Temat: Lepiej nienawidzić swojego ciała i być szczęśliwą czy być szczupłą i wiecznie nieszczęśliwą?

Robię sobie taki rozrachunek życia. Kiedyś miałam nadwagę – jadłam to co lubiłam, to co chciałam i kiedy chciałam, chodziłam na imprezy, piłam dużo alkoholu, poznawałam ciekawych ludzi, śmiałam się i ogólnie korzystałam z życia. Jednak w środku nienawidziłam tego jak wyglądam, maskowałam fałdy tłuszczu pod tunikami, robiłam mocny makijaż żeby ludzie patrzeli na moją twarz a nie ciało itp... nienawidziłam tego cielska tak bardzo, że nawet sobie nie wyobrażacie. No więc postanowiłam schudnąć. Zajęło mi to 8 miesięcy, dobiłam do skraju niedowagi, rozmiar 36, super laska, pierwszy raz podobałam się sobie, patrzyłam w lustro i nie wierzyłam, że potrafię być taka piękna. Zaczęłam nosić genialne, dopasowane ubrania, buty na obcasie, białe spodnie rurki o rany jak ja dobrze w tym wyglądałam! Samoocena podskoczyła mi niesamowicie do góry, byłam przeszczęśliwa. Ale z drugiej strony... tak naprawdę byłam okropnie nieszczęśliwa, ciągle wkurzona że nie mogę jeść tego co chcę, płakałam jak widziałam kogoś w autobusie kto je drożdżówkę lub batona, przestałam chodzić na imprezy (alkohol to kaloryczne zło!!) codziennie wypruwałam sobie żyły i wypluwałam płuca zabójczymi ćwiczeniami, zamknęłam się w domu, nie odpowiadałam ludziom na smsy i zaproszenia (bo przecież muszę ćwiczyć! Albo nie pójdę do knajpy bo co, będę patrzeć na innych i płakać jak jedzą kebaby i popijają piwem/wódką? A ja? Taka sama trzeźwiutka i o szklance wody i sałatce?) 

Obecnie przytyłam i nie mam już idealnej figury. Pozwalam sobie na więcej jedzenia i na mniej ćwiczeń. Jednak nie jest tak jak kiedyś, nie mam nadwagi (jeszcze nie mam!). No i nadal nie jem wszystkiego co bym chciała i chodzę wkurzona, co prawda mniej ale i tak wpadam w depresję. Chciałabym być kiedyś szczęśliwa... chciałabym korzystać z życia tak jak kiedyś i się nie przejmować... chciałabym też być przy tym taka szczupła jak kiedyś.. Czy to jest już w ogóle możliwe? . Kocham jeść, naprawdę. Dużo jeść. Kocham pić alkohol. Lubię się bawić. Czy mogę być jednocześnie szczęśliwa i szczupła czy istnieją tylko dwa warianty: gruba i szczęśliwa lub szczupła i nieszczęśliwa. A jak wy myślicie?

ja uwazam, ze masz bardzo zle podejscie.... Placzesz, ze nie mozesz tego, tamtego. Nie pojdziesz na impreze bo bedziesz o wodzie i salatce. Tu jest Twoj problem. Glodowe diety i psychicznie jestes tym wyniszczona.

Ja obecnie po zrzuceniu ponad 20kg czuję sie super, a pozwalam sobie to na jakis fast food, to na wyjscie ze znajomymi, jakies slodycze itp. Tylko w granicach rozsadku! Wlasnie przez to, ze wszystkiego sobie odmawiasz, to jestes nieszczesliwa.

Cwiczysz, to tym bardziej jaki problem widzisz w zjedzeniu raz na pare dni zamiast jednego posilka cos mniej zdrowego (drozdzowka, baton, fastfood czy co tam chcialabys zjesc). Jak wyjdziesz raz na jakis czas ze znajomymi na piwo, to tez nic Ci sie nie stanie, przeciez 5l nie wypijesz nie? A dodatkowo takie rzeczy Cie powinny potem przeczyscic w miare szybko.

Nie musisz byc na redukcji, wiec jedz normalnie i ustal sobie, ze np co weekend pozwolisz sobie na jakis odskok. Takie rozwiazania sa najlepsze i na stale.

Ja rowniez kocham jesc roznosci, w szczegolnosci slodycze, chipsy i fastfoody, ale jakos sie od nich odzwyczailam i nie potrzebuje tego codziennie, a jak mnie najdzie ochota to kupie/zamowie i po sprawie.

Moim zdaniem masz po prostu zaburzenia odżywiania i stąd uczucie frustracji. Znam masę osób, które są szczupłe, jedzą, chodzą na imprezy i są szczęśliwe. Sama długo uważałam, że albo się je i jest się szczęśliwym, albo się nie je i jest się nieszczęśliwym, zero półśrodków, bo nie da się czerpać radości z jedzenia jeżeli trzeba pilnować co i w jakich ilościach się zjada. Czarno-biały świat, monochrom, zero odcieni szarości. Dopiero jak mi się udało ogarnąć własną psychikę dotarło, że nie ma idealnej czerni, ani idealnej bieli i sama sobie robiłam krzywdę uważając inaczej. Jakby na własne życzenie zostałam daltonistą. Wychodzę do knajpy, czy na imprezę żeby się pobawić, pośmiać, potańczyć, pogadać ze znajomymi, nie po to żeby jeść, jedzenie jest tylko dodatkiem. Nie jest normalną zabawą chrupanie sałaty i popijanie wody, ale nie jest też normalną zabawą opychanie się tłustym, niezdrowym jedzeniem w nadmiarze i wlewanie w siebie butelki wódki. Jedz różnica między zjedzeniem kebaba raz na jakiś czas, a żywieniem się kebabami. Jeżeli masz odczucie, że jesteś smutna i zła z tego powodu, że nie możesz codziennie jeść kebabów bo przytyjesz, to tak na prawdę to są moim zdaniem zaburzenia psychiki. I mówię to jako osoba, która myślała że dzień bez tabliczki czekolady to dzień stracony, a jak miała wyjść na pizzę to musiała zamówić największą, na najgrobszym cieście i popić ją litrem coli. 

zdrowy styl życia można pokochać.mi sie udało mimo ze nigdy nie dałam sie wciągnąć w diety i liczenie kalorii. Jest wiele zdrowych pyszności na które sobie pozwalam,  nawet sie nimi czasem obiadam bez wyrzutów, ale mam swoje zasady. Piwka tez sie lubię czasem napić :) Powinnaś  zmienić myślenie i stosunek do swojego ciała..dasz rade. pozdrawiam i życzę powodzenia

ps- akurat czytam teraz książkę FitMind Schudnij bez diet ,na prawde fajna jest

Pasek wagi

Żeby jeść to co lubisz musisz być gruba. Wyobraź sobie, że jest tak, iż jesz to co lubisz. Możesz sobie codziennie zjeść kebaba, hamburgera, świeżą, pachnącą drożdżówkę, wypić wysokoprocentowy alkohol, Możesz upiec ciasto dla bliskich i zjeść 1/3 tego ciasta i w ogóle napychać się każdym posiłkiem jakby mógł być twoim ostatnim. Przychodzi jednak moment po 5-10 latach, że ważysz 116 kg. Czyli spełniła się przepowiednia. Brałaś sobie od życia to co lubisz najbardziej- jadłaś. Szkopuł w tym, że tego już nie ma, zostało przetrawione, a Ty masz wagę jaką masz. Wtedy masz problem typu "Ale ja jestem wstrętna! Jestem nieszczęśliwa, gdy patrzę na szczupłe dziewczyny, a przez wagę zaliczam się do pasztetów!" Czy więc warto być grubą dla jedzenia? Czy warto być chudą dla ciągłego odmawiania sobie? Ludzie są chudzi, bo spożywanie jedzenia nie sprawia im takiej frajdy. Nie możesz po prostu być dziewczyną w rozmiarze 38-40, ćwiczyć i jeść od czasu do czasu to co chcesz?

Nagellack napisał(a):

Pozwalam sobie na więcej jedzenia i na mniej ćwiczeń. Jednak nie jest tak jak kiedyś, nie mam nadwagi (jeszcze nie mam!). No i nadal nie jem wszystkiego co bym chciała i chodzę wkurzona, co prawda mniej ale i tak wpadam w depresję. Chciałabym być kiedyś szczęśliwa... chciałabym korzystać z życia tak jak kiedyś i się nie przejmować... chciałabym też być przy tym taka szczupła jak kiedyś.. Czy to jest już w ogóle możliwe? . Kocham jeść, naprawdę. Dużo jeść. Kocham pić alkohol. Lubię się bawić. Czy mogę być jednocześnie szczęśliwa i szczupła czy istnieją tylko dwa warianty: gruba i szczęśliwa lub szczupła i nieszczęśliwa. A jak wy myślicie?

U mnie to była równia pochyła, więc uważaj. Pomyślałam kiedyś tak samo i zamiast się cieszyć z efektu jaki udało mi się osiągnąć tak jak Ty marudziłam bez sensu i szukałam dziury w całym. Wcześniej wpieprzałam tego batonika robiąc maślane oczy na szczupłe dziewczyny a później było odwrotnie i jęczałam że chciałabym jeść - dokładnie jak Ty... I zaprzepaściłam wszystko. Uspokój się i wyluzuj, przemyśl czego chcesz, bo możesz mieć OBIE opcje. Żarcie, picie i szczupłą sylwetkę tylko trzeba ćwiczyć !! Jak Ci to przeszkadza w wychodzeniu ze znajomymi to wymyśl inne godziny, nie wiem wstań wcześniej. Ja robię wszystko aby nikt mnie nie widział, znajomi a nawet mąż (no on czasami) nie mają pojęcia co ja robię, oni w ogóle nie widzą mnie ćwiczącej bo robię to rano. Jak biegam ulice są całkowicie puste... Można tak. I można być szczupłą, nażartą, napitą i przeszczęśliwą, bo przy ćwiczeniu (jak intensywnym zależy jak bardzo kochasz jeść :) uwalniają się endorfiny i widmo depresji odpływa. Pomyśl, że Ty masz w tym momencie o wiele łatwiej, już osiągnęłaś swój cel i możesz dość szybko wrócić na dobre tory jak się postarasz.


Spróbuj teraz, przez ten ciężki okres wątpliwości być szczera sama ze sobą, jak ćwiczysz dużo i dużo jesz - robisz przerwę, dzień, dwa albo kilka dni  (może się przecież zdarzyć) to jedz o wiele mniej, tyle ile powinnaś jeść nie ćwicząc. Zobaczysz jak szybko Ci się zachce ruszać :))

Pasek wagi

LittleWhite napisał(a):

Teraz i tak nie jest źle bo jestem w domu, nie mam obecnie pracy no i wrzesień jest a w tym roku akurat brak kampanii na studiach. Więc ćwiczyć mogę kiedy chcę, to sobie poskaczę po panelach w pokoju godzinkę lub przebiegnę sobie 10 km, spoko. Robię tak co 2-3 dni. Za 3 tygodnie już nie będzie tak fajnie. Emigruję do Niemiec, do akademika (mam nadzieję, że dostanę) i się zacznie znowu: imprezy integracyjne, Oktoberfest (bier bier! bratwurst! glu:hwein! broooot! warum isst du nicht?? Dia:t? Spinnst du? itp.itd...) niemieckie słodycze :O :O :O , no, w pokoju pewnie sobie nie poskaczę, idzie zima więc bieganie w śniegu, masakra, może sportskarte na bieżnie dostanę ale tego też nie wiem. Obstawiam że do końca tego roku przytyję 10 kilo, będę dobrze się bawić, śmiać, jeść, integrować się, pić, szprechać no nie przejdzie inaczej, ja tyję nawet na 1800 kcal a chcę znowu żyć jak tak jak inni i jeść tak jak inni :(

Nagellack napisał(a):

Oktoberfest (bier bier! bratwurst! glu:hwein! broooot! warum isst du nicht?? Dia:t? Spinnst du? itp.itd...) niemieckie słodycze :O :O :O

Hahaha padłam :D Skąd ja to znam. Jak siedziałam w Niemczech to mi dupsko urosło :( Musi być jakiś sposób.

Pasek wagi

Ja nie wiem, ludzie tutaj myślą, że można wszystko tak łatwo połączyć, zachować umiar. No dobra ale np. Jak ja idę na imprezę i chcę się dobrze bawić (tak wiecie nie że ooo coś tam fajnie, lekko się kręci się, piwko, jedno drugie i koniec - nie. Mój organizm potrzebuje dużo więcej, to już nie są te cudowne czasy gimnazjum/liceum..) to ok. 800-1000 kcal idzie z samego alkoholu i co. Ile kcal zostaje? Mam się zagłodzić? Pusty żołądek to zgon murowany. A jak takie imprezy są średnio 3 razy w tygodniu? Lub nawet kilkudniowe maratony? To co? No nie ma siły żeby nie przytyć. Mogę sobie brać nawet takie obiadki/kolacyjki w pojemniczkach, ostatnio znajomi się śmiali ze mnie, że pełno żarcia na stole a ja wyciągam swoje z torebki i jem. Haha. W sumie śmieszne to było i tragikomiczne jednocześnie. A zmarnować tego życia też nie mam zamiaru. Choć w sumie stara już jestem, w moim wieku ludzie już zakładają rodziny, harują w robocie, zajadają stresy, siedzą w domu z dziećmi, narzekają wiecznie na mężów, nie lubią się bawić.. ja chyba nigdy nie dorosnę. 

Wyciągasz 800-1000kcal, bo pijesz piwa albo słodkie drinki (z sokami, colą etc). Weź sobie czystą, zamrożoną wódkę na szoty (szybko Cię kopnie, bo szota wypija się szybko i jest ich więcej), zamrożona wódka nie ma smaku, nie popijałam. Możesz też wypić czystą whisky z lodem, dzięki tym kostkom lodu daję radę. Zależy o co Ci chodzi, jak chcesz popić i się pobawić to wódka, a jak posiedzieć i posączyć dłużej to whisky.

Znajomi już się nie śmieją tylko milkną zszokowani na widok czystego alkoholu gdy oni piją go z colą. No milkli, bo już przywykli. Hmm, co o tym myślisz ? Dałabyś radę ?

Co do ćwiczeń, jak nie masz czasu i chcesz mieć przyspieszony metabolizm aby palić to wszystko, to może tabata ? Trwa 4 minuty :) Dałabyś radę wygospodarować ?

Pasek wagi

Zwykle pijam właśnie drinki, lubie robić różne takie wymyślne, z malibu, likierów z lidla, przystrajane owocami, wiórkami itp.  albo zwykłą lubelską smakową i popijam colą zero/light (to też jest tragikomiczne, że tej z cukrem nie tykam :)). Zwykle średnio 400-500ml na głowę. Więc ok. 1000kcal. Samej czystej nie lubię, piłam jak byłam dzieciakiem, teraz  mnie od niej odrzuca. 

Tabata 4 min to jakoś mało chyba. Pewnie bym dała radę znaleźć czas ale wątpie żeby mi to spaliło nadwyżkę 1000 kcal. Zwykle robię HIITy (chociaż to w sumie interwały są) po 40 min. (20 min, 2 minuty przerwy i kolejne 20 min) od fitnessblendera. Miałam ostatnio taką fazę w lipcu gdy robiłam te 40 min w domu a wieczorem szłam na przebieżkę 10 km. Paliłam wtedy ok. 1100 kcal i to codziennie. Bilans miałam wyrównany. Ale już dłużej nie chciałam się tak katować bo w sumie po tygodniu organizm nie wyrabiał. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.