- Dołączył: 2008-11-03
- Miasto: Poznań
- Liczba postów: 570
27 września 2011, 10:57
„Chcę schudnąć. Próbuję przestrzegać diety, zapalam się do sportu, nawet udaje mi się na chwilę zrzucić parę kilogramów, ale za moment dzieje się coś takiego, że nie jestem w stanie trzymać się diety, nie mam ochoty na ruch, zaczynam zajadać stres albo smutek, czując oczywiście coraz większą niechęć do siebie…” Coś ci to mówi? ![]()
Myślisz, że masz słabą wolę, bo inni potrafią, a ty nie? Powodzenie w osiągnięciu wymarzonego zdrowego i szczupłego ciała zależy zwykle w pierwszej kolejności od tego, czy w danej chwili jesteś w stanie zabrać się za dokonywanie zmian w życiu, czyli wytworzyć i utrzymać właściwe nawyki, by z czasem móc przestać koncentrować uwagę na jedzeniu i sylwetce – po prostu zdrowo żyć.
Stres, niska samoocena, uzależnienie od opinii innych, nieradzenie sobie z emocjami i wiele podobnych problemów jest często przyczyną niepowodzeń w odchudzaniu. Jest jednak dobra wiadomość: nie jesteśmy bezradni wobec tych problemów.
Zapraszamy w tym miejscu do rozmowy o wszystkich psychologicznych aspektach odchudzania – od kompulsywnego objadania się, poprzez zajadanie stresu, po motywację.
Na Wasze pytania będą odpowiadali Wojciech Zacharek – psycholog, zajmujący się między innymi wsparciem w procesie zmiany i coachingiem oraz Blanka Łyszkowska – trener rozwoju osobistego, prowadząca warsztaty psychologiczne dla osób z nadwagą
- Dołączył: 2007-11-24
- Miasto:
- Liczba postów: 9275
2 stycznia 2012, 10:42
U mnie do świąt było wszystko dobrze, wykluczyłam słodycze z dietki i nawet pieczenie ciasteczek było mi nie groźne
Niestety same święta już nie były takie udane pod względem umiaru, jak już wpadłam w te smakołyki to przerwanie tego ciągu nie było takie łatwe. Dobrze, że mamy postanowienia noworoczne, zawsze jakos wtedy łatwiej się zmobilizować. No i nie bez znaczenia jest fak, że większość kuszących pyszności jest już zjedzona...
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku 
3 stycznia 2012, 21:24
Ja mam taki problem- jak zaczynam dietę jest wszystko w porządku, tydzień później zaczynam sobie podjadać. Działo się tak zawsze po jednym "wolnym" posiłku raz w tygodniu. Wtedy mogłam zjeść wszystko na co miałam ochotę, tylko w ten jeden dzień, ale jak już spróbowałam to na drugi dzień też coś podjadłam :( i tak w kółko :(
Teraz zaczęłam znowu od nowego roku i sama nie wiem czy zrezygnować po prostu z tego "wolnego posiłku" czy może radzić sobie jakoś inaczej?

- Dołączył: 2005-11-30
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 208
6 stycznia 2012, 13:45
mmartusia, moim zdaniem celem jest dobre, zdrowe odżywianie i rezygnacja z odstępstw, jeśli mają mieć charakter regularny, jak Twój "wolny posiłek", czy, u niektórych "jem, co chcę w niedzielę, a dieta w pozostałe dni tygodnia" Prawda jest taka, że w tej sytuacji psychicznie trwamy w stanie autoopresji - zmuszamy się do diety, a tęsknimy do naszego "wolnego". Rzecz w tym, że tak się długo nie da, a poza tym wymaga to wielkiego wysiłku, wydatku energii, którą lepiej jest zaangażować gdzie indziej, bo przecież nie mamy jej nie wiadomo ile, nawet w młodym wieku :)
Zatem znaaaaaacznie lepiej jest wdrażać zdrowe odżywianie, odstawiać po kolei wszystko, co niezdrowe, a przyjemność czerpać ze zdrowego pożywienia. Po nie tak znowu długim czasie okaże się, jak to jest ze mną, że ślinię się na widok daktyli, a baton już na mnie nie robi wrażenia :)
Natomiast gorąco odradzam zachowywanie sobie takich "nawiasów" niezdrowych, bo to utrudnia znacznie lub uniemożliwia zmianę nawyków. Z czasem nawet w Święta już nie będziesz czuła potrzeby się najadać tym, co nie potrzeba, a jak sobie na to i owo nawet pozwolisz, to i tak nie pochłoniesz za wiele :) Reasumując - wykreśl "wolne" posiłki, a zajmij się poszukiwaniem tego, co jest zdrowe i jednocześnie Ci smakuje. Na pewno uda się to pogodzić :) Serdeczności i .... zdrowego oraz szczupłego nowego roku :) :) :)
- Dołączył: 2011-08-16
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 22
9 stycznia 2012, 23:01
od 2 miesiecy codziennie sobie powtarzalam sie koniec z obrzarstwem i przechodze na kontynuacje diety.... az dopiero 3 dni temu udalo mi sie zebrac :) a najgorsze sa te pokusy.... Boże jak ta czekolada mnie kusi w szufladzie ..... :D ale NIE!:) zero tłuszczy, zero smażenia , zero słodyczy . Jak juz jest 3 dzien to mysle ze jestem na dobrej drodze :)
- Dołączył: 2005-11-30
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 208
10 stycznia 2012, 16:38
To super, quti88 :) Zdradzę Ci jednak jedną tajemnicę. W sumie to żadna tajemnica, ale mało kto o tym mówi, chyba to się finansowo nie opłaca :) Mianowicie dopóki Twoja uwaga jest skupiona na jedzeniu i odchudzaniu, dopóty nie pozbędziesz się problemu, bo w końcu kto by chciał całe życie się męczyć na myśl o czekoladzie, albo zmuszać do jedzenia zdrowego jedzenia? W mojej pracy z kobietami z nadwagą (i na moim własnym przykładzie!) już dawno stwierdziłam, że układ sterowniczy naszych wahań wagi czy też nadwagi mieści się nie w biodrach czy na brzuchu, w tkance tłuszczowej, ale w naszej głowie. Zachęcam Cię do poczytania tego wątku od początku - sporo fajnych rzeczy dla siebie tu znajdziesz. I pamiętaj - nie chodzi o to, żeby wytrwać na diecie, ale żeby, docelowo, w ogóle nie być "na diecie" i o tym nie myśleć. Fakt, droga do tego zaczyna się w momencie, kiedy podejmujemy postanowienie o zmianie i dlatego JESTEŚ na dobrej drodze :)
Serdeczności slę
13 stycznia 2012, 16:09
Ja też mam problem z zajadaniem problemów.
Problem w tym, że mi jedzenie sprawia niezwykłą przyjemność.
Ja nawet jak już się najem to nakładam sobie więcej, bo mi smakuje.
Wiem, że to źle.
Od dziś chcę się kontrolować.
Były jakieś tam drobne dietki, ćwiczenia, próby odchudzania, ale kilogramy wracały.
Ja chyba nawet się boję schudnąć.
Boję się, że skóra będzie na mnie wisieć, a przecież od rozstępów stała się straszna.
Boję się być chuda, ale chcę być chuda.
Nawet chłopakowi zabroniłam jeść przy mnie czekolady...
Chcę być chuda, bo chcę być zdrowa.
Zaczynają się problemy z nadciśnieniem, mam większy cukier niż jeszcze kilka lat wcześniej, problemy z kolanami i kręgosłupem.
Chciałabym kiedyś ubrać obcisłą, krótką sukienkę, a nie worki, ale wiem, że moja skóra jest tak zniszczona, że nawet jak schudnę to będę chować ciało...
15 stycznia 2012, 02:48
Dla mnie najgorsze w tej chwili jest jedzenie z nudów. Przed tv zawsze jadłam najwięcej to ograniczyłam tv prawie do zera. Teraz spokojnie mogę oglądać pół dnia i jedyne co mi się chce, to pić. Przed kompem trochę jem, ale to już nie to samo, bo mózg zajęty myśleniem, a rączki klawiaturą.
- Dołączył: 2010-10-11
- Miasto: Łódź
- Liczba postów: 14
16 stycznia 2012, 21:49
Ja mam całkowity mętlik codziennie. Kłade sie spac mowie sobie: od jutra dieta, musze wytrzymac jem to i to itd itd, gdy rano wstaje jakos sie wszystko szybko toczy gdynie patrze jak mam bulke w buzi i przejadam ja paczkiem;/ nie wiem co jest ze mna nei tak bo chce schudnosc nie samowicie bardzo. od zawsze mialam problem z wagą, nie wygladam tragicznie ale myśl o schudnieciu ttowarzyszy mi codziennie a jednak cos mnie pcha do lodowki i ciagle podjadam;/ zero motywacji i zaparcia.
co mam ze soba zrobic? doradzcie cos!
- Dołączył: 2012-01-16
- Miasto: Katowice
- Liczba postów: 4
17 stycznia 2012, 21:07
właśnie właśnie ten sam problem - jak już pozwolę sobie na jednego wafelka, to potem jeszcze na kilka innych rzeczy :-) zdaję sobi z tego sprawę, więc już coraz częściej z tym uaje mi się walczyć
a czy ktoś zna sposób na wieczorno-nocne głody
17 stycznia 2012, 22:10
No to i ja się odezwę w swojej sprawie.
Mam jakieś 25-30 kg za dużo. Od 7-8 lat moje życie kręci się wokół jedzenia i odchudzania. Nie żebym specjalnie dużo jadła (tak mi się wydaje), ale mam słabość do słodyczy i słonych przekąsek no i piwko od czasu do czasu. Nie mam napadów głodu, po prostu jem bo mam ochotę, bo się nudzę, bo nie wiem co ze sobą zrobić, tzn. wiem co powinnam zrobić ale nie chce mi się, więc łatwiej iść zająć ręce jedzeniem. 10 lat temu byłam piękna i szczupła i zmotywowana, bo szykowałam się do ślubu. Potem odpuściłam. Potem były ciąże i po każdej zostało mi ok. 10 kg. A ja, odkąd pamiętam, jestem niezadowolona ze swojego wyglądu. Wspominam siebie sprzed 10 lat i marzę, że to kiedyś wróci. Wiem, że nie, bo już wiek nie ten, bo skóra już nie ta i metabolizm jakby wolniejszy. Ale ciągle myślę, że muszę się odchudzić. Nie mam fajnych ciuchów, nie podobam się sobie, nie robię najmniejszego wrażenia na facetach, ale nie wiele robię, żeby to się zmieniło. W ciągu ostatniego roku byłam u dwóch dietetyczek, zapału mi wystarczyło za każdym razem na dwa miesiące. Powoli myślę, że może ja tak naprawdę nie chcę się odchudzić? Może ten tłuszczyk jest mi do czegoś potrzebny? Nie wiem tylko po co, nic mi zupełnie do głowy nie przychodzi...