Temat: Singielka z wyboru

Nie mam nic przeciwko temu, kto jak zyje. Czy ma paartnera, po slubie, bez slubu, singiel do konca zycia, ma lub nie ma dzieci - kazdy niech zyje jak chce. Ale czesto spotykam sie, ze singielki 30+ mowia kazdemu, ze sa singlami z wyboru. Powtarzaja to i podkreslaja, zeby kazdy uwierzyl. 

Ale ja w to i tak nie wierze... Sa singielkami, bo nie trafily na ta idealna dla nich osobe. Jakos nie wyobrazam sobie, by taka "singielka z wyboru" nie weszla w zwiazek z osoba, ktora odpowiadalaby jej w 100%. Co wy myslicie? Moze sa tutaj jakies singielki z wyboru, ktore nie weszlyby w zwiazek nawet z facetem, ktory pasowalby do nich idealnie? :P

Edit: czesto tez slysze argumenty typu "wolnosc" - ale jak jest sie z osoba, ktora pasuje tobie w 100% to przeciez nie ma ograniczen? Ja ich nie mam, wylatuje sama gdy chce, partner tez jest wolny by wybrac sie gdzie chce. Tyle, ze my akurat wolimy razem wiec 9 na 10 wakacji spedzamy razem :) Tu chodzi tylko o to by sie dopasowac a nie byc z byle kim.

abcbcd napisał(a):

Załóżmy że singielka miała faceta, spróbowała przeżyła stwierdziła że seks jest nie dla niej - nie chce juz faceta po co ma go mieć na sile?

Założenie, że singielki nie uprawiają seksu jest błędne. 

Askadasunaa napisał(a):

Niektórzy to po prostu lubię. Też lubię to, że mojego faceta często nie ma, bo ma różnego rodzaju wyjazdy i pracę za granicą obecnie i w ogóle nie przeszkadza mi, że widzimy się 2 razy w miesiącu, ba, ja ten luz lubię, a dla wielu osób jest to dziwaczne/bardzo dziwaczne. Gdybym nie poznała mojego faceta to pewnie byłabym singielką z wyboru, bo to fajne jest ;) 

Doskonale cię rozumiem, mam tak samo. Ja wypowiadając się z perspektywy 35+, która bardzo długo była singielką I która w 'normalnym', pierwszym poważnym związku jest od jakichś trzech lat zaledwie, czyli późno sie z kimś po raz pierwszy związała, mogę stwierdzić że bycie z kimś ZAWSZE ogranicza wolność I niezależność, ale nie w tym prymitywnym pojmowaniu że 'facet krzywo się nie patrzy jak sama wychodzę spotkać się ze znajomymi'. Po prostu samo bycie z kimś wymusza liczenie się z tą osobą, cokolwiek byśmy nie robili, czegokolwiek byśmy nie planowali, nie ma tutaj pełnej wolności choćbyśmy nie wiadomo Ile swobody mieli, bo jest ten nasz partner, którego trzeba wziąć pod uwagę. Nie zrozumie tego osoba od zawsze będąca z kimś w związku, która nigdy w pełni nie była panią aby jedynie dla samej siebie, osoba która nigdy nie była samodzielnym, dorosłym człowiekiem bez żadnych ograniczeń I zobowiązań, żyjącym tylko dla siebie I wg własnego widzimisię. Takiej osobie ciężko jest odnaleźć się nagle w związku, po latach życia w pojedynkę, to że w jakimś stopniu trzeba sie dostosować, tolerować cudze przyzwyczajenia, chociażby takie głupoty że partner ścierki nie wiesza w taki sposób w jaki my to robimy. Pewnie, swobody można mieć sporo, też przecież mogę wyjść wieczorem z kumpelą na miasto poszaleć, nie muszę mieć zgody faceta, ale już samo to że jednak raczej trzeba powiedzieć jak się mniej więcej zamierza spędzić ten wieczór I o której mniej więcej się wróci sprawia dyskomfort bo ma się to poczucie że nie jest się w pełni wolnym bo komuś trzeba się tłumaczyć. Wypad na miasto się przeciągnie, skończy się domówką u kumpeli,  wrócę zapewne rano I znowu telefon do partnera 'kochanie, zostanę na noc u Jolki'. Pewnie, jestem wolnym człowiekiem, mogę robić co chcę ale sama świadomość że znowu MUSZĘ poinformować swojego partnera o zmianie swoich planów psychicznie doskwiera (a poinformować trzeba żeby się nie denerwował że długo nie wracam). To jest ta wolność, którą mam na myśli, to że planując coś nie muszę brać pod uwagę drugiej osoby, nie zaprzątam sobie głowy myślami że trzeba coś uzgodnić z partnerem, że wypadałoby obgadać moje coponiektóre plany z nim, że podejmując jakąś decyzję muszę wziąć go pod uwagę. Czasami brakuje mi tej wolności. 

Ludzie maja różne potrzeby i układają sobie życie wg nich.

Wiadomo, można się upierać że ktoś z pełną świadomością decyduje się żyć jako singiel i taki stan rzeczy mu pasuje i sprawia że jest szczęśliwy. Jednak niezapominajmy o tym że człowiek jest istotą społeczną i życie w samotności nie do końca leży w jego naturze. Jasne, można iść w te stronę że singiel nie od razu musi się równać samotność. Że są przyjaciele, rodzina itd. Ale mimo wszystko myślę, że w wielu przypadkach przekonywanie innych, że "tak mi dobrze" jest trochę na odczepnego. Oczywiście, nie ma sensu żyć w związku dla zasady, jeśli jesteśmy w nim nieszczęśliwi. Ale myślę że wielu z tych "singli z wyboru" zmieniłoby podejście gdyby natrafili na odpowiednią osobę. 

Co do kompromisów, można na to patrzeć jak na ograniczenia, ale można też i patrzeć jak na dążenie do bycia lepszym sobą. Nie mam na myśli zmian pod nasiskiem drugiej osoby. Raczej samoistne zmiany które są efektem obecność drugiej osoby blisko nas. Z jakiegoś powodu większość starych panien które znam są totalnie zdziwaczałe i często bezkompromisowe właśnie. Podobnie z facetami. Życie w samotności chyba sprawia że nasze wady, maniery i nawyki się utrwalają i uwypuklają. Być może dlatego że nie ma nikogo blisko kto by powiedział "wkurza mnie gdy tak robisz"? 

Have_fun napisał(a):

Wiadomo, można się upierać że ktoś z pełną świadomością decyduje się żyć jako singiel i taki stan rzeczy mu pasuje i sprawia że jest szczęśliwy. Jednak niezapominajmy o tym że człowiek jest istotą społeczną i życie w samotności nie do końca leży w jego naturze. Jasne, można iść w te stronę że singiel nie od razu musi się równać samotność. Że są przyjaciele, rodzina itd. Ale mimo wszystko myślę, że w wielu przypadkach przekonywanie innych, że "tak mi dobrze" jest trochę na odczepnego. Oczywiście, nie ma sensu żyć w związku dla zasady, jeśli jesteśmy w nim nieszczęśliwi. Ale myślę że wielu z tych "singli z wyboru" zmieniłoby podejście gdyby natrafili na odpowiednią osobę. Co do kompromisów, można na to patrzeć jak na ograniczenia, ale można też i patrzeć jak na dążenie do bycia lepszym sobą. Nie mam na myśli zmian pod nasiskiem drugiej osoby. Raczej samoistne zmiany które są efektem obecność drugiej osoby blisko nas. Z jakiegoś powodu większość starych panien które znam są totalnie zdziwaczałe i często bezkompromisowe właśnie. Podobnie z facetami. Życie w samotności chyba sprawia że nasze wady, maniery i nawyki się utrwalają i uwypuklają. Być może dlatego że nie ma nikogo blisko kto by powiedział "wkurza mnie gdy tak robisz"? 

Pytanie czy te stare panny zdziwaczały bo nie miały partnera, czy nie znalazłby nikogo bo zawsze były trochę dziwne. Nie zgadzam się z tym, że bycie w związku sprawia, że ludzie stają się lepsi a jak ktoś żyje sam to uwypuklają się jego wady. Jeśli ktoś jest nieszczęśliwy i rozczarowany życiem w związku czy będąc singlem to jego problemy będą się pogłębiać o ile czegoś z tym nie zrobi. 

narozstaju napisał(a):

Have_fun napisał(a):

Wiadomo, można się upierać że ktoś z pełną świadomością decyduje się żyć jako singiel i taki stan rzeczy mu pasuje i sprawia że jest szczęśliwy. Jednak niezapominajmy o tym że człowiek jest istotą społeczną i życie w samotności nie do końca leży w jego naturze. Jasne, można iść w te stronę że singiel nie od razu musi się równać samotność. Że są przyjaciele, rodzina itd. Ale mimo wszystko myślę, że w wielu przypadkach przekonywanie innych, że "tak mi dobrze" jest trochę na odczepnego. Oczywiście, nie ma sensu żyć w związku dla zasady, jeśli jesteśmy w nim nieszczęśliwi. Ale myślę że wielu z tych "singli z wyboru" zmieniłoby podejście gdyby natrafili na odpowiednią osobę. Co do kompromisów, można na to patrzeć jak na ograniczenia, ale można też i patrzeć jak na dążenie do bycia lepszym sobą. Nie mam na myśli zmian pod nasiskiem drugiej osoby. Raczej samoistne zmiany które są efektem obecność drugiej osoby blisko nas. Z jakiegoś powodu większość starych panien które znam są totalnie zdziwaczałe i często bezkompromisowe właśnie. Podobnie z facetami. Życie w samotności chyba sprawia że nasze wady, maniery i nawyki się utrwalają i uwypuklają. Być może dlatego że nie ma nikogo blisko kto by powiedział "wkurza mnie gdy tak robisz"? 
Pytanie czy te stare panny zdziwaczały bo nie miały partnera, czy nie znalazłby nikogo bo zawsze były trochę dziwne. Nie zgadzam się z tym, że bycie w związku sprawia, że ludzie stają się lepsi a jak ktoś żyje sam to uwypuklają się jego wady. Jeśli ktoś jest nieszczęśliwy i rozczarowany życiem w związku czy będąc singlem to jego problemy będą się pogłębiać o ile czegoś z tym nie zrobi. 

Moja przyjaciółka totalnie zdziwaczała w małżeństwie, więc chyba nie dotyczy to tylko singielel. Są przecież pato relacje, gdzie facet kobity z domu nie wypuszcza, bo boi się, że zdradzi go w spożywczym albo tak jak moja przyjaciółka - zachowuje się jak matka swojego męża, a nie jego kobieta. 

Też, myślę że to ściema... Są same bo nie mogą trafić na właściwą osobę lub nikt ich nie chce np przez wygląd lub charakter 

Mimelka napisał(a):

Też, myślę że to ściema... Są same bo nie mogą trafić na właściwą osobę lub nikt ich nie chce np przez wygląd lub charakter 

Nie chce zabrzmieć jakoś narcystycznie ale nie zawsze tak jest. Ja mam duże powodzenie ale po prostu to mi nikt nie odpowiada z charakteru , bo wygląd jednak jest sprawa drugorzędną 

No a moze to o ta wybrednosc wlasnie chodzi? Ze szukaja ksiecia na bialym koniu co to bylby idealny. A ze idealy nie istniejá, to pozostaje bycie singlem. A nawet jak sié jakims cudem ideal trafi to sié okazuje ze ta "idealnosc" czesto wkurza sama w sobie. I tez nie pasuje. 

(sorry za brak polskich znakow - sila wyzsza)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.