- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
3 września 2014, 22:21
Robię sobie taki rozrachunek życia. Kiedyś miałam nadwagę – jadłam to co lubiłam, to co chciałam i kiedy chciałam, chodziłam na imprezy, piłam dużo alkoholu, poznawałam ciekawych ludzi, śmiałam się i ogólnie korzystałam z życia. Jednak w środku nienawidziłam tego jak wyglądam, maskowałam fałdy tłuszczu pod tunikami, robiłam mocny makijaż żeby ludzie patrzeli na moją twarz a nie ciało itp... nienawidziłam tego cielska tak bardzo, że nawet sobie nie wyobrażacie. No więc postanowiłam schudnąć. Zajęło mi to 8 miesięcy, dobiłam do skraju niedowagi, rozmiar 36, super laska, pierwszy raz podobałam się sobie, patrzyłam w lustro i nie wierzyłam, że potrafię być taka piękna. Zaczęłam nosić genialne, dopasowane ubrania, buty na obcasie, białe spodnie rurki o rany jak ja dobrze w tym wyglądałam! Samoocena podskoczyła mi niesamowicie do góry, byłam przeszczęśliwa. Ale z drugiej strony... tak naprawdę byłam okropnie nieszczęśliwa, ciągle wkurzona że nie mogę jeść tego co chcę, płakałam jak widziałam kogoś w autobusie kto je drożdżówkę lub batona, przestałam chodzić na imprezy (alkohol to kaloryczne zło!!) codziennie wypruwałam sobie żyły i wypluwałam płuca zabójczymi ćwiczeniami, zamknęłam się w domu, nie odpowiadałam ludziom na smsy i zaproszenia (bo przecież muszę ćwiczyć! Albo nie pójdę do knajpy bo co, będę patrzeć na innych i płakać jak jedzą kebaby i popijają piwem/wódką? A ja? Taka sama trzeźwiutka i o szklance wody i sałatce?)
Obecnie przytyłam i nie mam już idealnej figury. Pozwalam sobie na więcej jedzenia i na mniej ćwiczeń. Jednak nie jest tak jak kiedyś, nie mam nadwagi (jeszcze nie mam!). No i nadal nie jem wszystkiego co bym chciała i chodzę wkurzona, co prawda mniej ale i tak wpadam w depresję. Chciałabym być kiedyś szczęśliwa... chciałabym korzystać z życia tak jak kiedyś i się nie przejmować... chciałabym też być przy tym taka szczupła jak kiedyś.. Czy to jest już w ogóle możliwe? . Kocham jeść, naprawdę. Dużo jeść. Kocham pić alkohol. Lubię się bawić. Czy mogę być jednocześnie szczęśliwa i szczupła czy istnieją tylko dwa warianty: gruba i szczęśliwa lub szczupła i nieszczęśliwa. A jak wy myślicie?
3 września 2014, 22:29
o tym pisałam wczoraj w pamiętniku..wszyscy myślą, że szczupła= szczęśliwa, gruba=nieszczęsliwa. a to tak nie jest. sama mam dylemat co wybrać, figurę czy komfort psychiczny.
3 września 2014, 22:30
To na jakiej Ty diecie byłaś, że nie mogłaś sobie pozwolić choć raz w tygodniu na drożdżówkę?
Nie uważam, aby trzeba było wybierać. Trzeba znaleźć równowagę pomiędzy zdrowym życiem a rozrywkowym.
3 września 2014, 22:31
To na jakiej Ty diecie byłaś, że nie mogłaś sobie pozwolić choć raz w tygodniu na drożdżówkę?Nie uważam, aby trzeba było wybierać. Trzeba znaleźć równowagę pomiędzy zdrowym życiem a rozrywkowym.
3 września 2014, 22:39
moim zdaniem najwazniejsze jest zdrowie i komfort psychiczny
i co z tego, ze kilka OBCYCH lasek pozazdrosci figury lub kilku napalencow sie poslini na widok atrakcyjnej kobiety, jezeli ona ma kompletny bajzel w glowie? lepiej sie poczuje od tych spojrzen>???
znam ludzi z nadwaga, ale zadowolonych z zycia, z kariera i rodzina. wyglad to dodatek. mlodosc szybko mija, a spokoj w glowie to podstawa egzystencji.
tak jak ktos pisal, trzeba znalezc rownowage.
moim zdaniem mozna byc w zyciu szczesliwym, spelnionym, z dobra figura oraz od czasu do czasu poceleborwac zycie dobrym jedzeniem (nie mowie o smieciowym jedzeniu, ale np. kolacja we wloskiej restauracji)
wazne aby zyc w zgodzie ze soba i obiektywnie oceniac swoje predyspozycje
np. trzeba sie pogodzic, ze dzinsy z 6tej klasy sa za male na 25latke, ze juz za pozno na kariere baletnicy lub modelki, ale np. wciaz mozna robic kursy/studia zaoczne pod katem przyszlej kariery, uczyc sie nowego jezyka
3 września 2014, 22:40
Szczerze, nie wiem jak można nienawidzić swojego ciała i być szczęśliwą jednocześnie. Szczęście to w dużej mierze samoakceptacja...
Rozumiem, że idealny wygląd nie równa się szczęściu, a gorszy wygląd nieszczęściu, ale w tym wszystkim trzeba akceptować ten swój "nieidealny" obraz, co się mija z nienawiścią.
Edytowany przez c96938a5d20d709c8315a86845e9d6db 3 września 2014, 22:41
3 września 2014, 22:42
To niesamowite, ale dziś przepłakałam dobrą godzinę rozmyślając dokładnie na ten sam temat. Też czuję się bardzo, bardzo źle ze sobą- jeszcze 2 miesiące temu byłam stanowczo za chuda, ale baaaardzo pewna siebie. Choć fakt że wstydziłam się np. nosić krótki rękawek czy jeść w towarzystwie, bo wszyscy się gapili. Ale mi tam bytło dobrze. Teraz przytyłam 10 kilo i co? Nie chcę mi się gdziekolwiek wychodzić, żeby uniknąć komentarzy (w dobrej wierze wypowiadanych), że ładnie teraz wyglądam, bo się poprawiłam.
Ja wiem kto jest piękny- osoba która ma piękną duszę....
Sama nie wiem jak pokochać siebie... Bo jak na razie nie mogę patrzeć na siebie w lustro bez obrzydzenia...
3 września 2014, 22:46
Kwestia podejścia. Najwyraźniej u Ciebie niewłaściwego, skoro dietę i brak diety rozpatrujesz na zasadzie skrajności - szczęścia i nieszczęścia. Jestem przekonana, że Twój problem nie leży w niemożności zjedzena drożdżówki czy wyjścia na imprezę. To prędzej jakaś wymówka. Chowasz sobie za tym tematem jakiś głębszy problem emocjonalny, z którego mniej lub bardziej zdajesz sobie sama sprawę.
A w kwestii samego odżywiania to umiar - to jest złoty środek. Poza tym smaczne gotowanie i zróżnicowana dieta. Takie problemy jak Twoje biorą się najczęściej też z jakichś mega restrykcyjnych diet głodówkowych.
3 września 2014, 23:01
Kwestia podejścia. Najwyraźniej u Ciebie niewłaściwego, skoro dietę i brak diety rozpatrujesz na zasadzie skrajności - szczęścia i nieszczęścia. Jestem przekonana, że Twój problem nie leży w niemożności zjedzena drożdżówki czy wyjścia na imprezę. To prędzej jakaś wymówka. Chowasz sobie za tym tematem jakiś głębszy problem emocjonalny, z którego mniej lub bardziej zdajesz sobie sama sprawę.A w kwestii samego odżywiania to umiar - to jest złoty środek. Poza tym smaczne gotowanie i zróżnicowana dieta. Takie problemy jak Twoje biorą się najczęściej też z jakichś mega restrykcyjnych diet głodówkowych.
Po prostu kocham jeść i pić. Zawsze to kochałam. A teraz, po tak długotrwałej diecie redukcyjnej i odmawiania sobie, kocham jedzenie i picie jeszcze bardziej niż przedtem. To choroba? Jako nienaturalnie, niegenetycznie przystosowana do szczupłości osoba, żeby jeść to co chcę muszę być gruba.