Temat: O radzeniu sobie z zachowaniami innych ludzi

"Zawiść – uczucie znacznie silniejsze niż zazdrość, polegające na odczuwaniu silnej niechęci lub wrogości w stosunku do osoby, której czegoś się zazdrości"[Wikipedia]. Innymi słowy, zazdrosny robi wszystko aby mieć to czego komuś zazdrości, a zawistny niszczy osobę której zazdrości.

Jakie macie metody na radzenie sobie z osobą zawistną, jeśli sytuacja zmusza Was do przebywania w jej towarzystwie i rozmowy?


(Nie daje żadnego przykładu żeby nie zawężać tematu, sytuacje dowolne)

Olać. Udawać, że ktoś taki nie istnieje i dalej robić swoje :)

A przede wszystkim: nie zaprzątać głowy myślami dotyczącymi takiego człowieka, bo chyba o to mu chodzi, prawda? Generalnie pozytywnie i do przodu, a zawistnik niech kisi się we własnym sosie.


Pasek wagi

nie bardzo wiem co masz na mysli mówiąc "radzenie sobie z osobą", bo raczej trzeba wyjść od siebie i zobaczyć z czym człowiek poradzić sobie musi u siebie. A to juz zalezy od własnego charakteru: czy przyjmujesz poczucie winy jakie ktoś chce w Tobie wzbudzić, czy masz potrzebę tłumaczenia jeśli jej ocena jest błedna i przesadzona, czy w końcu zalezy Ci na sympatii tej osoby. No i co tam jeszcze można samemu odczuwać. 

Nie wiem, bo ja zawistników nie lubię. Jeśli nie lubię, to nie mam ochoty ich przytulać do serduszka i nie jestem z nimi w aż tak zażyłych stosunkach, żeby mogli mnie zniszczyć. Jeśli taki zawistnik idzie w obmawianie, to się nie da niczego zrobić, bo nie można być w każdym miejscu w każdym czasie, żeby mu to uniemozliwić. Jeśli zaś idzie w docinki to ja wzruszam ramionami i mówie, żeby sie jeb**. Dosłownie. Żadnych dyskusji. 

Tylko że ja mogę policzyć na palcach jednej ręki takich zawistników spotkanych w życiu. Częściej znajdę jakieś epizody u znajomych z którymi mam neutralne lub dobre stosunki, wtedy po prostu mówię, że jego odczucia to jego sprawa i niech mnie w nie nie miesza. Czyli też bez dyskusji.

Tescioea moja i szwagierka.... Ja nie radzę sobie. Jedynie ignor. 

zdarzyło mi się, szczerze mówiąc kiepsko sobie radzę, zazwyczaj po fakcie dopiero orientuje się ze osoba probowala mi dojechać bo mi się coś udało, w sytuacji starcia zazwyczaj jestem w takim szoku ze to jest jakaś masakra i próbuje coś wybełkotać z marnym skutkiem

Cyrica napisał(a):

nie bardzo wiem co masz na mysli mówiąc "radzenie sobie z osobą", bo raczej trzeba wyjść od siebie i zobaczyć z czym człowiek poradzić sobie musi u siebie. A to juz zalezy od własnego charakteru: czy przyjmujesz poczucie winy jakie ktoś chce w Tobie wzbudzić, czy masz potrzebę tłumaczenia jeśli jej ocena jest błedna i przesadzona, czy w końcu zalezy Ci na sympatii tej osoby. No i co tam jeszcze można samemu odczuwać. 

Nie wiem, bo ja zawistników nie lubię. Jeśli nie lubię, to nie mam ochoty ich przytulać do serduszka i nie jestem z nimi w aż tak zażyłych stosunkach, żeby mogli mnie zniszczyć. Jeśli taki zawistnik idzie w obmawianie, to się nie da niczego zrobić, bo nie można być w każdym miejscu w każdym czasie, żeby mu to uniemozliwić. Jeśli zaś idzie w docinki to ja wzruszam ramionami i mówie, żeby sie jeb**. Dosłownie. Żadnych dyskusji. 

Tylko że ja mogę policzyć na palcach jednej ręki takich zawistników spotkanych w życiu. Częściej znajdę jakieś epizody u znajomych z którymi mam neutralne lub dobre stosunki, wtedy po prostu mówię, że jego odczucia to jego sprawa i niech mnie w nie nie miesza. Czyli też bez dyskusji.

Musiałam się chwilę zastanowić. Przypuszczam, że moim problemem jest zapominanie, że ta osoba spełnia swoje potrzeby i tu nie chodzi o mnie, ja tylko wybudzam w niej nieprzyjemne uczucie. W efekcie, podczas rozmowy, podkopuje moje poczucie bezpieczeństwa, to co do tej pory wydawało mi się właściwą drogą dla mnie, przestaje być takie oczywiste, zaczynam w to wątpić. 

Pracuje 2 razy w tygodniu z taka osoba. Ona jest jak meduza, co dotknie to oparzy. Komentarzami  bardzo probuje ranic ludzi i to nie tylko mnie. Kiedys bylo mi przykro i konczylo sie tak ze ona szla do domu usmiechnieta i "spelniona" a ja jak wrak. Ale ktoregos dnia sie cos we mnie przelalo. Nie chce mi sie podawac przykladow, ale.pp prostu zrozumialam ze to chory z zawisci czlowiek ktory zeruje na zlych emocjach. Teraz to po mnie splywa jak po kaczce. Przy podlych komentarzach albo potwierdzam jej ze ma racje i sie smieje albo dowalam do jej komentarza swoje 100kg kitu. Na koniec dnia ja ide do domu spokojna a ona sie gotuje bo nie udalo jej sie mnie zlamac. 

Akceptacja_00 napisał(a):

Cyrica napisał(a):

nie bardzo wiem co masz na mysli mówiąc "radzenie sobie z osobą", bo raczej trzeba wyjść od siebie i zobaczyć z czym człowiek poradzić sobie musi u siebie. A to juz zalezy od własnego charakteru: czy przyjmujesz poczucie winy jakie ktoś chce w Tobie wzbudzić, czy masz potrzebę tłumaczenia jeśli jej ocena jest błedna i przesadzona, czy w końcu zalezy Ci na sympatii tej osoby. No i co tam jeszcze można samemu odczuwać. 

Nie wiem, bo ja zawistników nie lubię. Jeśli nie lubię, to nie mam ochoty ich przytulać do serduszka i nie jestem z nimi w aż tak zażyłych stosunkach, żeby mogli mnie zniszczyć. Jeśli taki zawistnik idzie w obmawianie, to się nie da niczego zrobić, bo nie można być w każdym miejscu w każdym czasie, żeby mu to uniemozliwić. Jeśli zaś idzie w docinki to ja wzruszam ramionami i mówie, żeby sie jeb**. Dosłownie. Żadnych dyskusji. 

Tylko że ja mogę policzyć na palcach jednej ręki takich zawistników spotkanych w życiu. Częściej znajdę jakieś epizody u znajomych z którymi mam neutralne lub dobre stosunki, wtedy po prostu mówię, że jego odczucia to jego sprawa i niech mnie w nie nie miesza. Czyli też bez dyskusji.

Musiałam się chwilę zastanowić. Przypuszczam, że moim problemem jest zapominanie, że ta osoba spełnia swoje potrzeby i tu nie chodzi o mnie, ja tylko wybudzam w niej nieprzyjemne uczucie. W efekcie, podczas rozmowy, podkopuje moje poczucie bezpieczeństwa, to co do tej pory wydawało mi się właściwą drogą dla mnie, przestaje być takie oczywiste, zaczynam w to wątpić. 

No to tu działa troche kwestia autorytetów. W naszej kulturze osoba przebojowa (czesto agresywna), głośna, wypowiadająca się na kazdy temat, ekspresyjna itd to wzór człowieka pewnego siebie skazanego na sukces. A to po prostu sa jakieś cechy, które ma. Ona też może być sfrustrowany myślą, że ktos od niej oczekuje gadania, bo wtedy bedzie lepiej widziana. Jeśli nie jest w stanie mówić od siebie dobrze, to mówi do innych źle. Z powodu frustracji, zazdrości, potrzeby wyładowania emocji. To człowiek, któremu można współczuć, a nie uważać za silnego. Twoje poczucie bezpieczeństwa pewnie i tak jest mocniejsze niż jego :)

Nie mam takich ludzi w swoim otoczeniu, albo ich nie dostrzegam, co może wiązać się z tym, że nie analizuję każdego słowa co ktoś powiedział. Myślę, że osoby, które rozkładają na czynniki pierwsze wypowiedzi i zachowania innych osób, przypisując im różne intencje same sobie gotują piekło.

Dzięki Cyrica za rozgryzienie problemu. Faktycznie miałam taki obraz autorytetu 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.