Temat: Psychologiczne aspekty odchudzania

„Chcę schudnąć. Próbuję przestrzegać diety, zapalam się do sportu, nawet udaje mi się na chwilę zrzucić parę kilogramów, ale za moment dzieje się coś takiego, że nie jestem w stanie trzymać się diety, nie mam ochoty na ruch, zaczynam zajadać stres albo smutek, czując oczywiście coraz większą niechęć do siebie…” Coś ci to mówi?
Myślisz, że masz słabą wolę, bo inni potrafią, a ty nie? Powodzenie w osiągnięciu wymarzonego zdrowego i szczupłego ciała zależy zwykle w pierwszej kolejności od tego, czy w danej chwili jesteś w stanie zabrać się za dokonywanie zmian w życiu, czyli wytworzyć i utrzymać właściwe nawyki, by z czasem móc przestać koncentrować uwagę na jedzeniu i sylwetce – po prostu zdrowo żyć.
Stres, niska samoocena, uzależnienie od opinii innych, nieradzenie sobie z emocjami i wiele podobnych problemów jest często przyczyną niepowodzeń w odchudzaniu. Jest jednak dobra wiadomość: nie jesteśmy bezradni wobec tych problemów.
Zapraszamy w tym miejscu do rozmowy o wszystkich psychologicznych aspektach odchudzania – od kompulsywnego objadania się, poprzez zajadanie stresu, po motywację.
Na Wasze pytania będą odpowiadali Wojciech Zacharek – psycholog, zajmujący się między innymi wsparciem w procesie zmiany i coachingiem oraz Blanka Łyszkowska – trener rozwoju osobistego, prowadząca warsztaty psychologiczne dla osób z nadwagą
Jednak, Bożenko, to nie są złe wieści :) Tylko całkiem dobre. Być może powinnaś odpuścić sobie skupianie uwagi na nadwadze (która jest objawem), a zająć się troskliwie przyczynami.

Dla mnie to właśnie są złe wieści. Łudziłam się, że jak schudnę to wiele się zmieni na lepsze, ale widzę, że nie osiągnę tego celu. Chciałam iść na skróty z problemami upchanymi w najdalszym kącie duszy. Jak zwykle zresztą, bo uciekanie od problemów praktykuję niemal od samego początku, od czasu kiedy wszystko zaczęło się, czyli w moim wypadku 10 lat. Niestety, w ciągu tej dekady tyle się tego złego nazbierało, że "kąty mojej duszy" są przepełnione... Zresztą, nieważne. Widzę, że niewiele na to poradzę.
Dziękuję za odpowiedź i dobranoc.
witam. ja jestem właśnie takim emocjonalnym obzartuchem
To...ja, gorąco polecam Ci wizytę u lekarza pracującego z medycyną chińską i akupunkturą. Co ja się nachodziłam kiedyś do gastrologów, zanim trafiłam na lekarza, który mnie kompleksowo potraktował. Za jego radą - zmieniłam sposób odżywiania i kilka innych rzeczy i- mam spokój od trzech lat :)
Z trądzikiem jest to samo - wiele wizyt u dermatologów i kolejne trucizny w organizmie :/ Aż się dowiaduję, że to "sprawka" stanu zapalnego w zatokach!
No i - koniecznie sumienne chodzenie do dentysty :)
ja na razie tyle, ale jeszcze zajrzę dziś, bo mam słówko do Monijki :)
Co do
> pytania Pani Blanki o sposoby na doraźne
> zrelaksowanie się to u mnie najlepiej sprawdzają
> się właśnie słodycze. Dają mi pierw energię a
> potem zobojętnienie. Po za tym działają szybko i
> nie wymagają ode mnie specjalnego wysiłku.

Ha! Monijko, No niestety to nie jest relaks, tylko dalsze "stresowanie" ciała, bo cukier funduje mu huśtawkę, któa na pewno nie służy niczemu dobremu: mamy krótko trwający haj cukrowy (porównywany do narkotycznego, bo cukier to twardy narkotyk!),  a potem szybki zjazd jeszcze niżej, niż przed zjedzeniem cukru (przez cukier swobodnie możemy rozumieć też wszystko, co jest z białej mąki, nie tylko słodycze)
Zjedzenie słodyczy nie da nam ani ciut: wyciszenia organizmu, klarowności myślenia, usunięcia toksyn (np. po wysiłku fizycznym).

Poniżej podaję Wam prosty przepis na krótki relaks (10-20 minut). Uwaga! Może naprawdę pomóc, jeśli zastosujemy przed nadchodzącym napadem objadania (jak już się nauczymy rozpoznawać symptomy).

Relaks – podstawowy (10 do 20 minut)

Stosować codziennie tak po prostu,  również po treningu, a także w celu wyciszenia i „odstresowania”, kiedy potrzeba.

Pozycja leżąca, na wznak, ciało wyprostowane, pięty złączone, palce stóp rozchylone, ramiona wzdłuż ciała, dłonie rozluźnione, odwrócone wewnętrzną stroną ku górze. Powoli zamykamy oczy i usta.

Koncentrujemy uwagę na oddechu. Oddech i umysł są ze sobą ściśle powiązane. Kontrolując oddech i zwalniając go, uspokajamy umysł, co ma zasadnicze znaczenie dla zdrowia. Oddychamy nosem, głęboko, „brzuchem”, powoli, wydychając bezgłośnie.

Świadomie rozluźniamy ciało, poprzez stawy, poczynając od stóp.

Poruszamy palcami stóp przez chwilkę, następnie rozluźniamy je, wyobrażając sobie, jak, począwszy od czubków palców stóp w górę ciała powoli przepływa fala niosąca całkowite rozluźnienie, dociera do kolan – rozluźniamy stawy i mięśnie, potem wyżej, poprzez uda do miednicy, następnie fala płynie przez brzuch i klatkę piersiową w stronę szyi – rozluźniamy kręgosłup, potem ręce, począwszy od palców, staw po stawie, łokcie, barki, mięśnie pleców, głowę (czaszkę) i twarz. Całe ciało jest rozluźnione i zrelaksowane.

Oddychamy spokojnie. Bez wstrząsów i napięć przekręcamy się na prawy bok, składamy rękę pod głowę, jak poduszkę. Pięta nad piętą, kolano nad kolanem, lewa ręka wyciągnięta wzdłuż tułowia, Przekręcamy się na plecy, unosimy nogi, rozluźniamy całe ciało, obracamy się na lewą stronę, chwilę leżymy w tej pozycji, potem z powrotem obracamy się na plecy, a po chwili powoli, bez napięcia podnosimy się do siadu.

 

Relaksacja taka jest procesem, w czasie którego eliminuje się jakiekolwiek napięcie tkanek. Powoduje to lepsze ukrwienie tkanek, a tym samym lepsze odżywienie i dotlenienie mięśni. Równocześnie usuwane są z ustroju uboczne produkty przemiany materii.

Istnieje teoria, która mówi, że taki relaks pomaga usunąć toksyny powstałe np. w wyniku wysiłku fizycznego, ale również – stresu, czy innego źródła „toksyn” w ciele. Pomaga zatem pozbyć się uczucia zmęczenia.

Temat relaksu i relaksacji nie jest mi obcy. Tak samo jak medytacja czy masaże, którymi trochę się interesuję. Teoria jest fajna, gorzej u mnie z praktyką.

Relaks sam w sobie ciężko mi przychodzi, mnie po prostu strasznie trudno usiedzieć w miejscu dłużej niż 5 minut, robię tysiąc rzeczy na raz i czuję się bezpiecznie jak często zaczynam od początku, i to w różnych dziedzinach.

Ale spróbuję znów, choćby 5, 10 minut na początek. Pod ciepłą kołderką, bo gdy mi zimno to nici z odprężenia

Odnośnie tej wypowiedzi:

No niestety to nie jest relaks, tylko dalsze "stresowanie" ciała, bo cukier funduje mu huśtawkę, któa na pewno nie służy niczemu dobremu: mamy krótko trwający haj cukrowy (porównywany do narkotycznego, bo cukier to twardy narkotyk!),  a potem szybki zjazd jeszcze niżej, niż przed zjedzeniem cukru (przez cukier swobodnie możemy rozumieć też wszystko, co jest z białej mąki, nie tylko słodycze)
Zjedzenie słodyczy nie da nam ani ciut: wyciszenia organizmu, klarowności myślenia, usunięcia toksyn (np. po wysiłku fizycznym).

to całkowicie się zgadzam, to jest bardzo krótkotrwałe psychiczne odprężenie potem już tylko leci się w dół i z jedzeniem i z nastrojem. Następny dzień to tak, jakby się miało kaca, suszy i człowiek jest strasznie rozbity. Wiem, że nie warto tylko TO jest takie silne...

 

 

Pasek wagi
Taka relaksacja jest dla mnie narzędziem praktycznym w sytuacji większego napięcia czy stresu, również ostrego.
W innych sytuacjach, mniej drastycznych, gdzie potrzebuję po prostu się wyciszyć, czy wręcz przeciwnie, ożywić nieco, świetnie mi się sprawdza np. 30 minut szybkiego spaceru.  Najlepiej w połączeniu z przyjemnym widokiem (park, las, ładne miejsca w mieście), czasem też z muzyką w uszach (nie w lesie - tam muzykę mamy bez słuchawek :))
Drzemka, w sytuacji przemęczenia bodźcami, "przegrzania" obwodów też jest ok. Nie wychodzi mi oczywiście, gdy jestem podenerwowana.
Monijka, spróbuj wtedy, kiedy masz potrzebę sięgnąć po coś słodkiego powiedzieć sobie - najpierw pójdę na spacer, potem wypiję herbatę z imbirem (na przykład), zrobię coś tam, co mam jeszcze do zrobienia, a jak mi nie przejdzie, to WTEDY zjem tego batona. Gwarantuję Ci, że coraz częściej jednak będziesz stwierdzać, że tego batona już nie potrzebujesz, aż przestaniesz myśleć o słodyczach w podobnych sytuacjach, zmieni się "obwód" w mózgu - z komórki "stres" czy "smutek" przestanie prowadzić do komórki "czekolada", a zacznie do komórki "świeże powietrze", "pół godziny muzyki", "pięć minut myślenia o niczym" etc. :) To naprawdę tak działa, na poziomie mózgu. Tę ścieżkę można przeprogramować, żeby biegła inaczej, ale to wymaga nieco czasu na poćwiczenie :) To do pracy! :)
Można zacząć od zrobienia listy rzeczy, które działają na nas pozytywnie, a nie są szkodliwe czy ryzykowne (!).
 Np: relaksacja, wypicie zielonej herbaty, spotkanie z przyjaciółką, rozmowa z mamą, seks, dobry film, wyjście do kina, poczytanie książki, słuchanie muzyki, pływanie, taniec, spacer, wystawienie się do słońca, pomyślenie o wakacjach, wyjazd wakacyjny.
Potem tę listę porządkujemy w kolejności od najłatwiejszego i najbardziej przystępnego tu i teraz po najtrudniejsze do wykonania i nie zawsze dostępne, w zależności od osobistej sytuacji i możliwości (np. tego, czy przyjaciółka mieszka po sąsiedzku czy w Australii itd)
NP: pomyślenie o wakacjach, wypicie zielonej herbaty, relaksacja, słuchanie muzyki, spacer, wystawienie się do słońca, poczytanie książki, spotkanie z przyjaciółką, rozmowa z mamą, seks, pływanie, wyjście do kina, taniec, wakacyjny.
Do tego dodajemy sobie listę czynności, które możemy wykonać zamiast, a które są zdrowe (!).
Np.: wypicie ciepłego płynu, jedzenie warzywa lub owocu (pamiętamy, że do ok 14tej, potem już wystrzegamy się owoców), uporządkowanie miejsca pracy, poprawienie fryzury i makijażu, czemu nie? , itp, itd.
Zawsze mamy też coś do zrobienia NAJPIERW. Jeśli zorganizujemy sobie tę sytuację tak właśnie, że najpierw aplikuję sobie coś, czym mogę tu i teraz poprawić sobie nastrój, potem zrobimy coś z drugiej listy, a jeszcze potem zrobimy coś, co mamy właśnie "na tapecie", ale ZANIM zjemy tego przebrzydłego batona, to właśnie możemy sobie pogratulować - impuls elektryczny w mózgu został przez nas skierowany gdzie indziej :) Zapewniam Was, i Ciebie, Monijko, że przy konsekwentnym postępowaniu można tak się pozbyć nawyków tego rodzaju. Dodając oczywiście do tego pozytywne myślenie i bycie dobrą dla siebie. To zawsze :) No i staranie, żeby tego batonie nie było pod ręką.

Co prawda jest to reklama wody mineralnej, ale i tak fajna i do uśmiechu :)
Na końcu napis na tabliczce brzmi: "Gratulacje, właśnie spaliłyście 2000kcal", a potem: "Łatwiej się chudnie, jak można się przy tym bawić". Dla mnie - to jest recepta na własny sposób na aktywność fizyczną: MAMY SIĘ PRZY TYM DOBRZE BAWIĆ :) :) :)
Polecam filmik, na chwilkę wytchnienia :)

https://www.facebook.com/photo.php?v=2510875977913

Wiesz blanka (mam nadzieję, że się nie obrazisz, bo w sumie niewielka różnica nas dzieli) coś w tym jest. Ta lista muszę koniecznie ją zrobić, ale napisać. Bo czasem coś sobie myślę, że następnym razem zrobię to i to a potem, przypominam sobie już o tym po pochłonięciu tony słodyczy.

Aktualnie jestem w dietetycznej rozsypce, i niestety moje zaburzenia trwają już szmat czasu więc szczerze powiedziawszy zaczynam wątpić, że sama sobie z tym poradzę. Z drugiej strony, wciąż myślę, kto nie zna mnie tak dobrze jak ja sama? Często czuję, że mam moc, ale niestety na krótko (do pierwszej czekoladki)  Żałuję, że tak daleko mam do Warszawy bo te warsztaty to mogłoby by być ciekawe i wartościowe doświadczenie.

Nawiązując jeszcze do sportu, spacerów to jestem osobą dość aktywną i zabieganą. Lubię chodzić i na pewno jest tak, że po za domem, bez pieniędzy w kieszeni, dużo łatwiej nie płynąć. Tylko, że aktualnie to musiałabym wracać do domu tylko na noc

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za cenne rady.

Pasek wagi
A ten filmik  Znamy, znamy, od pewnego czasu robi furorę na Vitalii
Pasek wagi
Nie wiedziałam, że filmik już dotarł na Vitalię. Przesłanie warte jest propagowania :)
A co do zwracania się do siebie - ja jestem bardzo po stronie anglosaskiej, do wszystkich wolałabym mówić "ty" - nie znoszę "paniowania" ;)
Serdeczności

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.