20 czerwca 2012, 13:34
Ciężko mi, bo to nie pierwsze w
moim życiu odchudzanie. najzabawniejsze jest to, że gdy zaczynałam
ważyłam 68 kg (172 cm) i ubzdurałam sobie, że jestem gruba.. dzisiaj to 81.7 kg
(a było 83.5)
nie umiem już normalnie jeść, normalnie myśleć o jedzeniu
zawsze jestem albo na diecie, albo po napadzie, albo przed napadem,
chudnę, obżeram się tyję, chudnę...obżeram się i waga systematycznie
idzie do góry...
mam chory stosunek do jedzenia - cierpi na tym moje życie towarzyskie, bo przeciez nie moge wyjść ze znajomymi na pizzę - bo się odchudzam a potem i tak zajadam stres w samotności....
Mam ochotę usiąść na dywanie i się rozpłakać. co ja zrobiłam ze swoim życiem...
chcę przestać się odchudzać - być znowu normalna, a potem może kiedyś znowu spróbowac schudnąć, ale bez tej chorej obsesji...
już dawno mogłam osiągnąc cel - gdybym była normalna...
Czy któras z Was miała podobną sytuację? Jak wyjść z tego chorego siata - potrzebuję urlopu od siebie na diecie. już nie raz mówiłam, że to przerywam i od dzisiaj po prostu zdrowo jem, ale zawsze i tak wracam do punktu wyjścia... nie umiem się zresetować
Pomóżcie mi..
20 czerwca 2012, 13:38
Iśc do specjalisty i nauczyć się nie koncertować wszystkiego na diecie albo obżeraniu się. To jest problem natury psychicznej i tak się go leczy. Żaden wstyd. Psycholog/psychiatra jest refundowany na NFZ. Powodzenia.
- Dołączył: 2011-12-09
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 3677
20 czerwca 2012, 13:40
Nie jesteś sama....chyba najszybciej i najbardziej skutecznie pomogłaby wizyta u psychologa. Ja próbuje przewalczyć to sama. Z mizernym skutkiem, ale wierzę że się da i chyba jest lepiej. A co robię. Odsuwam na bok jakiekolwiek swoje myśli. Jeśli planuję posiłki to potem muszę je zjeść bez względu na wszystko. Humor itp. Oczywiście to powiedzmy w jakimś nikłym stopniu rozwiązuje problemy fizyczne bo nie dopuszczam do myśli głodówek ani napadów, ale w psychice to nadal nienawidzę jeść. Jeśli naprawdę chcesz sobie pomóc to tylko psycholog.
20 czerwca 2012, 13:43
To samo.. Chyb faktycznie potrzeba specjalisty.
- Dołączył: 2012-04-22
- Miasto: Wrocław
- Liczba postów: 3063
20 czerwca 2012, 13:56
Mam podobnie. Kiedyś w ogóle nie myślałam o jedzeniu, nie planowałam co zjem, kiedy, w jakiej ilości, gdzie, itp - jadłam zupełnie spontanicznie i byłam szczupła, bardzo zgrabna. Nie wiem co mi do łba strzeliło, żeby zrzucic kilka kg. Niby wyglądam trochę lepiej, ale moje życie kręci się wokół jedzenia. Planowanie posiłków, liczenie kalorii, itp. Ucierpiały na tym i moje kontakty towarzyskie, bo przecież nie zjem na mieście, bo nie wiem czego do tego jedzenia dodają i ile to kcal. Na piwo też nie pójdę, bo to tyle kalorii i cukru. Kiedyś nie zdawałam sobie sprawy z tego, że piwo w ogóle ma jakieś kalorie i dobrze mi się żyło. Nie było warto. Nie wiem co Ci doradzic, bo sama potrzebuję pomocy. :c
- Dołączył: 2012-01-09
- Miasto: Rzeszów
- Liczba postów: 3488
20 czerwca 2012, 14:06
najlepsza jest silna wola ale jesli jej niemasz to chyba nie pozostaje nic innego tylko wybrac sie do lekarza...
20 czerwca 2012, 14:26
odpowiednia wydaje mi się wizyta u dietetyka i/albo psychologa.
- Dołączył: 2012-04-29
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 199
20 czerwca 2012, 17:23
Do dobrego psychologa marsz. Silna wola w tym przypadku nie ma nic do rzeczy, znam to z autopsji. Owszem, da się z tego wyjść samemu, ale po co sięgać dna i dopiero z niego się odbijać, skoro można spróbować pomocy specjalisty? Próba pomocy samemu sobie jest objawem odwagi, nie tchórzostwa i nie ma co się bać wizyty u psychologa. Ja sama parokrotnie byłam zapisana do psychiatry, ale koniec końców na żadną nie poszłam. Zawsze jakiś czas przed wizytą jadłam w miarę normalnie, więc po co iść, skoro jest wszystko ok? Jakiś czas później napady/ głodówki wzbierały na sile, wpadałam w łapska obsesji jeszcze głębiej. Naprawdę, nie warto czekać, czas mija, życie ucieka przez palce zmarnowane na jedzeniu/niejedzeniu i trzeba walczyć o lepsze dziś, o normalność.
Trzymam za Ciebie kciuki, powodzenia :)
20 czerwca 2012, 18:21
u mnie terapia nie działa, chodziłam kiedyś ale nie umiem się otworzyć, zaufać obcej osobie... naprawdę próbowałam, muszę sama się z tego wydostać... dna już chyba sięgnęłam...
- Dołączył: 2012-04-29
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 199
20 czerwca 2012, 19:31
A nieobcej osobie potrafisz zaufać? :)