- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
14 lutego 2017, 11:05
Cześć, czołem
Od dość długiego czasu jestem na diecie niskokalorycznej. Chce z tym czasami skończyć, bo grozi mi tuczarnia(ważę ok.35-6kg/160cm). Zrobiłam to. Skoczyłam nagle na szalony pułap 2k kcal i nie tyłam, ale później znowu zaczęłam się odchudzać. Czuję się po prostu bardzo niekomfortowo dużo jedząc, robi mi się od tego wzdęty brzusio(chociaż jem zdrowo szpinak, brokuły, ryż, kasze, typowo wege) i gdy jest pełny nie mogę się na niczym skupić bo to mnie straszliwie drażni(i lece się od razu ważyć, ale to oczywiste, że jak zjem kg szpinaku to waga wzrośnie, a i tak zaczynam panikować)
co zrobić żeby przestać chudnąć jedząc bardzo mało. jakieś środki zwalniające metabolizm? nie chce chudnąć, ale boje się w sumie tycia, a za jedzeniem nie przepadam
(z góry proszę nie warczeć, dziękuje)
14 lutego 2017, 13:47
"typowo wege" to niekoniecznie zdrowo. dostarczasz swojemu organizmowi jakieś tłuszcze na przykład?
Wiesz, ze tak niska waga grozi na przykład zatrzymaniem serca?
Ba! możesz mieć serce już trwale uszkodzone ;/
14 lutego 2017, 15:00
Też kiedyś tyle wazylam i myślałam że to normalne. Nie jadłam. Jabłko oznaczało dla mnie milion kcal. Ale to choroba tak przestawia w głowie. Mi się udało ja pokonać dzięki interwencji najbliższych. Tobie też się uda jeśli skonsultujesz się jak najwcześniej z psychiatra. Ja musiałam odbyć dwie 3miesięczne wizyty w szpitalu psychiatrycznym by zrozumieć ze umieram. Tobie może się udać bez szpitala tylko działaj szybko. Wiem co czujesz z brzuchem, ale uwierz mi -da się to przełamać. I Ty też dasz radę. Życie jest waniejsze niż uczucie pełnego brzusia
14 lutego 2017, 15:01
Też kiedyś tyle wazylam i myślałam że to normalne. Nie jadłam. Jabłko oznaczało dla mnie milion kcal. Ale to choroba tak przestawia w głowie. Mi się udało ja pokonać dzięki interwencji najbliższych. Tobie też się uda jeśli skonsultujesz się jak najwcześniej z psychiatra. Ja musiałam odbyć dwie 3miesięczne wizyty w szpitalu psychiatrycznym by zrozumieć ze umieram. Tobie może się udać bez szpitala tylko działaj szybko. Wiem co czujesz z brzuchem, ale uwierz mi -da się to przełamać. I Ty też dasz radę. Życie jest waniejsze niż uczucie pełnego brzusia
14 lutego 2017, 22:15
psychiatra pomoze :)
niekoniecznie.
tez osiagnelam (a raczej upadlam na tyle, ze wazylam) 30 pare kg. i tez narzekalam, ze jest mi tak ciezko, tak trudno, ze niby chce przytyc, ale nie potrafie (wzdecia, "pelny brzusio" itp. itd). g*wno prawda. jak zaczelam tego NAPRAWDE chciec, to okazlo sie, ze jednak sie da. po drodze zaliczylam kilku psychologow, ale zaden z nich mi nie potrafil pomoc. bo to najpierw MY musimy chciec sobie pomoc. jesli tego nie zrozumiemy, to bedziemy tkwic w martwym punkcie albo sie dalej cofac i pograzac w chorobie .. widocznie nie jestes jeszcze gotowa na to, zeby o siebie zawalczyc. a szkoda, bo czym dluzej to ciagniesz, tym trudniej bedzie Ci z tym skonczyc. szkoda zycia !
14 lutego 2017, 23:30
Nie chcesz schudnąć a zapychasz się szpinakiem i brokułem? Taaa...
nie chce, ale chce .. osoby, ktore zmagaly sie z zaburzeniami odzywiania doskonale to zrozumieja. dopoki sama nie dojdzie do tego, co w zyciu jest wazne, to moze tkwic w tym latami. wegetacja, stagnacja, zycie skupione na (nie)jedzneiu, kaloriach, dietach .. ja tak stracilam 3 lata. budzilam sie z mysla jak bedzie wygladalo moje dzisiejsze menu, z zainteresowaniem przygladalam sie temu co je moja siostra, czulam niepokoj jak zdawalam sobie sprawe, ze moj obiad byl bardziej kaloryczny niz posilek mamy, z zainteresowaniem sledzilam blogi kulinarne itp itd. az w koncu przyszedl dzien, w ktorym powiedzialam sobie dosc ! mialam dosc takiego zycia. zaczelam wychodzic do ludzi, znalazlam prace, rozpoczelam studia. powoli temat jedzenia zaczal schodzic na dalszy plan, az w koncu doszlo do tego, ze jedzenie znow zaczelo byc dla mnie czyms normalnym -naturalna zyciowa czynnoscia, a nie calym moim swiatem. i tak teraz moge powiedziec, ze jestem w koncu zdrowa, a zaburzenia odzywiania to juz przeszlosc. zycze tego kazdej osobie, ktora sie z tym paskudztwem zmaga ! i dodam, ze wszystko tak naprawde jest w naszych rekach. mozemy miec wsparcie rodziny /przyjaciol, pomoc najlepszych specjalistow, ale jesli same nie bedziemy przekonane czy naprawde chcemy z tym skonczyc, to to nam sie nie uda ..
to my musimy tego chciec ! nie mozemy miec watpliwosci, wahac sie, zastanawiac .. musimy byc tego w 100% pewne ! to najtrudniejszy i najwazniejszy krok. pozniej juz jakos to wszystko pojdzie do przodu i bedzie tylko coraz lepiej.
16 lutego 2017, 17:29
Dziękuje za odpowiedzi!
Co do sugestii, żebym udała się do psychiatry, byłam już, nadal jestem, ale ostatnim razem gdy szukałam pomocy skończyło się bezowocną, 3miesięczną wegetacją w szpitalu psychiatrycznym(byłam w dwóch, w pierwszym tylko objawy się nasiliły, bo jedyne co robili to mnie tuczyli, a kiedy nie chciałam jeść, zaczęli podawać rispolept, po którym zobojętniałam tak, że wszystko jedno było mi co się dzieje i faktycznie, jadłam, a tak to właściwie tylko siedziałam na łóżku i odliczałam czas do atrakcji takich jak następny posiłek i następny krzyk pięlęgniarek, albo gdy pozwolili mamie mnie odwiedzać, to czekałam, aż zabierze mnie na spacer. Nie wspomnę już o grożeniu mojej siostrze szpitalem, bo jest wegetarianką(???). W drugim było lepiej, ale dalej trochę skucha, bo grozili mamie, że jak nie podpisze zgody na olenzapine, to sprawa pójdzie do sądu(chociaż po olenzapinie(i trochę się boję, że po niej to już całkowicie mi metabolizm zjechał) czułam się źle i była praktycznie tylko na szybsze podtuczanie, ale ok). I w sumie tylko głównie strach przed szpitalem motywuje mnie żeby nie spadać. I wątpie, żeby miało mi to pomóc, bo ostatnim razem gdy wyszłam, nie mogłam na siebie patrzeć i natychmiastowo zrobiłam sobie tygodniowy maraton głodówek(to był zły pomysł zjechać z 3k do 0)
Do tego próbowałam nawet dzisiaj(!) zjeść więcej, ale jak czytam po forach wszyscy piszą, że efekt jojo murowany, a ja nie chcę, nigdy nie byłam gruba, moja najwyższa życiowa waga wynosiła 44kg, nie po to tyle ćwiczę i kontroluję się w każdy możliwy sposób, żeby stać się spaślakiem, zwłaszcza, że to pierwszy raz gdzie moje ciało prawie mi się podoba. Nawet jak chciałabym wrócić do jedzenia przed chorobą to nie mogę, bo większość to teraz fear food. Co do tłuszczy specjalnie akurat ich unikam, bo boje się, że dostane miesiączki(wiem, głupie, bo przy niskiej masie ciała nie powinnam, ale wolę być pewna). Skąd mam wiedzieć ile mam jeść. Bo jak czytam osoby na diecie niskokalorycznej, to mają do wyboru, albo chudnąć, albo przytyć do niebotycznych rozmiarów i znów zmagać się z jojo. Czy przyrost wagi w moim przypadku też jest czymś nieuniknionym? (miało być sensownie, a taki kogel-mogel trochę wyszedł)
Edytowany przez Akerin 16 lutego 2017, 17:30