Temat: Jestem nieporadna życiowo?

Niedawno skończyłam studia na kompletnie nic nie dającym kierunku. Jedyne to to, że mam wyższe wykształcenie. Pracuje (umowa kończy mi się za pół roku) za najniższą krajową w branży której całkowicie nie rozumiem. Mam za sobą 4 staże z urzędu pracy, jedna umowę o pracę. Rodzice wmawiali mi, że studiuję, że "na taśmę" zawsze będzie czas, żebym na razie szukała pracy w urzędach. Mieszkam w małej miejscowości, więc to jedna z nielicznych ofert pracy typowo biurowej. Mam takie wrażenie, że nigdzie nie mogę znaleźć swojego miejsca, a im dłużej szukam tym bardziej się zniechęcam. Bo jaka to uciecha pracować za najniższą krajową i mieć umowę na kilka miesięcy, a potem co? Potem znowu coś zupełnie innego? Swoją "karierę" zaplanowałam zupełnie inaczej, niestety z powodow zdrowotnych nic z tego nie wyszło. Jedyne o czym marzę to znaleźć wreszcie pracę z SZANSĄ na zostanie w tej pracy i z pensja chociaż 200-300 więcej niż ta najniższa. 

Boje się, że im dalej brne w to, tym gorzej będzie mi z tego wyjść. Bo raz, że nie mam konkretnego zawodu, a zdobycie zajmie mi przynajmniej 3 lata kolejne. Dwa doświadczenie, które było moim atutem, teraz stało się kompleksem. Wyobraźcie sobie, że dostajecie cv dziewczyny która na 3 lata doświadczenia ma ponad 2 lata "przepracowane" na strażach u różnych pracodawców. 

Studia podyplomowe, angielski, jakiś kurs? Jasne, ale to wszystko kosztuje. Na strażach miałam około 900 zł, połowę wydawałam na benzynę, coś trzeba było ubrać, jakieś materiały na studia i po pensji. Jestem załamana w kwestii swojej pracy. Czuję się jak taki typowy wieczny bezrobotny, nieporadna życiowo. 

Berchen napisał(a):

A mnie az skreca z ciekawosci - jaki to kierunek jest, ktory skonczylas i jest taki nieprzydatny, trudno mi sobie cos takiego wyobrazic. Filozofia? napiszesz?Drugie - to ze mieszkasz w malej miejscowosci nic nie znaczy, nikt cie tam do sciany nie przykul, mozesz szukac czegos w duzym miescie , wyniesc sie na poczatek na jakas stancje , pokoj, z czasem rozwinie sie wszystko dalej. Nie lubie jak ktos tak nie podejmie ze swojej strony inicjatywy a skupia sie na zalach. Jesli ktos chce cos zmienic, musi decydowac sie na rozwiazania, ktore nie sa na poczatek fajne i wygodne. Przypuszczam ze mieszkasz nadal z rodzicami (3 lata po studiach !!!) i boisz sie tej spodnicy mamy puscic - czy sie myle?

Kierunkek coś z stylu właśnie filozofii, nie chciałabym za bardzo wchodzić w szczegóły. Nie wiem skąd przypuszczenie, że jestem 3 lata po studiach? I tak to prawda boję się puścić mamy spódnicy, boję się że sobie nie poradzę i wrócę szybciej niż się wprowadzę. 

zle zrozumialam z tymi 3 latami - jakos mi te staze zasugerowaly ze w zasadzie juz pracowalas, ok. A dlaczego tak sie bac, jesli rodzic ecie kochaja i wspieraja to fajnie jest miec takie plecy, swiadomosc, ze jesli sie nie uda to masz do kogo wrocic, to raczej powinno wzmocnic. Szukaj czegos w duzych miastach. Znam dziewczyne z baaardzo malej miejscowosci - corka mojej kolezanki, odwaznie rzucila sie na gleboka wode - zawze mogla wrocic do mamy, po 5 latach wrocila, byla rok, (pracowala dzieki wplywom jej mamy), w miedzy czasie znalazla cos w W- wie i znowu wyjechala, jest tam juz kilka lat, zmienila prace na taka , z ktorej jest zadowolona, wyszla niedawno tez za maz) Odwagi:):):)

Jedyne co przychodzi mi do głowy to znalezienie jakiejkolwiek stałej pracy i szkoła policealna, a potem kursy doszkalające jeśli faktycznie studia które skończyłaś są bezużyteczne.

tak samo jest przeprowadzic sie za granice jak w kraju gdzies indziej. Za granica za byle jaka prace zarobisz 4x tyle co teraz

Pasek wagi

Radziłabym Ci puscic spodnice mamy i przeprowadzic sie do większego miasta, gdzie znajdzies lepiej platna prace. Wieczorami mozesz sie dokształcać, nauczyc sie jakiegos języka, pojsc na kurs itp. W razie czego mozesz wrocic dp rodziców. Nie ma sie czego wstydzić. Jesli nie sprawdzisz nie dowiesz sie jakie masz możliwości. Kto nie gra ten nie wygrywa. Jesli sie nie uda to niewiele stracisz.

Pasek wagi

nieporadna94 napisał(a):

be.fit.2015 napisał(a):

tez bym w tej sytuacji pomyślała o wyjeździe za granicę 
Tylko, że ja jestem sama. Nie mam faceta, nie mam żadnej rodziny za granicą, znajomego, który mógłby ze mną jechać. Prędzej myślałam nad przeprowadzką do jakiegoś dużego miasta. Tylko, żeby się przeprowadzić, muszę znaleźć tam pierwsze prace i pewnie przez miesiąc, dwa dojeżdżać. 
Tymnardziej uważam że powinnaś jechać. Nic Cię tu nie wiąże. Ja wyjechałam całkowicie organizując wszystko sama. Też nie miałam znajomości ani rodziny. Wszystko od zera. Kwestia odwagi. No i dobrze jest umieć się dogadać w kraju do którego chcesz jechać.

A co Cię trzyma w tym miejscu bez perspektyw?

takaja27 napisał(a):

tak samo jest przeprowadzic sie za granice jak w kraju gdzies indziej. Za granica za byle jaka prace zarobisz 4x tyle co teraz

Tylko tez trzeba się za coś utrzymać. Pewnie coś wynająć. A biorąc pod uwagę, ze angielski jest po stronie potencjalnych wydatków to przyjmuje, ze inny język obcy tym bardziej. Wiec zarobki 4x tyle (i z tego oszczędności) wydają się dość iluzoryczne.

Powinnaś wyjechać - sama! Wtedy jest jakaś szansa, że dorośniesz, bo nie będziesz miała innego wyjścia. Póki co słabo to wszystko wygląda... 

Masz papier i tyle. Jesteś magistrem, ok. Teraz zapomnij. Pomysł gdzie byś chciała pracować , co musisz umieć. Idź na kursy dla bezrobotnych, zrób policealne lub pomaturalne. Takie które by cię interesowało, ja po filologii angielskiej (nienawidzę bachorów a tym bardziej uczyć tych rozpuszczonych tłumoków), zrobiłam technika weterynarii, bo chciałam dla siebie, a mam firmę transportową. Bardziej nieinteresującej mnie pracy nie umiem sobie wyobrazić , no chyba że komentator sportowy lub polityk... No ale po kilku latach to inni pracują dla mnie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.