Temat: Brak pomysłu na życie

Ostrzegam, jest długo.

Nie wiem czego oczekuję zakładając ten temat. Chyba chcę się po prostu wygadać, bo w realu nie bardzo mam komu albo może potrzebuję spojrzenia kogoś z zewnątrz.

Podobno żyjemy w naprawdę pięknych czasach – tyle jest możliwości, że nic tylko działać, rozwijać się i spełniać marzenia i w ogóle „ only sky is the limit”. A ja jakoś od jakiegoś czasu roku wrażenie, że stoję w miejscu i nie wiem jak ruszyć dalej.

Trochę o mnie:

Skończyłam studia na uczelni technicznej, zaliczyłam 2 półroczne wymiany studenckie z osławionym Erasmusem, znam angielski w stopniu C1 (potwierdzone ceryfikatem) i włoski w stopniu „intermediate” bez certyfikatu (w obecnej pracy używam głównie włoskiego). Pracę w korpo dostałam jeszcze w trakcie studiów w moim mieście (miasto średniej wielkości ok. 200 000 mieszkańców). I tak sobie żyję już od prawie 5 lat. Po studiach wróciłam do domu rodzinnego, w którym mieszkam do dziś. Początkowo było to podyktowane faktem, że mieszkając z rodzicami odłożę więcej pieniędzy np. na wkład własny na mieszkanie.

Wychowałam się w domu, w którym nie mówiło się o marzeniach, że są realne, że można żyć inaczej niż pracować na etacie, mieć rodzinę, dzieci itd., że można samemu kreować swoje życie. Od dziecka pamiętam, że rodzice wpajali mi do głowy, ze ważne jest „mieć studia i zawód”, no i potem stabilną pracę i oczywiście własne mieszkanie. Nie chcę powiedzieć, że byli złymi rodzicami, bo miałam co jeść i w co się ubrać, ale przykład który mi dali nie jest takim, jaki chciałam kontynuować w swoim życiu. Powinnam się cieszyć z tego co mam.

W tym roku kończę 29 lat i nie mam żadnego pomysłu na siebie co dalej. No bo, to co planowałam mam już „odhaczone” : studia i pierwsze doświadczenia w pracy już za mną. Kiedy byłam na studiach bardzo chciałam po ich skończeniu pracować i podróżować, tu pomieszkać, tam pomieszkać, zobaczyć, doświadczyć, nie było moim celem samym w sobie posiadanie własnego m, ale jak już dostałam pracę na miejscu to zostałam „ na chwilę”, bo: płaca była w miarę ok, chciałam zdobyć jakieś doświadczenie itd.  A chwila przedłużyła się do 5 lat.

Dodatkowo muszę znosić pytania, na mam wrażenie bardzo popularny w PL temat: a kiedy rodzina i dzieci? Nawet nie chodzi o to, że jest mi przykro, kiedy o to pytają, bo nie jest. Od ponad 10 lat odpowiadam zgodnie z prawdą, że ja swoich dzieci absolutnie mieć nie będę, bo a. nie lubię ich i unikam, b. nie nadaję się do tego, c. nie mam instynktu d. mam wybitnie niską tolerancję na hałas. Jestem singielką, ale to akurat nie jest dla mnie problemem. Mam jednak dość tej polskiej mentalności, która mnie otacza: jedynym celem życia kobiety 30-letniej powinna być prokreakcja. Co wiem na pewno to to, że dziecko i kredyt na własne 4 ściany jest nie dla mnie.

Do tego zauważyłam, że zaczęłam strasznie szybko się zniechęcać. Myślałam o nauczeniu się czegoś, żeby np. móc pracować sobie zdalnie z domu – jestem domatorką kochająca ciszę (pandemia uświadomiła mi jaki to luksus móc pracować z domu), ale jak zaczęłam czytać o możliwościach freelancingu w większości tylko dla IT lub innych specjalności niż ja mam, odpuściłam. Wydaje mi się, że jak nawet jeśli się za coś zabiorę i nauczę to będzie to długo trwało, dużo kosztowało i przecież na rynku jest tylu specjalistów, więc czemu ktoś miałby płacić świeżakowi, który zaraz skończy 30…

Chciałabym coś zmienić w swoim życiu, ale nie mam pojęcia od czego zacząć. Założyłam wczoraj temat tu na forum, żeby poczytać inspirujące historie udanych emigracji. Czy gdzieś się żyje lepiej niż w PL czy są perspektywy, bo wydaje mi się że w  moim wieku to już mnie nic nie czeka i na późno na spełnianie marzeń. No i jest jeszcze strach, że się nie uda, że decyzja którą podejmę będzie zła. 

Skąd wziąć siłę i energię na radykalne zmiany w życiu? Skąd Wy ją bierzecie? 

Jakbym czytała o sobie... Mam bardzo podobne dylematy... Jedyne czego nie chcę to emigracja. W teorii wszystko jest tak jak powinno być: dobre studia, dobrze płatna praca i stała, ale też czuję, że stoję w miejscu, że mogłabym więcej... I chciałabym więcej. Dalej szukam swojej ścieżki. Mam też dość skomplikowaną sytuację rodzinną, więc boję się zmian i braku stałych dochodów. Jak o tym wszystkim myślę to ogarnia mnie taki jakiś niewytłumaczalny strach.

Pasek wagi

LewToltoi napisał(a):

mysle ze twoje rozterki sa calkiem uzasadnione :) czasami trzeba wyjechac by docenic to co sie ma na miejscu. No i zawsze zaluje sie bardziej tego czego sie nie zrobilo niz to co sie zrobilo ale nie wyszlo :P

A ja myślę, że nie są i zacząć najlepiej od wyzbycia się ograniczeń - własnych i tych, narzucanych przez otoczenie. Trzeba zacząć szukać mocnych stron, zamiast wyolbrzymiać przeszkody i uprawiać czarnowidztwo. Tym bardziej, że wyjazd do innego kraju to nie jest decyzja nieodwracalna. Warto także sobie uświadomić, że miliony ludzi emigrują i mają się świetnie. Nie jest to więc także nic nadzwyczajnego. 

Ile ja się nasłuchałam przed wyjazdem to głowa mała. Począwszy od tego, że zje mnie robactwo, na strasznej i nieuchronnej śmierci skończywszy. Był także wątek o tym, że lepiej pomieszkać znowu z rodzicami i odkładać kasę, zamiast ją STRACIĆ, bo przecież podróż to wywalanie pieniędzy w błoto. NIKT mi nie pogratulował pomysł, nie przybił piątki, każdy się pukał w głowę. ;) Ja wiedziałam jednak, że to nie dlatego, że ich obawy są uzasadnione. W swoim opiniach kierowali się strachem i bezpiecznymi schematami. I dlatego nic nie było w stanie mnie zniechęcić. Na szczęście. 

EgyptianCat napisał(a):

LewToltoi napisał(a):

mysle ze twoje rozterki sa calkiem uzasadnione :) czasami trzeba wyjechac by docenic to co sie ma na miejscu. No i zawsze zaluje sie bardziej tego czego sie nie zrobilo niz to co sie zrobilo ale nie wyszlo :P
A ja myślę, że nie są i zacząć najlepiej od wyzbycia się ograniczeń - własnych i tych, narzucanych przez otoczenie. Trzeba zacząć szukać mocnych stron, zamiast wyolbrzymiać przeszkody i uprawiać czarnowidztwo. Tym bardziej, że wyjazd do innego kraju to nie jest decyzja nieodwracalna. Warto także sobie uświadomić, że miliony ludzi emigrują i mają się świetnie. Nie jest to więc także nic nadzwyczajnego. Ile ja się nasłuchałam przed wyjazdem to głowa mała. Począwszy od tego, że zje mnie robactwo, na strasznej i nieuchronnej śmierci skończywszy. Był także wątek o tym, że lepiej pomieszkać znowu z rodzicami i odkładać kasę, zamiast ją STRACIĆ, bo przecież podróż to wywalanie pieniędzy w błoto. NIKT mi nie pogratulował pomysł, nie przybił piątki, każdy się pukał w głowę. ;) Ja wiedziałam jednak, że to nie dlatego, że ich obawy są uzasadnione. W swoim opiniach kierowali się strachem i bezpiecznymi schematami. I dlatego nic nie było w stanie mnie zniechęcić. Na szczęście. 
Ty chyba wyjechałaś że swoim facetem, więc ciut inaczej 

ZielonyZajonc napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

LewToltoi napisał(a):

mysle ze twoje rozterki sa calkiem uzasadnione :) czasami trzeba wyjechac by docenic to co sie ma na miejscu. No i zawsze zaluje sie bardziej tego czego sie nie zrobilo niz to co sie zrobilo ale nie wyszlo :P
A ja myślę, że nie są i zacząć najlepiej od wyzbycia się ograniczeń - własnych i tych, narzucanych przez otoczenie. Trzeba zacząć szukać mocnych stron, zamiast wyolbrzymiać przeszkody i uprawiać czarnowidztwo. Tym bardziej, że wyjazd do innego kraju to nie jest decyzja nieodwracalna. Warto także sobie uświadomić, że miliony ludzi emigrują i mają się świetnie. Nie jest to więc także nic nadzwyczajnego. Ile ja się nasłuchałam przed wyjazdem to głowa mała. Począwszy od tego, że zje mnie robactwo, na strasznej i nieuchronnej śmierci skończywszy. Był także wątek o tym, że lepiej pomieszkać znowu z rodzicami i odkładać kasę, zamiast ją STRACIĆ, bo przecież podróż to wywalanie pieniędzy w błoto. NIKT mi nie pogratulował pomysł, nie przybił piątki, każdy się pukał w głowę. ;) Ja wiedziałam jednak, że to nie dlatego, że ich obawy są uzasadnione. W swoim opiniach kierowali się strachem i bezpiecznymi schematami. I dlatego nic nie było w stanie mnie zniechęcić. Na szczęście. 
Ty chyba wyjechałaś że swoim facetem, więc ciut inaczej 

Już Ci pisałam - wyjechałam SAMA. Nie wiem dlaczego nie przyjmujesz tego do wiadomości. ;) Najpierw mieszkałam w Brazylii, później w Gwatemali. Męża poznałam po kilku miesiącach mieszkania w Panamie. 

EgyptianCat napisał(a):

ZielonyZajonc napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

LewToltoi napisał(a):

mysle ze twoje rozterki sa calkiem uzasadnione :) czasami trzeba wyjechac by docenic to co sie ma na miejscu. No i zawsze zaluje sie bardziej tego czego sie nie zrobilo niz to co sie zrobilo ale nie wyszlo :P
A ja myślę, że nie są i zacząć najlepiej od wyzbycia się ograniczeń - własnych i tych, narzucanych przez otoczenie. Trzeba zacząć szukać mocnych stron, zamiast wyolbrzymiać przeszkody i uprawiać czarnowidztwo. Tym bardziej, że wyjazd do innego kraju to nie jest decyzja nieodwracalna. Warto także sobie uświadomić, że miliony ludzi emigrują i mają się świetnie. Nie jest to więc także nic nadzwyczajnego. Ile ja się nasłuchałam przed wyjazdem to głowa mała. Począwszy od tego, że zje mnie robactwo, na strasznej i nieuchronnej śmierci skończywszy. Był także wątek o tym, że lepiej pomieszkać znowu z rodzicami i odkładać kasę, zamiast ją STRACIĆ, bo przecież podróż to wywalanie pieniędzy w błoto. NIKT mi nie pogratulował pomysł, nie przybił piątki, każdy się pukał w głowę. ;) Ja wiedziałam jednak, że to nie dlatego, że ich obawy są uzasadnione. W swoim opiniach kierowali się strachem i bezpiecznymi schematami. I dlatego nic nie było w stanie mnie zniechęcić. Na szczęście. 
Ty chyba wyjechałaś że swoim facetem, więc ciut inaczej 
Już Ci pisałam - wyjechałam SAMA. Nie wiem dlaczego nie przyjmujesz tego do wiadomości. ;) Najpierw mieszkałam w Brazylii, później w Gwatemali. Męża poznałam po kilku miesiącach mieszkania w Panamie. 
Ja nie kojarzę żadnych faktów z vitalii, więc nie pamiętam :) Trzeba mieć naprawdę dużo odwagi, żeby wyjechać samemu i wywrócić swoje życie do góry nogami, tym bardziej po 30stce, ja bym się nie odważyła, autorka raczej też nie, skoro się waha. 

Apricottie napisał(a):

Ves91 napisał(a):

Mam tyle lat co Ty, a nikt mnie o ślub i dzieci nie pyta. Może to kwestia otoczenia? Zgaduję, że mieszkasz na wsi, choć oczywiście mogę się mylić. Istnieje też opcja, iż po prostu otaczają Cię wścibscy ludzie. Na takich nic się nie poradzi ;)
Napisałam, że mieszkam w mieście średniej wielkości ok 200 000 mieszkańców ;-) Ale ta opcja ze wścibskimi ludźmi jest bardzo prawdopodobna, niestety.

Aaaa, zinterpretowałam to tak, że pracowałaś w korpo w mieście około 200 tyś. mieszkańców, a później wróciłaś w rodzinne strony. Najwyraźniej coś pomerdałam :D

Stawiam więc na ludzkie wścibstwo. Sama mieszkam w mieście, które liczy sobie 50 tyś. ludu i naprawdę nie dostaję takich pytań... Cóż, środowisko zmienić ciężko, aczkolwiek można próbować odciąć się od toksycznych ludzi. Następnym razem, kiedy ktoś Cię o to zapyta, spróbuj rzucić jakąś kontrą i uderz w czuły punkt. Może ta osoba zrozumie, aby nie wściubiać nosa w Twoje osobiste sprawy.

Pasek wagi

Giraffe186 napisał(a):

Jakbym czytała o sobie... Mam bardzo podobne dylematy... Jedyne czego nie chcę to emigracja. W teorii wszystko jest tak jak powinno być: dobre studia, dobrze płatna praca i stała, ale też czuję, że stoję w miejscu, że mogłabym więcej... I chciałabym więcej. Dalej szukam swojej ścieżki. Mam też dość skomplikowaną sytuację rodzinną, więc boję się zmian i braku stałych dochodów. Jak o tym wszystkim myślę to ogarnia mnie taki jakiś niewytłumaczalny strach.

Wiem, o czym mówisz. Na myśl o braku dochodów ogarnia mnie panika.

Apricottie napisał(a):

Giraffe186 napisał(a):

Jakbym czytała o sobie... Mam bardzo podobne dylematy... Jedyne czego nie chcę to emigracja. W teorii wszystko jest tak jak powinno być: dobre studia, dobrze płatna praca i stała, ale też czuję, że stoję w miejscu, że mogłabym więcej... I chciałabym więcej. Dalej szukam swojej ścieżki. Mam też dość skomplikowaną sytuację rodzinną, więc boję się zmian i braku stałych dochodów. Jak o tym wszystkim myślę to ogarnia mnie taki jakiś niewytłumaczalny strach.
Wiem, o czym mówisz. Na myśl o braku dochodów ogarnia mnie panika.

No a gdybyś znalazła pracę w firmie w Polsce, która umożliwia wyjazd na kilka miesięcy za granicę? Może byłoby Ci łatwiej?

EgyptianCat napisał(a):

LewToltoi napisał(a):

mysle ze twoje rozterki sa calkiem uzasadnione :) czasami trzeba wyjechac by docenic to co sie ma na miejscu. No i zawsze zaluje sie bardziej tego czego sie nie zrobilo niz to co sie zrobilo ale nie wyszlo :P
A ja myślę, że nie są i zacząć najlepiej od wyzbycia się ograniczeń - własnych i tych, narzucanych przez otoczenie. Trzeba zacząć szukać mocnych stron, zamiast wyolbrzymiać przeszkody i uprawiać czarnowidztwo. Tym bardziej, że wyjazd do innego kraju to nie jest decyzja nieodwracalna. Warto także sobie uświadomić, że miliony ludzi emigrują i mają się świetnie. Nie jest to więc także nic nadzwyczajnego. Ile ja się nasłuchałam przed wyjazdem to głowa mała. Począwszy od tego, że zje mnie robactwo, na strasznej i nieuchronnej śmierci skończywszy. Był także wątek o tym, że lepiej pomieszkać znowu z rodzicami i odkładać kasę, zamiast ją STRACIĆ, bo przecież podróż to wywalanie pieniędzy w błoto. NIKT mi nie pogratulował pomysł, nie przybił piątki, każdy się pukał w głowę. ;) Ja wiedziałam jednak, że to nie dlatego, że ich obawy są uzasadnione. W swoim opiniach kierowali się strachem i bezpiecznymi schematami. I dlatego nic nie było w stanie mnie zniechęcić. Na szczęście. 

U mnie byłoby to samo. Marnować kasę na wyjazd zamiast na mieszkanie lub lokatę.  Nie do pomyślenia. 

Apricottie napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

LewToltoi napisał(a):

mysle ze twoje rozterki sa calkiem uzasadnione :) czasami trzeba wyjechac by docenic to co sie ma na miejscu. No i zawsze zaluje sie bardziej tego czego sie nie zrobilo niz to co sie zrobilo ale nie wyszlo :P
A ja myślę, że nie są i zacząć najlepiej od wyzbycia się ograniczeń - własnych i tych, narzucanych przez otoczenie. Trzeba zacząć szukać mocnych stron, zamiast wyolbrzymiać przeszkody i uprawiać czarnowidztwo. Tym bardziej, że wyjazd do innego kraju to nie jest decyzja nieodwracalna. Warto także sobie uświadomić, że miliony ludzi emigrują i mają się świetnie. Nie jest to więc także nic nadzwyczajnego. Ile ja się nasłuchałam przed wyjazdem to głowa mała. Począwszy od tego, że zje mnie robactwo, na strasznej i nieuchronnej śmierci skończywszy. Był także wątek o tym, że lepiej pomieszkać znowu z rodzicami i odkładać kasę, zamiast ją STRACIĆ, bo przecież podróż to wywalanie pieniędzy w błoto. NIKT mi nie pogratulował pomysł, nie przybił piątki, każdy się pukał w głowę. ;) Ja wiedziałam jednak, że to nie dlatego, że ich obawy są uzasadnione. W swoim opiniach kierowali się strachem i bezpiecznymi schematami. I dlatego nic nie było w stanie mnie zniechęcić. Na szczęście. 
U mnie byłoby to samo. Marnować kasę na wyjazd zamiast na mieszkanie lub lokatę.  Nie do pomyślenia. 
Za granicą udaje się naprawdę niewielkiemu procentowi. Jeśli wiesz, że tego chcesz, to jedź, jeśli nie jesteś pewna i nie chcesz postawić wszystkiego na jedną kartę, to bym tego nie robiła. Ja już wcześniej napisałam- ty sama do końca nie wiesz, czego chcesz, więc jeszcze bym się mocno zastanowiła. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.