Temat: Wigilia osobno bo tak

Cześć dziewczyny, jak wy to widzicie bo może ja przesadzam.

Z partnerem jestem już czwarty rok , na początku mówiłam mu że dla mnie święta to spędzenie czasu z rodziną. Rozumiał mnie, chodziliśmy do moich rodziców ( jego rodzina nie obchodzi świąt . Nie przez  religijne poglądy tylko brak chęci w organizację ) . W tym roku postanowił zrobić kolację u nas w domu. I nie tak że przedyskutowaliśmy to i doszliśmy do jakiegoś kompromisu. On po prostu w poniedziałek kupił produkty i powiedział ze kolację świąteczną będzie miał w domu i pyta mnie czy też będę czy pójdę do swoich rodziców. No mi zabrakło mowy. Po bezkompromisowej dyskusji był święcie przekonany że najważniejsze jest partnerstwo, nie rodzina. Bo kto jak nie partner/partnerka będzie najbardziej wspierać. No i nie wiem co myśleć, nie wiem czy panikuję bo myślę inaczej. Pytałam jedną znajoma to próbowała go  usprawiedliwić, pytałam drugą to radziła rzucić. A wy co o tym myślicie? Nie chcę podpowiedzi czy rzucić go czy zostawić bo sama muszę się zastanowić nad naszą relację ( bo  to nie pierwsza taka dziwna mała kłótnia , która mnie irytuje ) ale podpowiedzcie jak z takiego czegoś wyjść bez nerwów swoich ? 

Cóż, ja uważam, że we dwoje możemy sobie siedzieć 364 dni w roku. Wigilia to dla mnie kolacja w rodzinnym gronie (włączając w to mojego partnera, nawet przed ślubem). Nigdy nie znalazłam się w sytuacji, w której to byłby problem. Gdyby mieszkała blisko swoich rodziców, a partner chciałby spędzić 24 grudnia sam na sam ze mną lub sam ze sobą, to na pewno byłby dla mnie szok i duży problem. W tym roku jedziemy do rodziny mojego męża i nie wyobrażam sobie, żebym miała nagle wyskoczyć przed nim z własnym żarciem i oświadczyć, że ja zostaje w domu. :?

andorinha napisał(a):

bridetobee napisał(a):

andorinha napisał(a):

Moja rodzina ma fisia na punkcie wspólnych imprez, każda pierdoła, jak imieniny, są spędzane w kupie, jakbym powiedziała, że nie przychodzę, bo będę siedzieć z pustelnikiem w domu, to by chyba zawiadomili policję ;) no cóż, każdy mój chłopak wiedział, a teraz mąż wie, od początku, że ja jadę do rodziny a on może sobie sam siedzieć z pizzą i oglądać tv. Chociaż to mi się nigdy nie zdarzyło, wiem że bym się nie krępowała zostawić go i jechać do swoich. My jesteśmy jak jeden organizm a z chłopami to nigdy nie wiadomo ;) Jak jest u Ciebie możesz wiedzieć tylko Ty.
Kurczę tak sobie próbuję wyobrazić, że mój facet ma do mnie takie podejście i zostawiłabym go w te pędy. Niech żyje do końca przyczepiony do maminej spódnicy skoro nie potrafi odciąć pępowiny i spróbować żyć na własny rachunek. Oczywiście, że "z chłopami nigdy nie wiadomo", tak jak i z babami. Tylko, że jak się nie zaryzykuje, nie da szansy i nie postawi tej relacji jako najważniejszej to na 99% się rozpadnie bo nikt nie lubi czuć się jak piąte koło u wozu. Podobno większość młodych małżeństw rozpada się z powodu "teściów", bo jedno nie dorosło i ciągle stawia rodziców na pierwszym planie i w końcu małżonek ma dość.Ja się cieszę, że mój facet szanuje moją "dzikość" i szukamy kompromisów. Ja jestem mało rodzinna, nie lubię takich spędów jak są u niego więc jedziemy tam na 3h. Potem do mnie gdzie odpocznę. Mamy zaproszenie, na drugi dzień świąt ale nie wiem czy skorzystam i mój facet to szanuje mówiąc "nie musimy, chcę spędzić ten dzień z Tobą, ustalimy coś żeby wszyscy byli zadowoleni". I to jest dla mnie ważniejszy przekaz, że myśli o mnie poważnie, że jestem ważna, że mnie kocha i szanuje niż ten pierścionek na palcu, który noszę, a który dla niektórych jest wyznacznikiem "rodziny" :) Dla mnie gesty i wzajemne relacje są tym wyznacznikiem, pierścionek jest po prostu śliczny :)
Ja stawiałam sprawę jasno, jeśli by chcieli to mogliby mnie zostawić, ale żaden nie zostawił ani nie marudził z tego powodu, także trzeba rozmawiać i się dobrać.Oczywiście że z babami też nie wiadomo. Ogólnie ze związkami nie wiadomo.

Może bardziej zależało im na Tobie niż Tobie na nich. 

EgyptianCat napisał(a):

Cóż, ja uważam, że we dwoje możemy sobie siedzieć 364 dni w roku. Wigilia to dla mnie kolacja w rodzinnym gronie (włączając w to mojego partnera, nawet przed ślubem). Nigdy nie znalazłam się w sytuacji, w której to byłby problem. Gdyby mieszkała blisko swoich rodziców, a partner chciałby spędzić 24 grudnia sam na sam ze mną lub sam ze sobą, to na pewno byłby dla mnie szok i duży problem. W tym roku jedziemy do rodziny mojego męża i nie wyobrażam sobie, żebym miała nagle wyskoczyć przed nim z własnym żarciem i oświadczyć, że ja zostaje w domu. 

Tylko jak widać Wy naprzemiennie odwiedzacie swoje rodziny tak wnioskuję , a w temacie jest przykład, że przez te 4 lata było tak jak autorka chciała. Rodzice jej faceta nie organizują Wigilii , a on ma prawo chcieć od czasu do czasu zorganizować własną Wigilię, albo tak spędzić Wigilię z partnerką jak on ma ochotę chociażby to miało być tylko we dwoje, a nie tylko zawsze tak jak się jej widzi. 

Jednak związek to liczenie się z drugą osobą, a nie tylko forsowanie własnej wizji. On z nią chodził do rodziców , więc teraz ona może w tym roku być tylko z nim. Są jeszcze 2 dni świat i wtedy można odwiedzić razem rodziców. 

Marisca napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

Cóż, ja uważam, że we dwoje możemy sobie siedzieć 364 dni w roku. Wigilia to dla mnie kolacja w rodzinnym gronie (włączając w to mojego partnera, nawet przed ślubem). Nigdy nie znalazłam się w sytuacji, w której to byłby problem. Gdyby mieszkała blisko swoich rodziców, a partner chciałby spędzić 24 grudnia sam na sam ze mną lub sam ze sobą, to na pewno byłby dla mnie szok i duży problem. W tym roku jedziemy do rodziny mojego męża i nie wyobrażam sobie, żebym miała nagle wyskoczyć przed nim z własnym żarciem i oświadczyć, że ja zostaje w domu. 
Tylko jak widać Wy naprzemiennie odwiedzacie swoje rodziny tak wnioskuję , a w temacie jest przykład, że przez te 4 lata było tak jak autorka chciała. Rodzice jej faceta nie organizują Wigilii , a on ma prawo chcieć od czasu do czasu zorganizować własną Wigilię, albo tak spędzić Wigilię z partnerką jak on ma ochotę chociażby to miało być tylko we dwoje, a nie tylko zawsze tak jak się jej widzi. Jednak związek to liczenie się z drugą osobą, a nie tylko forsowanie własnej wizji. On z nią chodził do rodziców , więc teraz ona może w tym roku być tylko z nim. Są jeszcze 2 dni świat i wtedy można odwiedzić razem rodziców. 

Nie byłam w Polsce od pięciu lat, więc każdą wigilię w tym okresie spędzamy u rodziny mojego męża. Przed ślubem było tak samo. Gdybyśmy wszyscy mieszkali w jednym kraju, wtedy byłoby zapewne naprzemiennie, czy też czasami obie stony spotkałyby się u nas. Nie dopuszczam jednak zupełnie takiej opcji, jak wigilia we dwoje. Pierwszy, drugi dzień Świąt, ok. Ale kolacja wigilijna? Nie potrafiłabym się nią cieszyć bez rodzinnej atmosfery. Wiem, że nigdy nie stanę przed takim wyborem, więc ciężko mi tak na serio to rozważać. Wstępnie mogę jednak powiedzieć, że uznałabym taką próbę nieuzasadnionego izolowania się od rodziców (z którymi nie mamy toksycznych relacji) za podłość, w której nie chcę uczestniczyć. Nigdy nie wiadomo, która wigilia będzie tą ostatnią wspólną. Może nie być żadnego "w przyszłym roku". 

KEYMAK napisał(a):

Maratha napisał(a):

Partner to generalnie JEST rodzina, bo w koncu dzieci jak bedziesz miec to z nim a nie z bratem czy ojcem... i skoro co roku jezdzicie do ciebie od 4 lat i generalnie wychodzi na to ze on od 4 lat jezdzil tam z Toba bo go ciagalas ze soba, a nie dlatego ze sam z siebie bardzo chcial no to chlopu w koncu zylka strzelila i tupnal nozka. Glupio czy nie - zalezy czy jestes osoba z ktora sie da na ten temat porozmawiac, czy RODZINA JEST NAJWAZNIEJSZA. KROPKA. Koniec dyskusji. Jak sie da z Toba rozmawiac to glupio zrobil stawiajac przed faktem dokonanym. Ale tu juz sama musisz sie zastanowic czy dalabys sie przekonac zeby nie jechac i ten rok spedzic wigilie jak on chce czy nie... Kompromisy w zwiazku sa mega wazne, ten swiateczny zawsze predzej czy pozniej wyplynie i jest jednym z wielu...
Partner to nie mąż, czyli żadna rodzina.Pozatym autorko- jeśli święta są dla Ciebie ważne, a on pochodzi z domu, gdzie "nie chce się" ich przygotowywać (lol) to też chyba musicie o tym pogadać, bo zostaniesz ze wszystkim sama, gdyż jest duże prawdopodobieństwo, że jemu świąt także nie będzie się chciało obchodzić.

ach, bo żeby ktoś był rodziną to musi być formalnie? a jak ludzie nie biorą ślubu a spedzaja ze soba całe życie to rodzina nie sa? Moim zdaniem rodzine stanowia ludzie, z ktorymi lacza nas wiezy krwi lub bardzo bliskie relacje. Dlatego czasem nawet wieloletni przyjaciele sa za takich uwazanych. O ile przyjaciele moga jeszcze byc dyskusyjni, to akurat z partnerem sie tworzy wlasna rodzine. Jesli ktos wieloletniego partnera za rodzine nie uwaza - to chyba nie powinien byc dluzej w tym zwiazku.

Co do pytania - ja bym zostala z partnerem i tam ta glowna wigilie "odbyla", ale przeciez do rodziny mozecie jechac dnia nastepnego. albo w ciagu dnia, albo po kolacji (Zalezy od tego jakie macie mozliwosci). Dla chcacego nic trudnego.

Pasek wagi

innykwiat napisał(a):

KEYMAK napisał(a):

Partner to nie mąż, czyli żadna rodzina.  
Faktycznie, na mój rozum najczęściej tak właśnie jest. Jeśli coś jest na serio, to zakłada się nową rodzinę  - i wtedy bierze ślub, albo jeśli się nie może z jakichś względów, to rodzinę zapoczątkowują wspólne dzieci. Rodzina to jest coś na zawsze. A tak, to jest się po prostu "parą", i partner to zazwyczaj taki chłopak, tylko taki z którym się mieszka. Dziś ten, poprzednio było dwóch innych, za 3 lata będzie kolejny, bo to "tylko partner". I takiego partnerstwa ani nie liczę za rodzinę ani nie daje mu prymatu nad rodziną i spotkaniami z nią na Święta. Myślę, że nie byłoby dylematu przy stwierdzeniu: "moja dziewczyna domaga się, bym święta spędził tylko z nią we dwoje, a nie z rodziną". W dzisiejszych czasach zamieszkanie razem nie jest deklaracją na przyszłość czy oznaką głębokości związku, tylko formą spotykania się. Partner to status tymczasowy, nawet nie narzeczony, czyli osoba z którą się ślub planuje. Jak można go więc preferować nad tych, którzy są na zawsze? Co innego jak żyjemy razem długi czas, mamy wspólny kredyt, wspólnotę majątkową, wspólne dzieci i założenie że gwarantujemy sobie wzajemnie nieodwołalną przyszłość. Owszem, czasem ta gwarancja pęka, ale jeśli jej nie ma z założenia, to co to za rodzina?

jeśli zaklada sie, że partner jest tymczasowy to faktycznie, żadnej rodziny z tego nie będzie.

moim zdaniem masz rację, gdy chodzi o związki kilkumiesięczne, może roczne. faktycznie, wtedy jest to po prostu spotykanie sie. Ale jesli chcemy z kims budowac cos trwalego i trwa to juz kilka lat, to zakladanie ze to osoba tymczasowa i drugiego sortu...

Z mezem mozna sie rozwiesc zawsze. Wiec co, z nim wigili tez nie warto spedzac?

Pasek wagi

bridetobee napisał(a):

Martulleczka napisał(a):

bridetobee napisał(a):

andorinha napisał(a):

Moja rodzina ma fisia na punkcie wspólnych imprez, każda pierdoła, jak imieniny, są spędzane w kupie, jakbym powiedziała, że nie przychodzę, bo będę siedzieć z pustelnikiem w domu, to by chyba zawiadomili policję ;) no cóż, każdy mój chłopak wiedział, a teraz mąż wie, od początku, że ja jadę do rodziny a on może sobie sam siedzieć z pizzą i oglądać tv. Chociaż to mi się nigdy nie zdarzyło, wiem że bym się nie krępowała zostawić go i jechać do swoich. My jesteśmy jak jeden organizm a z chłopami to nigdy nie wiadomo ;) Jak jest u Ciebie możesz wiedzieć tylko Ty.
Kurczę tak sobie próbuję wyobrazić, że mój facet ma do mnie takie podejście i zostawiłabym go w te pędy. Niech żyje do końca przyczepiony do maminej spódnicy skoro nie potrafi odciąć pępowiny i spróbować żyć na własny rachunek. Oczywiście, że "z chłopami nigdy nie wiadomo", tak jak i z babami. Tylko, że jak się nie zaryzykuje, nie da szansy i nie postawi tej relacji jako najważniejszej to na 99% się rozpadnie bo nikt nie lubi czuć się jak piąte koło u wozu. Podobno większość młodych małżeństw rozpada się z powodu "teściów", bo jedno nie dorosło i ciągle stawia rodziców na pierwszym planie i w końcu małżonek ma dość.Ja się cieszę, że mój facet szanuje moją "dzikość" i szukamy kompromisów. Ja jestem mało rodzinna, nie lubię takich spędów jak są u niego więc jedziemy tam na 3h. Potem do mnie gdzie odpocznę. Mamy zaproszenie, na drugi dzień świąt ale nie wiem czy skorzystam i mój facet to szanuje mówiąc "nie musimy, chcę spędzić ten dzień z Tobą, ustalimy coś żeby wszyscy byli zadowoleni". I to jest dla mnie ważniejszy przekaz, że myśli o mnie poważnie, że jestem ważna, że mnie kocha i szanuje niż ten pierścionek na palcu, który noszę, a który dla niektórych jest wyznacznikiem "rodziny" :) Dla mnie gesty i wzajemne relacje są tym wyznacznikiem, pierścionek jest po prostu śliczny :)
Dlatego jesteśmy różni i warto się dobrać tak, żeby jakoś to grało. Najlepszym wyjściem jest po prostu rozmowa. Mój mąż wchodząc w związek ze mną wiedział jak spędzamy święta i czułabym się oszukana, jakby nagle zaczął się dąsać, a  postawienie mnie przed faktem jakoby dokonanym (kupienie produktów  na Wigilię i oznajmienie, że od teraz zmienia się harmonogram świąt), bez wcześniejszej rozmowy, uznałabym za chamskie. Zwłaszcza że jesteśmy sobie najbliżsi. Każda to podkreśla, tylko jakoś tego nie widać ze strony partnera Autorki tematu.Sama piszesz, że "Mamy zaproszenie, na drugi dzień świąt ale nie wiem czy skorzystam i mój facet to szanuje mówiąc "nie musimy, chcę spędzić ten dzień z Tobą, ustalimy coś żeby wszyscy byli zadowoleni". I to jest dla mnie ważniejszy przekaz, że myśli o mnie poważnie, że jestem ważna, że mnie kocha i szanuje". To jest normalne rozwiązanie, a gdzie tu próba rozwiązania czegokolwiek, jeśli partner oświadcza "tak postanowiłem"?
Tylko obojętnie jak różnym się jest to w związku są dwie osoby i obie powinny wziąć to pod uwagę :) a nie "bo ja chcę". Po prostu facet zastosował tę samą metodę, którą do tej pory stosowała autorka. W wypowiedziach autorki jest tylko to czego ona chce. Może po prostu facet pękł? Bo przez 4 lata jeździł z nią kiedy ona to zakładała z góry? I ona go stawiała przed faktem dokonanym, że albo jedzie z nią albo niech siedzi sam? on zrobił dokładnie to samo - jak chce spędzić święta z nim to musi wybrać, on ją zaprasza. Ale jak nie chce to niech jedzie sama. Owszem, komunikacja kuleje. Tylko ja bym się zastanowiła gdzie leży problem - może w tym, że autorka właśnie zawsze jako oczywistość stawia wizytę u swoich rodziców a facet "jak będzie to będzie a jak nie to nic się nie stanie" :) 

Albo, albo, albo. Nigdzie nie ma o tym wspomniane w tekście, że go ciągnęła na siłę pomimo sprzeciwu. Skoro więc 4lata "cierpiał' w milczeniu, to mógł cierpieć dalej, albo zacząć na ten temat rozmowę. My też jeździmy od 7lat do mojej rodziny na Wigilię, nie słyszę sprzeciwu na ten temat, ani nie ma żadnej dyskusji, że może w tym roku inaczej, to chyba mąż nie ma z tym problemu. Jeśli jednak jest to wypada najpierw porozmawiać, a nie robić szopkę.

EgyptianCat napisał(a):

Marisca napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

Cóż, ja uważam, że we dwoje możemy sobie siedzieć 364 dni w roku. Wigilia to dla mnie kolacja w rodzinnym gronie (włączając w to mojego partnera, nawet przed ślubem). Nigdy nie znalazłam się w sytuacji, w której to byłby problem. Gdyby mieszkała blisko swoich rodziców, a partner chciałby spędzić 24 grudnia sam na sam ze mną lub sam ze sobą, to na pewno byłby dla mnie szok i duży problem. W tym roku jedziemy do rodziny mojego męża i nie wyobrażam sobie, żebym miała nagle wyskoczyć przed nim z własnym żarciem i oświadczyć, że ja zostaje w domu. 
Tylko jak widać Wy naprzemiennie odwiedzacie swoje rodziny tak wnioskuję , a w temacie jest przykład, że przez te 4 lata było tak jak autorka chciała. Rodzice jej faceta nie organizują Wigilii , a on ma prawo chcieć od czasu do czasu zorganizować własną Wigilię, albo tak spędzić Wigilię z partnerką jak on ma ochotę chociażby to miało być tylko we dwoje, a nie tylko zawsze tak jak się jej widzi. Jednak związek to liczenie się z drugą osobą, a nie tylko forsowanie własnej wizji. On z nią chodził do rodziców , więc teraz ona może w tym roku być tylko z nim. Są jeszcze 2 dni świat i wtedy można odwiedzić razem rodziców. 
Nie byłam w Polsce od pięciu lat, więc każdą wigilię w tym okresie spędzamy u rodziny mojego męża. Przed ślubem było tak samo. Gdybyśmy wszyscy mieszkali w jednym kraju, wtedy byłoby zapewne naprzemiennie, czy też czasami obie stony spotkałyby się u nas. Nie dopuszczam jednak zupełnie takiej opcji, jak wigilia we dwoje. Pierwszy, drugi dzień Świąt, ok. Ale kolacja wigilijna? Nie potrafiłabym się nią cieszyć bez rodzinnej atmosfery. Wiem, że nigdy nie stanę przed takim wyborem, więc ciężko mi tak na serio to rozważać. Wstępnie mogę jednak powiedzieć, że uznałabym taką próbę nieuzasadnionego izolowania się od rodziców (z którymi nie mamy toksycznych relacji) za podłość, w której nie chcę uczestniczyć. Nigdy nie wiadomo, która wigilia będzie tą ostatnią wspólną. Może nie być żadnego "w przyszłym roku". 

Ale to Ty nie dopuszczasz, a partner autorki ma prawo mieć swoją wizję tego dnia i wymagać od autorki, aby od czasu do czasu uczyniła zadość jego pragnieniom tak jak on robił to do tej pory.

Marisca napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

Marisca napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

Cóż, ja uważam, że we dwoje możemy sobie siedzieć 364 dni w roku. Wigilia to dla mnie kolacja w rodzinnym gronie (włączając w to mojego partnera, nawet przed ślubem). Nigdy nie znalazłam się w sytuacji, w której to byłby problem. Gdyby mieszkała blisko swoich rodziców, a partner chciałby spędzić 24 grudnia sam na sam ze mną lub sam ze sobą, to na pewno byłby dla mnie szok i duży problem. W tym roku jedziemy do rodziny mojego męża i nie wyobrażam sobie, żebym miała nagle wyskoczyć przed nim z własnym żarciem i oświadczyć, że ja zostaje w domu. 
Tylko jak widać Wy naprzemiennie odwiedzacie swoje rodziny tak wnioskuję , a w temacie jest przykład, że przez te 4 lata było tak jak autorka chciała. Rodzice jej faceta nie organizują Wigilii , a on ma prawo chcieć od czasu do czasu zorganizować własną Wigilię, albo tak spędzić Wigilię z partnerką jak on ma ochotę chociażby to miało być tylko we dwoje, a nie tylko zawsze tak jak się jej widzi. Jednak związek to liczenie się z drugą osobą, a nie tylko forsowanie własnej wizji. On z nią chodził do rodziców , więc teraz ona może w tym roku być tylko z nim. Są jeszcze 2 dni świat i wtedy można odwiedzić razem rodziców. 
Nie byłam w Polsce od pięciu lat, więc każdą wigilię w tym okresie spędzamy u rodziny mojego męża. Przed ślubem było tak samo. Gdybyśmy wszyscy mieszkali w jednym kraju, wtedy byłoby zapewne naprzemiennie, czy też czasami obie stony spotkałyby się u nas. Nie dopuszczam jednak zupełnie takiej opcji, jak wigilia we dwoje. Pierwszy, drugi dzień Świąt, ok. Ale kolacja wigilijna? Nie potrafiłabym się nią cieszyć bez rodzinnej atmosfery. Wiem, że nigdy nie stanę przed takim wyborem, więc ciężko mi tak na serio to rozważać. Wstępnie mogę jednak powiedzieć, że uznałabym taką próbę nieuzasadnionego izolowania się od rodziców (z którymi nie mamy toksycznych relacji) za podłość, w której nie chcę uczestniczyć. Nigdy nie wiadomo, która wigilia będzie tą ostatnią wspólną. Może nie być żadnego "w przyszłym roku". 
Ale to Ty nie dopuszczasz, a partner autorki ma prawo mieć swoją wizję tego dnia i wymagać od autorki, aby od czasu do czasu uczyniła zadość jego pragnieniom tak jak on robił to do tej pory.

Każdy (poza Tobą, ale to nic nowego) przedstawia swój subiektywny punkt widzenia. I owszem, JA bym na to nigdy nie wystawiła swoich rodziców tydzień przed Świętami, wyłącznie dlatego, że mój partner nagle, bez konsultacji, bez rozmowy, bez wyjaśnienia, jak zwykły gówniarz manifestuje swoją wielką niezależność. 

Martulleczka napisał(a):

bridetobee napisał(a):

Martulleczka napisał(a):

bridetobee napisał(a):

andorinha napisał(a):

Moja rodzina ma fisia na punkcie wspólnych imprez, każda pierdoła, jak imieniny, są spędzane w kupie, jakbym powiedziała, że nie przychodzę, bo będę siedzieć z pustelnikiem w domu, to by chyba zawiadomili policję ;) no cóż, każdy mój chłopak wiedział, a teraz mąż wie, od początku, że ja jadę do rodziny a on może sobie sam siedzieć z pizzą i oglądać tv. Chociaż to mi się nigdy nie zdarzyło, wiem że bym się nie krępowała zostawić go i jechać do swoich. My jesteśmy jak jeden organizm a z chłopami to nigdy nie wiadomo ;) Jak jest u Ciebie możesz wiedzieć tylko Ty.
Kurczę tak sobie próbuję wyobrazić, że mój facet ma do mnie takie podejście i zostawiłabym go w te pędy. Niech żyje do końca przyczepiony do maminej spódnicy skoro nie potrafi odciąć pępowiny i spróbować żyć na własny rachunek. Oczywiście, że "z chłopami nigdy nie wiadomo", tak jak i z babami. Tylko, że jak się nie zaryzykuje, nie da szansy i nie postawi tej relacji jako najważniejszej to na 99% się rozpadnie bo nikt nie lubi czuć się jak piąte koło u wozu. Podobno większość młodych małżeństw rozpada się z powodu "teściów", bo jedno nie dorosło i ciągle stawia rodziców na pierwszym planie i w końcu małżonek ma dość.Ja się cieszę, że mój facet szanuje moją "dzikość" i szukamy kompromisów. Ja jestem mało rodzinna, nie lubię takich spędów jak są u niego więc jedziemy tam na 3h. Potem do mnie gdzie odpocznę. Mamy zaproszenie, na drugi dzień świąt ale nie wiem czy skorzystam i mój facet to szanuje mówiąc "nie musimy, chcę spędzić ten dzień z Tobą, ustalimy coś żeby wszyscy byli zadowoleni". I to jest dla mnie ważniejszy przekaz, że myśli o mnie poważnie, że jestem ważna, że mnie kocha i szanuje niż ten pierścionek na palcu, który noszę, a który dla niektórych jest wyznacznikiem "rodziny" :) Dla mnie gesty i wzajemne relacje są tym wyznacznikiem, pierścionek jest po prostu śliczny :)
Dlatego jesteśmy różni i warto się dobrać tak, żeby jakoś to grało. Najlepszym wyjściem jest po prostu rozmowa. Mój mąż wchodząc w związek ze mną wiedział jak spędzamy święta i czułabym się oszukana, jakby nagle zaczął się dąsać, a  postawienie mnie przed faktem jakoby dokonanym (kupienie produktów  na Wigilię i oznajmienie, że od teraz zmienia się harmonogram świąt), bez wcześniejszej rozmowy, uznałabym za chamskie. Zwłaszcza że jesteśmy sobie najbliżsi. Każda to podkreśla, tylko jakoś tego nie widać ze strony partnera Autorki tematu.Sama piszesz, że "Mamy zaproszenie, na drugi dzień świąt ale nie wiem czy skorzystam i mój facet to szanuje mówiąc "nie musimy, chcę spędzić ten dzień z Tobą, ustalimy coś żeby wszyscy byli zadowoleni". I to jest dla mnie ważniejszy przekaz, że myśli o mnie poważnie, że jestem ważna, że mnie kocha i szanuje". To jest normalne rozwiązanie, a gdzie tu próba rozwiązania czegokolwiek, jeśli partner oświadcza "tak postanowiłem"?
Tylko obojętnie jak różnym się jest to w związku są dwie osoby i obie powinny wziąć to pod uwagę :) a nie "bo ja chcę". Po prostu facet zastosował tę samą metodę, którą do tej pory stosowała autorka. W wypowiedziach autorki jest tylko to czego ona chce. Może po prostu facet pękł? Bo przez 4 lata jeździł z nią kiedy ona to zakładała z góry? I ona go stawiała przed faktem dokonanym, że albo jedzie z nią albo niech siedzi sam? on zrobił dokładnie to samo - jak chce spędzić święta z nim to musi wybrać, on ją zaprasza. Ale jak nie chce to niech jedzie sama. Owszem, komunikacja kuleje. Tylko ja bym się zastanowiła gdzie leży problem - może w tym, że autorka właśnie zawsze jako oczywistość stawia wizytę u swoich rodziców a facet "jak będzie to będzie a jak nie to nic się nie stanie" :) 
Albo, albo, albo. Nigdzie nie ma o tym wspomniane w tekście, że go ciągnęła na siłę pomimo sprzeciwu. Skoro więc 4lata "cierpiał' w milczeniu, to mógł cierpieć dalej, albo zacząć na ten temat rozmowę. My też jeździmy od 7lat do mojej rodziny na Wigilię, nie słyszę sprzeciwu na ten temat, ani nie ma żadnej dyskusji, że może w tym roku inaczej, to chyba mąż nie ma z tym problemu. Jeśli jednak jest to wypada najpierw porozmawiać, a nie robić szopkę.

Tylko o czym tu rozmawiać, jak autorka nie może po prostu odkleić się od swoich rodziców. Napisała nawet, że gdyby była rozmowa i doszłoby do jakiegoś kompromisu to Wigilia byłaby u nich wspólna, ale i tak w jakiś dzień świąteczny pojechaliby do jej rodziców i rodzi się pytanie po co skoro już Wigilię razem spędzili.  

Jak się tak nie można odkleić od rodziców to może lepiej wrócić do rodzinnego domu na stałe. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.