Temat: praca dla melancholika

Cześć. Mam 26 lat i już nie mogę znieść mojej pracy. Pracuje w zawodzie. Zawód który wybrałam kompletnie nie pasuje do mojej osobowości. Jestem raczej melancholikiem a pracuje jako pielęgniarka. Strasznie się męczę, poza tym atmosfera w pracy jest okropna. Od dłuższego czasu myślę nad zmianą zawodu. Zastanawiam się na pójściem w księgowość, ogólnie praca papierkowa albo jakieś rzemiosło. Ogólnie nie ma niczego co by mnie szczególnie interesowało. Mogę w sumie nauczyć się większości rzeczy (oprócz programowania chyba) byle tylko odejść stąd gdzie jestem teraz. Jeśli praca będzie spokojna to to co będę robić jest dla mnie bez różnicy. Czasem mi się wydaje że do niczego się nie nadaje bo wszędzie wymagają otwartości, komunikatywności, odporności na stres. Samoocene mam bardzo niską, wydaje mi się że nadaje się tylko do sprzątania albo do pracy na produkcji. Wiem że muszę coś zmienić bo tak już nie pociągnę. Myślę również nad wyjazdem za granicę bo mam tam rodzinę. Tylko że tam czeka mnie pewnie praca jako sprzątaczka, kelnerka, ogólnie fizyczna. Ale plus taki że podszkoliłabym język, i troche odłożyla pieniędzy, poza tym zawsze chciałam pomieszkać troche za granicą i zobaczyć jak to jest. Rozważam również pójście tutaj na kolejne studia... tylko to się wiąże z tym że znowu będę latać między szkołą a pracą - tak jak kiedyś, a mam już 26 lat chciałabym już się czegoś dorabiać.

Jeśli zrezygnuje z obecnej pracy, to nie wiem gdzie mogłabym pójść. Znam średnio angielski, nie mam żadnych kursów. Będzie mi trudno znaleźć jakąś fajną pracę, a z takiej fizycznej się nie utrzymam.

Piszę tutaj bo nie mam z kim o tym porozmawiać. Potrzebuje jakieść podpowiedzi i wsparcia. Moja rodzina mnie nie rozumie - mam dobry zawód, przyszłościowy, pielęgniarki lada chwila na pewno będą znacznie więcej zarabiać itp. No ale ja się męczę. Przeraża mnie myśl że przede mną jeszcze jakieś 35 lat pracy w tym zawodzie. Co robić? Macie jakieś pomysły pracy dla osoby spokojnej, wycofanej ale żeby godnie zarobić? pozdrawiam

A myślałaś o pracy jako specjalista ds. rozliczeń medycznych?
Duże placówki, które udzielają świadczeń stacjonarnych i niestacjonarnych, także specjalistycznych potrzebują ludzi, którzy orientują się w rozliczeniach z NFZem (zasady, kody, punkty, błędy itp.). Przynajmniej na Śląsku są takie oferty. Nie wiem jak wygląda strona finansowa takiej pracy, ale 8h siedzisz przy biurku i robisz "swoje". 

Hmm, a nie myślałaś o tanatokosmetyce? 

Jako pielęgniarce obcowanie ze zwłokami nie jest Ci chyba całkiem obce, empatię pewnie posiadasz, więc w kontakcie z najbliższymi nie powinnaś mieć problemów a klient raczej gadał z Tobą nie będzie. Kwestia tylko, albo aż,  odpowiedniej psychiki. Ale tak naprawdę zawód całkiem ciekawy, choć trudny, ale ktoś go jednak wykonuje. To jeden z zawodów, które tak naprawdę od zawsze budzą mój podziw. 

Nie mam pojęcia jak to wygląda w praktyce, ale nie możesz spróbować się przenieść na inny oddział? Może to co napiszę jest naiwne i to tak nie działa, ale może praca z noworodkami, na oiomie, z pacjentami, którzy się wybudzają po operacjach (jeszcze przed powrotem na oddział). Oczywiście to wszystko bardzo ciężka praca, ale nie wymaga komunikatywności na takim poziomie co np. praca z pacjentami, którzy co chwilę wołają "siosto, a mogę już wstać", "kiedy obchód", "telewizor nie działa" i tak dalej i tak dalej.

Wilena napisał(a):

Nie mam pojęcia jak to wygląda w praktyce, ale nie możesz spróbować się przenieść na inny oddział? Może to co napiszę jest naiwne i to tak nie działa, ale może praca z noworodkami, na oiomie, z pacjentami, którzy się wybudzają po operacjach (jeszcze przed powrotem na oddział). Oczywiście to wszystko bardzo ciężka praca, ale nie wymaga komunikatywności na takim poziomie co np. praca z pacjentami, którzy co chwilę wołają "siosto, a mogę już wstać", "kiedy obchód", "telewizor nie działa" i tak dalej i tak dalej.

No właśnie też o jakiejś intensywnej terapi (to chyba się oiom właśnie w PL nazywa?) pomyślałam - gdzie pacjenci pod respiratorami i nietomni. Albo jako instrumentariuszka na sali operacyjnej. Z pacjentem i rodziną wtedy w ogóle nie masz do czynienia. Jedyni ludzie których widzisz to uśpiony pacjent, chirurdzy (z reguły dość rozrywkowi i wyluzowani), i ewentualnie inne pielęgniarki. Miałam praktyki na operacyjnej w 2 różnych szpitalach, i w obu przypadkach fajna atmosfera była - radyjko sobie grało, pogaduchy, kawały leciały. Całkiem przyjemnie. Z wszystkich moich doświadczeń w pielęgniarstwie (choć wiele ich co prawda nie było), właśnie sala operacyjna i intensywna terapia były dla mnie najbardziej znośne. Teraz pewnie wyjdzie że nie lubię ludzi (smiech) Otóż - lubię, ale nie lubię się z nimi użerać

Have_fun napisał(a):

Wilena napisał(a):

Nie mam pojęcia jak to wygląda w praktyce, ale nie możesz spróbować się przenieść na inny oddział? Może to co napiszę jest naiwne i to tak nie działa, ale może praca z noworodkami, na oiomie, z pacjentami, którzy się wybudzają po operacjach (jeszcze przed powrotem na oddział). Oczywiście to wszystko bardzo ciężka praca, ale nie wymaga komunikatywności na takim poziomie co np. praca z pacjentami, którzy co chwilę wołają "siosto, a mogę już wstać", "kiedy obchód", "telewizor nie działa" i tak dalej i tak dalej.
No właśnie też o jakiejś intensywnej terapi (to chyba się oiom właśnie w PL nazywa?) pomyślałam - gdzie pacjenci pod respiratorami i nietomni. Albo jako instrumentariuszka na sali operacyjnej. Z pacjentem i rodziną wtedy w ogóle nie masz do czynienia. Jedyni ludzie których widzisz to uśpiony pacjent, chirurdzy (z reguły dość rozrywkowi i wyluzowani), i ewentualnie inne pielęgniarki. Miałam praktyki na operacyjnej w 2 różnych szpitalach, i w obu przypadkach fajna atmosfera była - radyjko sobie grało, pogaduchy, kawały leciały. Całkiem przyjemnie. Z wszystkich moich doświadczeń w pielęgniarstwie (choć wiele ich co prawda nie było), właśnie sala operacyjna i intensywna terapia były dla mnie najbardziej znośne. Teraz pewnie wyjdzie że nie lubię ludzi  Otóż - lubię, ale nie lubię się z nimi użerać

ja zrozumialam ze autorke meczy juz sama praca zmianowa (w zupelnosci to rozumiem), praca na oddzialach , gdzie wprawdzie pacjent "nie gadajacy" nie wydaje mi sie spokojniejsza. Spedzilam duzo czasu w szpitalach i widzialam ilosci podawanych lekow , roznego rodzaju kroplowek, pacjent podlaczony do wielu aparatow, jednoczesnie ida rozne leki przez kroplowke, ktore tez musza byc sprawdzane czy wszystko dobrze idzie, dopilnowanie w kazdym przypadku roznych dawek silnych lekow - kazda drobna pomylka - to smierc pacjenta, mysle ze to praca dla osob o silnych nerwach, odpornych psychicznie - czesto pacjenci mimo ogromu pracy odchodza. Nie polecalabym komus, kto okresla sie jako melancholik itd, tu trzeba intensywnego skupienia caly czas. (Dzieki temu te jako matka bylam przy corce 24 na dobe uratowalam ja przed pomylkami pielegniarek 3 razy - za kazdym razem skonczyloby sie smiercia, pamietam gdy raz mloda dziewczyna pielegniarka z malym doswiadczeniem podajac lek podtrzymujacy przeszczep zamiast 2,5 mm w strzykawce podala 2,5 cm - a juz ta 2,5 mm dawka powodowala obrzek mozgu u corki i stany nieprzytomnosci - widzac ta dawke poprosilam o sprawdzenie, pani oburzyla sie wiec wezwalam lekarza - dziewczyna musiala odejsc, przypuszczam zmienila oddzial)

Z twoim wykształceniem mozesz na luzie znalezc prace w firmach farmaceutycznych, których w warszawie jest jak grzybów po deszczu. Tez bedziesz miala kontakt z ludzmi, ale nie az taki i roznych ludzi widzialam pracjacych w badaniach klinicznych jedni sa bardziej przebojowi inni mniej. Tak wiec, nie musisz wcale sie przekwalifikowywać. 

Na asystetke badan nie musisz biegle znac angielskiego, ale trzeba jednak w jezyk zainwestowac czas i energie. 

Znajomośc języków zawsze ułatwia zycie.

Swoja droga, to ze jestes melancholiczka nie zamyka cie w zadnych ramach na cale zycie, nalezy nad soba pracowac, rozwijac sie nie tylko intelektualnie ale i osobowościowo. 

wszedzie praca jest stresujaca, nawet w przychodni mozna zrobic krzywde pacjentowi. 

Jesli chodzi o blok. Teraz robia bloki centralne, kilka klinik operuje w jednym miejscu w szpitalu. Niby radyjko, kawaly ale nie zawsze tak jest, przyjedzie pacjent z krwotokiem wewnetrznym, peknietym tetniakiem albo duszacy sie I jest znowu szybko I stresujaco. 

Oiom przeciez tam leza pacjenci z zagrozeniem zycia. Dla mnie praca mega dolujaca bo sporo pacjentow umiera, czesto mlodych. 

Jesli chodzi o noworodki to tez ciezko bo trzeba im przeliczac dawki lekow na mniejsze, mozna sie pomylic, podac za duza I zrobic krzywde. Dla mni stresujaco. Kolezanka wlasnie pracuje z noworodkami I miala taka sutuacje. Leczy sie teraz u psychiatry.

Ogolnie mysle ze wszedzie w szpitalu I nie tylko bedzie stres. Serio mozna sie pomylic. Znam.wiele historii  z pomylkami pacjentow - jednemu podano leki innego pacjenta, przez pomylke przetoczono nie ta krew co trzeba, w polu operacyjnym zostal gazik, igla albo jakies narzedzie itp..  Juz nawet nie bede wspominac ze trzeba pilnowac samych pacjentow, bo wiadomo ludzie sa rozni. Ostatnio przeciez w wiadomosciach mowili o gwalcie na oddziale psychiatrycznuyym. U mnie w szpitalu z opowiesci sltszayszalam ze ktos sie powiesil w ubikacji, ktos wyskoczyl z okna. Pielegniarki byly przesluchiwane, ciagane po sadach.

To jest czyjes zdrowie, I czesto pomylki sa nie do odwrocenia, nie tak jak np. blad w liczeniu pracujac jako ksiegowa, mozesz sobie na spokojnie wrocic I przeliczyc jeszcze raz.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.