Temat: czemu grubi ludzie udaja ze malo jedza

Z moich obserwacji wynika ze grubi malo jedza. W pracy mam kolezanke. No wielka. 175 i ze 100kg jak nic. Dzis przyniosla sobie duza bulke i zjadla na 2sniadanie-pół. Serio ja waze 54kg i opieprzylabym takie dwie. Inna tez gruba tylko serek wiejski. I jeszcze mowia ze nie jedza sniadania. Serio? Grubi nic nie jedza. Odmawiaja pizzy, bo sie tak strasznie najedli jednym kawalkiem. Pija wode a jak ja pilam slodki napoj lub cole potrafili mi co niektorzy zwrocic uwage. Jak ty to mozesz pic. Albo cos w ten desen. Grubi malo jedza to skad te wielkie tylki?:)))

bridetobee napisał(a):

Wreszcie zrozumiałam co jest najzabawniejsze w Twoich postach! Wolno łapię bo mam temperaturę ale już wiem! Próbujesz pozować na taką wyluzowaną i fajną, z którą wszystko można i nawet, w temacie o weselu pisałaś, że masz ogromny dystans do siebie a w wielu swoich postach próbujesz komuś robić przytyki - które oczywiście mają być żartobliwe i lekkie ale pokazują, że jednak tego dystansu nie ma ;) Niczego nie muszę sobie równoważyć... Osobiście współczuję spotkania neandertalczyków, którzy kogokolwiek obrażają i sama na ulicy nie raz reagowałam kiedy młodzi chłopcy atakowali grube dziewczyny ;) Nie zmienia to faktu, że uważam, że większość z tych dziewczyn mogłaby wziąć się za siebie i nie marnować zdrowia i najfajniejszych lat. Tak - w zdecydowanej większości przypadków nadwaga i otyłość nie biorą się z chorób a z braku wiedzy, lenistwa i obżarstwa. Choroby często są wynikiem diet cud, nadwagi i otyłości ale w znakomitej większości przypadków. Są wyjątki więc nie musisz brać tego do siebie jeżeli nim jesteś - w końcu tylko Ty wiesz jak jest naprawdę. P.S. trudno mi uwierzyć, że jakikolwiek instruktor poleca podciąganie się na rękach na ścianie - chyba, że w jakiś strategicznych miejscach albo w ramach ćwiczeń bo dobrze, żeby móc ręką sobie poradzić jak noga się osunie. Pracować rękami trzeba ale większość obciążenia idzie na nogi i naprawdę każdy kto choć parę razy był na ścianie czy skałce to wie ;)A teraz pozdrawiam serdecznie, zdrowia życzę i prawdziwego dystansu do siebie, zwłaszcza w postach w internecie! 

Nie uważam się za jakąś szczególnie wyluzowaną i wybijającą się "fajnością", ale jeśli z jakiegokolwiek powodu moje posty są dla Ciebie zabawne, to na zdrowie :) Zmieniać tego nie będę bo nie pozuję, tak piszę bo tak jest i już. Absolutnie nie jest tak, że "ze mną wszystko można", co to to nie. Nie podoba mi się wiele rzeczy, wiele sposobów życia i spędzania czasu nie znajduje mojego upodobania, nie dotykam rzeczy, które mnie odstręczają. Zwróciłaś uwagę na to, że piszę o momentach, w których ktoś wyraził się o mnie z jakąś aprobatą i Twoje wywołanie tego w ogóle nie w temacie, powracanie do tego wątku, sugerowanie że się tym chwalę jest wg mnie czepianiem się, to właśnie są prawdziwe "przytyki" - daję Ci więc przykład, gdzie znajdziesz równowagę wobec aprobaty, możesz poczytać też o krytyce mojej osoby. Jeśli się czepiasz - zobacz, że bezzasadnie. Jeśli się nie czepiasz - poznaj fakty. Jak to w życiu, są uwagi miłe i niemiłe, piszę o obu. Faktu, że słyszę więcej miłych nie widzę powodu ukrywać. Nie łudzę się, że niemiłych nie ma jak ich nie słyszę, ale piszę o doświadczeniu a nie domyślaniu się. Myślę, że jedną z chorób współczesności jest nieumiejętność dostrzeżenia i docenienia miłych rzeczy, także w sobie czy wobec siebie, jakaś dziwna skłonność do samobiczowania się i pomniejszania plusów. Nie chodzi o pychę czy fałsz, ale o to, by umieć się ucieszyć czyjąś sympatią, przyznać, że też lubimy sukienkę, w której nas chwalą, albo że podobają się nam nasze włosy, talia czy pupa. 

Co do PS. - spotkałam się z tym tylko na ściance sztucznej, na sali, kilka razy, też nie dowierzałam. Ale ja nie jestem zawodowcem, nie znam się, ja po prostu lubię kamienie, więc robię swoje :)

A wracając do tematu wątku - żeby nie uciekło sedno, które (upierdliwie, wiem) wałkuję - to nieprawda, że grubi ludzie zawsze udają, że mało jedzą. Czasem nie udają i jedzą faktycznie mało. Także nieprawda, że jak gruby, to na pewno nie jest aktywny fizycznie - czasem rusza się dużo. A czasem jedno i drugie a i tak jest gruby, bo życie nie jest proste, ludzie i ich ciała, zdrowie i funkcjonowanie są różni. Howgh.

Pasek wagi

Ta wymiana zdań przypomina rozmowe gluchego ze ślepym o kolorach...

Wątek w ogóle nie dotyczyl aktywnosci fizycznej (ani "ruchawości", plakalam ze smiechu, dzieki InnyKwiat :D ). Dotyczył spożywania pokarmów - ilościowego, przez osoby "grube". Pytanie było "Czemu grubi ludzie udają że mało jedzą". 

Proszę zauważcie że założenie od razu było że udają. Pamiętam wypowiedzi z kilku innych wątków osób które tutaj się wypowiadały na temat nadwyżki kcal w stosunku do dziennego zapotrzebowania, że najczęsciej podązał za tym komentarz od tych samych postaci że nie dotyczy to osób chorych.

InnyKwiat jest chora, ma stwierdzone zaburzenia metaboliczne, począwszy od Hashimoto po nietolerancje pokarmowe. Poczuła że takie uogólnienie jest krzywdzące, bo przecież nie każdy udaje, są jeszcze osoby chore. Proste. Zdawałoby się oczywiste. Wiec po co na siłe wpieracie jej że za dużo je w stosunku do swojego zapotrzebowania i że musi albo przeceniać swoją aktywność albo zjadać więcej niż się jej wydaje? Anemia z powodu niedoborów żelaza rzadko jest przypadłością osób otyłych które się objadają słodyczami, chociażby dlatego że czekolada zawiera dużo żelaza. Jest za to typowa przy głodówkowych dietach, nietolerancjach i alergiach pokarmowych - gdyż organizm nie potrafi w odpowiedni sposób czerpać składników odżywczych z pokarmu. Do tego dochodzą zaburzenia hormonalne. I wcale nei stwierdziła że osoby chore nie mogą schudnąć - wręcz przeciwnie stwierdziła, że znalazła sposób na siebie i teraz chudnie. Tyle że to nie jest "zdrowa dieta" w szerokim tego słowa znaczeniu, a dieta zmodyfikowana pod kątem jej przypadłości. Proces diagnostyczny w takich sytuacjach jest skomplikowany i czasochłonny - zanim w końcu wypracuje się skuteczną metodę, osoba może miec już spory nadbagaż, a próbować odżywiać się zdrowo i niedużo, po prostu nieodpowiednio do jej potrzeb. Po co zakładać że cokolwiek udaje?

InnyKwiat, pozwoliłam sobie podkreślić ostatnie słowa, myślę że wiesz dlaczego. Nadal odżywiasz się niewłaściwie. Nadal masz niewłasciwe podejście. Lekarze podali ci najprostrze rozwiązania, jesteś szczęśliwa że w końcu jesteś na dobrej drodze i uznałaś że to wystarcza. Niestety od pacjenta trudno wymagać by miał wiedzę medyczną uzasadniającą szukanie innych rozwiązań, zrozumiałe jest że starasz się podążać za wskazówkami swoich lekarzy. Nie sądzisz jednak że robisz to dość wybiórczo? Zakaz sportu z powodu astmy TAK, ale gdy każą ci jeść więcej to NIE MOGĘ? Wątpie by wśród tych wskazówek znalazło się polecenie robienia sobie od czasu do czasu krótkich głodówek., jak i jedzenia poniżej PPM. Wątpie też by znalazło się polecenie ignorowania zachcianek -  wręcz przeciwnie, zazwyczaj poleca się nauczyć interpretować sygnały z własnego organizmu,

Zarzuciłaś ludziom że każdy uważa że wie lepiej, zna lepiej Twoje ciało niż Ty i lekarze. Bo nie da się do każdego zastosować tego samego szablonu. Oczywiście - jest masa wyjątków od reguły, i je też się grupuje, w zależności od jednostek chorobowych. Od tego jest zawód dietetyka klinicznego by takim osobom pomagać, a Twoja sytuacja nie jest wcale tak unikalna.

Ja nie mam Hashimoto jak Ty, mam toczeń systemowy i w związku z nim cały pakiet chorób autoimmunologicznych. Mam nietolerancje i alergie pokarmowe  nie-IGE zalezne, z powodu których musiałam wykluczyć cały nabiał, wszystkie mięsa, owoce morza, soje, cytrusy, kakao etc. Ugryzienie mrówki sprawia że ląduje w szpitalu w szoku anafilaktycznym, dlatego nigdy w życiu nie będę mogła zaszczepić się na grypę. Astmę wysiłkową leczę sterydami od 20 lat, w międzyczasie doszła astma oskrzelowa i przekształciły się na astmę wariant kaszlowy. W czasie ostatniego pobytu w szpitalu z powodu dializ, przytyłam ponad 20 kg, i nikt mi ciastek czy słodkości do szpitala nie przynosił (ostry reżim dietetyczny). Nawracające zapalenia pluc i zapalenia nerek, zapalenia tarczycy są spowodowane chorobą autoimmunologiczną, towarzyszą im zmiany w budowie organów, i  nie dość że same w sobie nie są ciekawe to systematycznie zaostrzają mi astmę. Biorę leki sterydowe codziennie, antybiotyki reakcyjnie ale przyjmijmy że jest to bardzo często. Zatrzymywanie się wody widać gołym okiem po opuchniętych kostach i nadgarstkach. I co? Nie mam nadwagi, potrafię schudnąć co widac na moim pasku i jestem bardzo aktywna fizycznie. 30 min przed każdym treningiem czy innym znacznym wysiłkiem fizycznym zażywam dodatkowy lek rozkurczowy na oskrzela - cudów nie zdziała, do tego dołącza się treningi na zwiększenie wydolności płucnej i pracę nad oddechem. Dużo moich ćwiczeń jest izometrycznych, ale cały czas pracuję nad treningiem wydolnościowym. Proces jest bardzo powolny, czasami jest lepiej, czasami gorzej. Ale nie jest to dla mnie wymówka by się nad sobą użalać czy by przestać nad sobą pracować, bo jak sie nie chce to każda wymówka jest dobra. Pewne rzeczy przychodzą mi ciężej, ale bądzmy szczerzy - nikomu nie przychodzi to łatwo. Praca na siłowni to pot i łzy także zdrowych osób. Moja sąsiadka ma Parkinsona, po tym jak spędzimy na siłowni 2-3 godziny, ja idę pod prysznic a ona na Nordic Walking na kolejne 2 godziny. Nie musi chudnąć, musi mieć tkankę mięśniową by jak najdłużej  zachować funkcjonalność kończyn . Chcesz schudnąć - to szukaj sposobów na swoje ograniczenia a nie uzasadnień dlaczego jest jak jest. Albo uznaj że trudno, zrzucenie kilogramów nie jest na twojej liście priorytetów, niekiedy są ważniejsze rzeczy. Jak mam faze ostrą choroby to mam gdzieś co pokazuje mi waga. Ale nawet mi niektóre Twoje wypowiedzi zaczynają działać na nerwy.

sadcat napisał(a):

innykwiat to ile wazysz przy jakim wzroście? Może pisałas, ale mi ucieklo :(Ja codziennie maszerowalam (z obciążeniem - pchalam wózek) 10 000 kroków - jakies 1,5-2h a spaleniowo to wychodzi slabiutko, wiec moze tu pies pogrzebany. Zeby spalic te 400-500kcal to ja zapieprzam na odbiteku 30min tak, ze mi pot zalewa oczy i mysle, ze wyzione ducha. Spacery szybkie to 200 kcal, to jest nic, choc owszem spacery, ruch sa wskazane dla zdrowia. 

40 lat, 172 cm wzrostu, obecnie 85 kg, czyli 11 kg nadwagi. Maksymalnie była ponad setka, jak zaczęłam wziewy i ciało odreagowywało. Górna granica normy 74 kg, wg mnie moja optymalna waga przy mojej budowie to 69-72 kg, poniżej wyglądam po prostu brzydko, staro, kości mi sterczą na obwodzie i robię wrażenie chorej. Tak więc staram się dobić choć do tej górnej normy i ją utrzymać, mimo ciągłej podaży leków, a jeśli cudem się to uda i utrzymam to, to może powalczę o te 2-3 kg mniej :)

Andorinha - warto o tym pisać, bo prawie każdy, to nie każdy. A nawet ci, którzy niby wiedzą że są wyjątki, i tak tych istniejących wyjątków nie dopuszczają, traktują je na zasadzie "niby są wyjątki" i wiedzą lepiej. I napisanie (postawa) "Grubi są grubi bo po prostu żrą i są leniwi" jest znacząco czymś innym, niż napisanie (postawa) "Zazwyczaj grubi są grubi bo żrą i są leniwi". To nie tylko jedno słowo, to jakościowa zmiana.

Pasek wagi

Deadrethh napisał(a):

Ta wymiana zdań przypomina rozmowe gluchego ze ślepym o kolorach...Wątek w ogóle nie dotyczyl aktywnosci fizycznej (ani "ruchawości", plakalam ze smiechu, dzieki InnyKwiat :D ). (...) a próbować odżywiać się zdrowo i niedużo, po prostu nieodpowiednio do jej potrzeb. Po co zakładać że cokolwiek udaje?InnyKwiat, pozwoliłam sobie podkreślić ostatnie słowa, myślę że wiesz dlaczego. Nadal odżywiasz się niewłaściwie. Nadal masz niewłasciwe podejście. (...) Chcesz schudnąć - to szukaj sposobów na swoje ograniczenia a nie uzasadnień dlaczego jest jak jest. Albo uznaj że trudno, zrzucenie kilogramów nie jest na twojej liście priorytetów, niekiedy są ważniejsze rzeczy. Jak mam faze ostrą choroby to mam gdzieś co pokazuje mi waga. Ale nawet mi niektóre Twoje wypowiedzi zaczynają działać na nerwy.

Tak, ja często tworzę neologizmy, do tego stopnia że czasem ich nie zauważam, tak się wpisały w moją komunikację :) I sama sobie też czasem działam na nerwy. A dziś jeszcze mam PMS, brrrr... :-/

I wiem, że jem wciąż nieodpowiednio do potrzeb. Poszczę krótko i rzadziej niż kiedyś, zwykle po złamaniu protokołu immunologicznego, gdy się nie mogę pozbyć jego skutków. Powoli zwiększam ilość jedzenia, ale trudno mi przekonać żołądek po latach ograniczania, że da radę więcej objętościowo i kaloryczniej. Jak zjem za dużo to mi niedobrze, czuję ucisk przy oddychaniu, a jak się zmuszę, to wymiotuję, nie wywołując wymiotów, po prostu z przeładowania. Gastrologicznie jestem już wyprowadzona, zastawka działa, ale jeszcze się nie rozciągnęłam. Pracuję nad tym małymi kroczkami, łyżką czy dwiema więcej. Zmuszam się do jedzenia 4-5 razy dziennie czegokolwiek, nawet jak nie jestem głodna. I powoli się przestawiam na tak tłuste, jakiego latami unikałam. Staram się odróżnić zachcianki wynikające z łakomstwa od tych wynikających z potrzeb ciała i przyznaję, że gdy nie jestem pewna, to im nie ulegam, idę na spacer lub piję wodę. I zniechęcam się bezlitośnie szczegółowym, dokładnym, upierdliwym czytaniem składu każdego drobiazgu, pisaniem do producentów pytań z czego ta maltodekstryna albo skrobia roślinna - to z jakiej roślinki? i czasem zjem coś, czego nie powinnam bez sprawdzenia, z nadzieją, że mi się upiecze i że nie ma tam zamaskowanych zakazanych rzeczy. Nie zawsze się udaje. Pot i łzy przy wysiłku mnie nie odstrasza, gdy chodzę po górach to nie śmigam, tylko brnę wytrwale na granicy ataku, właśnie w pocie i łzach, ale jestem bardzo przywiązana do powietrza. Na ćwiczenia wysiłkowe nie działa mi zwiększenie sterydów i Ventolin przed ćwiczeniami, wystarczą 3 skoki na trampolinie, albo kilka minut na orbitreku i atak na miejscu, a zastosowanie leku po nim pozwala oddychać, ale ruszać się już nie mam jak, bo każdy kolejny ruch to wznowienie ataku. W szpitalu byłam z tym raptem kilka razy, właśnie przy próbach (prowadzonych!) ćwiczeń, gdy już nie działała któraśtamnasta dawka Ventolinu - teraz nie angażuję szpitala, ale dlatego, że mocno wyczuwam granicę. A zwiększenie sterydów zwiększa wagę i puchnięcie, w ciągu tygodnia widać różnicę. Faza ostra, gdy spałam na siedząco i dusiłam się kilka razy w nocy, a podbiegnięcie do autobusu kilka metrów wycinało mnie na kilka godzin z pełnego funkcjonowania oddechowego trwała u mnie 8 lat. Trudno przez tyle lat godzić się z otyłością i stosunkiem otoczenia do niej, tym bardziej, że to był powrót do lat niepełnoletności i tamtej otyłości - znów, znowu to?! Ile można!? Zwiększam swoje możliwości oddechowe, np wprowadziłam basen i zalecone ćwiczenia (pływać nadal nie umiem, ćwiczę po prostu), ale ja przed astmą śpiewałam i mam i niezły pojemnościowo sprzęt, z tym, że kształt drzewa oskrzelowego jest niekorzystny i zbliznowacenie znaczne. Szukam sposobów na swoje ograniczenia, próbowałam wielu rzeczy, zajęć, ćwiczeń - znalazłam to, o czym pisałam i co stosuję. Ale wiele pracy przede mną. 

To, że nie jestem wyjątkiem, że takich osób jak ja, nie mieszczących się w schemacie, jest sporo, i większość z nich tak jak ja nie ma na czole pieczątki "gruba bo ciało nie działa standardowo" - to jest właśnie motywacja mojego uporu i podnoszenia w kółko tego tematu. Bo nie tylko ja, w moim wieku i z moją wiedzą, słyszę że grubi (ogółem, więc i ja, i pani z naprzeciwka która też może mieć problem, i jakiś aktor, który zachorował mimo że nie mówi o tym) powinni jeść mniej kalorii i więcej się ruszać i wtedy schudną, nie ma opcji. Nie tylko ja słyszę cudny argument, że w obozach koncentracyjnych nie było grubasów, czyli kalorie i tyle. Ja już wiem, że to nieprawda i że komuś ten mit może zaszkodzić. Więc w powodzi łatwych recept daję sygnał, że to nie jest takie proste. Tobie serdecznie współczuję i nie łudzę, że wiem jak się czujesz - nie wiem, nie mam aż tylu kłód u nóg i mam nadzieję, że Tobie też się poprawi, na ile zdoła. Ale pewnie Ty też nie "wyglądasz" na chorą. I o Tobie spotkanej na ulicy, w fazie przytycia, bez względu jak długiej, też pół forum byłoby przekonane, że żresz i się nie ruszasz, dlatego jesteś gruba, więc łatwa recepta - siłownia aż pot zalewa twarz i ograniczenie kalorii, nie? ;) Ale OK, prawdopodobnie powinnam odpuścić, bo pisanie więcej nic nie pomoże, a tylko nakręca. Niech sobie forum odpocznie, a co w nim jest to i zostanie. Może część się tym wkurzy, ale może choć części da do myślenia. I tak, faktycznie nie figura jest moim priorytetem, tylko życie. Już nawet nie zdrowie, nie cofnę tego co już jest, ale życie jednak jest fajną możliwością, polecam każdemu :)

Pasek wagi

I zeby nie bylo,  tez mi sie cos takiego zdarza (smiech)na szczescie rzadko

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.