Temat: jak zaakceptować to, że nigdy nie będę ładna?

Nigdy nie byłam zwolenniczką zakłamywania rzeczywistości i oszukiwania się, bo nie lubię żyć złudzeniami. Uważam, że jeśli kobieta nie jest urodziwa to jakieś czary mary nie uczynią cudów. Mam na myśli porady w stylu: 'uśmiech! jak będzie promieniować od Ciebie energia to będziesz piękna! fryzjer! zakupy! pasje! itp..

Oczywiście jest to jakieś rozwiazanie, bo wygląd nie jest najwazniejszy. Wiadomo, że można nadrobić charakterem i dostać to czego się potrzebuje idąc inną drogą.. 

Tylko tutaj pojawia się kluczowy problem. 

"To czego się potrzebuje':

- ja potrzebuje poczuć się chociaż raz w życiu kobieco, atrakcyjnie, pięknie, a wiem że nigdy czegoś takiego nie dostanę.

Chciałabym się komuś spodobać.. tak po ludzku.. nic na to nie poradzę, że czuję taką potrzebę, żeby ktoś się mną na początku zauroczył i dopiero potem nastąpiło budowanie relacji..


 Jestem w stanie sobie wyobrazić sytuacje, że w pierwszej kolejności nawiązuje z jakimś mężczyzną bliższą relacje, która rodzi się etapami i ostatecznie dostaje pełną akceptacje i poczucie atrakcyjności (ale głównie za to kim się jest i co się z tą osobą stworzyło).

Byłam w jednym związku, który właśnie opierał się na przyjaźni. Od początku wiedziałam, że wizualnie nie jestem w jego typie, ale jakoś się to rozwinęło. Musze przyznać, że ostatecznie było to potem problemem. Wiedziałam, że on darzy mnie uczuciami jedynie ze względu na charakter i naszą znajomość. Do mojego wyglądu mial stosunek taki bardziej 'koleżeńsko-czuły'. W stylu dużo przytulania, łapanie 'za nosek' itp, ale to nigdy nie było takie damsko-męskie pożądanie. Nigdy czegoś takiego nie poczułam.

Do tej pory żyłam nadzieją, że wypracuje sobie w końcu ten wygląd. Uwierzcie, ża naprawdę włożyłam w to OGROM pracy. 

Schudłam trwale 20 kg. Obecnie ważę 47kg/160cm i mam dosyć mocno wymodelowaną sylwetkę (trenuje intensywnie od lat).

Pozbyłam się ogromnego, garbatego, złamanego nosa. Próbowałam wielu dostępnych na rynku 'możliwosci poprawek', w stylu rzęsy, usta, wolumetria, nawet włosy przedłużałam kilka lat.. i niestety efekt jest przeciętny. Nie będę przecież robić z siebie napompowanej lalki, bo to nie jest piękne i przynosi tylko odwrotny skutek. 

Aktualnie czuje, że osiągnęłam swój maks możliwości, a wyglądam przeciętnie. Wiem, że jest to obiektywna ocena. NIE MÓWIĘ, że jestem brzydka, bo nie mam już jakiś strasznych defektów. Jestem ogarnięta, zadbana, ale to nie to samo co bycie kimś pięknym.

Kontakty z facetami to jedynie potwierdzają. Dostałam ostatnio kosza za wygląd, który mocno mnie zdołował. Nigdy nikt mnie nie podrywał. Nie mam żadnych adoratorów. Nawet na aplikacjach randkowych nie ma szału, a podobno kobiety są tam rozchwytywane. Wiadomo dostaje jakieś wiadomości, ale w większości bardzo lakoniczne. Widać, że wysyłane hurtowo. Mam wrażenie, że faceci oczekują tam ode mnie inicjatywy, bo pewnie kierują się tą zasadą, że jak nie ma wyglądu to może chociaż osobowością kogoś zaintryguje, a ja już nie mam siły tego robić. 

Po 26 urodzinach ostatecznie dotarło do mnie, że ja nigdy tak naprawdę nie będę ładna. Wiem, że ludzie mają bardzo poważne problemy, ale niestety cierpię z tego powodu już jakiś czas i nie mogę sobie z tym poradzić. Wiem, że jest tutaj sporo starszych kobiet, które patrzą na takie sprawy już z innej perspektywy, więc pomyślałam, że wasze porady mogą mi jakoś pomóc przez to przebrnąć.

Kaliaaaaa napisał(a):

Oh ale jakoś "brzydkie" obiektywnie mało atrakcyjne kobiet znajdują sobie partnerów? Ba wiodą udane życie seksualne.....

Mysle że problem może być nie w twoim wyglądzie a zachowaniu...

Desperacja potrafi odstraszać...zbytnie skoncentrowanie na wyglądzie/na sobie też.

Pytanie też jakie masz wymagania-mam jednak wrażenie że większość ludzi odstaje od kanonu z kolorowych pism/insta...Przystojnych (tak naprawdę), zadbanych facetów nie jest znowu tak wielu...

Ja tez stosunkowo długo czekałam na faceta który się odważy...teraz widzę że odstraszalam swoim zachowaniem, zamiast żyć , skupić się na pasjach i możliwościach, koncentrowałam się na tym czego mi brak. Za duża presję też czułam poznając nowe osoby-od razu myślałam "czy to ten" , czy cos z tego wyjdzie itd

wyjaśniłam w pierwszym poście o tym jak to działa (u mniej atrakcyjnych)

Ciekawe jakby potoczyły się losy takiej Meryl Streep czy Julii Roberts, gdyby tak rozczulały się nad swoim wyglądem.

Mysle że teraz dziewczyny/kobiety za bardzo wybrzydzają. Jest jeszcze coś takiego jak chemia między ludźmi i czasem czuje się to od pierwszej chwili. Ja zawsze zdawałam się na to i instynkt nigdy mnie nie zawiódł. No i pytanie co to ma być za facet bo może być tak że z jednej strony twierdzisz że nie jesteś ładna a z drugiej oczekujesz ze znajdziesz księcia z bajki. Myślę że na świecie jest dużo fajnych facetów ale kobiety są teraz bardzo wymagające. Nie chodzi też oczywiście żeby wiązać się z byle kim. No i chyba większość ludzi na świecie jest przeciętnej urody. I co to wogóle znaczy"przeciętna uroda* ? Mnie odrzuca na widok tych wszystkich"zrobionych"

Pasek wagi

Rozejrzyj się na ulicy. Ile kobiet które mijasz jest ładnych? Ile jest przeciętnych a ile Twoim zdaniem brzydkich? Idąc Twoim tokiem myślenia każda, która się nie zalicza do kategorii pierwszej powinna być kupką nieszczęścia, samotną, pełną kompleksów. A tak nie jest bo wszystko jest w głowie, nawet jeśli uważasz inaczej. Nigdy nie byłam piękna, nawet ładna nigdy nie byłam. Zawsze za wysoka, zawsze z kilkoma-kilkunastoma kilogramami na plusie, nijakie włosy, wielki  długi nos jak każdy facet w mojej rodzinie, mini cycki. Nigdy nie miałam powodzenia, nigdy nie miałam adoratorów dopóki nie zmieniłam myślenia. Mój facet, z którym jestem od 5 lat widzi mnie zupełnie inaczej niż ja sama. Widzi rzeczy (pozytywne), których ja nie widzę i odwrotnie - nie widzi wad, na które ja cały czas zwracam uwagę. 

minnie_s napisał(a):

equsica napisał(a):

mialam tak samo jak ty... Tylko ja po prostu do tego nie jestem otwarta na relacje jestem introwertykiem po całości.. więc brak adoratorów był mi bardzo na rękę ;). Do prawie 30stki nie miałam nikogo (nawet w przedszkolu) potem miałam przelotem "kolegę" ;) ale było tak jak u ciebie i szybko się rozpadło o dziwo w ogóle nie byłam w to zaangażowana emocjonalnie. więc nawet mi ulżyło że mogę wrócić do samotnego trybu życia.. stwierdzialam że nie kazdy musi być z kims.. zenikgdy nie byłam w związku i że pewnie tego nie potrzebuje ;). i to co napisze zabrzmi banalnie.. bo potem spotkałam P. I wszystko się zmieniło.. nie to że czuje się jakoś super atrakcyjna ale wiem nie to się w życiu liczy ;).tzn akceptacja jest ważna atrakcyjność nie.. atrakcyjność to rzecz bardzo względna jest podyktowana pewnymi kanonami.. np w baroku cudowne były pulchne kształty.. dziś są to fitnesowe sylwetki.. a najważniejsze jest to co masz w łbie, złym jest wynajdywanie kompleksów i skupianie się na swoich "wadach" bo tylko sobie przeorasz psychikę.. kurde masz dwie nogi dwie ręce i możesz zrobić ze swoim życiem wszystko co sobie chcesz o to jest piękne.. a nie nos ;). A propo rąk to mam koleżankę która od urodzenia nie ma prawej dłoni i wiedzie fantastyczne życie, a ty się skupiasz na nosie ;).

ps. Zaakceptowała fakt że nie jesteś urodziwa.. ale ubolwewasz że nie jesteś.. a tu nie chodzi żeby przyjąć to do wiadomości... A żeby się pokochać.. docenić.. no wiesz być ze sobą szczęśliwym.i to tak przewlekle a nie tak na chwilę jak się jest szczęśliwym jak się ma z czymś farta.....  A jak to zrobić.. chyba przestać się porównywać do innych, spełniać marzenia...

tylko, że to wciąż kojarzy mi się z oszukiwaniem siebie.. co z tego, że sobie wmówię miłość do siebie że, jestem atrakcyjna na pewno dla kogoś 'preferującego akurat kanon, w którym jestem' itp. Tak jak wspomniałam, wiem że mogę z kimś stworzyć związek, ale to zawsze będzie na zasadach 'zrzucamy wygląd na ostatni plan i jakoś żyjemy'

skoro budowanie poczucia własnej wartości to dla Ciebie oszukiwanie siebie to potrzebujesz pomocy specjalisty. Skoro. Je chcesz z niej skorzystać to dalej siedź na pupie i wmawiają sobie, że jesteś beznadziejna i oszukujesz siebie, zamiast cieszyć się życiem. 

poza uroda jest jeszcze intelekt i seksapil, a to bywa bardziej pociągające niż buzia z okładki czasopisma. 

Pasek wagi

Nasza psychik jest skomplikowana,ale mozna nauczyc ja prawidlowo funkcjonowac. W twoim przypadku ewidentnie przydalaby ci sie praca z psychologiem. Ja mam/mialam podobne myslenie,ale "ktos" mnie kiedys przekonal,ze wierzymy w to, co sobie wmawiamy. Jesli wiec powtarzasz sobie,ze jestes malo atrakcyjna i "brzydka" to tak bedzoes, sie czula...malo tego..."naukowo udowodnione" jest,ze inni patrza na nas tak,jak my chcemy,zeby na nas patrzyli. Dlatego wlasnie niektore "brzydkie"dziewczyny,ktore sa pewne siebie, maja doskonale ulozone i szczesliwe zycie. Polecam naprawdę prace z psychologiem,ktory pomoze ci pokochac siebie. Wtedy inni tez cie taka pokochaja. 

a tak z innej beczki..swiat kreuje piekno,ktore przy blizszym poznaniu traci na wartości i czlowiek szybko przekonuje sie i docenia wnetrze drugiego...

minnie_s napisał(a):

Nigdy nie byłam zwolenniczką zakłamywania rzeczywistości i oszukiwania się, bo nie lubię żyć złudzeniami. Uważam, że jeśli kobieta nie jest urodziwa to jakieś czary mary nie uczynią cudów. Mam na myśli porady w stylu: 'uśmiech! jak będzie promieniować od Ciebie energia to będziesz piękna! fryzjer! zakupy! pasje! itp..

Oczywiście jest to jakieś rozwiazanie, bo wygląd nie jest najwazniejszy. Wiadomo, że można nadrobić charakterem i dostać to czego się potrzebuje idąc inną drogą.. 

Tylko tutaj pojawia się kluczowy problem. 

"To czego się potrzebuje':

- ja potrzebuje poczuć się chociaż raz w życiu kobieco, atrakcyjnie, pięknie, a wiem że nigdy czegoś takiego nie dostanę.

Chciałabym się komuś spodobać.. tak po ludzku.. nic na to nie poradzę, że czuję taką potrzebę, żeby ktoś się mną na początku zauroczył i dopiero potem nastąpiło budowanie relacji..

 Jestem w stanie sobie wyobrazić sytuacje, że w pierwszej kolejności nawiązuje z jakimś mężczyzną bliższą relacje, która rodzi się etapami i ostatecznie dostaje pełną akceptacje i poczucie atrakcyjności (ale głównie za to kim się jest i co się z tą osobą stworzyło).

Byłam w jednym związku, który właśnie opierał się na przyjaźni. Od początku wiedziałam, że wizualnie nie jestem w jego typie, ale jakoś się to rozwinęło. Musze przyznać, że ostatecznie było to potem problemem. Wiedziałam, że on darzy mnie uczuciami jedynie ze względu na charakter i naszą znajomość. Do mojego wyglądu mial stosunek taki bardziej 'koleżeńsko-czuły'. W stylu dużo przytulania, łapanie 'za nosek' itp, ale to nigdy nie było takie damsko-męskie pożądanie. Nigdy czegoś takiego nie poczułam.

Do tej pory żyłam nadzieją, że wypracuje sobie w końcu ten wygląd. Uwierzcie, ża naprawdę włożyłam w to OGROM pracy

Schudłam trwale 20 kg. Obecnie ważę 47kg/160cm i mam dosyć mocno wymodelowaną sylwetkę (trenuje intensywnie od lat).

Pozbyłam się ogromnego, garbatego, złamanego nosa. Próbowałam wielu dostępnych na rynku 'możliwosci poprawek', w stylu rzęsy, usta, wolumetria, nawet włosy przedłużałam kilka lat.. i niestety efekt jest przeciętny. Nie będę przecież robić z siebie napompowanej lalki, bo to nie jest piękne i przynosi tylko odwrotny skutek. 

Aktualnie czuje, że osiągnęłam swój maks możliwości, a wyglądam przeciętnie. Wiem, że jest to obiektywna ocena. NIE MÓWIĘ, że jestem brzydka, bo nie mam już jakiś strasznych defektów. Jestem ogarnięta, zadbana, ale to nie to samo co bycie kimś pięknym.

Kontakty z facetami to jedynie potwierdzają. Dostałam ostatnio kosza za wygląd, który mocno mnie zdołował. Nigdy nikt mnie nie podrywał. Nie mam żadnych adoratorów. Nawet na aplikacjach randkowych nie ma szału, a podobno kobiety są tam rozchwytywane. Wiadomo dostaje jakieś wiadomości, ale w większości bardzo lakoniczne. Widać, że wysyłane hurtowo. Mam wrażenie, że faceci oczekują tam ode mnie inicjatywy, bo pewnie kierują się tą zasadą, że jak nie ma wyglądu to może chociaż osobowością kogoś zaintryguje, a ja już nie mam siły tego robić. 

Po 26 urodzinach ostatecznie dotarło do mnie, że ja nigdy tak naprawdę nie będę ładna. Wiem, że ludzie mają bardzo poważne problemy, ale niestety cierpię z tego powodu już jakiś czas i nie mogę sobie z tym poradzić. Wiem, że jest tutaj sporo starszych kobiet, które patrzą na takie sprawy już z innej perspektywy, więc pomyślałam, że wasze porady mogą mi jakoś pomóc przez to przebrnąć.

wierze, teraz włóż ten ogrom pracy w głowę, a nie tylko w ciało 

I byloby fajnie jakbys z czasem docenila związek oparty na przyjaźni niz na "podobaniu sie" 

izabela19681 napisał(a):

Ciekawe jakby potoczyły się losy takiej Meryl Streep czy Julii Roberts, gdyby tak rozczulały się nad swoim wyglądem.

O rany, a co w nich jest brzydkiego? Gdybyś napisała  Tilda Swinton albo Agata Buzek to jeszcze bym zrozumiała. Wymienione przez Ciebie są wg mnie atrakcyjnymi kobietami. 

pomyśl sobie, że jest jakaś część społeczeństwa tzw demiseksualna, która pociąg fizyczny łączy z silną więzią emocjonalną i dopóki takiej osoby nie zainteresuje się głową , nie ma mowy o tym aby zrodził się silny pociąg fizyczny. Także nie sprowadzaj całego ogółu męskiej populacji do tego, że najpierw patrzy się na facjatę i d.upe , a potem mózg, bo tak nie jest.

edit. 

jeszcze jedno - teraz wpasowując się w szeregi tych "pięknych" stajesz się jedną z wielu i może warto nie robić się na kolejną panią odrysowaną z szablonu aby właśnie nie zginąć w tłumie. 

Nie to ładne co ładne, a co się komu podoba. Ja nigdy ładna nie byłam, raczej z tych pulchniejszych, brzydszych, niejednokrotnie słyszałam w szkole jakieś docinki na swój temat. Oczywiście wiele kompleksów na punkcie wagi, krzywego nosa, odstajacych uszu, krzywych nóg i inne. Część z nich sobie wmowilam, bo w życiu nie miałam odstajacych uszu, jak tak teraz na siebie patrzę, ale znajdowalam co rusz nowe wady w sobie, żeby potwierdzić opinie innych jakie słyszałam na swój temat.

Ale wiesz co, znalazłam fajnego faceta, który puka się w głowę, kiedy znajduje u siebie rozstępy albo gadam, że przytylam. Takiego, ktory mi powtarza, ze jestem seksowna, chociaz nigdy sama bym się tak nie określiła. I w sumie dla całego świata mogę być brzydka, nieproporcjonalna i niepociagajaca, ale to z nim jestem, z nim dzielę intymność, z nim buduje relacje i tylko to, że dla niego jestem atrakcyjną się liczy. Do tego stopnia, że dla siebie teraz też jestem. 

Inną kwestią jest odnalezienie w sobie poczucia kobiecości. Bo wcześniej faktycznie chowalam się w szerokich ciuchach i wygladalam jak bezksztaltna plama. Teraz się i ładnie ubiorę, i ładnie pomaluje i sama ze sobą czuje się kobieco. 

I jeszcze jedno, co zauwazylam pisząc ten post. Może jesteś wybiórcza. Teraz przypomniałam sobie, że w sumie oczywiście słyszałam sporo niefajnych uwag na temat mojego wygladu, ale byli tez adoratorzy, ktorym sie podobalam i ktorzy zagadywali, tylko przez swoje kompleksy nigdy nie bralam tego na powaznie, ze moge sie komus podobac. Po pierwsze zatem po raz kolejny - gust rzecz wzgledna, a po drugie moze tak jak ja kiedys, tak sie zafiksowalas na koszach, że nie widzisz subtelniejszych pozytywnych reakcji.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.