Temat: prawdziwe zarobki nauczycieli

Osobiście znam takich nauczycieli, co ze wszystkimi dodatkami, nagrodami w przeliczeniu na miesiąc mają średnio ok. 7 brutto. 

Ciekawe co ci uczniowie wynieśli z tych lekcji. Też mnie zastanawia to dlaczego tylu uczniów chodzi na korki, skoro rodzice po zawodówce mogą równie dobrze dziecku KAŻDĄ wiedzę przekazać.

Marisca napisał(a):

agazur57 napisał(a):

Oczywiście, ze nikt nie musi być nauczycielem. Lekarzem też nie, dentystą też nie, pielęgniarką też nie- zwolnijmy wszystkich. Przy lustrze sama wydłubiesz sobie próchnicę z zęba. Wychodząc z takiego założenia, to nikt nie jest potrzebny i powinniśmy by wdzięczni jeżeli pracodawca da nam miskę ryżu za nasza pracę. Budżetówka rządzi się nieco innymi prawami niż sektor prywatny. Akurat mam dzieci w szkole- jedno w gimnazjum, drugie w podstawówce. U starszego jest jazda z nauczycielami matematyki, bo ich po prostu nie ma. Prawie cała klasa chodzi na korki, bo co rok jest wymieniany nauczyciel i żaden do niczego się nie nadaje, bo są to ludzie z przypadku- akurat mają jakąś przerwę w życiorysie i najczęściej nie mają co robić. Po roku odchodzą, bo znajdują sobie coś lepszego. Dyrektor szkoły jest bezradny, bo problem dotyczy wszystkich szkół w Warszawie. Mój ma o tyle dobrze, że mój mąż jest po politechnice- jako jedyny nie chodzi na korki z matmy. Jeżeli tak ma być, to może sprywatyzujmy szkolnictwo- bo i tak każdy płaci. Za korki: angielski, matma, fizyka itp. Ktoś powinien usiąść i się ogólnie zastanowić jak ta szkoła ma wyglądać, bo teraz wynagrodzenia mają z Karty i tak naprawdę dobry nauczyciel nie ma szans na nic lepiej. Dostanie to samo co ten co ma wszystko w nosie. Podwyżki zalepią problem, ale go nie rozwiążą. Problem też  jest taki, że podwyżki dostaną wszyscy, a nie powinni- powinni dostać tylko ci, których brakuje na rynku, są dobrzy i mają wyniki w nauce.

Marisca napisał(a):

Jeszcze tylko dodam nikt nauczycielem nie musi być. Mam wielu znajomych prawników, którzy awaryjnie po tylu latach nauki, trudów kończą jeszcze dodatkowe podyplomówki i torują sobie drogę w innym zawodzie. Wbrew pozorom prawnikom też nie jest łatwo. Wielu ma kancelarie, ale nie są pewni jutra, wcale kokosów też nie mają, a ciężko pracują, siedzą po nocach, cały czas śledzą zmiany przepisów, wertują orzeczenia. Tu nie wystarczy raz na całe życie nauczyć się jakiegoś materiału i go powielać co roku. Kto nauczycielom broni dokształcać się i zmienić zawód ? 
Proszę Cię. Moja nauczycielka matematyki musiała iść na dłuższy urlop i mieliśmy różne zastępstwa z byle kim, a pisze z byle kim , bo to były parodie nauczycieli. Nikt nie miał problemów z matematyką. Każdy po porostu uczył się z podręcznika, w którym wszystko było dobrze wyjaśnione.  Jak mi się przypomni to Ci potem napisze jaka to książka. W podstawówce byłam uczestnikiem (nawet nie laureatem) wielu olimpiad z j. polskiego i jak nie było nauczyciela na zastępstwo to ja prowadziłam lekcje w 7 klasie, a sama chodziłam do 6. Dawałam radę i nie było żadnych problemów, więc naprawdę nie wiem jaką to tajemna wiedzę mają nauczyciele. Moja mama była po zawodówce i to ona wielu rzeczy mnie nauczyła, więc nie przeceniajmy też kwalifikacji nauczycieli. 

Łykanie takich rewelacji, które dla sztucznej sensacji publikują w mediach, nie najlepiej świadczy o tych, którzy się na coś takiego powołują. A jeszcze sądy wydają... Nie wystarczy mieć znajomego czy nawet bliskiej osoby w rodzinie, która jest nauczycielem. I tak w cudzych butach nie chodzicie, więc jak można ferować tak drastycznymi wyrokami?? Innym się nie należy? A wam zawsze i wszystko? Szkoda gadać. Od lat już w tym zawodzie nie pracuję, a nadal serce krwawi, jak się czyta tak niesprawiedliwe lub po prostu głupie komentarze. Mówią, że obecny rząd dzieli społeczeństwo... A ja się zastanawiam, czemu ludzie tak łatwo dają się wmanewrować w sianie nienawiści. Pilnuj swego, nic ci do cudzego. Złota maksyma, warto stosować zamiast się autorytarnie stawiać w roli niezawisłego sędziego w sprawach, o których się ma często blade pojęcie.

agazur57 napisał(a):

Ciekawe co ci uczniowie wynieśli z tych lekcji. Też mnie zastanawia to dlaczego tylu uczniów chodzi na korki, skoro rodzice po zawodówce mogą równie dobrze dziecku KAŻDĄ wiedzę przekazać.

Marisca napisał(a):

agazur57 napisał(a):

Oczywiście, ze nikt nie musi być nauczycielem. Lekarzem też nie, dentystą też nie, pielęgniarką też nie- zwolnijmy wszystkich. Przy lustrze sama wydłubiesz sobie próchnicę z zęba. Wychodząc z takiego założenia, to nikt nie jest potrzebny i powinniśmy by wdzięczni jeżeli pracodawca da nam miskę ryżu za nasza pracę. Budżetówka rządzi się nieco innymi prawami niż sektor prywatny. Akurat mam dzieci w szkole- jedno w gimnazjum, drugie w podstawówce. U starszego jest jazda z nauczycielami matematyki, bo ich po prostu nie ma. Prawie cała klasa chodzi na korki, bo co rok jest wymieniany nauczyciel i żaden do niczego się nie nadaje, bo są to ludzie z przypadku- akurat mają jakąś przerwę w życiorysie i najczęściej nie mają co robić. Po roku odchodzą, bo znajdują sobie coś lepszego. Dyrektor szkoły jest bezradny, bo problem dotyczy wszystkich szkół w Warszawie. Mój ma o tyle dobrze, że mój mąż jest po politechnice- jako jedyny nie chodzi na korki z matmy. Jeżeli tak ma być, to może sprywatyzujmy szkolnictwo- bo i tak każdy płaci. Za korki: angielski, matma, fizyka itp. Ktoś powinien usiąść i się ogólnie zastanowić jak ta szkoła ma wyglądać, bo teraz wynagrodzenia mają z Karty i tak naprawdę dobry nauczyciel nie ma szans na nic lepiej. Dostanie to samo co ten co ma wszystko w nosie. Podwyżki zalepią problem, ale go nie rozwiążą. Problem też  jest taki, że podwyżki dostaną wszyscy, a nie powinni- powinni dostać tylko ci, których brakuje na rynku, są dobrzy i mają wyniki w nauce.

Marisca napisał(a):

Jeszcze tylko dodam nikt nauczycielem nie musi być. Mam wielu znajomych prawników, którzy awaryjnie po tylu latach nauki, trudów kończą jeszcze dodatkowe podyplomówki i torują sobie drogę w innym zawodzie. Wbrew pozorom prawnikom też nie jest łatwo. Wielu ma kancelarie, ale nie są pewni jutra, wcale kokosów też nie mają, a ciężko pracują, siedzą po nocach, cały czas śledzą zmiany przepisów, wertują orzeczenia. Tu nie wystarczy raz na całe życie nauczyć się jakiegoś materiału i go powielać co roku. Kto nauczycielom broni dokształcać się i zmienić zawód ? 
Proszę Cię. Moja nauczycielka matematyki musiała iść na dłuższy urlop i mieliśmy różne zastępstwa z byle kim, a pisze z byle kim , bo to były parodie nauczycieli. Nikt nie miał problemów z matematyką. Każdy po porostu uczył się z podręcznika, w którym wszystko było dobrze wyjaśnione.  Jak mi się przypomni to Ci potem napisze jaka to książka. W podstawówce byłam uczestnikiem (nawet nie laureatem) wielu olimpiad z j. polskiego i jak nie było nauczyciela na zastępstwo to ja prowadziłam lekcje w 7 klasie, a sama chodziłam do 6. Dawałam radę i nie było żadnych problemów, więc naprawdę nie wiem jaką to tajemna wiedzę mają nauczyciele. Moja mama była po zawodówce i to ona wielu rzeczy mnie nauczyła, więc nie przeceniajmy też kwalifikacji nauczycieli. 

A mnie ciekawi jak to jest, że w jednej klasie uczy się 30 uczniów i są uczniowie , którzy mają bardzo dobre oceny z matematyki ( nie chodzi o dzieci uzdolnione) , a  są tacy, którzy chodzą na korepetycje. 

Ten sam nauczyciel, ta sama klasa. Może to nie od nauczyciela zależy tylko jednak od predyspozycji i ciężkiej pracy danego ucznia plus wsparcia jakiego udzielają dziecku rodzice w domu. 

Z lenia , albo matoła nie będzie matematyka i nawet super opłacany nauczyciel nie pomoże. Z kolei ogarnięte dziecko da sobie radę bez nauczyciela, a tylko z dobrym podręcznikiem. 

Berchen napisał(a):

cancri napisał(a):

Mam w rodzinie sporo nauczycieli. Moja Babcia zyje jak paczek w masle, ma emeryture od ponad 20 lat, ale wysokosc jest dla niej okej, do tego ma ciagle jakies dodatki czy bony... I to wcale nie male. Nigdy jej nie brakuje, wydaje miesiecznie na ciuchy duzo, jezdzi na wakacje i jeszcze wnuki kasa obdarowuje. Meza pochowala 22 lata temu, wiec zyje z jednej emerytury. A pracowala na koniec w wiejskiej szkole i stamtad wszystko dostaje. Dalej znam takich nauczycieli, ktorzy pracuja tylko dla ZUSU i dodatkow - kilka godzin w tygodniu, a poza tym maja swoje firmy.
Wiiesz Cancri - sorry ale znam emerytowanych nauczycieli i do zycia , ktorego mozna pozazdroscic jest im daleko. To ze twoja babcia zyje jak paczek w masle nie oznacza ze emerytowani nauczyciele wszyscy tak zyja. Kazdy mial jakas sciezke zyciowa , rozne poczatki , na to jak kto zyje sklada sie wiele innych czynnikow niz to ile ma emerytury. Szczerze chcialabym wiedziec jak wysoka jest emerytura z przed 20 lat - wtedy mozna by ocenic czy jest to suma , z ktorej daje sie zyc jak paczek w masle. dodam przyklad -moja  kolezanka nauczycielka biologii na wsi - jej maz prowadzi olbrzymie , supernowoczene gospodarstwo rolne , ona udziela sie tam tez po i przed raca w szkole. Stac ja na zycie o jakim inni moga pomarzyc. Zalozmy - kiedys za iles lat zostalaby wdowa, zylaby sobie sama i jakas jej wnuczka mialaby wyobrazenie ze ona tak bogato zyje ze swojej nauczycielskiej emerytury.

Moja mama i ciotka tez emerytowany nauczycielki i nie widzę by miały takie luksusy.  nie wiem czy 2 tys emerytury mają.

Pasek wagi

agazur

Szukam Ci tego podręcznika z matematyki. Zdaje się, że mam go w piwnicy u mamy, ale teraz akurat nie mam jak się do niej wybrać. Może na necie po okładce uda mi się go zidentyfikować to Ci chociaż podam autora. 

Zawsze tak będzie. Dodatkowo nie każdemu rodzicowi się chce. Poza tym dzieci różnie się rozwijają. Mój w 5 klasie miał 4 jedyny z polskiego w semestrze, a w drugiej gimnazjum wykręcił średnią 5,5- dorósł do samodyscypliny. Więc nie każdy jest od razu leniem lub matołem. Czasami jest nieogarnięty życiowo.

Marisca napisał(a):

agazur57 napisał(a):

Ciekawe co ci uczniowie wynieśli z tych lekcji. Też mnie zastanawia to dlaczego tylu uczniów chodzi na korki, skoro rodzice po zawodówce mogą równie dobrze dziecku KAŻDĄ wiedzę przekazać.

Marisca napisał(a):

agazur57 napisał(a):

Oczywiście, ze nikt nie musi być nauczycielem. Lekarzem też nie, dentystą też nie, pielęgniarką też nie- zwolnijmy wszystkich. Przy lustrze sama wydłubiesz sobie próchnicę z zęba. Wychodząc z takiego założenia, to nikt nie jest potrzebny i powinniśmy by wdzięczni jeżeli pracodawca da nam miskę ryżu za nasza pracę. Budżetówka rządzi się nieco innymi prawami niż sektor prywatny. Akurat mam dzieci w szkole- jedno w gimnazjum, drugie w podstawówce. U starszego jest jazda z nauczycielami matematyki, bo ich po prostu nie ma. Prawie cała klasa chodzi na korki, bo co rok jest wymieniany nauczyciel i żaden do niczego się nie nadaje, bo są to ludzie z przypadku- akurat mają jakąś przerwę w życiorysie i najczęściej nie mają co robić. Po roku odchodzą, bo znajdują sobie coś lepszego. Dyrektor szkoły jest bezradny, bo problem dotyczy wszystkich szkół w Warszawie. Mój ma o tyle dobrze, że mój mąż jest po politechnice- jako jedyny nie chodzi na korki z matmy. Jeżeli tak ma być, to może sprywatyzujmy szkolnictwo- bo i tak każdy płaci. Za korki: angielski, matma, fizyka itp. Ktoś powinien usiąść i się ogólnie zastanowić jak ta szkoła ma wyglądać, bo teraz wynagrodzenia mają z Karty i tak naprawdę dobry nauczyciel nie ma szans na nic lepiej. Dostanie to samo co ten co ma wszystko w nosie. Podwyżki zalepią problem, ale go nie rozwiążą. Problem też  jest taki, że podwyżki dostaną wszyscy, a nie powinni- powinni dostać tylko ci, których brakuje na rynku, są dobrzy i mają wyniki w nauce.

Marisca napisał(a):

Jeszcze tylko dodam nikt nauczycielem nie musi być. Mam wielu znajomych prawników, którzy awaryjnie po tylu latach nauki, trudów kończą jeszcze dodatkowe podyplomówki i torują sobie drogę w innym zawodzie. Wbrew pozorom prawnikom też nie jest łatwo. Wielu ma kancelarie, ale nie są pewni jutra, wcale kokosów też nie mają, a ciężko pracują, siedzą po nocach, cały czas śledzą zmiany przepisów, wertują orzeczenia. Tu nie wystarczy raz na całe życie nauczyć się jakiegoś materiału i go powielać co roku. Kto nauczycielom broni dokształcać się i zmienić zawód ? 
Proszę Cię. Moja nauczycielka matematyki musiała iść na dłuższy urlop i mieliśmy różne zastępstwa z byle kim, a pisze z byle kim , bo to były parodie nauczycieli. Nikt nie miał problemów z matematyką. Każdy po porostu uczył się z podręcznika, w którym wszystko było dobrze wyjaśnione.  Jak mi się przypomni to Ci potem napisze jaka to książka. W podstawówce byłam uczestnikiem (nawet nie laureatem) wielu olimpiad z j. polskiego i jak nie było nauczyciela na zastępstwo to ja prowadziłam lekcje w 7 klasie, a sama chodziłam do 6. Dawałam radę i nie było żadnych problemów, więc naprawdę nie wiem jaką to tajemna wiedzę mają nauczyciele. Moja mama była po zawodówce i to ona wielu rzeczy mnie nauczyła, więc nie przeceniajmy też kwalifikacji nauczycieli. 
A mnie ciekawi jak to jest, że w jednej klasie uczy się 30 uczniów i są uczniowie , którzy mają bardzo dobre oceny z matematyki ( nie chodzi o dzieci uzdolnione) , a  są tacy, którzy chodzą na korepetycje. Ten sam nauczyciel, ta sama klasa. Może to nie od nauczyciela zależy tylko jednak od predyspozycji i ciężkiej pracy danego ucznia plus wsparcia jakiego udzielają dziecku rodzice w domu. Z lenia , albo matoła nie będzie matematyka i nawet super opłacany nauczyciel nie pomoże. Z kolei ogarnięte dziecko da sobie radę bez nauczyciela, a tylko z dobrym podręcznikiem. 

A po co mi podręcznik?

Marisca napisał(a):

agazurSzukam Ci tego podręcznika z matematyki. Zdaje się, że mam go w piwnicy u mamy, ale teraz akurat nie mam jak się do niej wybrać. Może na necie po okładce uda mi się go zidentyfikować to Ci chociaż podam autora. 

Do dyskusji dodam jeszcze, że skoro rząd kupuje głosy różnymi dodatkami, z których głównie korzysta elektorat obecnego rządu (statystycznie słaby wykształcony mieszkaniec wsi), dlaczego ma nie dać nauczycielom? Przecież podobno wystarczy nie kraść.

Marisca - ja nie byłam nigdy na wsi z mieszkaniami. Same z domami. I większość wsi to domy z działkami, które trzeba ogrzać i kosić, wybudować lub kupić - a dom w tej chwili, średni to 500-700k, niezależnie od lokalizacji. I żeby 2 osoby pracowały, to trzeba mieć 2 samochody. I wozić dzieci, i jeździć po każdą pierdołę. A wędliny tańsze, jak się trafi, ale jakość pewnie też bez szału - w końcu z tych samych hurtowni sklepy kupują, tylko hipermarket inną może marżę wytargować na kilku tonach, a inną pani sklepowa Halina na paru kilogramach. A ludzie i tak do miast jeżdżą po tańsze zakupy, np. chemię. Chodziło o koszt ogólny życia, a nie tylko jednorazowa wizyta po kilka produktów mięsnych. I ta pani nauczycielka, żeby dobić do 18h pracy, nie licząc godzin dodatkowych musi w końcu w ten samochód wsiąść i do tych 3-4-5 szkół podjechać do tego miasta samochodem. Plus jak ma nauczanie indywidualne to dojechać własną komunikacją do ucznia, dojeżdżać do kilku szkół na rady pedagogiczne, dyżury, spotkania, wywiadówki, zajęcia, kółka itp. . No, chyba, że się jej fuksem trafi kilka godzin gdzieś blisko....

Agazur, duzamala - tego się właśnie obawiam, tej spirali nienawiści. Jaka będzie jakość nauczania, kiedy tam zostaną tylko Ci, co nie mają co z życiem zrobić lub prace traktują jako środek na opłacenie ZUSu przy działalności gospodarczej? Ile będzie trzeba wydać na kursy dodatkowe, nauczanie indywidualne, korki??? I kto je będzie robił? Albo szkoły prywatne, żeby dziecko miało w życiu jakieś szanse? 

Tak już ktoś w poprzednim wątku napisał, że najbardziej szczekają Ci najmniej wykształceni i z najmniejszym ilorazem inteligencji. Oni żyją sobie na mopsie albo wykonując najprostsze prace. Nie mają ambicji ani w stosunku do siebie, ani w stosunku do swoich dzieci. Wiedzą, że one i tak po rodzicach odziedziczą braki intelektualne, więc nie obchodzi ich to, jaka jakość nauczania jest i będzie. Mnie natomiast bardzo obchodzi, i bardzo mi zależy, żeby jakość nauczania była na wysokim poziomie, żeby moje dzieci miały szansę rozwoju w państwowych placówkach, także jestem jak najbardziej za tym, żeby nauczyciele wygrali ten strajk i udało im się uzyskać takie warunki, jakie chcą. Bo to jest przyszłość pokoleń i m.in. ogromna szansa dla zdolnych, acz biednych dzieci na wyrównanie szans.

agazur57 napisał(a):

A po co mi podręcznik?

Marisca napisał(a):

agazurSzukam Ci tego podręcznika z matematyki. Zdaje się, że mam go w piwnicy u mamy, ale teraz akurat nie mam jak się do niej wybrać. Może na necie po okładce uda mi się go zidentyfikować to Ci chociaż podam autora. 

Pisałaś, że Twojemu synowi musi pomagać mąż w matematyce z powodu ciągłych zmian nauczyciela i cieszysz się, gdyż mąż jest po politechnice, bo gdyby nie to to było by ciężko. 

Nie Twój maż nie musi siedzieć z synem i mu tłumaczyć. Syn jest duży może poczytać odpowiedni podręcznik i nie trzeba mieć rodzica po politechnice, aby ogarnąć matematykę, ewentualnie nie tylko rodzic po politechnice może wytłumaczyć matematykę nawet na poziomie liceum. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.