napisałam o sobie, o swoim punkcie widzenia. Nie twierdzę, że w każdej pracy niezbędne jest prawo jazdy, ale nie twierdzę również że w żadnej nie jest. ;) Dla mnie po prostu dzisiaj prawko to oczywistość, ?must have?, coś jak matura. I nie odpisuj mi, że szufladkuję ludzi i mam wybiórcze spojrzenie na życie. :)

Dopuszczam, tylko to nie zmienia faktu, że jak ktoś ma podejście jak z najgorszego januszexu, to jest to zwyczajnie śmieszne, straszne i żenujące jednocześnie. Cieszę się, że nie każdy tak myśli, bo nie chciałabym żeby kryterium decydującym o tym kto mnie będzie operował na przykład było to czy posiada prawo jazdy :D Naprawdę w takiej sytuacji byłoby mi wszystko jedno czy do pracy przyjechał samochodem, tramwajem, czy hulajnogą. No ale jak dla Ciebie to takie must have, to spoko. Logiczne :D

Wiadomo, że przy pewnych zawodach to nie ma najmniejszego znaczenia, nie wiem po co ten sarkazm. :D Masz rację, od początku już miałaś i zawsze ją masz. Wypowiadasz się w każdym wątku, znasz się na wszystkim, nikt nie powinien próbować nawet z Tobą polemizować. :)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.