Temat: Wakacje z teściami.

Wyjeżdżamy na wakacje w niedziele i 2 dni temu teściowie poinformowali nas, że oni też postanowili pojechać tam gdzie my w tym samym terminie.  Wcześniej zdarzało się już, że teściowie dojeżdżali do jakiejs miejscowości w której wypoczywaliśmy, ale byliśmy w jednym miejscu razem gora dwa dni i tyle od biedy mogłam wytrzymać. W tym roku będzie to na nasz 13 dniowy wyjazd aż 7 dni. 

Jestem wściekła. Moj mąż na co dzień dużo pracuje, również w weekendy, mamy dziecko, wiadomo obowiązki domowe i zawodowe powodują, że mamy dla siebie mało czasu. W dodatku obowiązkowo raz w tygodniu jesteśmy u tesciow i w 99 % jest to weekend.   Co do zasady nic do tesciow  nie mam, ale cały rok czekam na urlop, żeby gdzieś wyjechać i pobyć tylko z mężem i dzieckiem, a tu  znowu teściowie. W dodatku oni mają zupełnie inny tryb życia niż my : oni wcześnie chodzą spać i wcześnie wstają , wcześnie tez jedzą posiłki my wręcz przeciwnie. Wspólne wyjście na plażę to szukanie kompromisów których ja nie chce szukać przez pół urlopu, wychodzenie z plaży dużo wcześniej niż gdybyśmy byli sami, czyli w moim odczucie marnowanie urlopu. Moja teściowa jest marudna i wiecznie wisi na moim mężu, a ja chciałam pobyć w końcu więcej czasu  z mężem. Teść cały dzień pakuje nam w dziecko słodycze i cały czas muszę się z nim wykłócać i sluchać jaka to pozbawiam syna dzieciństwa , bo zabraniam mu jeść słodycze bez ograniczeń.

Niektorzy pewnie napiszą, że powinnam szukać plusów takiego rozwiązania, bo tesciowie przypilnują nam dziecka , a my będziemy mogli spędzić czas we dwoje, niestety teściowie to mało odpowiedzialni ludzie i nie wchodzi w grę, aby sami zajmowali się dzieckiem zwłaszcza nad morzem , mąż ma takie samo zdanie. 

Powiedziałam mężowi co uważam, ale on tylko powtarza, że będzie dobrze i będę zadowolona .

Teściowie ciągle będą chcieli z nami wychodzić , z nami jeść posiłki itd. Miejscowosc do której jedziemy jest mała, turystów na plaży też nie ma wielu, więc  trudno żebyśmy będąc na plaży udawali, że nie widzimy teściów. Co robić ? Jak to rozwiązać? 

Ale oni jadą w to samo miejsce a nie z wami, więc nie umawiałaś się z nimi na spędzanie czasu. Ja bym to rozegrała w taki sposób, że mam zaplanowany czas, nie byli teściowie wpisani w ten plan więc nie ma powodu by ten czas spędzać. Nie wyobrażam sobie dostosowywać się do innych podczas mojego wypoczynku.

Karolka_83 napisał(a):

sacria napisał(a):

Wilena napisał(a):

Ja nie widzę innej rady niż to przegadać z mężem i postawić po prostu na swoim, żeby oznajmił rodzicom że macie mało czasu dla własnej rodziny, więc możecie spędzić z nimi trochę czasu, ale napewno nie będziecie wspólnie siedzieć na plaży, dostosowywać się do ich rozkładu dnia, ani rezygnować z własnych planów tak żeby im pasowało to pod porę obiadu. Oczywiście niech to jakoś ubierz w słowa, tak żeby nie brzmiało jak atak i żeby to zostało przedstawione też jako jego decyzja, a nie że on marzy o wspólnych obiadkach, a Ty jesteś tą najgorszą. No ale to już musisz przepracować z mężem. 

Też nie widzę innej opcji, jak Twoja poważna rozmowa z mężem. Czas postawić granicę. W stosunku do rodziców to powinno wyjść od niego, ale żeby tak się stało on musi zrozumieć że ma swoją rodzinę, że ma żonę, o której komfort powinien dbać. 

poza tym- nie wyobrażam sobie żeby ktokolwiek- bez wcześniejszego zapytania czy mamy ochotę na wspólne wakacje- pojechał z nami na wspólne wakacje. Bezczelni ci twoi teściowie strasznie. Nie dałabym ustawić sobie swoich wakacji pod to co chcą robić. Jadą na wakacje- niech robią co chcą i wy róbcie dokładnie tak jak wy chcecie.

Ja bym się nie zdziwiła jakby się mamusia zapytała synka i on wyraził zgodę a teraz rżnie głupa przed autorką że nie, bo się boi zjebki. Nie chce mi się wierzyć, że tak totalnie bez żadnego pytania sami sobie za plecami kogokolwiek to zrobili. Moi teście jacy są tacy są, ale o każdy aspekt pytają się mnie a nie mojego męża ;) Głównie dlatego, że on by zaraz zapomniał :D Ale wszystko co ustalamy od prezentów po organizowanie wspólnego czasu przechodzi od teściów bezpośrednio do mnie i jeśli jest to jakaś pierdoła nie wymagająca konsultacji to ustalam wszystko z teściową a jeśli jest jakiś aspekt typu "Wpadniecie w któryś dzień weekendu?" czy cokolwiek w ten deseń to zawsze mówię, że porozmawiam z mężem i dam znać. Ustalamy wtedy razem czy mamy chęć czy też robimy coś innego i wtedy oddzwaniam z odpowiedzią. Mnie się taki układ bardzo podoba, bo nie ma decydowania za moimi czy męża plecami i stawianie kogoś przed faktem dokonanym. Ale żeby nie było - to nie jest tak, że tak było od zawsze, bo na początku tesciowa potrafiła nam się wprosić na zakupy jak wykańczaliśmy mieszkanie i swoje trzy grosze wciskać, że  powinniśmy kupić to czy tamto a nie to co wybraliśmy. Ale dosyć szybko ukróciliśmy takie akcje, bo nie byliśmy dziećmi 15 letnimi tylko mieliśmy prawie po 30 lat i swój rozum. Choć przyznaję, że teściowa ma czasem super pomysły i z nich korzystamy, ale to od nas wychodzi inicjatywa że o coś pytamy lub z rozmowy wynika jak coś opowiadamy i ona coś nam podpowie i czasem ma fajny pomysł akurat. Ale nie ma tak, że robimy wszystko pod nich. Natomiast też nie upieramy się dla zasady, że jak oni coś wymyślą to na pewno jest bezsensu. Słuchamy jednych i drugich rodziców, ale decyzje zawsze podejmujemy sami. Nikt do nikogo o nic nie ma pretensji. Natomiast ja mam wsparcie męża, który nie jest przyklejony do mamusinej spódnicy.

Ja jestem w stanie uwierzyć. Mama ciotkę, której własne dzieci nie zapraszają nawet na Wigilię, bo nikt z nią nerwowo nie jest w stanie wytrzymać. Wszędzie się wprasza, wszystkimi manipuluje, o wszystko ma pretensje. Do nas się nie odzywa od czasu jak moi rodzice robili imprezę na działce. Ona nie była zaproszona, bo chcieli sobie w spokoju posiedzieć przy grillu i piwku, a wokół niej trzeba latać jak przy królowej angielskiej. Ten grill, piwko, parę osób przyjechało z psami i sobie luzem goniły. Nagle zza domku słychać przeraźliwe krzyki. Ciotka postanowiła wpaść bez zapowiedzi. Do tego stopnia bez zapowiedzi, że już nawet nie zadzwoniła do bramki, tylko sobie po prostu wlazła. Psy oczywiście pognały wszystkie w jej stronę, w tym doberman :D żeby było śmieszniej, to tam dojechać bez samochodu jest ciężko - musiała jechać dwoma busami i zasuwać kawałek z buta. A normalnie to próbowała wymuszać na swoich dzieciach żeby ją podwoziły nawet dwa przystanki do przychodni, albo do kościoła, bo niby tak strasznie ją nogi bolały. Mój ojciec ją podwiózł na najbliższy przystanek na busa, wysadził i życzył szerokiej drogi. Bus chyba że dwa razy dziennie jeździ w weekendy, to musiała pół dnia spędzić na przystanku :D - od tego czasu jest święty spokój. Ale takie wpraszanie się wszędzie to była klasyka. Kiedyś dwa dni przed weselem mojej kuzynki (na które też nie była zaproszona) zadzwoniła, że kto po nią przyjedzie :D

gordita2021 napisał(a):

witaj w klubie, przechodze przez to piekło od 13 lat ...

Na szczęście mojemu mężowi się powoli otwierają oczy ...

Mojemu na szczescie tez. Jak w zeszlym roku kupilismy mieszkanie (tesc byl bardzo przeciwko bo przeciez panstwo by nam dalo za darmo a ja glupia chce pracowac) bylo pomalowane nie tak jak on powiedzial (u nas w mieszkaniu) sie obrazil a jak sie maz mu postawil to pokazal prawdziwa twarz walnal focha i juz od Pazdziernika z znami w ogole ma zero kontaktu. Ale ile mozna zyc tak jak oni chca a nie jak my

Wilena napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

sacria napisał(a):

Wilena napisał(a):

Ja nie widzę innej rady niż to przegadać z mężem i postawić po prostu na swoim, żeby oznajmił rodzicom że macie mało czasu dla własnej rodziny, więc możecie spędzić z nimi trochę czasu, ale napewno nie będziecie wspólnie siedzieć na plaży, dostosowywać się do ich rozkładu dnia, ani rezygnować z własnych planów tak żeby im pasowało to pod porę obiadu. Oczywiście niech to jakoś ubierz w słowa, tak żeby nie brzmiało jak atak i żeby to zostało przedstawione też jako jego decyzja, a nie że on marzy o wspólnych obiadkach, a Ty jesteś tą najgorszą. No ale to już musisz przepracować z mężem. 

Też nie widzę innej opcji, jak Twoja poważna rozmowa z mężem. Czas postawić granicę. W stosunku do rodziców to powinno wyjść od niego, ale żeby tak się stało on musi zrozumieć że ma swoją rodzinę, że ma żonę, o której komfort powinien dbać. 

poza tym- nie wyobrażam sobie żeby ktokolwiek- bez wcześniejszego zapytania czy mamy ochotę na wspólne wakacje- pojechał z nami na wspólne wakacje. Bezczelni ci twoi teściowie strasznie. Nie dałabym ustawić sobie swoich wakacji pod to co chcą robić. Jadą na wakacje- niech robią co chcą i wy róbcie dokładnie tak jak wy chcecie.

Ja bym się nie zdziwiła jakby się mamusia zapytała synka i on wyraził zgodę a teraz rżnie głupa przed autorką że nie, bo się boi zjebki. Nie chce mi się wierzyć, że tak totalnie bez żadnego pytania sami sobie za plecami kogokolwiek to zrobili. Moi teście jacy są tacy są, ale o każdy aspekt pytają się mnie a nie mojego męża ;) Głównie dlatego, że on by zaraz zapomniał :D Ale wszystko co ustalamy od prezentów po organizowanie wspólnego czasu przechodzi od teściów bezpośrednio do mnie i jeśli jest to jakaś pierdoła nie wymagająca konsultacji to ustalam wszystko z teściową a jeśli jest jakiś aspekt typu "Wpadniecie w któryś dzień weekendu?" czy cokolwiek w ten deseń to zawsze mówię, że porozmawiam z mężem i dam znać. Ustalamy wtedy razem czy mamy chęć czy też robimy coś innego i wtedy oddzwaniam z odpowiedzią. Mnie się taki układ bardzo podoba, bo nie ma decydowania za moimi czy męża plecami i stawianie kogoś przed faktem dokonanym. Ale żeby nie było - to nie jest tak, że tak było od zawsze, bo na początku tesciowa potrafiła nam się wprosić na zakupy jak wykańczaliśmy mieszkanie i swoje trzy grosze wciskać, że  powinniśmy kupić to czy tamto a nie to co wybraliśmy. Ale dosyć szybko ukróciliśmy takie akcje, bo nie byliśmy dziećmi 15 letnimi tylko mieliśmy prawie po 30 lat i swój rozum. Choć przyznaję, że teściowa ma czasem super pomysły i z nich korzystamy, ale to od nas wychodzi inicjatywa że o coś pytamy lub z rozmowy wynika jak coś opowiadamy i ona coś nam podpowie i czasem ma fajny pomysł akurat. Ale nie ma tak, że robimy wszystko pod nich. Natomiast też nie upieramy się dla zasady, że jak oni coś wymyślą to na pewno jest bezsensu. Słuchamy jednych i drugich rodziców, ale decyzje zawsze podejmujemy sami. Nikt do nikogo o nic nie ma pretensji. Natomiast ja mam wsparcie męża, który nie jest przyklejony do mamusinej spódnicy.

Ja jestem w stanie uwierzyć. Mama ciotkę, której własne dzieci nie zapraszają nawet na Wigilię, bo nikt z nią nerwowo nie jest w stanie wytrzymać. Wszędzie się wprasza, wszystkimi manipuluje, o wszystko ma pretensje. Do nas się nie odzywa od czasu jak moi rodzice robili imprezę na działce. Ona nie była zaproszona, bo chcieli sobie w spokoju posiedzieć przy grillu i piwku, a wokół niej trzeba latać jak przy królowej angielskiej. Ten grill, piwko, parę osób przyjechało z psami i sobie luzem goniły. Nagle zza domku słychać przeraźliwe krzyki. Ciotka postanowiła wpaść bez zapowiedzi. Do tego stopnia bez zapowiedzi, że już nawet nie zadzwoniła do bramki, tylko sobie po prostu wlazła. Psy oczywiście pognały wszystkie w jej stronę, w tym doberman :D żeby było śmieszniej, to tam dojechać bez samochodu jest ciężko - musiała jechać dwoma busami i zasuwać kawałek z buta. A normalnie to próbowała wymuszać na swoich dzieciach żeby ją podwoziły nawet dwa przystanki do przychodni, albo do kościoła, bo niby tak strasznie ją nogi bolały. Mój ojciec ją podwiózł na najbliższy przystanek na busa, wysadził i życzył szerokiej drogi. Bus chyba że dwa razy dziennie jeździ w weekendy, to musiała pół dnia spędzić na przystanku :D - od tego czasu jest święty spokój. Ale takie wpraszanie się wszędzie to była klasyka. Kiedyś dwa dni przed weselem mojej kuzynki (na które też nie była zaproszona) zadzwoniła, że kto po nią przyjedzie :D

Dobra jest, nadaje się na kabaret 😃

Dajesz sobie wejść na głowę. Co to znaczy obowiązkowa wizyta? Nie chcesz, zaplanuj coś innego na weekend. Nie musisz wcześniej wychodzić z plazy, chcą wracać niech idą. Zreszta nawet nie musicie na tym urlopie siedzieć razem, to ich sprawa ze tez jadą do tego samego miejsca, nie znaczy to ze musicie razem spędzać czas. 

Stawiaj jasno granice. I je egzekwuj. 

Doczytałam. Największy problem to masz z mężem a nie z teściami. I chyba czas z nim porozmawiać, ze nie chcesz kazać mu wybierać ale to dla Ciebie za dużo. Za mało czasu spędzacie razem i prosisz go o wyegzekwowanie czasu tylko dla Was. Także w weekendy. Bo on jest dorosły, założył rodzine i to się wiąże z tym, ze z rodzicami spędza się mniej czasu. 


a zeby nie było, ze jestem jakaś gołosłowna. U nas tez teściowie przeżyli szok, ze jak syn znalazł stała partnerkę to się skończyły przyjazdy raz na dwa tyg i telefony kilka razy w tygodniu, rozmowy o wszystkim co synek porabia. Mój mąż tez trochę się musiał przestawić, ze nasze życie jest NASZE a nie ich i nie wszystkim się dzieli ;) 


od kiedy mamy dziecko tez były ze dwa „fochy” ale postawiłam na swoim i bardzo spokojnie i asertywnie gadałam z nimi. Mój mąż był po mojej stronie w 100% ale ze względu na dużo wieksze emocjonalne przywiązanie było mu ciężej znosić te „manipulacje”. Ja się w to wmanewrować nie dałam. I jest spokoj, teściowie się cieszą jak przyjeżdżamy, obrazy majestatu na długo nie ma (choć „ciche dni” z teściami trzeba było po prostu przetrwać). To trochę jak z dzieckiem - jak już wchodzi w bunty to daje mu się przyzwolenie na emocje ale to nie znaczy, ze jak się rozpłacze bo chce zabawkę to się te zabawkę daje :p 

Myślę, ze jakby maż miał więcej dystansu od mamy, to by nie było problemu. Można by było wtedy na tym urlopie spędzanym w jednej miejscowości się umówić jednego dnia czy dwa na wspólny wypad na plażę czy obiad i tyle. Tu niestety jest wizja spędzania każdej wolnej chwili z tesciami i podporządkowania się pod nich, czyli macie wstać o 7.00 bo oni tak wstają, macie jeść z nimi i wszedzie chodzić z nimi a jak oni chcą wracać to też macie wracać. Gdyby mąż widział problem i stanął po twojej stronie, to byłoby to bardzo łatwo wyegzekwować, ale niestety jak mąż staje po stronie swoich rodziców bo dla niego problem nie istnieje a ty się czepiasz bez powodu, to nagle jesteś ta jedna zła co im psuje całą zabawę. Niestety z boku wygląda to tak, jakby dla nich najlepszym urlopem było wyjechać sobie w trójkę i spijać sobie z dziubków i się kisić w swoim kółku wzajemnej adoracji. Tylko po co było zakładać swoją rodzinę? Trza było mieszkac jako kawaler z rodzicami do usranej śmierci i dawać sobą sterować. Teściowa nie ma innego zajęcia poza synem? Nie ma innych dzieci? Bo wygląda jak stereotypowa matka jedynaka (celowo piszę że stereotypowa, bo chyba nie jest to raczej normą, choć może się mylę i problem jest częstrzy niż mi się wydaje?), która całe życie poświęciła na opiekę nad dzieckiem, kosztem siebie, swojego wolnego czasu czy hobby przez to teraz jak dziecko wyfrunęło z gniazda to nie ma co ze sobą zrobić a na dodatek nikt nie zrobi jej dziecku tak dobrze wszystkiego jak ona.

Pasek wagi

Nie czytałam jeszcze odpowiedzi, pewnie już wszystko zostało napisane. Ja bym jasno zakomunikowała, że chcę mieć męża z dzieckiem w czasie urlopu tylko dla siebie. Tylko problemem jest, że chyba Twój mąż nie czuje podobnie... Ile lat to wytrzymasz, to nie wiem. Gdybyś Ty miała tak bliską relację (za bliską) z rodzicami, to może też byś nie widziała problemu... 

Pasek wagi

współczuję. Nie zniosłabym w takiej ilosci tez swoich rodziców cos  by mnie trafiło chyba w takiej sytuacji. Twój mąż powinien sobie uświadomić, że to on ma własną rodzinę, która teraz jest priorytetem.

Problem to twoj maz a nie tesciowa, spoko jest to ze ma taki dobry kontakt z rodzicami, ale nie powinno sie to odbywac waszym kosztem w normalnej relacji nawet na takim wspolnym wyjezdzie nie trzeba wszystkiego robic razem

A skąd teście znali dokładnie miejsce gdzie jedziecie? 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.