- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
22 listopada 2018, 15:35
Wytrzymalybyscie rok bez kupowania sobie czegoś do ubrania (mozna tylko z drugiej ręki)?
23 listopada 2018, 13:21
Nie. Kocham kupować
23 listopada 2018, 14:00
Wychowałam się w bardzo skromnych warunkach, mam nieduże potrzeby i nadal mi się nie przelewa, więc brak zakupów ubraniowych to mój stan zwyczajny :) Poza tym mam podejście że generalnie rzeczy używam, póki działają, a kupuję kolejne gdy naprawdę potrzebuję. A nie potrzebuję, bo tak naprawdę rzadko kiedy ubrania czy buty się realnie nie nadają do noszenia. Zużywają się bardzo powoli, i tak mam poczucie że tonę w rzeczach, może właśnie przez ubrania z drugiej ręki - dostaję ciuchy od kilku koleżanek, nie mam więc niedoborów. Nie jestem faszystką, gdybym nie miała spodni na tyłek, to bym kupiła, ale skoro mam to po co? Jedyne co kupuję nowe, to bieliznę i buty, z czym mając rozmiar 42 damskie nie wybrzydzam. Ale to też wytrzymuje dużo dłużej niż rok przecież :) Modę mam w nosie, nie przemawia do mnie głos który każde nosić rzeczy niewygodne, niepraktyczne i nieestetyczne tylko dlatego że jakiś gej za granicą uznał to za świetny pomysł, ani nie idę owczym pędem za nielogicznym zewem "podkreśl swoją indywidualność ubierając się jak tysiące innych na całym świecie". Na tyle modę mam gdzieś, że nie wiedziałam nawet, że istnieje moda czy jakieś wyzwanie na niekupowanie ubrań :) No, chyba że to jest powiązane z "zero waste", czemu serdecznie kibicuję. Ale to podejście miałam na długo przed tym, nim anglojęzyczne zwroty rozpanoszyły się w Polsce. "Za moich czasów" nazywało się to gospodarność, szacunek dla ludzkiej pracy, natury i Bożych darów :)
Najwięcej pieniędzy wydaję na jedzenie i jestem wręcz uzależniona od zakupów - spożywczych, bardzo dużo z tego wyrzucam, wiele razy już sobie obiecywałam, że zacznę rozsądniej kupować ale czasami jak wchodzę do spożywczego to mi się jakby wyłączał rozsądek, i to i tamto, na zapas, a to się przyda, a to się nie zmarnuje.
Wstyd, Dziewczyno (tu posyłam srogie, dyscyplinujące spojrzenie, mam nadzieję że zadziała)! Pożywienie trzeba szanować, to zasób bardzo cenny i nieoczywisty. Rozumiem szał zakupów - to nic dobrego, ale no cóż, zdarza się. Rozumiem niechęć do wciskania w siebie na siłę za dużo lub nie smakujących rzeczy - to dobry i cenny zwyczaj. Ale kompletnie nie rozumiem wyrzucania jedzenia. Jak Ty go nie chcesz, nie smakuje, nie przejesz, nie da się zamrozić na przyszłość, nie chce Ci się robić, cokolwiek, to podziel się nim z innymi ludźmi, a nie wyrzucaj! Wrzuć w siatkę i daj bezdomnemu po drodze do pracy, poczęstuj koleżanki w pracy, albo - o co w Warszawie najprościej, a Ty też ze stolicy - oddaj do Jadłodzielni. Nie marnuj, to niegodne. Jadłodzielni u nas jest ponad 10, w różnych częściach Warszawy, każdy może jedzenie zostawić, każdy może się poczęstować, mnóstwo z tego pożytku i radochy. Trzeba tylko trochę samodyscypliny, by złapać ten jogurt czy przywiędłe marchewki choć dzień przed końcem przydatności do spożycia lub przed spleśnieniem i położyć w miejscu, z którego ktoś z radością to weźmie i skorzysta.