- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
11 września 2017, 18:29
Ostatnio kumpel wdał się w ciekawą dyskusję na temat tego czy ujemny bilans ZAWSZE powoduje utratę wagi. Twierdził, że nawet dieta złożona z pączków ale w deficycie kalorii powoduje utratę kilogramów nawet mimo schorzeń typu tarczyca, insulinooporność, pcos... Twierdzi, że nie ma czegoś takiego jak wejście organizmu w stan magazynowania tłuszczu przy za małej podaży kalorii i że idealnym przykładem byli więźniowie w Auschwitz, którzy byli chudzi. Podawał naukowe fakty na ten temat. A jakie jest Wasze zdanie ? Czy można przytyć lub nie chudnąć w ujemnym bilansie ? Czy tylko bilans warunkuje utratę lub przybieranie kilogramów ?
12 września 2017, 12:06
Działał na pierwszej, drugiej, piątej próbie odchudzania. Działał tak długo, aż dostałam napadów kompulsywnego obżerania LUB (przy diecie 1000 kcal) organizm zaczął się tak ostro bronić, że nie było siły zejść poniżej 56kg (głupoty młodości) mimo ujemnego bilansu. Więc myślę, że jest to sprawa drugorzędna. Za pierwszorzędną uważam obecnie BTW - stosuje takie, żeby dieta była dla mnie przyjemnością. Szczególnie, że przy LCHF jeśli ograniczy się węglowodany odpowiednio nisko, to kaloryka przestaje mieć znaczenie (bo je się według głodu).
Poza tym słyszałam, że najważniejsze w odchudzaniu są akurat hormony i ich poziom (leptyna, hormon wzrostu itd.), ale nie jestem w stanie opisać dokładnie na jakiej zasadzie wszystkie funkcjonują.
12 września 2017, 12:49
12 września 2017, 14:03
No tak, bo deficyt musi być. ALE od jakości jedzenia zależy często jak duży.
12 września 2017, 14:16
No tak, bo deficyt musi być. ALE od jakości jedzenia zależy często jak duży.
Edytowany przez LeiaOrgana7 12 września 2017, 14:19
12 września 2017, 14:27
Ale ja nie wiem o co kumplowi dokładnie chodzi - bo podsumowanie jego wypowiedzi jest mocno lakoniczne. Czy schudnę jedząc 2 czekolady, czyli 1000 kcal? Pewnie tak. Czy schudnę jedząc 3 - nadal solidny deficyt - już nie byłabym taka pewna. Na 4 w teorii też powinnam tracić wagę ;)
Po prostu dla mnie samo słowo "deficyt" wymaga sprecyzowania. Czy deficyt liczymy od tego, ile powinniśmy jeść będąc w miarę zdrowi i jedząc przeciętnie? Czy deficyt liczymy od tego, jakie jest nasze zero na naszej chujowej diecie czekoladowej? A może od maksimum, które byśmy osiągnęli przy super diecie, kręcąc HIITy czy będąc na keto? Bo teoretycznie nasz deficyt z opcji 3, może być naszą masą z opcji 2. O to mi chodzi. Metaboliczne zero jest płynne i zależy od diety i stylu życia, deficyt jest płynny, masa jest płynna. Więc rozpatrywanie diety totalnie w oderwaniu od tego, co konkretnie jemy jest uproszczeniem, którego nie mogę za bardzo zaakceptować.
Żeby schudnąć, trzeba być na deficycie - no ok, ale dla mnie to nic nie znaczy.
Edytowany przez 12 września 2017, 14:29
12 września 2017, 14:59
12 września 2017, 15:04
12 września 2017, 15:08
No wg mnie sprawy warto upraszczać, ale jak się uprości za bardzo, to dany model przewidywania rezultatów nie daje już wyników zgodnych z rzeczywistością. I o to się rozchodzi ta dyskusja.