- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
20 grudnia 2018, 16:32
Cześć dziewczyny, jak wy to widzicie bo może ja przesadzam.
Z partnerem jestem już czwarty rok , na początku mówiłam mu że dla mnie święta to spędzenie czasu z rodziną. Rozumiał mnie, chodziliśmy do moich rodziców ( jego rodzina nie obchodzi świąt . Nie przez religijne poglądy tylko brak chęci w organizację ) . W tym roku postanowił zrobić kolację u nas w domu. I nie tak że przedyskutowaliśmy to i doszliśmy do jakiegoś kompromisu. On po prostu w poniedziałek kupił produkty i powiedział ze kolację świąteczną będzie miał w domu i pyta mnie czy też będę czy pójdę do swoich rodziców. No mi zabrakło mowy. Po bezkompromisowej dyskusji był święcie przekonany że najważniejsze jest partnerstwo, nie rodzina. Bo kto jak nie partner/partnerka będzie najbardziej wspierać. No i nie wiem co myśleć, nie wiem czy panikuję bo myślę inaczej. Pytałam jedną znajoma to próbowała go usprawiedliwić, pytałam drugą to radziła rzucić. A wy co o tym myślicie? Nie chcę podpowiedzi czy rzucić go czy zostawić bo sama muszę się zastanowić nad naszą relację ( bo to nie pierwsza taka dziwna mała kłótnia , która mnie irytuje ) ale podpowiedzcie jak z takiego czegoś wyjść bez nerwów swoich ?
21 grudnia 2018, 17:54
Z dziećmi to w ogóle wyimaginowany problem.
Akurat to realia. Ja m.in. z takimi dziećmi, nastolatkami i osobami dorosłymi będącymi kiedyś takimi dziećmi pracuję. Dzieci widzą, rozumieją (lub głęboko nie rozumieją), czują, zastanawiają się, tylko czasem nie mają umiejętności rozmawiania o tym, i/lub odwagi skonfrontowania się z dorosłymi, jeśli ci nie mają w sobie tyle wyczucia lub zrozumienia dylematów malucha, by ich nie zbagatelizować. Dzieci często tęsknią do poprzednich partnerów matek, do wujków z przeszłości, albo nie cierpią obecnego bo czują się zobowiązane wobec ojca, są niepewne do kogo i na ile mogą się przywiązać, mają konflikt lojalności bo polubiły tamtego a tego nie, a teraz to jest "wujek" itd. Przewidywalność i stabilność to wartości dla dziecka i jego potrzeby. Czasem próbują sobie poukładać świat z rodzicami, czasem w gronie rówieśników, a czasem zamykają to w sobie jako temat nieuprawniony i noszą jak ciężki bagaż. A czasem obojętnieją i po prostu nie angażują się już w głębsze emocje i więzi, bo szkoda energii na zmiany. I wszystko im smakuje tak samo.
O matko, i znowu włażę w off-top... :-/
22 grudnia 2018, 13:26
Dzięki dziewczyny za dyskusję. Wczoraj rozmawiałam z nim o naszych relacjach i komunikacji między nami. Mówiłam tak by pokazać że obydwoje mamy z tym problem , nie że tylko on albo tylko ja. Poparł mnie ale z dyskusji wyszło że mając jakąś sytuacji jak na przykład to wyjście na wigilijna kolacje, to on uważa że obydwie strony maja racje i powinniśmy to wzajemnie uszanować. Czyli wyszło że, on zostaje ja idę do rodziców i ze względu na nasz wzajemny szacunek nikt z nas nie powinien wściekać się na druga osobę. Też w trakcie rozmowy wyszło że zraził się do większej ilości ludzi. Znienawidził wady ludzi. Tyle razy dyskutowaliśmy że każdy jest inny, każdy popełnia błędy i uczy się na nich a on zamiast właśnie akceptować innego człowieka i przemóc się by spędzić jakiś kawałek czasu z nimi ( tak, moi rodzice dla niego tez są nie tacy idealnie jak powinni). I teraz stoję przed innym dylematem. Co z takim człowiekiem czynić, przecież wiecznie jego "psychologiem" nie będę, to męczące jest.
22 grudnia 2018, 14:23
Dzięki dziewczyny za dyskusję. Wczoraj rozmawiałam z nim o naszych relacjach i komunikacji między nami. Mówiłam tak by pokazać że obydwoje mamy z tym problem , nie że tylko on albo tylko ja. Poparł mnie ale z dyskusji wyszło że mając jakąś sytuacji jak na przykład to wyjście na wigilijna kolacje, to on uważa że obydwie strony maja racje i powinniśmy to wzajemnie uszanować. Czyli wyszło że, on zostaje ja idę do rodziców i ze względu na nasz wzajemny szacunek nikt z nas nie powinien wściekać się na druga osobę. Też w trakcie rozmowy wyszło że zraził się do większej ilości ludzi. Znienawidził wady ludzi. Tyle razy dyskutowaliśmy że każdy jest inny, każdy popełnia błędy i uczy się na nich a on zamiast właśnie akceptować innego człowieka i przemóc się by spędzić jakiś kawałek czasu z nimi ( tak, moi rodzice dla niego tez są nie tacy idealnie jak powinni). I teraz stoję przed innym dylematem. Co z takim człowiekiem czynić, przecież wiecznie jego "psychologiem" nie będę, to męczące jest.
Ale zaproponowałaś, że w tym roku spędzisz Wigilię z nim, a za rok pójdziecie do rodziców i będziecie chodzić naprzemiennie ?
22 grudnia 2018, 16:43
Dzięki dziewczyny za dyskusję. Wczoraj rozmawiałam z nim o naszych relacjach i komunikacji między nami. Mówiłam tak by pokazać że obydwoje mamy z tym problem , nie że tylko on albo tylko ja. Poparł mnie ale z dyskusji wyszło że mając jakąś sytuacji jak na przykład to wyjście na wigilijna kolacje, to on uważa że obydwie strony maja racje i powinniśmy to wzajemnie uszanować. Czyli wyszło że, on zostaje ja idę do rodziców i ze względu na nasz wzajemny szacunek nikt z nas nie powinien wściekać się na druga osobę. Też w trakcie rozmowy wyszło że zraził się do większej ilości ludzi. Znienawidził wady ludzi. Tyle razy dyskutowaliśmy że każdy jest inny, każdy popełnia błędy i uczy się na nich a on zamiast właśnie akceptować innego człowieka i przemóc się by spędzić jakiś kawałek czasu z nimi ( tak, moi rodzice dla niego tez są nie tacy idealnie jak powinni). I teraz stoję przed innym dylematem. Co z takim człowiekiem czynić, przecież wiecznie jego "psychologiem" nie będę, to męczące jest.
A ja nie lubie ludzi, ktorzy "nie lubia ludzi" tak ogolem ... :P Ostatnio czesto slysze od przypadkowych osob "boooze jak ja nienawidze ludzi" Dla mnie to smieszne, chyba jakies probemy mentalne. Tak czy siak, dobrze ze jakos tam sie dogadaliscie.
22 grudnia 2018, 17:27
A ja nie lubie ludzi, ktorzy "nie lubia ludzi" tak ogolem ... :P Ostatnio czesto slysze od przypadkowych osob "boooze jak ja nienawidze ludzi" Dla mnie to smieszne, chyba jakies probemy mentalne. Tak czy siak, dobrze ze jakos tam sie dogadaliscie.Dzięki dziewczyny za dyskusję. Wczoraj rozmawiałam z nim o naszych relacjach i komunikacji między nami. Mówiłam tak by pokazać że obydwoje mamy z tym problem , nie że tylko on albo tylko ja. Poparł mnie ale z dyskusji wyszło że mając jakąś sytuacji jak na przykład to wyjście na wigilijna kolacje, to on uważa że obydwie strony maja racje i powinniśmy to wzajemnie uszanować. Czyli wyszło że, on zostaje ja idę do rodziców i ze względu na nasz wzajemny szacunek nikt z nas nie powinien wściekać się na druga osobę. Też w trakcie rozmowy wyszło że zraził się do większej ilości ludzi. Znienawidził wady ludzi. Tyle razy dyskutowaliśmy że każdy jest inny, każdy popełnia błędy i uczy się na nich a on zamiast właśnie akceptować innego człowieka i przemóc się by spędzić jakiś kawałek czasu z nimi ( tak, moi rodzice dla niego tez są nie tacy idealnie jak powinni). I teraz stoję przed innym dylematem. Co z takim człowiekiem czynić, przecież wiecznie jego "psychologiem" nie będę, to męczące jest.
Jak dla mnie się nie dogadali, bo każdy robi co innego w takim ważnym dniu. A w przypadku dziecka jak będzie ? On powie nie chce to autorka sobie zrobi z obcym facetem i sobie sama wychowa , bo ona chce ? Na wakacje też każdy osobno pojedzie, bo ona chce w góry, a on nad morze ?
Edytowany przez Marisca 22 grudnia 2018, 17:28
22 grudnia 2018, 17:41
@innykwiat : jeśli powołujesz się na badania, w szczególności psychologiczne, to nie przytaczaj tych sprzed 20 lat (pojawiły się u ciebie nawet 1990, 1994). Mogą być zupełnie nieaktualne i np. w żadnej pracy naukowej by ci raczej takich cytatów nie uwzględnili. Poza tym to co pisałaś o kohabitacji a rozwodach, luźnym podchodzeniu itp. Z tego co się orientuję własnie wynika to z tego, ze ludzie zakladaja, ze cos jest na probe, chca miec inne mozliwosci itp. I choc wydaje sie, ze im wiecej mozliwosci tym niby racjonalnie lepiej, to dla naszej psychiki gorzej - gdy sie do czegos zobowiazemy i myslimy o czyms jako o "jedynej opcji" to jestesmy bardziej zaangazowani w to i jestesmy szczesliwsi z tym, co mamy. Stad tez wynikaloby własnie, ze powinnismy traktowac obecnego partnera, z ktorym mieszkamy jako ta rodzine a nie cos zmiennego. Wlasnie z podejscia zmiennosci (miedzy innymi oczywiscie) wynikaja te rozpady.
Jestem psychologiem :) oczywiscie nie znaczy to, ze wiem wszystko o wszystkim, ale tak wynikaz mojej wiedzy w temacie.
23 grudnia 2018, 15:12
Jak dla mnie się nie dogadali, bo każdy robi co innego w takim ważnym dniu. A w przypadku dziecka jak będzie ? On powie nie chce to autorka sobie zrobi z obcym facetem i sobie sama wychowa , bo ona chce ? Na wakacje też każdy osobno pojedzie, bo ona chce w góry, a on nad morze ?A ja nie lubie ludzi, ktorzy "nie lubia ludzi" tak ogolem ... :P Ostatnio czesto slysze od przypadkowych osob "boooze jak ja nienawidze ludzi" Dla mnie to smieszne, chyba jakies probemy mentalne. Tak czy siak, dobrze ze jakos tam sie dogadaliscie.Dzięki dziewczyny za dyskusję. Wczoraj rozmawiałam z nim o naszych relacjach i komunikacji między nami. Mówiłam tak by pokazać że obydwoje mamy z tym problem , nie że tylko on albo tylko ja. Poparł mnie ale z dyskusji wyszło że mając jakąś sytuacji jak na przykład to wyjście na wigilijna kolacje, to on uważa że obydwie strony maja racje i powinniśmy to wzajemnie uszanować. Czyli wyszło że, on zostaje ja idę do rodziców i ze względu na nasz wzajemny szacunek nikt z nas nie powinien wściekać się na druga osobę. Też w trakcie rozmowy wyszło że zraził się do większej ilości ludzi. Znienawidził wady ludzi. Tyle razy dyskutowaliśmy że każdy jest inny, każdy popełnia błędy i uczy się na nich a on zamiast właśnie akceptować innego człowieka i przemóc się by spędzić jakiś kawałek czasu z nimi ( tak, moi rodzice dla niego tez są nie tacy idealnie jak powinni). I teraz stoję przed innym dylematem. Co z takim człowiekiem czynić, przecież wiecznie jego "psychologiem" nie będę, to męczące jest.
Jak dla mnie to temat i problem nadal byłby aktualny, ale to ich związek i ich sprawa. Niech sobie żyją razem, ale osobno. Ich problem.
Edytowany przez 23 grudnia 2018, 15:13
23 grudnia 2018, 16:25
Jak dla mnie to temat i problem nadal byłby aktualny, ale to ich związek i ich sprawa. Niech sobie żyją razem, ale osobno. Ich problem.Jak dla mnie się nie dogadali, bo każdy robi co innego w takim ważnym dniu. A w przypadku dziecka jak będzie ? On powie nie chce to autorka sobie zrobi z obcym facetem i sobie sama wychowa , bo ona chce ? Na wakacje też każdy osobno pojedzie, bo ona chce w góry, a on nad morze ?A ja nie lubie ludzi, ktorzy "nie lubia ludzi" tak ogolem ... :P Ostatnio czesto slysze od przypadkowych osob "boooze jak ja nienawidze ludzi" Dla mnie to smieszne, chyba jakies probemy mentalne. Tak czy siak, dobrze ze jakos tam sie dogadaliscie.Dzięki dziewczyny za dyskusję. Wczoraj rozmawiałam z nim o naszych relacjach i komunikacji między nami. Mówiłam tak by pokazać że obydwoje mamy z tym problem , nie że tylko on albo tylko ja. Poparł mnie ale z dyskusji wyszło że mając jakąś sytuacji jak na przykład to wyjście na wigilijna kolacje, to on uważa że obydwie strony maja racje i powinniśmy to wzajemnie uszanować. Czyli wyszło że, on zostaje ja idę do rodziców i ze względu na nasz wzajemny szacunek nikt z nas nie powinien wściekać się na druga osobę. Też w trakcie rozmowy wyszło że zraził się do większej ilości ludzi. Znienawidził wady ludzi. Tyle razy dyskutowaliśmy że każdy jest inny, każdy popełnia błędy i uczy się na nich a on zamiast właśnie akceptować innego człowieka i przemóc się by spędzić jakiś kawałek czasu z nimi ( tak, moi rodzice dla niego tez są nie tacy idealnie jak powinni). I teraz stoję przed innym dylematem. Co z takim człowiekiem czynić, przecież wiecznie jego "psychologiem" nie będę, to męczące jest.
Tak w zasadzie to ich sprawa, ale tu już jest teraz mowa wyłącznie o współlokatorstwie z wkładką ;). Jak im tak pasuje to nam nic do tego, tylko niech się autorka potem nie dziwi, że facet kręci w kwestii zaręczyn i ślubu. Oboje są siebie warci, bo ona też nie pokazuje, że myśli poważnie o tej relacji.
28 grudnia 2018, 02:51
@innykwiat : jeśli powołujesz się na badania, w szczególności psychologiczne, to nie przytaczaj tych sprzed 20 lat (...) Poza tym to co pisałaś o kohabitacji a rozwodach, luźnym podchodzeniu itp. Z tego co się orientuję własnie wynika to z tego, ze ludzie zakladaja, ze cos jest na probe, chca miec inne mozliwosci itp. I choc wydaje sie, ze im wiecej mozliwosci tym niby racjonalnie lepiej, to dla naszej psychiki gorzej - gdy sie do czegos zobowiazemy i myslimy o czyms jako o "jedynej opcji" to jestesmy bardziej zaangazowani w to i jestesmy szczesliwsi z tym, co mamy. Stad tez wynikaloby własnie, ze powinnismy traktowac obecnego partnera, z ktorym mieszkamy jako ta rodzine a nie cos zmiennego. Wlasnie z podejscia zmiennosci (miedzy innymi oczywiscie) wynikaja te rozpady.
Jeśliby się uprzeć to w żadne badania statystyczne można nie wierzyć i odrzucać je z zasady, bo wciąż są nowe przemiany społeczne itd. A poza tym jeśli nawet zbadałoby się rok temu pary z 15letnim stażem (bo z krótszym chyba nie ma co, jeśli badamy stałość związku) to cokolwiek by nie wyszło zawsze jest argument że one zaczynały kilkanaście lat temu więc nijak się mają do obecnych związków i realiów - a gdyby zbadać te obecnie zaczynane za kilkanaście lat, to one i ich doświadczenia nijak się będą miały do tych zaczynanych za kilkanaście lat. I tak w kółko. Lecz sęk w tym, co napisałaś i o czym ja pisałam - ludzie określają obecnie słowem "partner" najczęściej każdą swoją drugą stronę relacji, czy z nią mieszkają czy nie, czy krótko- czy długoterminową, czy zakładają stałość, czy tymczasowość. A częściej - jak sama przyznałaś - zakładają tymczasowość, wchodzą w relacje partnerskie na próbę, bez zobowiązań a więc i bez zaangażowania cechującego relacje w których zakładamy, że ta druga osoba jest jedyna na całe życie, a więc pełni rolę współmałżonka, nawet jeśli nie ma to formalnego ustrukturalizowania. I tak jak w ostatnim zdaniu Mariscy - nie myślą poważnie o tej relacji. Stąd ani w ich założeniach ani w realiach ich związku partner nie jest rodziną. I to w tym kierunku idzie główna przyczynowość - to nie te związki są tymczasowe, dlatego że partner nie jest uznawany w nich za rodzinę, tylko partner nie jest rodziną, bo związki te sa z założenia tymczasowe. Patrząc na kohabitaty osób w wieku dojrzałym z wykształceniem średnim lub wyższym widać, że one częściej zakładają taka nieformalną rodzinę ze swoim partnerem i traktują go priorytetowo, ale to wciąż mniejszość kohabitacji ogółem. Niestety, jeśli np badania Kwaka z 2005 r. czy Janickiej sprzed 9 lat was nie przekonują bo stareeeee, to jestem bezsilna, bo danych ogólnych i to polskich sprzed roku czy dwóch znaleźć nie umiem. Znalazłam jakieś info sprzed 4-5 lat, że po niespełna 3 latach rozpada się bodajże około 24% małżeństw, a aż 41% kohabitatów pozamałżeńskich uznawanych przez partnerów za związki poważne (ile więc tych "niepoważnych" zamieszkań i partnerów podbiłoby statystykę?). W Polsce średni czas trwania małżeństwa skończonego rozwodem to 14 lat, lecz istotną grupą też są rozwody w pierwszych 2-3 latach małżeństwa, co zakłada że gdy minie ta pierwsza fala rozpadu małżeństw krótkich, zaniżających statystykę (to jest chyba to zjawisko o którym już tu któraś napisała, małżeństw zawieranych z założeniem że najwyżej się rozwiodę - czyli bardziej traktowania drugiej strony jak tymczasowego partnera, niż męża), to trwałość w związku małżeńskim znacząco wzrasta.
Tak więc dylemat wątku z kim i na jaką część Świąt BN iść jest na pewno rozwiązany, bo już po Świętach, ale to tylko objaw, a warto się zastanowić nad przyczynami dylematu - i odpowiedzieć sobie, czy dla mnie jako partnerki ten związek jest z założenia na zawsze, na stałe, czy zakładam jego trwałość i nieodwołalność? Bo jeśli tak, to przyjmuję tę osobę na zawsze przy moim boku jako najważniejszą dla mnie, jako czołowego członka rodziny. A jeśli nie, to faktycznie twór tymczasowy, na próbę. I czas pokaże, jak ta próba wyjdzie. Ale tak czy inaczej, Agafruti5, relacje są po to, by wspierać się wzajemnie, pomagać sobie, ale nie po to, by przestawiać swoje myślenie wzajemnie i wlec kogoś za sobą w swoja stronę. Nie jesteś też od tego by być psychologiem, czy terapeutą swojego faceta, To by było niezdrowe dla obu stron.