- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
21 listopada 2010, 21:08
" Dziewczyny, kocham Was jak nikogo innego.
byłyście ze mną przez ten długi, okrutny czas...
ale postanowiłam z tym skończyć
dla własnego dobra. nic się nie poprawiło,
wręcz przeciwnie. jest źle. jest źle fizycznie, psychicznie.
jestem słaba. mam straszne problemy z jelitami.
ważę tyle co na początku, tyle, że mam mniejsze piersi.
nie widzę w tym sensu.
owszem, jedząc będę cierpieć. nawet bardzo.
ale muszę wrócić do poprzedniego stanu.
poprzedniej mnie.
może tego nie zrozumiecie.. ale ja już nie wytrzymuję.
nie śpię po nocach, za to padam w dzień.
brak mi sił na cokolwiek.
i mam nadzieję, że poradzicie sobie z tym.
albo rzucicie to i zaakceptujecie siebie takimi,
jakimi jesteście, albo dobijecie do celu i skończycie na tym.
trzymam za Was wszystkie kciuki.
będę Was odwiedzać, może nawet czasem coś napiszę.
ale nic nie obiecuję".
Edytowany przez Sowa92 21 listopada 2010, 21:09
22 listopada 2010, 14:29
22 listopada 2010, 15:16
22 listopada 2010, 16:42
22 listopada 2010, 17:24
22 listopada 2010, 18:45
22 listopada 2010, 22:17
No witam was, ja niestety też należałam do tych "słoniowatych" z tego forum. U mnie też zaczęło się dość niewinnie. Uznałam, że chcę przestać jeść słodycze, bo miałam dość, że ciagle myślę tylko o jedzeniu. Nie byłam nigdy gruba, to muszę przyznać(najwięcej ważyłam 46 kg) i ludzie mówili mi, że jestem szczupła i że mam zgrabne nogi. Ale mnie denerwowało to, że mam nieproporcjonalne nogi do sylwetki-dość obfite uda i tyłek, a na górze koścista i z mini biustem. Dlatego uznałam, że może chociaż ze 2kg schudnę. No i zainteresowałam się dietą montignac, którą zaczęłam wprowadzać w życie jakoś w styczniu rok temu, ale niezbyt restrykcyjnie. Okres zatrzymał mi się jeszcze zanim schudłam i nie miałam pojęcia dlaczego. Przez pół roku praktycznie nic nie schudłam, może 1kg, bo ciągle ulegałam różnym pokusom, na wakacjach też. Dopiero w sierpniu schudłam do 42 kg, bo już zaczęłam bardziej "kombinować" z jedzeniem i wykluczać sobie różne produkty z diety. A później zaczął się rok szkolny a ja postanowiłam, że chcę osiągnąć do końca listopada wagę 40 kg, bo uznałam, że będę idealnie wyglądać. No i jadałam śniadania i obiady, a kolacji nie. Z tym,że zaczęłam wprowadzać ograniczenia i skończyło się na tym,że- śniadanie ok 6 rano- duży jogurt 0% z płatkami owsianymi i otrębami, obiad do godziny 17 mogłam zjeść(a jeśli nie zdążyłam, to nie jadłam)-żżerałam często całą paczę fety i dość sporo makaronu.No a zdażało się, że na obiad zjadłam np. 3 jabłka.
W końcu nadszedł mój upragniony dzień kiedy to miałam zyskać wymarzoną wagę i jak się zważyłam, to trochę się zdziwiłam, bo waga wskazywała 38,5 kg. I w sumie wtedy też w końcu zrozumiałam, że znajomi którzy ciągle mówią mi, że źle wyglądam, że niknę w oczach(co mnie bardzo cieszyło, bo oznaczało że osiągam sukces- potrzeba poczucia, że wreszcie mogę coś zrobić, kontroli nad życiem), mają rację. Zrozumiałam, że to nie jest normalne życie, kiedy co dzień myślę o jedzeniu, o tym żeby nie dać się głodowi(który po kilku godzinach przetrzymania znikał i dało się do wieczora wytrzymać), kiedy nie mam siły na nic, chodzę jak cień itp.
Więc w końcu poszłam do lekarza i zdiagnozowali mi chorobę, do czego ciągle nie mogłam się przyznać, bo wydawało mi się, że przecież to chudszych dziewczyn dotyczy, a nie z takimi nogami, że przecież mam tłuszczyk... No i zaczęłam leczenie w grudniu, ale dość długo nie mogłam przytyć, bo oczywiście każde powiększanie porcji i włączanie pokarmów było bolesne dla mojej psychiki. Ale w końcu poszło no i dotarłam do wagi wyjściowej-45 kg(choć początkowo obiecałam sobie, że więcej niż 42 kg nie może być). Ale mając te 44kg okres nadal nie wracał i się już denerwowałam, że nie ma nadzieji. Na szczęście wreszcie dostałam miesiączkę, co mnie cieszy, bo może nadal jestem płodna( a to jest ważne, bo nawet jeśli teraz nie chcę mieć dzieci, to za kilka lat fakt, że nie można mieć własnego dziecka byłby przecież mała tragedią). A i jak się okazało, okres zatrzymał mi się tak szybko, nim schudłam, ponieważ główną rolę odegrała tu psychika- i myślenie o schudnięciu.
Piszę to wszystko, żeby dziewczyny które zatracają granicę zrozumiały, że to nie jest tylko niewinne odchudzanie, a bardzo niebezpieczny czas, który może skutkować bardzo poważnymi konsekwencjami. Ja mam szczęście, że było w sumie wszystko ok, ale nie każdy może mieć silny organizm i w porę zareagować!! dlatego naprawdę pomyślcie czy chęć wyglądu modelek w tv (kiedy faceci i tak wolą kobiety z choć małymi krągłościami) jest warty życia?! co wam przyjdzie z "ideału" jeśli będziecie umierające?!
22 listopada 2010, 23:33
moim zdaniem kazda dziewcyzna ktora zaczyna sie odchudzac pozniej do konca boryka sie z problemami i jest jakby na diecie cale zycie.niesety;/ trzeba umiec znalesc granice w odchudzaniu.najlepiej to poprostu zdrowo sie odzywiac i najwyzej zmniejszyc porcje posilkow,jesli ma sie ochote na slodycze to sobie nie odmawaic-oczywiscie wszystko w granicach rozsadku:).bo dieta ma byc stylem zycia do konca zycia.
moje problemy z jedzeniem zaczely sie ok 1,5 roku temu kiedy to stwierdzilam ze gruba jestem.oczywiscie nie bylam,moze mialam troszke sadelka ale reszta byla naprawde ok.na poczatku jadlam porostu mniejsze porcje,wyeliminowalam slodycze.ale pozneij jak widzilam efekty ograniczalam posiki do 3,pozniej 2 a na koncu do 1 na dzien.przy czym prowadzilam bardzo aktywny tryb zycia!okres oczywiscie zanikl.czasmi jak jednego dnia zjadlam troszke za duzo,np zupa i dodatkowo pare grzybkow,to na drugi dzien mialam glodowke.pociagnelam to chyba poand 2 miesiace.wygaldalam jak koscitrup,rodzice mnie krytykowali ze malo jem, a takie gadnaie bylo dla mnie tylko mobilizacja.pozniej pamietam bylam u kuzynki na urodiznkach.wkoncu po dllugich namowach skusilam sie na kawalek tortu(a slodyczy nie jadalm juz baardoz dlugo),pozniej pare piw,troszke mieska.i tak z dnia na dzien jadlam coraz wiecej,np 2 posilki,pozniej 3,pozniej doszly slodycze.az doszlam do momentu kiedy to maialm zaburzenia odzywiania.przewaznie w dzien nie jadlam nic,wracalam ze szkoly ok 20 i zaczynalam wieelka uczte.myslalam glupia ze dzieki temu strace kg.jadlam jadlam,jadlam coraz wiecej.nawet jak w domu nie znalazlam nic slodkiego to robilam sobie czekolade z masla stopionego,kakai cukru pudru
teraz od meisiaca dopeiro wzielam sie za siebie,stosuje diete 1000kcal(+silownia 3,4 razy w tyg po ok 1,5h),wiem wiem ze jest niezdrowa,ale stosuje ja tylko dlatego ze przysieglam sobie i mojej familii ze jak wroce na swieta to schudne i udowodnie mamaie ze mam silna wole.troche pozno sie wzielam za to,no ale jak dojde do 19 grudnia do 59kg to bedzie spoko.po swietach wiem ze wroce z nadwyzka kg hehe (mam nadizeje ze mala) i bede starac sie zdrowo odzywiac,tzn jesc wszystko ale w umiarkowanych ilsociach.z drugiej str nie wiem czy bede umiala przestac liczyc kcal i zapisywac wszystko w notesie bo wydaje mis ie ze to powoli staje sie moja obsesja,atego nie chce;/ nie che do konca zycia myslec tylko o jedzeniu i byc niemu podporzadkowana!